JEZUS UDOSKONALONY PRZEZ CIERPIENIE

"Który za dni ciała swego modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest dla uczciwości. A choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa. A tak doskonałym będąc, stał się wszystkim sobie posłusznym przyczyną zbawienia wiecznego. Nazwany będąc od Boga kapłanem najwyższym według porządku Melchizedekowego" (Żyd. 5:7-10).

    AKTY przyjemnej służby we współpracy z Bogiem w dziełach stworzenia i w sprawach z nimi związanych były dowodami lojalności naszego Pana już przed Jego karnacją w stosunku do woli Bożej, wyrażającej zawsze prawo sprawiedliwości. Opuszczenie tej wzniosłej służby było zniżeniem się do ludzkich warunków, podjętym jednak radośnie i z zadowoleniem. Potem nastąpiły próby Jego ziemskiego życia a na samym końcu miały miejsce srogie próby Getsemane i Kalwarii. Tutaj odbyła się próba Jego wierności w stosunku do Boga za cenę wszystkiego, co posiadał. Poza tym nie mógł się niczego spodziewać, z wyjątkiem miłosierdzia i miłości Boga, którego mądrości, miłości i mocy polecił Swego ducha (Łuk. 23:46). Była to naprawdę decydująca próba i chociaż nie mógł w tym czasie dostrzec potrzeby każdego jej zarysu (Mat. 26:39, 42, 44) to jednak wiedział, że miłość Boża była zbyt wielka, aby dotknąć niepotrzebnym bólem Swego umiłowanego Syna. I dlatego ufał Mu tam gdzie nie był w stanie wówczas podążać za Nim Jego niezbadanymi drogami. Jakim wspaniałym przykładem, jest On dla nas!

    Nasz tekst pozwala nam wglądnąć w te doświadczenia próbujące naszego Pana, a tym samym ocenić ciężar, jaki On nosił za nas w dniach ciała Swego. Zwracamy szczególną uwagę na wyrażenie "za dni ciała swego", ponieważ niektórzy twierdzą, że nie ma różnicy między dniami, gdy był w ciele a tymi, kiedy już dłużej nie był w ciele. Ponieważ mówią, że ciało, w którym zmartwychwstał jest Jego ludzkim ciałem, Jego ciałem uwielbionym. Inni znowu twierdzą, że nie istniał przed Swoją ludzką egzystencją. W przeciwieństwie jednak do obu tych poglądów nie tylko nasz tekst wykazuje, ale także stanowczo mówią o tym inne teksty Pisma Św., np.: "Ponieważ tedy dzieci społeczność mają ciała i krwi, i on także stał się ich uczestnikiem"; On "stał się ciałem i mieszkał między nami"; "Dla was stał się ubogim, będąc bogatym"; "Ciało moje, które ja dam za żywot świata" (Żyd. 2:14; Jana 1:14; 2 Kor. 8:9; Jana 6:51). Tak, Jego ludzkie ciało było ciałem Jego upokorzenia, ciałem przygotowanym na ofiarę (Żyd. 10:4,5), które będąc raz ofiarowane nigdy nie zostało wycofane; było dane jako cena naszego odkupienia. Z tego powodu On nie żyje dłużej życiem w ciele, ludzkim życiem, lecz na skutek ofiarowania go jest obecnie bardzo wywyższony i żyje wiecznie jako nasz Boski Najwyższy Kapłan. "A chociaśmy też znali Chrystusa według ciała, lecz już teraz więcej nie znamy" (2 Kor. 5:16). Tak więc Jego poniżenie nie było wiecznym, lecz poprzedzało chwalebne wywyższenie, nawet do Boskiej natury i chwalebnego ciała, należącego do tej natury - "Który będąc jasnością chwały i wyrażeniem istotności" Ojca (Żyd. 1:3) mieszka w światłości nieprzystępnej (1 Tym. 6:16), którego wszyscy wybrani wierni naśladowcy mają zobaczyć. O Jego Kościele, Jego Oblubienicy, jest napisane: "podobni mu będziemy; albowiem ujrzymy go tak, jako jest" - nie jakim był (1 Jana 3:2). Kiedy był jeszcze w ciele modlił się o to mówiąc: "Ojcze! któreś mi dał, chcę, aby gdziem ja jest, i oni byli ze mną, aby oglądali chwałę moją" (Jana 17:24). O Wielkim Gronie jest napisane: "także panny za nią, towarzyszki jej, przywiodą do Ciebie... a wnijdą na pałac królewski" (Ps. 45:15, 16) i będą służyć przed Boskim tronem (Obj. 7:9, 13-17). Ijob się modlił: "A choć ta skóra moja roztoczona będzie, przecież w ciele moim oglądam Boga" (Ijoba 19:26; w Biblii Amerykańskiej ARV jest podane: "przecież bez ciała mego oglądam Boga"). Są też teksty Pisma Św. wskazujące, że inne klasy wybrane w końcu zobaczą Go takim, jakim jest - Duchową istotą.

    Nasz Pan mimo zmiany jest wciąż tym samym Jezusem jak Apostoł wskazuje: "A który zstąpił [do grobu] ten jest, który i wstąpił wysoko nad wszystkie niebiosa, aby napełnił wszystko" (Efez. 4:10). Zmiana natury z ludzkiej na Boską nie zniszczyła bardziej Jego tożsamości niż w przypadku zmiany Jego istoty z duchowej na ludzką w procesie karnacji. O Sobie samym po Swoim zmartwychwstaniu powiedział: "I żyjący, a byłem umarły, a otom jest żywy na wieki wieków" (Obj. 1:4, 18).

    Z wdzięcznością w sercach przyjmujemy teksty Pisma Św. stwierdzające, że Syn Boga stał się ciałem i dziękujemy Bogu, że Jego dni w ciele zostały policzone i że było ich niewiele. Po Jego poświęceniu się do wykonania dzieła ofiary nastąpiły dni cierpienia, smutku, zawodu i niepokoju, dni, które Go często wiodły do tronu niebiańskiej łaski w celu znalezienia pomocy w potrzebie. Dlatego gdy pracowite dni służby kończyły się, często zwyczajem naszego Pana było poszukiwanie miejsca na modlitwę. Góry i pustynie były Jego ustroniem, gdzie nierzadko spędzał całą noc na modlitwie. Podczas tych chwil poufnej społeczności z Bogiem czerpał Swoją duchową siłę, pociechę i wzmocnienie. Były to chwile cennej społeczności, gdy Swoje serce mógł otworzyć przed Ojcem jak przed nikim innym, kiedy mógł powiedzieć Mu o wszystkich Swoich smutkach, ciężarach i obawach, kiedy Ojciec objawiał Mu Siebie w znakach miłującego potwierdzenia i w podtrzymującej łasce.

CZEGO SIĘ BAŁ I OD CZEGO ZOSTAŁ ZACHOWANY

    Niejeden mógłby zdziwiony zapytać czy nasz Pan odczuwał bojaźń? Tak, nasz tekst wskazuje na wielki konflikt umysłowy, jaki "za dni ciała swego" nasz Pan przeżył dla naszej korzyści. Konflikt ten rozpoczął się w pokuszeniach na puszczy, natychmiast po Jego chrzcie, a punkt kulminacyjny osiągnął w ogrodzie Getsemańskim, gdzie prawdopodobnie jak nigdy przedtem "modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest dla uczciwości" (w ang. Biblii... dla bojaźni).

    Pan nie obawiał się, że miłość albo obietnice Boga mogą zawieść. On wiedział, że Bóg, który obiecał, był wierny, że Bóg jest Bogiem zachowującym przymierze, że Jego działalność i postępowanie oparte jest na wiecznych zasadach prawdy i sprawiedliwości i że odchylenie w najmniejszej jocie byłoby moralną niemożliwością. Ale Pan także wiedział, że plan zbawienia ludzkości był uzależniony od posłuszeństwa Pomazanego Najwyższego Kapłana wobec każdej kreski i joty Prawa odnoszącego się do Niego, jak to jest pokazane w służbie Przybytku. Ofiara nie tylko musiała być uczyniona, ale musiała być złożona ściśle według przepisu. Gdyby figuralny najwyższy kapłan, Aaron, czegokolwiek nie wypełnił według udzielonych mu wskazówek dotyczących składania ofiary (zob. 3 Moj. 9:16), gdyby zapomniał lub zignorował jakąś część instrukcji lub gdyby zastąpił niektóre z nich swoimi pomysłami, nie byłoby mu dozwolone pokropić ubłagalni krwią takiej niedoskonałej ofiary. Jego ofiara nie byłaby przyjęta. On musiałby umrzeć (3 Moj. 16:2, 3), a tym samym nie mógłby nigdy wyjść i błogosławić lud.

    Widzimy więc, że odkąd nasz Pan podjął się wielkiego dzieła odkupienia niósł w Sobie wyrok życia i śmierci, nie tylko w odniesieniu do rasy ludzkiej ale i Siebie samego. Mówiąc obrazowo, wziął Swoje życie we własne ręce. Nic dziwnego więc, że pod ciężarem własnej odpowiedzialności nasz Pan się bał! Napięcie wywoływane przez próby, którym był poddany byłoby za wielkie nawet dla Jego doskonałej ludzkiej natury, gdyby nie była wspomagana Boską łaską. Z tego powodu On często poszukiwał miejsc do modlitwy o łaskę pomocy w każdym czasie potrzeby. Zastanów się nad wielkim bojem utrapienia, jaki On przechodził, nad subtelnymi i zwodniczymi pokuszeniami na puszczy (Tom V, str. 122-131), nad sprzeciwianiem się Jemu przez grzeszników i nad pospolitą niewdzięcznością tych, których przyszedł zbawić. Rozważ też Jego ubóstwo, utratę przyjaciół, Jego wysiłek i znużenie, bezdomność, gorzkie i bezlitosne prześladowanie Go, wreszcie zdradę i śmiertelną mękę! Z pewnością próby wytrwałości i posłuszeństwa dokładnym wymaganiom prawa ofiary były najbardziej decydujące w tych warunkach. Jaką staranność one wyrobiły w Panu. Ponieważ On obawiał się, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia, które pozostaje i do mającej nastąpić chwały, nie był upośledzony w stosunku do wszystkich wymogów Jego urzędu Kapłana w złożeniu nadającej się do przyjęcia służby. Tak też i my powinniśmy się bać, aby nie zaniedbać obietnicy o wejściu do Jego odpocznienia, aby kto z nas nie zdał się być upośledzony (Żyd. 4:1).

    Kiedy w ziemskim życiu naszego Pana nastąpiła ostatnia noc, powstawały w Jego umyśle pytania ze wzmagającą się siłą: Czy Ja aż dotąd wykonałem wszystko dokładnie według woli Boga? A teraz widząc w pełni agonię będącą skutkiem jej pełnienia czy jestem w stanie wypić kielich goryczy aż do samego dna? Czy zniosę nie tylko fizyczną agonię ale także hańbę, wstyd i okrutne kpiny? I czy ja mogę uczynić to tak doskonale, aby całkowicie nadawało się do przyjęcia przez Boga w mojej własnej sprawiedliwości? Czy ja wytrwam widząc moich uczniów rozproszonych i przerażonych a całe dzieło mojego życia pozornie zniszczone, moje imię i sprawę Boga okryte hańbą a moich wrogów triumfujących i przechwalających się? Czy ja potrafię tak postąpić, aby usłyszeć mego Ojca "to dobrze"?

    Takim był ostatni konflikt naszego Pana. Moce ciemności były niewątpliwie bardzo czynne w tej strasznej godzinie, by uzyskać nad Nim przewagę z powodu Jego osłabienia i znużenia, by zniechęcić Jego nadzieję a umysł napełnić obawą, bo gdyby jednak zawiódł lub zaprzestał wykonywania dzieła w sposób nadający się do przyjęcia to z tego powodu zmartwychwstanie byłoby niemożliwe. Nic dziwnego, że wobec takich rozważań to doskonałe ludzkie serce opuściła odwaga a emocje agonalne wywołały wielkie krople krwawego potu! Gdy On znalazł się w decydującej próbie czy poddał się zniechęceniu i zaprzestał walki? Nie! On przedstawił te ludzkie obawy Ojcu Niebiańskiemu, Temu, "który go mógł zachować od śmierci", ażeby Jego ludzka wola została wzmocniona Boską łaską i żeby mógł iść dalej i ukończyć Swoją ofiarę w sposób nadający się do przyjęcia przez Boga, dobrowolnie poddać się i być prowadzonym na zabicie, jako baranek i jako owca przed tymi, którzy ją strzygą, oniemieć i nie otworzyć ust swoich w samoobronie (Iz. 53:7).

    Obawa odczuwana przez Pana nie była grzeszną obawą. Był to ten rodzaj obawy, do jakiej jesteśmy zachęcani - my, którzy usiłujemy postępować Jego śladami - w przeciwnym razie zaniedbamy realizowanie udzielonych nam cennych obietnic, które są pozytywne i niezmienne (Żyd. 4:1). Była to obawa zrodzona nie ze zwątpienia w zdolność i chęć Ojca do wypełnienia wszystkich Jego obietnic, lecz ze znajomości sprawiedliwych zasad, które w każdym przypadku muszą rządzić sposobem postępowania Ojca, obawa przed nieugiętym prawem, które sprawiedliwie przywiązało nagrodę wiecznego życia i chwały do wypełnienia przez Niego Jego Przymierza ofiary lub wieczną śmierć gdyby upadł. W tym samym czasie zaczął sobie zdawać sprawę, że choć doskonały jako istota ludzka to jednak Jego serce i ciało będą słabły bez wzmocnienia Boską łaską. Psalmista tę obawę Pana wyraża i podaje źródło nadejścia dla Niego pomocy, gdy mówi: "Choć ciało moje i serce moje ustanie, jednak Bóg jest skałą serca mego, i działem moim na wieki" (Ps. 73:26). Była to synowska obawa dająca się całkowicie pogodzić z Jego pokrewieństwem do Boga, jako uznanego Syna.

    Jesteśmy zadowoleni, że Jezus nie był zimny i stoicki, lecz że był pełen ciepłych, miłujących, czułych uczuć oraz wrażliwości i że Konsekwentnie możemy rozumieć Jego zdolność sympatyzowania w pełni z najbardziej czułym, delikatnym, subtelnym i wrażliwym. Musiał On dotkliwie odczuć warunki, w których się znajdował, kiedy kładł Swoje życie dla naszej korzyści, ponieważ im doskonalszy organizm tym wrażliwsze są uczucia, a im większa zdolność do radości tym większe są zdolności do smutku. Nasz Pan będąc zupełnie doskonałym z pew-nością był bez porównania bardziej wrażliwy na wpływy bólu aniżeli my.

    On wiedział, że miał życie doskonałe, do którego nie stracił prawa i zdawał sobie sprawę, że mógł z niego korzystać. Inni z rodzaju ludzkiego posiadają jedynie utraconą lub potępioną egzystencję i zdają sobie sprawę, że muszą tylko chwilowo w niej uczestniczyć. W przypadku naszego Pana, który w kładzeniu Swego życia różni się od Swoich naśladowców kładących swoje życie, była zupełnie inna sprawa. Jeśli dla określenia doskonałego życia przyjmiemy 100% to nasz Pan miał 100% do złożenia, podczas gdy my w więcej niż w 99% jesteśmy umarłymi z powodu upadków, grzechów i potępienia, mogliśmy więc oddać najwyżej jedną setną część. Zimna, stoicka obojętność na utratę życia, oparta na świadomości, że ono mogłoby trwać tylko nieco dłużej, w najlepszym razie, różni się bardzo od jasnej znajomości doświadczenia naszego Pana, jakie posiadał u Ojca "pierwej niżeli świat był" i świadomości, że to życie, które miał położyć nie było utracone przez grzech, lecz było Jego własną dobrowolną ofiarą.

    Nie może być wątpliwości, że unicestwienie życia było ważnym czynnikiem w smutku naszego Pana "Który za dni ciała swego modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest [w Biblii ang. (z powodu) "...że się obawiał" - unicestwienia] dla uczciwości". Ta myśl rodzi inną a mianowicie: Czy wykonał wolę Ojca doskonale? Czy mógłby żądać i otrzymać przyrzeczoną Mu nagrodę - zmartwychwstanie z śmierci?

    Gdy On w jakimś szczególe nie osiągnął zupełnej doskonałości Jego śmierć oznaczałaby unicestwienie a chociaż wszyscy ludzie odczuwają obawę przed unicestwieniem, to jednak nikt nie może odczuwać głębi i siły jego znaczenia tak, jak mógł Ten, który nie tylko miał doskonałe życie, ale pamiętał o Swej uprzedniej chwale u Swego Ojca przed stworzeniem świata. Dla Niego sama myśl o unicestwieniu powodowała udrękę, przerażenie duszy. Zdaje się, iż ta myśl wcześniej nie nawiedziła Pana z taką samą mocą. To było więc tym co spadło na Niego teraz tak ciężko jak niezmierny smutek aż do śmierci. On widział Siebie, jako złoczyńcę cierpiącego zgodnie z prawem, a tym samym nasuwało Mu się pytanie czy całkowicie był bez winy i czy Niebieski Sędzia uwolnił Go zupełnie, którego tak wielu było skłonnych potępić?

    Po modlitwie udał się On do Swoich trzech uczniów, lecz zastał ich śpiących. Delikatnie zgromił ich pytając: "Tak żeście nie mogli przez jedną godzinę czuć ze mną? Czujcież a módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie". Po czym nasz Pan odszedł i modlił się tymi samymi słowami. I po raz trzeci modlił się podobnie. Sprawa ważyła się w Jego sercu. Czy może na niej teraz polegać, po usiłowaniach pełnienia woli Ojca, czy ukończywszy Swój bieg, wykonał to w sposób nadający się do przyjęcia? Czy może mieć zupełne zapewnienie wiary, że Bóg wybawi Go ze śmierci w zmartwychwstaniu?

    Jego modlitwy i prośby do Ojca z wołaniem wielkim i łzami nie były próżne, bo: "wysłuchany jest dla uczciwości" (w ang. Biblii: ... dla bojaźni). Mimo, że Jego słów nie było wiele (gdyż żadne słowa nie mogłyby wyrazić wzruszenia Jego duszy), Jego strapiony duch przez cały czas przyczyniał się za Nim wzdychaniem niewymownym (Rzym. 8:26). W odpowiedzi na Jego prośbę był wysłany do Niego niebieski posłaniec, aby Go pocieszyć, służyć Mu, zapewnić Go o Boskiej łasce i wzmocnić (Łuk. 22:43). Nie jesteśmy poinformowani, jakie posłannictwo anioł przyniósł, ale było to posłannictwo pokoju. Przyniósł nie tylko zapewnienie, że Jego postępowanie ma aprobatę Ojca, ale i to, że zmartwychwstanie z śmierci. W ten sposób została Mu udzielona orzeźwiająca odwaga, siła umysłu, zrównoważenie nerwowe, aby wytrwać w tym wszystkim, co Go czekało nawet aż do śmierci.

    Od tej chwili przy pomocy Bożej łaski nasz drogi Pan podążył naprzód z nieustraszoną odwagą, aby dokończyć dzieło, które zostało mu powierzone. Teraz mógł spokojnie podejść i powiedzieć do Swoich umiłowanych lecz znużonych i zmieszanych uczniów: "Spijcież już i odpoczywajcie" (Mat. 26:45). Pełen goryczy konflikt umysłowy minął a światło niebieskie rozświecające Mu duszę rozpędziło mrok wiszący nad Nim jak całun pogrzebowy, iż "rzekł Jezus: Smętna jest dusza moja aż do śmierci" (w. 38). Tak "wysłuchany był dla uczciwości" (w ang. Biblii ... dla bojaźni). I wszystka bojaźń została odjęta. Silny mocą dostarczoną przez Boga odczuł, że jest w stanie złożyć nadającą się do przyjęcia ofiarę, wypełnić każdą jotę i kreskę w zakresie wymogów Zakonu a przeto upewnił się, że będzie zbawiony ze śmierci przez zmartwychwstanie. Od tego czasu On był najbardziej opanowany i spokojny ze wszystkich wziętych przez nas pod rozwagę wybitnych postaci. W chwili zbliżenia się Judasza ze swoją grupą On był najspokojniejszym i najbardziej opanowanym ze wszystkich. To samo było przed najwyższym kapłanem Kajfaszem, to samo przed Piłatem i to samo podczas ukrzyżowania. On posiadł spokój w otrzymanym poselstwie zapewniającym uznanie Ojca i przyznanie Mu wszystkich łaskawych obietnic chwały, honoru i nieśmiertelności. Teraz mógł znieść wszystkie ciężkie przejścia, mógł poddać się w sposób doskonały Swoim nieprzyjaciołom.

JEZUS DOSKONAŁYM PRZEZ NAUCZENIE SIĘ POSŁUSZEŃSTWA

    "A choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa". Stałe uznawanie przez Boga Jezusa, jako Syna było dowodem Jego doskonałości, w przypadku bowiem popełnienia kiedykolwiek grzechu utraciłby to pokrewieństwo. Chociaż był uznanym Synem, doskonałym, bezgrzesznym to jednak nasz tekst mówi o Nim, że był udoskonalony, że w pewnym sensie był doskonalony w procesie próbowania Go - w próbie pokory i cierpienia. Zapytujemy więc w jakim znaczeniu był udoskonalony? Odpowiedź mieści się w naszym tekście, "z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa. A tak doskonałym będąc [w tej lekcji] stał się" itd. Chociaż był uznanym Synem Boga, z którego Ojciec był zawsze bardzo zadowolony, to jednak nigdy w najdrobniejszym stopniu nie zawiódł pokładanych w Nim nadziei sprawiedliwego Ojca, chociaż On zawsze uznawał Ojca za źródło Swego istnienia (Obj. 3:14), za źródło wszelkiej mądrości, dobroci i łaski i za najwyższą Istotę, wobec której odczuwał najgłębszą wdzięczność za życie i różnorodne błogosławieństwa, w którym także mieszka wszystka mądrość, honor, sława i moc i którego doskonała wola jest najwyższym prawem, wyrażeniem najdoskonalszej sprawiedliwości i prawdy, najgłębszą mądrością, miłością i łaską, w stosunku do której więc był On winien najwyższą lojalność i miłujące posłuszeństwo zawsze i we wszystkich okolicznościach; chociaż był Synem, który zawsze uznaje i ma upodobanie w pełnieniu woli Ojca to jednak dotąd, aż do próbowania Go we wszystkich rzeczach nie był uznany za doskonałego w sensie ustalonego i zademonstrowanego charakteru, który był koniecznym wymogiem kapłańskiego urzędu, do którego był powołany.

    Do tego urzędu musiał być wypróbowany ponad wszelką wątpliwość i przypadkowość przez najsroższe próby i to przed wieloma świadkami, ażeby wszyscy wiedzieli, na jakim silnym fundamencie mogą budować swoje nadzieje. Właśnie w tym celu Jego świadomość lojalności była srogo próbowana w Getsemane. Być może, że nasz Pan zanim znalazł się twarzą w twarz z tą ostatnią próbą nawet sam nie zdawał Sobie sprawy z mocy Swego sprawiedliwego charakteru. Tam był doświadczany do ostateczności i w tej ogniowej próbie Jego charakter, choć zawsze doskonały w pełnym stopniu próbowania zyskał z łaski Boga pełnię chwalebnej doskonałości. Tak więc przez cierpienie nauczył się posłuszeństwa aż do głębi samozaparcia, w stosunku do doskonałej woli Boga. A Bóg dozwolił na to, ponieważ taka próba była konieczna tak dla rozwoju charakteru, jak i manifestacji tej doskonałości charakteru, która była godna największego wywyższenia, do którego On był powołany.

    Powinno się zawsze pamiętać, że doskonałość istoty a doskonałość charakteru są to dwie różne rzeczy. Doskonałość istoty w zdolnościach fizycznych, umysłowych, artystycznych, moralnych i religijnych jest dziełem Boga, podczas gdy doskonałość charakteru jest dziełem inteligentnego stworzenia wypracowanym w posłuszeństwie wobec Boskiego prawa i pod Boskim kierownictwem i nadzorem. Adam w swym pierwotnym pięknie był istotą doskonałą, niewinną, wolną i chwalebną, lecz w dziele budowania charakteru wkrótce upadł, tracąc tym samym swoją doskonałość. Charakter nie może być zupełnie rozwinięty bez prób. Jest on jak roślina: na początku jest bardzo delikatny, potrzebuje obfitości słońca Boskiej miłości, częstego polewania deszczem Jego łaski, częstej uprawy przez zastosowanie znajomości Jego charakteru, jako dobrej podstawy dla wiary i natchnienia do posłuszeństwa. A potem, po rozwinięciu się w takich korzystnych warunkach jest gotowy poddać się oczyszczającemu karaniu a także jest w stanie znosić pewne trudy. I krok po kroku w miarę rozwoju siły charakteru przeżywane próby rozwijają większą siłę, piękno i łaskę, aż w końcu jest utwierdzony, rozwinięty, ustabilizowany, udoskonalony w cierpieniach. W przypadku naszego Pana ta cenna roślina charakteru doskonała w dzieciństwie, zachowała swą doskonałość we wszystkich zastosowanych próbach, aż w końcu osiągnęła doskonałość w zupełności, będąc utwierdzoną, umocnioną, ugruntowaną.

AUTOR WIECZNEGO ZBAWIENIA

    "A tak doskonałym będąc, stał się wszystkim sobie posłusznym przyczyną zbawienia wiecznego. Nazwany będąc od Boga kapłanem według porządku Melchizedekowego". Istnieje głębia myśli w tym wstępnym zdaniu ,,A tak doskonałym będąc" - i to jak już było wykazane przez bolesną dyscyplinę cierpienia. Osiągnąwszy tym sposobem doskonałość jest teraz odpowiednim do wypełnienia urzędu najwyższego kapłana i przyniesienia zbawienia ludzkości. Wykazano, że zadeklarowane wieczne zbawienie jest tylko dla słuchających Go. Nieposłuszni i źli, niemiłujący prawych dróg Bożych, a także ci, którzy nie pragną nimi postępować będą zniszczeni (Ps. 145:20; Dz. Ap. 3:22, 23). Natomiast dla tych, którzy będą Mu posłuszni, będzie "miłosiernym i wiernym najwyższym kapłanem... Albowiem, że sam cierpiał będąc kuszony, może tych, którzy są w pokusach, ratować [pomagać, pocieszać, przynosić ulgę]".

    Ach, to było powodem, że On wpierw musiał się udoskonalić w cierpieniach. Ojciec Niebieski wiedział, przez jakie cierpienie, hańbę, wstyd i smutek będą musieli przechodzić Jego umiłowani naśladowcy przez cały Wiek Ewangelii. Jego wszechwiedzące oko przewidziało stosy, pochodnie, tortury oraz tysiące wyrafinowanych okrucieństw, którymi szatańska pomysłowość będzie zwalczać Kościół zdążający przez pustynię do ziemi obiecanej. On przewidział jak ogniste strzały onego złośnika, tj. gorzkie słowa będą ich ranić (Ps. 64:3,4) i dlatego "Albowiem należało na tego [Jehowę]... wodza zbawienia ich przez ucierpienie doskonałym uczynił" (Żyd. 2:10). Był kuszony we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu, abyśmy wiedzieli, że nie mamy najwyższego kapłana, który by nie mógł z nami cierpieć krewkości naszych i abyśmy przystępowali z ufnością do tronu łaski, i dostępowali miłosierdzia i łaskę znaleźli ku pomocy czasu przygodnego (Żyd. 4:15, 16). Ach, jak troskliwie i mądrze nasz Ojciec Niebieski przewidział i rozważył sprawy całego Swego ludu! Te przebłyski Jego charakteru i postępowania pozwalają nam widzieć jak prawdziwe były słowa naszego Pana do Jego uczniów: "Sam Ojciec miłuje Was".

    Niezależnie jednak od procesu udoskonalania - przez cierpienia - na urząd kapłański, fakt udoskonalenia naszego Najwyższego Kapłana był brany pod uwagę z punktu widzenia naszego wzmocnienia, zadość uczynienia i pociechy. On jest jedynym, który chociaż otoczony grzechem i kuszony we wszystkim do grzechu to jednak "grzechu nie uczynił, ani znaleziona jest zdrada w ustach jego". Był On "święty, niewinny, niepokalany, odłączony od grzeszników", a więc znający nasze upadki i noszący nasze smutki. Przez gorzkie doświadczenia został udoskonalony jako nasz Najwyższy Kapłan. Jako taki występuje urzędowo w naszej sprawie na podstawie zasługi złożonego okupu: (1) czyniąc nas i nasze postępowanie przyjemne Bogu (Żyd. 2:17; 1 Piotra 2:5) i (2) przez ofiarowanie naszych darów i ofiar (Żyd. 5:1).

    Absolutna doskonałość osobowa i urzędowa Najwyższego Kapłana oraz fakt, że na ten urząd został wyznaczony przez Boga jest najsilniejszym możliwym wymogiem i podnietą naszego posłuszeństwa w stosunku do Niego, tak jak doskonałość Ojca Niebieskiego i urzędu były całkowicie wystarczającymi powodami posłuszeństwa naszego Pana w stosunku do Ojca. Bóg nie wystawił nad nami nowicjusza ani kogoś powodowanego samolubstwem lub niskimi pobudkami, ale uczynił dla nas Najwyższego Kapłana, którego każdy nakaz jest mądrym, dobrym i rozważnym w miłości, aby prowadzić nas z łaski w łaskę aż będziemy, jak On, utwierdzeni, umocnieni, ugruntowani. Ćwiczenia, przez które On prowadzi do tego chwalebnego celu, winny z konieczności być, co najmniej w pewnym stopniu, takie jakich On sam doświadczy, ćwiczeniami w cierpieniach. Słuchać Go obecnie, w tym Wieku, oznacza to wszystko, albowiem ta jest wola Boga i wola Chrystusa, to jest, poświęcenie nasze (1 Tes. 4:3).

    W całkowitym poddaniu samych siebie temu wielkiemu Najwyższemu Kapłanowi mamy pełne zapewnienie Jego miłości, absolutnej prawości Jego charakteru, celu, Jego najwyższej mądrości i łaski oraz, że we wszystkich sprawach On działa przez najczystsze i najwznioślejsze zasady cnoty, miłości i dobrej woli. Nigdy nie zawahał się w wyborze postępowania według najdokładniejszych zasad doskonałości, nawet osaczony przez najsroższe pokusy. Każde przedstawienie i świadectwo Jego charakteru wzbudza najwyższe zaufanie, a więc posłuszeństwo Jemu oznacza na każdym kroku postęp w kierunku doskonałości. A dla tych, którzy Go na tej drodze naśladują jest sprawcą wiecznego zbawienia. Uwielbiajmy Boga za takiego Najwyższego Kapłana! chwalebnego w Swej doskonałości i chwalebnego w Swym urzędzie, który choć dotknięty odczuciem naszych słabości sam jednak nie posiadał żadnych słabości, upadków i grzechów. Gdyby On był niedoskonałą ludzką istotą posiadającą jedynie pewne wyższe kwalifikacje, lecz podlegającą jak my błędowi, zawodną w sądzie lub dotkniętą samolubstwem albo kierującą się niższymi względami postępowania, lub też z belką we własnym oku pragnącą usuwać źdźbło z naszego - moglibyśmy obawiać się poddania samych siebie Jego kierownictwu i dziwić się dlaczego Wszechmogący dał nam takiego najwyższego kapłana. Lecz nasz Najwyższy Kapłan nie jest takim. Jego doskonałość została wypróbowana przez Samego Jehowę, a Jego wielka miłość do nas została okazana w tysiącach sposobów, głównie w tym, że dał Samego siebie za nas.

    Nie myślmy jednak, że ten wielki miłosierny i wierny Najwyższy Kapłan pojedna tylko Kościół z Bogiem. On z Kościołem, Swoim Ciałem, jako Najwyższy Kapłan Świata będzie podczas Wieku Tysiąclecia dokonywał pojednania świata z Bogiem (1) przez zastosowanie za niego wobec Boga okupowej zasługi ("On jest ubłaganiem za grzechy nasze; a nie tylko za nasze, ale też za grzechy wszystkiego świata" - (1 Jana 2:2) i (2) przez błogosławienie go tą zasługą aż do momentu, w którym będzie podobać się Boskiej sprawiedliwości (Iz. 53:10-12). Jezus z łaski Bożej za wszystkich śmierci skosztował (Żyd 2:9), dlatego też każdy człowiek musi otrzymać błogosławieństwo wynikające ze śmierci Jezusa. On "jest zbawicielem wszystkich ludzi, a najwięcej wiernych" (1 Tym. 4:10). On jest prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat" (Jana 1:9), ponieważ Bóg "chce aby wszyscy ludzie byli zbawieni [ze śmierci Adamowej - Obj. 20:13; 1 por. 15:22] i do znajomości prawdy przyszli", ponieważ Jezus "dał samego siebie na okup [nie tylko za Kościół, lecz] za wszystkich, co jest świadectwem czasów jego (1 Tym. 2:4,6). Tak, ofiarowanie wiecznego zbawienia będzie dobrą nowiną dla wszystkich ludzi (Łuk. 2:10) a Jezus podczas sądnego dnia świata, tj. podczas Jego tysiącletniego dnia próbowania i doświadczania pociągnie wszystkich do Siebie (Jana 12:32) i poznają Go od najmniejszego aż do największego (Jer. 31:34). W Nim będą błogosławione wszystkie narody ziemi" (1 Moj. 28:14; Gal. 3:8). Alleluja! Co za Zbawca!

TP ’75, 18-24.