"BRATERSTWO MIŁUJĄCY"

Dz. Ap. 21:1-14

"Niech się stanie wola Pańska" (Dz. Ap. 21:14)

    BRATERSTWO w Chrystusie jest najserdeczniejszym ze wszystkich związków i wiele wydarzeń, które zaszły w czasie podróży Apostoła z Efezu do Jerozolimy, w najpiękniejszy sposób ilustruje ów związek braterstwa. W poprzedzającej relacji (Dz. Ap. 20: 18-38) czytamy o odłączeniu się Pawła i towarzyszących mu osób od starszych w Efezie i o okazaniu przez nich miłości w postaci łez i modlitw. W Dziejach Apostolskich 21:1 czytamy: "A gdyśmy odjechali, rozstawszy się z nimi ..." - słowa "rozstawszy się" oznaczają oderwaliśmy się od nich, tak jak gdyby serca wszystkich były tak dokładnie złączone, iż rozłączenie oznaczało rozerwanie bardzo czułych związków.

    Przekonujemy się, że podobnie dzieje się dzisiaj z poświęconym ludem Pańskim. Członkowie tego ludu przywiązują się do siebie w sposób, w jaki oficjalne wyznania i religie ziemskich związków i denominacji nie wiążą. Każdy, kto jednoczy się z Chrystusem, odczuwa specjalne zainteresowanie i sympatię dla każdego współczucia, tak że, jak powiada Apostoł, jeśli jeden się raduje, wszyscy odczuwają radość; jeśli, jak się zdaje, jeden jest w kłopocie, uciśnieniu lub smutku, wszyscy okazują współczucie. Takie zachowanie stanie się dostrzegalne proporcjonalnie do tego, jak prawo miłości będzie rozwijać się i znajdować się w obfitości w każdej osobie. Odrobina miłości pojawiająca się w początkach wyrabiania chrześcijańskiego charakteru rozwinie się i pogłębi wypełniając wszystkie zakamarki serca i uświęcając je w czystej, niesamolubnej, świętej miłości.

    Podróż z Miletu do Patary odbywała się prawdopodobnie w niewielkiej przybrzeżnej łodzi. W następnym porcie podróżujący znaleźli większy morski statek, na pokładzie którego odbywali dalszą podróż do Tyru. W ostatnim miejscu pobytu Apostoł i jego towarzysze wyszukali kilku wierzących, o których uprzednio wiedzieli, że mieszkają w Patarze. Wydarzenie to stanowi następny dowód uczucia i zainteresowania. Jak się wydaje, liczba zainteresowanych była mała, podobnie jak dzisiaj, kiedy to o wiele częściej spotyka się grupki liczące po dwie, trzy, sześć lub siedem osób niż większe skupiska. Lecz niewielka liczebność nie powstrzymała Apostoła przed ich wyszukaniem, aby mógł udzielić im zachęty i wzmocnienia. Raczej moglibyśmy powiedzieć, że pod pewnymi względami docenienie faktu, że Pańskie klejnoty nie występują licznie sprawia, iż bardziej są cenne.

    W tym niewielkim zborze byli tacy, którzy widocznie posiadali dar prorokowania, jaki był udzielony wczesnemu Kościołowi - dar polegający na przepowiadaniu przyszłych wydarzeń, jak to miało miejsce w przypadku starodawnych proroków - Izajasza, Jeremiasza itd. - z tym wyjątkiem, iż ci, którzy należeli do wcześniejszej dyspensacji, mówili oczywiście w sposób bardziej publiczny, podczas gdy ci ostatni mieli do przekazania wiadomości przeznaczone szczególnie dla Apostołów i Kościoła. Poselstwo, które do nich dotarło, w tym przypadku ostrzegało, że w Jerozolimie Apostoł zostanie skazany na cierpienia, że zostanie uwięziony, maltretowany itp. i w związku z tym nalegano, aby tam nie szedł. Wcześniej Apostoł powiedział, że Duch świadczył w różnych miejscach, iż czeka go więzienie i kajdany, lecz mimo to rozumiał, że Boską wolą jest, aby udał się do Jerozolimy i dlatego też nie wahał się wiedząc, że Pan będzie w stanie osiągnąć swe dobre cele, jeśli on okaże posłuszeństwo.

BEZ PRAWDZIWEGO KONFLIKTU W PRZYPADKU BOŻEJ WOLI

    Nie mamy rozumieć, że świadectwo lokalnych proroków jest sprzeczne z pojmowaniem przez Apostoła kierownictwa tego samego Ducha Świętego - jedno pouczało go, iż powinien pójść do Jerozolimy, drugie, że nie powinien się tam udawać. Mamy raczej zdawać sobie sprawę z tego, że prorocy po prostu otrzymali od Boga objawienie mówiące, że Paweł znosić będzie przemoc w mieście wielkiego króla, a na mocy tych informacji prorocy sami z siebie radzili Apostołowi, aby się tam nie udawał. Lecz Paweł nie okazując lekceważenia ani nie kwestionując w najmniejszym stopniu prawdziwości ich poselstwa, wyciągnął z niego inną lekcję rozumiejąc poselstwo Pańskie inaczej. Apostoł spostrzegł, że oznaczało to próbę jego wiary, gorliwości, wytrwałości i gdyby sugestie te zrodziły w nim strach, byłoby to dowodem braku ufności do Boga, skoro sam Pan wyjawił mu, że powinien udać się do Jerozolimy.

    Można by się zastanowić dlaczego Apostoł lak usilnie zapragnął udać się do Jerozolimy, skoro wcześniej wiedział, czego może się spodziewać. Odpowiadamy, że widocznie zdawał sobie sprawę z tego, iż znacznie rozwijała się praca wśród pogan, i że odczuwało się mniej lub bardziej wyraźnie zaznaczony podział interesów i sympatii między wierzącymi poganami i wierzącymi żydami, a częścią stojącego przed Apostołem zadania było przeciwstawienie się podczas tej wizyty owej tendencji i przyczynienie się do scementowania jedności Kościoła. Apostoł zabierał z sobą datki różnych zborów spośród pogan, aby wspomóc biednych z większego zboru w Jerozolimie, będące ofiarą dziękczynną Panu za dobre rzeczy im udzielone przez ich żydowskich braci. Ofiary te miały potwierdzić miłość i społeczność wierzących pogan i przyczynić się do przekonania braci z Jerozolimy, że ci zamieszkujący poza granicami, posiadali takiego samego ducha jak ci, z którymi byli lepiej zapoznani w Palestynie.

    Tak więc jeszcze raz w towarzystwie Pawła było kilku przedstawicieli pogan - niejako z łaski Boga wśród pogan znaleźli się szlachetni bracia, którzy swą cichością, cierpliwością, delikatnością, nieskwapliwością, braterską uprzejmością i różnymi innymi owocami Ducha w pełni potwierdzali, że działalność łaski wśród pogan jest taka sama jak wśród żydów.

    Ponadto, Apostoł zdawał sobie sprawę, że świadomie bądź nieświadomie niektórzy mimowolnie niewłaściwie przedstawiali jego stanowisko - twierdząc, że był on przeciwnikiem zakonu i żydów. Apostoł nie był przeciwnikiem ani Zakonu, ani żydów. Miłował żydów jako swych braci i miłował Zakon Mojżeszowy, zdając sobie sprawę, że był on sprawiedliwy, doskonały i dobry, że był tak wielkim i wspaniałym prawem, iż żadna upadła ludzka istota nie mogła w żaden sposób żyć według wszystkich jego wymagań i dlatego każdy, kto zostaje usprawiedliwiony, nie może być usprawiedliwiony przez posłuszeństwo Zakonowi, lecz musi być usprawiedliwiony zgodnie z Bożym zarządzeniem - usprawiedliwiony przez wiarę. Apostoł miał nadzieję, że podczas tej wizyty będzie w stanie pokazać, iż nie brak mu szacunku dla Zakonu, i tak jak Jezus go wysławiał i popierał ukazując jak wielkim i wspaniałym prawem był Zakon, on, Paweł czci Zakon Boży, Zakon Mojżeszowy i dowodzi, że mógł on być wypełniony przez każdego z upadłej rasy ludzkiej jedynie na zasadzie uznania za doskonałego, a ponadto uznania tylko tych, którym przypisana została sprawiedliwość Chrystusowa, kompensująca ich wady i braki.

POWODY DECYZJI APOSTOŁA

    Co więcej, Paweł przewidział całkowite odpadnięcie jego narodu od wszelkiej łaski Bożej w niewiarę oraz czas wielkiego ucisku, jaki jest już blisko, i niewątpliwie pragnął on dokonać jeszcze jednego wysiłku na rzecz żydów - dać im ostateczne świadectwo, które mogłoby okazać się pomocne niektórym, mając nadzieję, że jego doświadczenie, nabyte podczas wieloletniego pobytu wśród pogan, wyposażyło go prawdopodobnie w większą mądrość w przewidywaniu sposobu przedstawiania tego chwalebnego posłannictwa. Wiemy, że takie były jego intencje w sprawie stanu żydów, ponieważ jego List do Rzymian już został napisany - po opuszczeniu Efezu, przypuszczalnie w Koryncie - i należy pamiętać, że we wspomnianym tu Liście do Rzymian w rozdziałach 9-11 Apostoł wyraźnie przedstawia potknięcie się całego narodu żydowskiego, zaznaczając, iż jedynie część z nich pozostanie przy Panu Jezusie, podczas gdy cała reszta pozostanie w zaślepieniu "pókiby nie weszła zupełność pogan" (11:25).

    Pamiętamy wyjaśnienie Pawła dotyczące drzewa oliwnego, którego korzeń odpowiadał obietnicy danej Abrahamowi, a gałęzie reprezentowały jednostki z narodu żydowskiego. Wyłamywanie tych gałązek od łaski Boskiej stwarzało możliwość wszczepienia w to drzewo oliwne - drzewo Boskiej łaski i uczestnictwa w przymierzu zawartym z Abrahamem --wszystkich tych spośród pogan, którzy gorąco przyjmą Odkupiciela. Tak więc, Apostoł o tych wszystkich wyjaśnieniach dobrze pamiętał. Nie spodziewał się, że będzie w stanie nawrócić Izrael jako naród, lecz życzył żydom, aby dostrzegli miłość, jaką żywił do nich, oraz jego szczere pragnienie niesienia im pomocy. Miał także nadzieję, że być może uda mu się wykorzenić z umysłów innych Apostołów nie tylko uprzedzenie, jakie mogliby jako żydzi okazywać w stosunku do nawróconych pogan, ale też dodatkowo mógłby dopomóc tym, którzy jeszcze nie podjęli decyzji, nie popadli jeszcze w stan ciemności, obrazy itd.

    Tu ponownie zamanifestowana jest braterska miłość. Apostoł darzył naród żydowski głęboką miłością, jak to potwierdza jego oświadczenie: "Albowiem żądałbym sam, abym się stał odłączonym od Chrystusa za braci moich, za pokrewnych moich według ciała" (Rzym. 9:3). Nie znaczy to, że pragnie znosić za nich wieczne męki, ani też, że chciałby za nich zginąć we wtórej śmierci, ale że jest chętny pogodzić się z pozbawieniem go uczestnictwa w chwale królestwa jako członka ciała Chrystusowego, gdyby przez to mógł przyprowadzić swój naród do tego chwalebnego stanowiska, owego pierwszego prawa, które należało do żydów jako narodu zanim je odrzucili.

    Pobyt w Tyrze w niewielkim gronie trwał siedem dni, tak długo trwało bowiem rozładowanie i załadowanie ich statku. Gdy czytamy opis jak to uczniowie z Tyru wraz ze swymi żonami i dziećmi odprowadzili Apostoła i jego towarzyszy do portu i wszyscy uklękli na wybrzeżu w modlitwie, to stwierdzamy, że ten sam duch uczniostwa był widoczny wszędzie we wczesnym Kościele - był tak samo gorący i tak samo wymowny wśród tych prawdopodobnie mniej rozwiniętych osób z Tyru jak to było w przypadku starszych ze zboru w Efezie, spotkanych w Milecie. Cieszymy się mogąc stwierdzić, że obecnie domownicy wiary posiadają wiele tych samych cech gorącej miłości do braci, mimo że wcześniej wzajemnie się nie znali.

    To uderzające podobieństwo przywodzi nam na myśl, gdy niektórzy z przyjaciół, a czasami ich dzieci, odprowadzają nas na dworzec lotniczy, aby powiedzieć "do widzenia". Prawdziwie, jeden duch wszystkich nas przenika i każdy, komu brakuje tego ducha braterstwa, jedności, będzie się prawdopodobnie stawał coraz chłodniejszy i obojętniejszy, aż całkowicie utraci Prawdę. A każdy, kto rozwija ducha braterstwa, jedności i miłości do wszystkich uczniów Chrystusa, przekona się, że duch ten rośnie, pomnaża się i wzmacnia.

        Błogosławiona więź, co jednoczy
                Nasze serca chrześcijańską miłością;
        Niech umysły pokrewne się cieszą
                Taką właśnie społecznością.

    Ktoś ubrał w poetycką formę myśl, mówiącą, że powinniśmy wyrażać nasze uprzejme uczucia względem drugich i oddawać sobie nawzajem uprzejme usługi, gdy mamy ku temu sposobność - nie pozwalając, aby takie sposobności nas omijały i nie pozostawiając uzewnętrznienia swych uczuć aż do czasu, gdy nasi przyjaciele zastygną w śmierci:

        Na cóż lina, jeśli się ją rzuci,
                Gdy głos tonącego dawno już ucichł?
        Na cóż przyjazna dłoń, gotowa do uchwytu,
                Gdy minęło niebezpieczeństwo alpejskiego szczytu?

        Czy potrzeba zachęty ze stron aż tak wielu,
                Gdy biegnący bezpiecznie dobiegł już do celu?
        Jakaż wartość pochwały, rzuconej jednym tchem,
                Gdy już ucho zasnęło śmiertelnym śpiąc snem?
        Nie, jeśli choć jedno masz dla mnie pociechy słowo
                Mów, bym teraz, gdy żyję, cieszył się twą mową.

    Opuściwszy Tyr ich statek dotarł wkrótce do Ptolemaidy. W Ptolemaidzie zamieszkiwało kilku przyjaciół i w ich towarzystwie spędzono jeden dzień. Prawdopodobnie pożegnanie było znowu przepełnione wyrazami sympatii. Następnym punktem podróży była Cezarea, rzymska stolica Palestyny. Filip Ewangelista, jeden z siedmiu diakonów wyznaczonych pierwotnie w Jerozolimie - o czym nie należy zapomnieć - który dokonał dobrego dzieła na rzecz etiopskiego rzezańca, oraz w Samarii, jak z tego widać, zamieszkiwał w owym czasie w Cezarei. Nie posiadamy żadnego wyraźnego oświadczenia określającego liczbę wierzących znajdujących się w tym miejscu, lecz oczywiście większość z tych grup ludu Pańskiego to grupy liczebnie niewielkie.

    Przynajmniej pięć osób w zborze należało do rodziny Filipa, bowiem posiadał on cztery córki, o których czytamy jako o niezamężnych siostrach, które prorokowały. Trudno nam się wypowiadać, w jaki sposób prorokowały, prawdopodobnie był to jeden z "darów" Ducha. Możliwe, iż przepowiadały pewne rzeczy, które miały się wypełnić w przyszłości. Widocznie towarzysze Apostoła zabawili w Cezarei dłużej niż zamierzali, uświadomiwszy sobie bowiem, że nie przybędą do Jerozolimy na Święto Przejścia, Apostoł i jego towarzysze nie spieszyli się zbytnio, chcąc dotrzeć do Jerozolimy przed okresem świąt Pięćdziesiątnicy.

    Właśnie wtedy, gdy przebywali w Cezarei, Agabus, brat w Panu, który uprzednio już dostarczył ważnych proroctw dotyczących przyszłych wydarzeń, przyszedł do Cezarei, a spotkawszy Pawła wziął swój pas i związawszy sobie nogi i ręce oświadczył, że tak samo Paweł zostanie związany i wydany poganom. Ta forma prorokowania, ilustrowana znakami, nie była Żydom obca. Pamiętajmy, że Izajasz i Jeremiasz oraz inni prorocy podobnie części swego posłannictwa przekazywali w znakach czyniąc je niewątpliwie bardziej wymownymi.

AGABUS I SILNE POSTANOWIENIE PAWŁA

    Jak się wydaje, ostatnie świadectwo Agabusa wpłynęło na wszystkich towarzyszy Pawła, którzy przyjąwszy pogląd podobny do wyrażanego przez innych, przyłączyli się teraz do ogólnego skierowanego do Pawła apelu, aby nie podejmował dalszej podróży, aby się zatrzymał i nie spieszył nierozsądnie w niebezpieczeństwo. Odpowiedź Apostoła pokazuje, jak silnie był on przekonany, że taka była Pańska wola, i ani przez moment nie zaprzecza, że jego drodzy przyjaciele byli szczerzy. Jego słowa są bardzo znamienne: "Cóż czynicie płacząc i serce mi psując?" Tutaj ponownie przypominają się nam słowa poety:

        Wspólne brzemię razem dźwigamy,
                Wspólna jedność przed troską nas broni;
        Często jeden za drugiego
                Współczucia łzę uroni.

    Lecz Apostoł był stanowczy. Nie rozpoczął swej podróży, nie będąc w pełni przekonany i upewniony, że odbywała się pod Pańską opatrznością, i żadne okoliczności, jakie mogłyby nastąpić, nie mogły go zniechęcić. Dobrze wiedział, że wszelkie moce ciemności atakują go na próżno, z wyjątkiem tych, na które Pan dozwoli, i wiedział też dobrze, że Pan nie dopuści do niczego, co nie obróciłoby się na jego prawdziwą korzyść. Dlatego też, jechał dalej świadomie i odważnie, aby dokończyć to dzieło, które Ojciec mu powierzył do wykonania. Podtrzymywała go wiara w Boskie kierownictwo obejmujące wszystkie jego sprawy, tak jak to miało miejsce w przypadku naszego Pana Jezusa, który - jak pamiętamy - rzekł do Piłata: "Nie miałbyś żadnej mocy nade mną; być nie była dana z góry" (Jana 19:11).

    Niewiele jest tak szlachetnych charakterów, jak Pawła, niewzruszonych na groźby czy strach, mocnych w Panu i w sile mocy Jego, gotowych nie tylko być związanymi dla Chrystusa, ale umrzeć, jeśli takie byłoby zarządzenie Pańskiej opatrzności w stosunku do nich. Oby każdy z nas jak i wszyscy razem naśladowali ów szlachetny charakter tego, który tak dokładnie szedł śladami naszego Pana i Mistrza. Bądźmy silni, nie tylko w naszym poświęceniu, ale też w podejmowaniu wszelkich kroków, jakie Pańska opatrzność każe nam postawić.

    Argumentacja Apostoła odniosła sukces. Paweł natchnął nową odwagą serca wszystkich współpracowników, którzy widocznie zdecydowali się, że jeśli mieliby wkrótce umrzeć lub cierpieć, również będą się radować, jeśli wola Boża dotycząca ich zakończy się ich śmiercią. A jeśli nie będą osobiście cierpieć, to przynajmniej dostąpią zaszczytu towarzyszenia tym, którzy zostaną źle potraktowani dla Chrystusa, a w ten sposób staną się do pewnego stopnia uczestnikami obiecanych błogosławieństw (Żyd. 10:32-34). Towarzysze Apostoła ujrzeli całą sprawę w taki sposób, w jaki on na nią patrzył - że taką była wola Pańska i postanowili się z nią pogodzić, jednak Pan już wcześniej udzielił im informacji, która pozwoliłaby im się wycofać lub podjąć próbę zachowania życia.

    W tych słowach "Niech się stanie wola Pańska" zawarta jest cenna lekcja dla całego drogiego ludu Pańskiego. Każdy z nas powinien starać się poznawać Pańską wolę. Jeśli przede wszystkim nasze poświęcenie jest zupełne, będzie to znaczyło, że usiłujemy dowiedzieć się, jaka jest wola Pańska wobec nas i będzie to oznaczać, że o ile usiłujemy poznać Jego wolę, o tyle będziemy ją czynić za wszelką cenę. Będzie to oznaczać, że stale wypatrujemy działania Pańskiej opatrzności we wszystkich naszych sprawach, wiedząc, że nic nie dzieje się przypadkowo w życiu tych, którzy pozostają w przymierzu z Bogiem i że wszystkie rzeczy współdziałają dla ich dobra. Niewątpliwie, pełniejsze uświadomienie sobie Boskiej opieki nad wybrańcami często właściwie prowadzi nasze kroki przez zwrócenie oczu wiary na oczekiwanie Pańskiego kierownictwa i poszukiwania go we wszystkich sprawach, które mają jakąkolwiek ważność!

TP ’87,18-21; BS ’86,2.