OFIARY KSIĄŻĄT WIEKU EWANGELII
(4 Moj. 7:66-8:4; ciąg dalszy z T.P. '76, 64)
MIŁOŚĆ życia, starającą się zachować człowieka od niebezpieczeństw chorób, tortur lub śmierci, tak często wymaganych przez Jezusa, on wyjawiał i starał się usuwać. Kłótliwość, która mogłaby zniszczyć błogi pokój prawdziwego ucznia, on strofował i naprawiał. Mściwość wymagającą oka za oko i zęba za ząb od czyniących szkodę i prześladujących, potępiał i usuwał. Obłudę, która by ukrywała swoje poddaństwo Chrystusowi wśród gróźb od nieprzyjaciół, on również tak traktował. Pożądliwość, która by wstrzymywała posiadłości, gdy były potrzebne dla krzewienia sprawy Chrystusowej on także strofował i naprawiał. Miłość luksusów, która przeszkadzała w oddaniu siebie ciężkiej służbie dla Prawdy, on strofował i naprawiał. Stawianie czegokolwiek lub kogokolwiek ponad wierność Chrystusowi jako Panu - męża lub żonę, rodziców lub dzieci, braci lub krewnych, przyjaciół lub bliźnich, domu lub ziemi, czy też powołania lub stanowiska - on naprawiał, jak również strofował. Tym sposobem on ofiarował swoją misę - naprawienie życia z grzechów, postępowania spowodowanego błędem samolubstwa lub światowości, które działały przeciw jego szafarskiej doktrynie - ku oczyszczeniu wielu.
CZASZA ACHYJEZERA - ZBIJANIE BŁĘDÓW
(17) On także ofiarował swoją czaszę, zbijanie błędów, trzymanych przeciwko jego szafarskiej doktrynie. Te błędy były czasami użyte do zwalczania jego szafarskiej doktryny, a czasami on używał swej szafarskiej doktryny do zbijania przeciwnych błędów. Uczynił zatem ze swej szafarskiej doktryny użytek obronny i zaczepny przeciw błędowi; podobnie każda inna z dwunastu szafarskich doktryn musiała walczyć przeciwko różnym błędom i bronić się od ich ataków. Z konieczności pozafiguralny Achyjezer musiał sprzeciwić się propagatorom usprawiedliwienia z samej wiary, ponieważ oni twierdzili, że usprawiedliwienie z wiary czyniło kogoś członkiem prawdziwego ludu Bożego i było dla niego paszportem do nieba. Przeto dowiódł ze Słowa Bożego, że nikt nie mógł być zaliczony do ludu Bożego chyba, że wyrzekł się grzechu, błędu, samego siebie i świata, a przyjął Chrystusa jako swego Zbawcę i Pana, podczas gdy ci, którzy tylko pokutowali i uwierzyli, że Jezus za nich umarł nie uczynili wszystkiego, co było wymagane aby mogli należeć do ludu Bożego (Mat. 7:14; 16:24-27; Mar. 8:34-38; Łuk. 14:26, 27; Dz. Ap. 14:22; Jana 14:15-17, 21-24; Rzym. 12:1, 2; 1 Tes. 3:3, 4; 2 Tym. 2:10-12; Żyd. 12:1-3, 14; 1Kor. 9:24-27; Gal. 6:7-10; Rzym. 8:12-14, itd.). Chociaż nauczał, że pokuta i wiara są warunkami przebaczenia, twierdził jednak, że to nie było wystarczającym, aby uczynić kogoś członkiem ludu Bożego i zabezpieczyć mu niebo. Miał on w tym rację i przy pomocy powyżej podanych ustępów Pisma Św., dał odpór tym, którzy nauką o usprawiedliwieniu z wiary starali się pobić jego wywody, jakkolwiek nie rozumiał, że są dwa stopnie zbawienia w Wieku Ewangelii, ani też, że usprawiedliwienie tylko przypisuje restytucję na to, aby ofiarujący mógł być przyjemny, jako ofiara, lecz jego wiadomości były niewystarczające, gdy przyszło do wyznaczenia właściwego miejsca na usprawiedliwienie z samej wiary, chociaż on był w stanie dawać odpór używaniu tej doktryny przeciw jego szafarskiej doktrynie. W tym był on z innego punktu widzenia upośledzony, podobnie jak wodzowie utracjusze koron z Kościoła Luterańskiego, którzy - jak to widzieliśmy - chociaż mogli zbijać ataki przeciw doktrynie o usprawiedliwieniu z wiary jako prawdziwej, nie byli w stanie zbić argumentów dowodzących, że świętobliwość jest niezbędnym warunkiem do odziedziczenia nieba, twierdząc, że usprawiedliwienie z wiary jest wystarczającym do tego, a co ich przeciwnicy wykazali, że było nieprawdą.
(18) Na twierdzenie, że wszyscy członkowie państwowych kościołów są chrześcijanami, pozafiguralny Achyjezer odpowiedział, że państwowe kościoły były quasi-cywilnymi instytucjami i że nie mogło czynić człowieka chrześcijaninem to, że był urodzony w jednym z kościołów połączonych z państwem, tak jak nie czynił nikogo chrześcijaninem fakt, że był urodzony w państwie, które było połączone z kościołem. Na twierdzenie Zwingliego, że pokropienie niemowlęcia uczyniło je uczestnikiem Przymierza Abrahamowego, tak jak obrzezka uczyniła niemowlę izraelskie uczestnikiem tego Przymierza, ponieważ teraz chrzest zastąpił obrzezkę, on odpowiedział, że potomkowie Abrahama przez obrzezkę rzeczywiście stawali się uczestnikami tego Przymierza, lecz ten ktoś musi być synem pozafiguralnego Abrahama - Boga - i być ochrzczony, zanim może stać się uczestnikiem w tym Przymierzu podczas Wieku Ewangelii, a takim może się stać tylko dorosły człowiek, ponieważ tylko dorosły człowiek może odwrócić się od grzechu, błędu, siebie i świata do Chrystusa jako swego Zbawcy i Pana, i wtedy symbolizować swój uczynek przez chrzest. Silnie użył on swego poglądu o śmierci, pogrzebie i zmartwychwstaniu chrześcijanina w obronie zanurzenia, jako właściwego sposobu chrztu, przeciw kropieniu i zlaniu, chociaż nie rozumiał jasno rzeczywistego chrztu i zanurzenia, jako jego symbolu. Głosił, że nawrócenie serca było jedynym sposobem, przez który można stać się chrześcijaninem, a przez to potępił fizyczną siłę, za pomocą której zmuszano do przyjęcia lub odrzucenia pewnych opinii i religii; tym samym silnie bronił wolności religijnej przeciwnej religijnemu przymusowi. Na twierdzenie, że chrzest niemowląt oczyszczał z grzechu pierworodnego i sprawiał wiarę w Chrystusa w niemowlęciu, odpowiadał, że wiara przychodzi przez słuchanie (zrozumienie i posłuszeństwo) Słowa Bożego (Rzym. 10:9, 10, 14, 17) - rzecz, którą niemowlę nie może czynić - a nie przez wodę, która ma być użyta dopiero wtenczas, gdy ktoś już uwierzył (Mar. 16:15, 16). Podobnie użył swej szafarskiej doktryny do zbicia całego systemu sakramentów w Kościołach: Greckim, Rzymskim, Anglikańskokatolickim i Luterańskim, które dowodziły o magicznej skuteczności w sakramentach. Przeto jego szafarska doktryna dała odpór każdej przeciwnej doktrynie, odrzuciła każdą magiczną sztukę w religii i słusznie twierdziła, że osobisty charakter i ustosunkowanie umysłu i serca wobec grzechu, błędu, siebie, świata i Chrystusa, wchodziły w rachubę w prawdziwym nawróceniu, bez którego nikt nie mógł należeć do ludu Bożego.
(19) Pozafiguralny Achyjezer, ostatecznie ofiarował swoją łyżkę - instrukcje w sprawiedliwości, jako logiczny wynik swej szafarskiej doktryny. Jego pojęcie o nawróceniu składa się z dwóch części: (1) odłączenie od grzechu, błędu, siebie i świata, i (2) przyjęcie Chrystusa, jako swego Zbawcę i Pana. Takie pojęcie nasuwało na myśl, że będzie on dawał instrukcje około linii przeciwko grzechowi, błędowi, samolubstwu i światowości a zwróceniu się do wiary w Chrystusa, jako Zbawcę i posłuszeństwa Jemu, jako swemu Panu. Z tych punktów zapatrywania możemy widzieć, że wchodziło to w jego zakres dawania instrukcji i napominania, co się tyczy każdej cnoty i łaski, jak również każdej dobrej mowy i uczynku. I to czynił, czego dowodzą jego pisma jak również ustne nauki. Przedstawiał rzeczy, które powinny być według jego zrozumienia uprawiane, wprowadzane w czyn i które powinny obfitować: wiarę, nadzieję, samokontrolę, cierpliwość, pobożność, braterską miłość, miłość bezinteresowną, pokorę, prostotę, pracowitość, samoofiarę, spokojność, długie znoszenie, pobłażliwość, przebaczenie, bezstronność, szczodrość, umiarkowanie, poważanie samego siebie, wesołość, zgodność, pokój, samoobrona, agresywność, zabezpieczenie siebie, taktowność, opatrzność, patriotyzm, duch rodzinny, przyjaźń, czystość, cichość, posłuszeństwo, gorliwość, wstrzemięźliwość, wspaniałomyślność, łagodność, radość i wierność. Do tych cnót, jako przeciwnych skutkom grzechu, błędu, samolubstwa i światowości w rozmaitych formach, musiał z konieczności zachęcać swoich słuchaczy, jak również pobudzać ich do odwrócenia się od grzechu, błędu, samolubstwa i świata. On ustawicznie wpajał te rzeczy w nich, gdy nawoływał do przyjęcia Jezusa, jako Zbawcy i Pana. Jego nawoływanie, aby przyjąć Jezusa, jako Zbawcę, przyprowadziło wiele ludzi do usprawiedliwienia z wiary, pomimo jego spornego usposobienia wobec usprawiedliwienia z samej wiary.
OWOCNA SŁUŻBA
(20) Jeszcze z innego punktu zapatrywania szafarska doktryna pozafiguralnego Achyjezera dała mu możność ofiarowania jego łyżki - ćwiczenia w sprawiedliwości. Wywieranie przez niego nacisku na charakter, jako element w religii, wymagany przez jego pogląd na pokrewieństwo nawrócenia do członkostwa między ludem Bożym, było powodem, iż ofiarował pewne zarysy jego łyżki. Między innymi rzeczami zaszczepiał ducha tolerancji w swoim przyzwalaniu religijnej wolności. Wiedząc, że jeżeli czyjeś religijne poglądy nie są sprawą jego osobistego przekonania, jego religijność jest bezwartościową przed Bogiem i jest złym wpływem dla niego samego i drugich, powstrzymywał się od nietolerancji. Nie tylko to, lecz ten pogląd na sprawy uczynił go miłym, taktownym i przekonywającym, z powodu czynienia starań, by nawracać ludzi do Boga. Toteż wszczepiał te zalety w drugich, gdy ich przygotowywał do pracy ewangelicznej. Ta szafarska doktryna nauczyła go sztuki pozyskiwania dusz i pobudziła do ducha ewangelicznego. To również prowadziło go do zachęcania drugich, aby rozpowszechniać Biblię i inną literaturę, tyczącą się nawrócenia. Jego stanowisko zajęte odnośnie tej nauki było powodem, że Jan Bunyan, jeden z najsławniejszych baptystów wydał książkę w języku angielskim pt. "Postęp Pielgrzyma" (Pilgrim's Progress), która miała najszerszą cyrkulację następnie po Biblii. Książka ta pisana według baptyskiego pojęcia o nawróceniu, jest w całym chrześcijaństwie największym dziełem literackim w tym przedmiocie. Ta książka w przeciągu 250 lat spełniła służbę dla milionów osób, nawracając ich w baptyskim znaczeniu tego słowa. Podobne uwagi zastosowane do napomnień pozafiguralnego Achyjezera względem miłości dusz i samozaparcia w ich interesie, były powodem, iż Kościół Baptyski stał się pionierem nowoczesnej zagranicznej pracy misjonarskiej. Mając te względy na uwadze widzimy zatem, że główne stanowisko zajęte przez doktrynę o nawróceniu w baptyskim systemie pojęć, było bardzo owocnym ćwiczeniem w sprawiedliwości. Zapewne iż w łyżce pozafiguralnego Achyjezera było dużo wonnego kadzidła - ofiary przyjemnej Panu.
(21) Powyższe badanie jest jeszcze jednym świadectwem, że właściwie zrozumieliśmy obóz Wieku Ewangelii i dwanaście denominacji chrześcijaństwa, jako pozaobraz dwunastu pokoleń Izraela na Wiek Ewangelii. To badanie także dało nam dalsze świadectwo, iż zrozumieliśmy pozafigury Lii, Racheli, Bali i Zelfy na Wiek Ewangelii. Prześladowania, jakie wycierpieli baptyści i unitario-uniwersaliści od ośmiu denominacji chrześcijaństwa - potomków pozafiguralnej Lii i Zelfy - zapewne potwierdzają naszą myśl, odnośnie pokrewieństwa Bali do Racheli - figura i pozafigura - w rodzinie figuralnego i pozafiguralnego Jakuba. Im więcej szczegóły te są przedstawiane, tym więcej możemy widzieć, że Pan dał nam łaskę wyrozumieć 4 ks. Mojżeszową. Więc starajmy się w myśli, zamiarze, słowie i czynie dobrze świadczyć o naszym Panu za to wyrażenie Jego miłości i łaski ku nam; ponieważ On prawdziwie jest godnym chwały i uwielbienia.
(22) Aser był drugim synem Zelfy, służebnicy Lii, a Gad był jej pierwszym synem. Imię Aser znaczy radosny, w znaczeniu uradowany i szczęśliwy. W figurze Lija, jako matka sześciu synów (ponieważ synowie jej służebnicy byli legalnie jej synami), mogła naturalnie uważać się za radosną i szczęśliwą, a przeto naturalnie dała szóstemu synowi imię Aser (1 Moj. 30:12, 13). Pozafiguralny Aser, jak to już widzieliśmy, jest to Kościół Metodyski, a słudzy szafarskiej prawdy tego Kościoła, z powodu charakteru i skutków tej prawdy, byli radosnymi i szczęśliwymi, i kładli bardzo wielki nacisk na swoją radość i dobre szczęście. Prawdopodobnie wodzowie żadnej innej denominacji nie kładli takiego nacisku jak oni na radość, jako stan umysłu i jako świadectwo błogosławieństwa i łaski Bożej. Oni rzeczywiście kładli nacisk na te dwie rzeczy do tego stopnia, że nawet kwestionowali stan tych chrześcijan, którzy nie czuli się tak uradowani i szczęśliwi jak oni. Pospolita nazwa ludzi należących do tej denominacji była "Wykrzykujący Metodyści". Przeto widzimy, że to figuralne pokolenie otrzymało imię Aser właściwie, i że jego pozafiguralne pokolenie przyszło w posiadanie szczęścia w obydwóch znaczeniach tego słowa, stosownie do jego szafarskiej doktryny.
(23) Pozafiguralny Aser nie był tak prześladowany, jak dzieci pozafiguralnej Bali, które były bardzo nienawidzone i prześladowane przez dzieci pozafiguralnej Lii i Zelfy. Jednakże dzieci pozafiguralnej Lii i poprzednie dziecko pozafiguralnej Zelfy trzymały go zdała od siebie, ale tylko do tego stopnia aby pokazać, że on był z innego pokolenia niż one. Przeto nie słyszymy o kimkolwiek z nich, by dopuszczał się srogiego prześladowania przeciw słudze Prawdy, który zapoczątkował ów ruch Maluczkiego Stadka, albo przeciw jego pomocnikom, przeciw wodzom utracjuszom koron, czy też ich zwolennikom. To prawda, że motłoch mniej lub więcej uczęszczający do kościoła, czasem źle się obchodził z metodystami, szczególnie oskarżał ich o "świętobliwszego od nich" ducha i rozmaitymi sposobami okazywał swoją pogardę, nawet rozruchami przeciwko nim; jednak denominacje, jako takie, nie prześladowały ich bardzo, a przez żadną z nich nie byli traktowani tak źle, jak kongregacjonaliści, kwakrzy, baptyści i unitarianie przez inne denominacje. Jedna ilustracja, która pokazuje pogardę motłochu, mniej lub więcej uczęszczającego do kościoła i protekcję od cywilnych urzędników, wystarczy do wyjaśnienia tego punktu: W pewnej miejscowości w Anglii motłoch uchwycił około 20 metodystów, umieścił ich na wozie i zawiózł ich przed sędziego. Ich oskarżyciele, zapytani przez niego o oskarżenie przeciwko nim, nie mogli przez dłuższy czas nic powiedzieć. Ostatecznie ktoś z motłochu zawołał: "Wszakże oni udają, że są lepsi od innych ludzi i oprócz tego oni modlą się od rana do wieczora". Sędzia zapytał ich, czy oni nic innego nie zrobili. "Tak, panie" - odpowiedział pewien starzec - "oni nawrócili moją żonę. Dopóki ona nie chodziła do nich, to miała taki długi język! A teraz jest taka cicha jak owieczka". "Zawieźcie ich z powrotem, zawieźcie ich z powrotem" - powiedział sędzia - "a niech nawrócą wszystkie stare sekutnice w mieście!".
(24) Księciem pokolenia Aserowego, który przyniósł ofiarę był Pagijel, syn Ochranów. Imię Pagijel znaczy interwencje Boże. To znaczenie znalazło swoją pozafigurę w fakcie, że Boskie opatrzności były bardzo znaczne w doświadczeniach i działaniach wodzów utracjuszy koron pozafiguralnego Asera, jak również w tych z tego pozafiguralnego pokolenia, którzy nie byli wodzami. Wiele jest anegdot mówiących o tych wodzach i ilustrujących ich silnie zaznaczone wybawienia od niebezpieczeństwa, zaopatrzenie ich potrzeb, ich manipulacje w scenach i środowiskach gdzie oni uczynili wiele dobrego, lub powstrzymali zło, bo inaczej byłoby wyrządziło wiele spustoszenia. Świat nazywałby ich szczęśliwymi; lecz bogobojni metodyści wiedzieli jak przypisywać te interwencje specjalnej opiece Pańskiej i uważali się szczęśliwymi w nich a przeto byli radosnymi. Naprawdę oni doszli w tych rzeczach do skrajności często myśląc, że Bóg interweniował na ich korzyść przez rzucanie losów i powodował, że ich oczy natrafiały na tekst, który rozwiązywał ich dylemat przez przypadkowe otwarcie Biblii w miejscu stosownego ustępu. W ten sposób szukali Pańskiej interwencji za nimi. Oni nauczyli się tych metod od brata, który zaczął ruch Maluczkiego Stadka, później przekręcony w Kościół Metodyski, ponieważ on czasem uciekał się do takich rzeczy, starając się dowiedzieć woli Bożej. Imię Ochran znaczy kłopotliwy i daje się zastosować do wodzów utracjuszy koron, nad którymi tu się zastanawiamy, ponieważ ich spontaniczna religijność, na którą nalegali jako na przeciwną obojętności sceptycznego, sofistycznego i sztucznego wieku, jakim był wiek 18-ty i początek 19-go, sprawiała kłopot formalistycznym wyznawcom chrześcijaństwa tego czasu, tj. kościelnictwu.
POZAFIGURALNY PAGIJEL
(25) Kościół Metodyski jest przepełniony duchem propagandy, której rezultatem jest wielka ilość członków i zwolenników. Obecnie na świecie jest prawdopodobnie 20 000 000 członków i zwolenników metodyskich. To znaczy, że ich książę jest bardzo liczny. Założyciel ruchu Maluczkiego Stadka przekręconego w Kościół Metodyski pozostawał na ziemi przeszło 50 lat po zaczęciu swego ruchu, przeto wodzowie utracjusze koron nie mieli sposobności uczynienia sekty z tego ruchu, aż bardzo późno za jego życia - wtedy, gdy ostatecznie udało im się uzyskać od niego (1784 r.) dokument deklaracyjny, który dał corocznym konferencjom, jakie on urządzał ze swymi kaznodziejami od 1744 r., legalną konstytucję a która po jego śmierci dała zarządowi składającemu się ze 100 duchownych kontrolę nad pracą, którą on dozorował od 1738 r. aż do śmierci w 1791 r. To oczywiście obróciło w sektę ten wzniosły ruch Maluczkiego Stadka, rozpoczęty przez Jana Wesleya. Niżej wymienieni są głównymi członkami pozafiguralnego Pagijela: dr Coke, którego najpierw ze wszystkich Jan Wesley postanowił i to jako nadzorcę (biskupa) pola amerykańskiego; Francis Asbury, "amerykański Jan Wesley", którego Jan Wesley polecił doktorowi Coke postanowić swoim współbiskupem w Ameryce; Adam Clarke, komentator; Richard Watson; D. D, Whedon; biskup Simpson i biskup Hurst. Przed 1784 r. ruch Wesleya był niezależnym ruchem prawie ekskluzywnym w Kościele Anglikańskim; lecz z dokumentem deklaracyjnym separacja była przesądzoną konkluzją, a od tego czasu, choć Wesley w podobny sposób jak nasz Pastor, nadal kontrolował ogólną pracę, zesekciarzenie ruchu metodyskiego przybrało na sile; i zaraz po śmierci Wesleya metodyzm był uznany jako osobny i odrębny od Kościoła Anglikańskiego. Przeto, dzięki sprawowanej przez niego aż do śmierci kontroli tego ruchu, całkowite obrócenie go w sektę było powstrzymane dłużej, niż w przypadku któregokolwiek innego protestanckiego ruchu Maluczkiego Stadka. Udzielenie przywilejów przez Wesleya tym, którzy przekręcali jego ruch w sektę było jego częścią w ślepocie i niewoli pozafiguralnego Samsona.
(26) Z powodu silnego nacisku, jaki metodyści kładą na kilka doktryn, ich właściwa szafarska doktryna, w podobny sposób jak żeśmy to wskazali między prezbiterianami, episkopa-lianami i baptystami, nie była zauważona przez zwykłego badacza z ogółu metodystów. Niektórzy powiedzą, że to, co oni nazywają nawróceniem - skruchą za grzechy i pewnością przebaczenia, wznoszącą się w triumfalnym zwycięstwie nad żalem za grzech przez wiarę w śmierć Chrystusową i wśród dużego wzruszenia - jest centralną szafarską doktryną metodyzmu. Inni mogliby powiedzieć, że wielki nacisk, jaki oni kładą na pokój i radość z pewności, że grzechy są im przebaczone dowodzi, że odczuwanie pokoju i radości w wyniku przebaczenia grzechów jest ich szafarską doktryną. Choć te rzeczy są głoszone z naciskiem przez metodystów, tak jak były głoszone także przez Jana Wesleya, a to, z powodu pewnego pokrewieństwa do ich szafarskiej doktryny, żadna z nich nie jest ich szafarską doktryną. To się da od razu zauważyć, jeżeli pamiętamy, że miejsce metodystów jest na północy pozafiguralnego Przybytku - miłość. Przeto ich szafarska doktryna musi w jakiś sposób być połączona z miłością. Gdy z tego punktu zapatrywania spoglądamy na nauki Jana Wesleya, z łatwością możemy zauważyć, co jest szafarską doktryną Kościoła Metodyskiego. Choć on kładł nacisk na "nawrócenie", tak jak on je rozumiał, a także na odczuwanie pokoju i radości z pewności, że grzechy były przebaczone przez wiarę w śmierć Chrystusową, to jednak z jego punktu zapatrywania było to tylko środkiem zmierzającym ku końcowi.
SZAFARSKA DOKTRYNA
(27) A co było tym końcem? Odpowiedź na to pytanie przyprowadza nas wprost do tego, co było jego szafarską doktryną - miłość Boska jako istota uświęcenia jest Boskim ideałem dla ludu Bożego. On dlatego kładł nacisk na "nawrócenie" i odczuwanie pokoju i radości w przebaczeniu grzechów, ponieważ - według jego poglądu - stanowiły one ,, pierwsze błogosławieństwo", które trzeba było doświadczyć, zanim ktoś mógł się zbliżyć do "wtórego błogosławieństwa", jako wstęp do życia uświęconego w miłości Bożej, jako ideał chrześcijańskiego życia. Przeto Wesley kładł tak wielki nacisk na takie uświęcenie, którego istotą jest doskonała miłość. On zwykle nazywał to "chrześcijańskim udoskonaleniem", co jego teologiczni nieprzyjaciele przekręcili, jakoby miało znaczyć absolutną doskonałość w ciele. To nie było jego myślą, choć Wesley nie zawsze był ostrożny w swoich wyjaśnieniach, aby zbić oskarżenie jakoby nauczał, że niektórzy chrześcijanie, tj. ci, którzy doświadczyli wtórego błogosławieństwa weszli w stan bezgrzeszny. Najobszerniejsze przedstawienie jego nauk na ten przedmiot znajduje się w książce o 175 stronicach pod tytułem "A Plain Account of Christian Perfection" ("Wyraźny Opis Chrześcijańskiego Udoskonalenia"). Wielokrotnie mówi on w tej książce, że przez chrześcijańskie udoskonalenie on nie rozumie bezwinności, lub nieobecności słabości i błędu, lecz taką bezinteresowną miłość ku Bogu i człowiekowi, która zwycięża grzech, siebie i świat. Twierdzi on, że taka miłość usuwa grzeszne, samolubne i światowe skłonności, czyniąc serce czystym i pełnym dobroci. Tak jak zauważyliśmy to we wszystkich innych przypadkach (oprócz Św. Jana) członków pozafiguralnego Jakuba, którzy zapoczątkowali ruchy Maluczkiego Stadka, później przekręcone w sekciarskie systemy przez wodzów utracjuszy koron, Wesley nie widział jasno zupełnego światła odnośnie swojej szafarskiej doktryny. I tak jak było z nimi, tak podobnie w jego przypadku nie była jeszcze na czasie za jego dni zupełna prawda na ten przedmiot w różnych jej zarysach, ponieważ Pan pozostawił to do czasu Żniwa. Lecz jego centralna myśl, że miłość Boża, jako istota uświęcenia jest Pańskim ideałem dla Jego ludu, była niewątpliwie prawdą.
(28) Pamiętając, co było jego szafarską prawdą i wiedząc, że jego serce było przepełnione taką miłością, jesteśmy gotowi zrozumieć, dlaczego on tyle swego czasu poświęcał na pracę ewangeliczną; ponieważ bez wątpliwości jest on największym ewangelistą, jaki kiedykolwiek żył. On widział tak wielu członków Kościoła około siebie, którzy powinni radować się we "wtórym błogosławieństwie", a nie cieszyli się nawet "pierwszym błogosławieństwem - usprawiedliwieniem z wiary - a jego miłość do nich, połączona z błędem, że oni podlegają wiecznym mękom, pobudziła go z konieczności do starania się, aby przyprowadzić ich do usprawiedliwienia. Dlatego on i jego towarzysze tak wielce nalegali na pokutę, w znaczeniu skruchy i wiarę, w znaczeniu pewności, że grzechy są przebaczone przez śmierć Chrystusową. Także po tym, gdy poczucie wyrzutów sumienia za grzech skruszyło serce i wiara w śmierć Chrystusa otrzymała przebaczenie grzechów, on i jego towarzysze nalegali na odczuwanie pokoju i radości w sercu z powodu uwolnienia od wyrzutów sumienia przez upewnienie się o przebaczeniu. Jednakże ci bracia nalegali na te nauki po to, aby one przeprowadzając ludzi przez pierwsze błogosławieństwo, mogły dostarczyć im kandydatów, których by mogli poprowadzić ku ,,wtóremu błogosławieństwu". Przeto widzimy, że te dwie doktryny - pokuta i wiara, pokój i radość z przebaczenia - choć nie były ich szafarską doktryną, to jednak były tak spokrewnione z nią, że zmusiły braci by nauczać je, podobnie jak ich szafarską doktrynę, aby wprowadzić tą ostatnią w czyn.
(29) I ta doktryna z jej dwoma przygotowawczymi doktrynami była wtedy na czasie. Osiemnaste stulecie było okresem religijnej podupadłości. W międzynarodowych stosunkach było wiele tarcia, zazdrości, grabienia ziemi, wojen zaborczych i ciemiężenia, kończących się wojną o niepodległość między amerykańskimi koloniami a Brytanią oraz Rewolucją Francuską i wojnami napoleońskimi w Europie. Brytyjscy arystokraci stali się specjalnie miłośnikami siły, pieniędzy i rozkoszy. Kler Kościoła Anglikańskiego był zazwyczaj artystokratyczny w uczuciu, światowy w swoich ambicjach i klerykalny w swojej religii, a religijne powodzenie prostego ludu było dla serc kleru mało znaczące. Religijność średniej klasy była zazwyczaj zupełnie formalna, co można zauważyć z przykładu. Z wyroku sędziego, który myślał, mając w mieście swoim episkopalianów, prezbiterianów, kongregacjonalistów, baptystów i kwakrów, że było dosyć sposobów dostania się do nieba, jeżeli ktoś w jego mieście nie był zadowolony drogą do nieba według jednego z tych, to on nie pozwalał mu tam iść innym sposobem, a przeto zabronił metodystom mieszkać tam i krzewić ich wiarę. Niewypowiedziane ubóstwo klasy niższej w Anglii było bardzo skrajne pod względem religijnym. Ich postępowanie, środowisko i widoki umysłowe były najpodlejsze i najbardziej bestialskie. Opłakany stan religijny wszystkich tych klas, jako owiec rozproszonych i omdlewających bez prawdziwych pasterzy, pobudził Wesleya i jego współpracowników do działania, odwagi, ofiarowania się i cierpienia za te zgubione dusze. Mieli oni takie smutne warunki ze wszystkich stron, mieli serca przepełnione miłością Bożą i obawiali się wiecznych mąk dla niewierzących. Czy można się zatem dziwić, że ich szafarska doktryna, jako żyjąca moc w ich sercach, uczyniła z nich ożywicieli, aby mogli poprowadzić nawracanych przez siebie do świętobliwości z miłości ku Bogu w poświęceniu, tj. do ich przywileju, jako ludu Bożego? A więc widzimy, że ich szafarska doktryna sama przez się była pokarmem na czas słuszny i prowadziła ich, aby pomóc drugim przez "nawrócenie", ażeby oni przyszyli do stanu, w którym byłaby ona pokarmem na czas słuszny dla nich.
(30) Teraz chcemy podać kilka ogólnych myśli o Janie Wesleyu, którego Boska opatrzność wzbudziła, aby był częścią pozafiguralnego Jakuba, użytą w spłodzeniu pozafiguralnego Asera. On urodził się w Epworth w Anglii 1703 roku, a umarł w Londynie mając 88 lat w 1791 roku. Jego ojciec był kaznodzieją w Kościele Anglikańskim i znanym pisarzem dzieł biblijnych, a jego matka była szczególnie zdolną pomocnicą swego męża. Dzieci tej pary są świetnym przykładem wychowania dobrych dzieci przez dobrych rodziców. Jan i Karol byli najzdolniejsi i najpobożniejsi z tych dzieci. Pierwszy z nich stał się jednym z najprzedniejszych członków gwiazdy filadelfijskiej, a drugi największym pisarzem hymnów wszystkich wieków, dając Kościołowi ponad 6.000 hymnów, przy czym niektóre, jak "Jesus Lover of My Soul" (Jezus Miłośnik Mej Duszy - nr 137 w ang. śpiewniku), znajdują się pomiędzy najpiękniejszymi spośród kiedykolwiek ułożonych hymnów. Pomimo wielkiej zdolności Karola, Jan był nawet zdolniejszy, choć nie jako poeta. Gdy Jan miał sześć lat, to zaledwie uniknął spalenia w domu jego ojca, podpalonym przez niektórych podłych ludzi, przeciwnych kazaniom jego ojca. Do dwunastego roku życia on był uczony przez jego zdolną, mądrą i pobożną matkę, potem kształcił się przez sześć lat w Charterhouse w Londynie, skąd w 1720 r. wstąpił na Uniwersytet w Oxfordzie. W roku 1725 on był wyświęcony na diakona, a w 1726 został obrany członkiem Kolegium Lincolna w Oxfordzie i wyświęcony na prezbitera. W październiku 1726 roku został wykładowcą greckiego i egzaminatorem klas, otrzymał w 1727 roku tytuł M. A. (Master of Arts) a następnie przez dwa lata był pomocnikiem swego ojca w parafii Epworth. W 1729 roku powrócił do Oxfordu. Tam został obrany wodzem ,,Klubu Świętego", grona pobożnych studentów, którzy oprócz ich regularnych studiów, oddawali się badaniom greckiego Nowego Testamentu, pościli w środy i piątki, co niedzielę przystępowali do komunii i odwiedzali chorych, ubogich i uwięzionych. Z powodu ich metodycznych religijnych praktyk członkowie tego klubu byli przezwani "Metodystami", a ponieważ większość z nich później zaczęła sympatyzować z wielkim religijnym ruchem Wesleya, imię "Metodysta" przeszło na ten ruch i ludzi tego ruchu, jako przezwisko. Od 1729 do 1735 r. Wesley nauczał na Uniwersytecie Oxfordzkim, potem z bratem swym Karolem, jako sekretarz gubernatora Oglethorpe'a, pojechał do Georgia, St. Zj., jako misjonarz Indian i pastor kolonistów, pozostając tam do 1738 roku z marnym powodzeniem i kończąc ucieczką do Anglii.
(31) Dnia 24-go maja 1738 roku na zebraniu w Londynie, zdarzyło się coś, co on nazwał swoim "nawróceniem". Po powiedzeniu, że ono zdarzyło się na zebraniu, na którym była czytana przedmowa Lutra do Listu do Rzymian, on określa je jak następuje: "Około kwadrans przed dziewiątą wieczorem, podczas gdy on [Luter w swojej przedmowie] określał zmiany, jakie Bóg sprawuje w sercu przez wiarę w Chrystusa, ja czułem moje serce silnie rozgrzane, czułem, że ufam w Chrystusa, samego Chrystusa, dla zbawienia; i było mi dane zapewnienie, że On zmazał moje grzechy, nawet moje, i zbawił mnie od zakonu grzechu i śmierci." Pan Lecky wskazuje na znaczenie tego wypadku jak następuje: "Chyba nie jest przesadą powiedzieć, że ta scena, która miała miejsce na pokornym zebraniu przy ulicy Aldersgate formuje epokę w historii angielskiej. To przekonanie, które wtedy oświeciło jeden z najsilniejszych i najczynniejszych umysłów w Anglii, jest prawdziwym źródłem angielskiego metodyzmu." (Historia Anglii w Osiemnastym Stuleciu, Tom 2, 588), Było to przez braci z Moraw, że ta zmiana nastąpiła w Wesleyu. Myślimy, że Wesley mylił się używając słowa "nawrócenie" w jego pojęciu tego słowa na określenie tego doświadczenia, ponieważ on przez wiele lat był nie tylko usprawiedliwionym, lecz również poświęconym człowiekiem. Prawdziwe wytłumaczenie tego doświadczenia jest to, że ono było ożywieniem jego nowego stworzenia, które dało mu głębsze i wyraźniejsze przekonanie, niż on kiedykolwiek przedtem miał o jego usprawiedliwieniu i o jego stanie nowego stworzenia, które w nieożywionym stanie on wiele lat posiadał. Jakkolwiek to byśmy nie nazwali, to jednak od tego czasu i nadal Wesley zaczął nową działalność, w której trwał przez blisko 53 lata, aż do 2-go marca 1791 - kilka dni przed jego śmiercią.
(32) Najpierw on ogłosił o usprawiedliwieniu i poświęceniu w doskonałej miłości w kościołach Kościoła Anglikańskiego, jako wyświęcony prezbiter tego Kościoła; lecz jego kazania trzymające się ściśle punktu, obraziły światowy kler i wkrótce większość kościołów była dla niego zamknięta. Dnia 2-go kwietnia 1739 roku on zaczął głosić na polach i innych otwartych przestrzeniach, gdyż kościoły zostały dla niego zamknięte, a jego zgromadzenia stały się zbyt wielkie, aby pomieścić je w jakimkolwiek budynku kościelnym. Często, nawet po skończeniu 80-ciu lat, głosił do zgromadzeń 30.000 słuchaczy i w tym wieku był z łatwością słyszany przez nich, chociaż znajdowali się 130 metrów od niego, tak wyraźny i przenikliwy był jego głos. Jedna z serii jego historycznych zebrań pod gołym niebem była urządzona w Epworth, w czerwcu 1742 r. Ówczesny proboszcz odmówił mu możliwości przemawiania z kazalnicy jego ojca i jego własnej, więc stanął na grobie swego ojca i przepełniony uroczystym charakterem świętych wspomnień jego otoczenia, głosił z nadludzką siłą do kilku tysięcy ludzi, którzy się tam zebrali, aby go posłuchać. Skutek był elektryzujący; setki się nawróciły i to jedno zebranie było powodem urządzenia kilku. Jako kaznodzieja Wesley nie używał żadnych chwytów oratorskich. Jego język był prosty; jego styl był rzeczowy, dyskutujący; jego zachowanie się i mowa były bezpośrednie i ciche, prawie konwersacyjne; jego powierzchowność nie była przerażająca, wzrost był niższy od przeciętnego, jednak jego twarz odróżniała się wyglądem, a jego oko zatrzymywało uwagę. Lecz tam była siła w jego głosie, myślach i słowach, które wypływały z siły jego zadziwiającego charakteru, co uczyniło go jednym z najbardziej przekonywujących kaznodziei, spośród wszystkich, jacy kiedykolwiek żyli. On głosił kazania około 900 razy w roku przez około 53 lata, podróżował w przybliżeniu 5,000 mil rocznie, do 70-roku życia na koniu, czytając i studiując w podróży, a następnie do 88-go roku życia podróżował konno i bryczką. Często gdy przyjeżdżał do miasteczka, szedł na rynek, zaczął śpiewać hymn, który przyciągnął do niego ludzi, pomodlił się i wtedy wygłaszał kazanie zgromadzonym. Rychlej w jego krucjatach on spotykał wiele opozycji od motłochu, który był zwykle pobudzany przez jakiegoś fanatycznego duchownego. Czasami uderzono go, często rzucano na niego kamieniami, błotem, starymi jajami i jarzynami oraz paskudztwem. Lecz on nigdy nie cofał się; zwykle stał przed tłumem ludzi i tak ich zadziwiał swoim silnym charakterem, odwagą i łagodnymi słowami, że ich rozbrajał z ich opozycji.
(33) Wiele jest opowieści o jego starciach z motłochem, dążącym do psoty i o jego skutecznym obchodzeniu się z nim. Dom, w którym przebywał on w Walsal został otoczony przez zgraję, która wołała: "Wyprowadźcie kaznodzieję, my chcemy kaznodzieję!". On poprosił jednego ze swych przyjaciół, aby zaprosił przywódcę tej zgrai żeby wszedł do domu. Przywódca z kilkoma towarzyszami wszedł do domu i był albo tak zadowolony, albo tak zdumiony sławami Wesley a i jego usposobieniem, że jakoby się zmienił na zupełnie innego człowieka; ponadto, dwóch lub trzech jego towarzyszy było tak pozyskanych przez łagodne słowa Wesleya i jego łagodne obchodzenie się z nimi, że i oni doświadczyli tę samą zmianę uczucia. Potem Wesley wyszedł do motłochu, stanął na krześle i przemówił. Jego słowa zmieniły usposobienie zgrai. Zmieniając swoje wykrzykiwanie zgraja zaczęła wołać: "Ten człowiek jest rzetelnym człowiekiem i ci, którzy szukają jego krwi muszą wpierw przelać naszą!". Innego razu w Walsal był on schwytany i poturbowany przez motłoch. Zaapelował on do ludzi, żeby go wysłuchali i w końcu na chwilę zapanowała cisza, a on zaczął się modlić tym przeczystym i daleko sięgającym głosem. Wodzem tego motłochu był dawniejszy pięściarz. On był tak bardzo wzruszony, że obrócił się do Wesleya mówiąc: "Panie, ja spędzę swoje życie dla ciebie! Pójdź za mną, a żaden ci tu nie dotknie ani włosa na głowie". W Plymouth, podczas jego kazania, hałastra stała się bardzo gwałtowną. On zszedł z estrady, poszedł w pośrodek najgwałtowniejszych z tłumu i przywitał się z ich wodzem. Wódz natychmiast powiedział: "Panie, ja dam baczenie, abyś szczęśliwie dostał się do domu. Żaden człowiek cię nie dotknie. Panowie usuńcie się. Ja powalę pierwszego człowieka, któryby się go dotknął". "I tak"- mówi Wesley - "on szedł ze mną do mego mieszkania; i rozeszliśmy się w wielkiej miłości".
(34) W Penfield pospólstwo starało się wprowadzić byka pomiędzy jego słuchaczy i na estradę. W Whitechapel zagnali krowy pomiędzy zgromadzonych. W innych miejscach trąbili w trąby, dzwonili w dzwony kościelne, wysyłali miejskiego obwieszczyciela, aby krzyczał przed nim, najmowali skrzypków i śpiewaków ballad, aby zagłuszyć jego głos. Czasami ludzie w jego zgromadzeniach bronili go przed atakami, np. w Bawden (Irlandia) pewien trochę pijany kaznodzieja, szedł do niego z dużym kijem, lecz dwie lub trzy rezolutne kobiety siłą wypchnęły go przez dom do ogródka, gdzie się zaczął zalecać do jednej z nich, ale ta dała mu takiego szturchańca, że się przewrócił na ziemię. Inny napastnik przybliżył się z wielką wściekłością, lecz miejscowy rzeźnik, nie metodysta, powalił go na ziemię jak wolu. "To" - powiada Wesley - "ostudziło jego odwagę i ja spokojnie zakończyłem swój wykład". Takie doświadczenia towarzyszyły mu w wielu jego zebraniach od. 1740 do 1745 r. To jest tylko kilka przykładów z pomiędzy bardzo wielu jakie Wesley doświadczył na początku. Lecz w późniejszych latach, szczególnie w jego podeszłym wieku, warunki się bardzo zmieniły. Najgłębsze uszanowanie było mu wielce oddawane, a jego przyjazdy stały się okazją świętowania całych miast. Do czasu jego śmierci on był prawdopodobnie najwięcej miłowanym i szanowanym człowiekiem w Anglii, Szkocji i Irlandii.
W PRACY WIĘCEJ OBFITUJĄCY
(35) Można by pomyśleć, że podróżowanie i głoszenie Wesleya to więcej niż dosyć pracy na jednego człowieka; lecz to było tylko częścią jego pracy. On zużywał dużo czasu na wizyty pastoralne podczas swoich podróży. Napisał wiele tysięcy pomocnych i pocieszających listów, które nawet są budujące. Ponadto on wykonał wiele pracy jako autor. Dwadzieścia lat przed jego śmiercią jego dzieła były zebrane i wydane w trzydziestu tomach. I wiele więcej było dodanych później. Jego czasopismo, notatki o Nowym Testamencie i cztery tomy kazań, są jego najlepiej znanymi utworami literackimi. On nie tylko pisał o religii, lecz także wydał dobre książki do nauki, używane w szkołach i książkę na temat medycyny, która za jego czasów była na pierwszym miejscu dziełem o sztuce leczenia dla użytku domowego, a która była wydana około trzydzieści razy za jego życia. On także był redaktorem kilku czasopism, jak np. Arminian Magazine, dla którego on pisywał bardzo wiele z wielkim talentem. Oprócz tego skompilował on Bibliotekę Chrześcijańskiej Rodziny, która zawierała kilkaset najlepszych książek religijnych, moralnych, literackich, historycznych i filozoficznych zebranych z dzieł najlepszych pisarzy świata. To okazało się bardzo owocnym dziełem pracy i aktualnie wykształciło jego zwolenników tak, że mało kto ze zwolenników innych wodzów religijnych był tak wykształcony. Wesley założył i doglądał specjalne szkoły i kolegia. On zebrał pieniądze na budowę setek kaplic, jak również nadzorował ich budowę. Kierował również pracą i naznaczaniem miejsc dla swych kaznodziejów. On miał troskę o wszystkie kościoły. Zorganizował i prowadził roczne konferencje swych kaznodziejów i dał dużo czasu na porady ludziom, którzy szukali jego rady w swoich trudnościach. On założył i doglądał sierocińce i domy dla starców. Jego dobroczynności były wielorakie. Wesley nie wydawał na siebie więcej niż 50 funtów ang. rocznie, a resztę dawał ubogim i potrzebującym, jak również dawał im zarobki ze swych publikacji, wydając ze swych własnych funduszów za swego życia około 100.000 funtów (około 500.000 $). Ażeby wykonać powyżej nadmienioną masę pracy, on rzadko kładł się na spoczynek przed godziną 22-gą, a codziennie wstawał o 4-ej. W chwili jego śmierci było 100.000 metodyskich członków i możliwe 400.000 innych, którzy byli uważani za zwolenników. Być może jego zdolność, jako organizatora okazała się w nim najznakomiciej. Jako geniusz, on był porównywany z Napoleonem, który prawie miał zacząć swoją karierę, gdy Wesley skończył swoją.
(36) Bracia towarzyszący Wesleyowi byli jego współpracownikami i cierpieli z nim we wcześniejszych latach jego ruchu. Whitefield, krasomówca, któremu nie było równego i Karol Wesley, niezrównany poeta, byli także prześladowani w ich pracy z nim. Innym jeszcze z najszlachetniejszych towarzyszy Wesleya był świętobliwy Fletcher, proboszcz w Madeley, którego zdolne i łagodne pióro broniło zasad Wesleya nawet lepiej, niż Wesley sam był zdolny to czynić. Jego kaznodzieje pracowali, i cierpieli z taką samą miłością samozaparcia prawdziwie poświęconych. Było tam również wokół niego zgromadzone mnóstwo tych, którzy tak jak on, chlubili się w krzyżu i jego zbawczej pracy oraz w służbie samozaparcia. Ich pogląd na poświęcenie jako ześrodkowane w bezinteresownej miłości, uczynił ich podobnymi Bogu w charakterze, światłami palącymi się i świecącymi wśród narodu złego i przewrotnego. Skutek tego wielkiego okazania Ducha Pańskiego był głęboki i dał się szeroko zauważyć. Ten ruch ożywił religijne życie w Anglii, tak jak żaden inny ruch przed nim lub po nim. Ich kładzenie nacisku na miłość Boską naturalnie uczyniło ich skłonnymi do przyjęcia Arminianizmu - miłości Boskiej dla wszystkich ku zbawieniu, śmierci Chrystusowej za wszystkich ku zbawieniu i pracy Ducha dla wszystkich ku zbawieniu - zamiast Kalwinizmu. Ten nacisk spowodował rozdzielenie między metodystami, skutkiem czego mała mniejszość stała się kalwinistycznymi wesleyanami. Lecz pałająca miłość wielu dała im większy przystęp do mnóstwa, niż tym z ich braci, którzy byli kalwinistycznego poglądu. Król Grzegorz III, który bardzo oceniał Wesleya wyraził się do jego siostrzeńca, Karola Wesleya młodszego, że Jan i Karol Wesley, Whitefield i Fletcher uczynili więcej dobrego dla religii w Anglii, niż cały kler ustanowionego (państwowego) Kościoła razem. To było dosyć silnym świadectwem od "głowy" Kościoła w Anglii dla ruchu, który przez większość z jego kleru był wzgardzony i któremu życzono klątwy.
(37) Gdyby Wesley żył cztery miesiące dłużej to dożyłby do 88 lat. Bardzo mało osób wykonało kiedykolwiek więcej niż on. Jego zdrowie pozostało dobre prawie do samego końca, tylko w ostatnich kilku latach życia słabły mu oczy. Z powodu złego usposobienia jego żony, jego małżeństwo było bardzo nieszczęśliwe. On mówił, że jego doświadczenia małżeńskie umożliwiają mu wspólczuwanie z Ijobem i Sokratesem! Zdaje się być prawie nie do uwierzenia, a jednak to jest prawdą, że pewnego razu - on nie sprzeciwiał się temu - jego żona włóczyła nim w domu po podłodze za włosy, aż wyrwała mu kędzior, a gdy Karol Wesley wchodząc do domu zauważył co się dzieje, to ona zaprzestała swego bezwstydnego czynu. Ona wzięła niektóre z jego listów i sfałszowała je okropnie przez dopisywanie do nich jej własnych wymysłów ku jego ujmie i sprzedała je gazecie, która opublikowała te sfałszowane listy, jako jego. Po kilku latach ona opuściła go, lecz jej dzieci z jej poprzedniego małżeństwa, wzięły jego stronę przeciw swej własnej matce, obwiniając ją, jako sekutnicę. Wesley nie opłakiwał jej śmierci, o której się dowiedział dopiero po jej pogrzebie, gdyż ta wiadomość go wcale nie wzruszyła, ale obojętny zabrał się dalej do swej pracy. Przed ich ślubem ona przyrzekła mu, że nie będzie stawiała żadnych przeszkód w jego podróżniczej pracy, ale gdy jej się naprzykrzyło towarzyszyć mu w niej i gdy przez długie starania nie udało się jej namówić go, aby zaniechał tę pracę, to stała się ona jego najwięcej przeciwnym nieprzyjacielem jakiego tylko można sobie wyobrazić. Jego doświadczenia pod tym względem były bardzo podobne do doświadczeń naszego Pastora.
(38) O ile był on nienawidzony przez sekutnicę, którą wziął sobie za żonę, to tym szczodrzej bracia go miłowali. Gdy jego podeszły wiek się przybliżał, to on rzeczywiście był zacną osobą. Jego nie oziębła wesołość, niewyczerpana grzeczność, służba z samozaparcia się i świętobliwe życie, dały mu najszlachetniejsze, odznaczające się i uczynne oblicze, a szczególnie oko nie dające się zapomnieć. Pewnego razu, w 87 roku życia, gdy on był tak słaby, że nie mógł stać, to jeszcze nalegał, aby mu pozwolono dać kazanie, co też uczynił przy pomocy swych dwóch okręgowych objezdnych, trzymających go, jeden za jedno ramię a drugi za drugie, a tym sposobem ten odważny wojownik Boży wygłosił swoje kazanie. Skutek był najbardziej wzruszający i budujący dla słuchaczy. Dzieci miłowały go i obstępowały go po pieszczoty, uśmiechy, zachęty i błogosławieństwa. On głosił kazania prawie do ostatnich tygodni przed swoją śmiercią. Jego ostatnie kazanie zostało wygłoszone 23 lutego. Następnego dnia napisał swój ostatni list do Wilberforce'a, tego wielkiego orędownika przeciw niewolnictwu, zachęcając go w jego pracy, którą Wesley jako jeden z pierwszych rozpoczął. Scena jego śmiertelnego łoża jest jedną z najprzedziwniejszych w historii. Całą noc ten umierający człowiek przewodniczył w nieformalnym zebraniu modlitwy, śpiewu i oświadczeń, w którym uczestniczyło jedenastu oddanych, którzy czuwali przy nim aż do końca. To zebranie możliwie nigdy nie miało, ani nigdy nie będzie miało sobie równego. Ono zakończyło się jego ostatnim oddechem. On bardzo często powtarzał słowa: "Najlepsze jest to, że Bóg jest z nami". Kilkakrotnie przewodniczył im w krótkiej modlitwie i połączył się z nimi w ich modlitwach.
(c.d.n.)
TP ’76, 87-96.