HISTORIA O MARII JONES I BIBLII

    PRAGNIEMY przedstawić interesującą i prawdziwą historię o Marii Jones i Biblii. Maria Jones była pokorną i prostą dziewczyną pochodzącą z walijskiej wsi i zamieszkującą w jednym z najdzikszych regionów dziewiętnastowiecznej Brytanii - w Llanfihangel, w hrabstwie Merioneth, leżącym w północnej Walii.

    Tam właśnie, w 1784 roku, dokładnie dwieście lat temu, Maria Jones urodziła się w rodzinie Jakuba i Marii Jones. Prosta, uboga chata tkacza wełny zbudowana pośród gór, skąd prymitywne drogi prowadziły (podobnie jak i dzisiaj) do mało uczęszczanych szlaków i wysoko położonych niebezpiecznych przejść, była prawie całkowicie odcięta od spraw otaczającego ją świata. Jednak niektóre dobre nowiny, dzięki łasce Bożej, docierały nawet do najbardziej odizolowanych obszarów. W owym czasie wielki kaznodzieja, Jan Wesley, rozpoczynał osiemdziesiąty pierwszy rok swego życia, a Jerzy Whitefield, inny uzdolniony kaznodzieja, współpracujący z nim na terenie Wielkiej Brytanii, nie żył już od prawie czternastu lat. Naśladowcy Whitefielda znani byli jako metodyści kalwinistyczni a w ich liczbie znaleźli się również Jakub i Maria Jones, pokorni i gorliwi członkowie niewielkiego zgromadzenia badaczy Biblii, które wspólnie odprawiało swe praktyki religijne w małym budynku przeznaczonym na spotkania zborowe w pobliżu Llanfihangel. Mała Maria wzrastała tam w wiedzy i miłości do Pana.

    W owych czasach, pod panowaniem króla Jerzego III, złe rządy i zaniedbania w służbie religijnej spowodowały w Brytanii wiele zła a owe cieszące się złą sławą, lecz przyciągające swym blaskiem "pałace dżinu", czyli gospody zapełniające miasta i wsie pijaństwem, stały się przekleństwem kraju. Biblie były rzadko spotykane i bardzo drogie, a ludność mówiąca językiem walijskim, odczuwając brak, domagała się wydanego drukiem Pisma Świętego. W rzeczywistości w większej części Anglii rozpalony był płomień nauk metodyzmu, rozpowszechnianych z gorliwością przez wędrownych kaznodziejów. Lud wzdychał do prawdy religijnej i bardziej sprawiedliwego sposobu życia, a wiele serc w umęczonym grzechem narodzie pod wpływem owego głoszenia nawróciło się do Boga i Chrystusa jako Zbawiciela. Jednakże nadal niewiele było egzemplarzy Biblii.

    Kaznadzieje, którzy byli blisko ludu, obserwując to wielkie pragnienie duchowej Prawdy, słusznie domyślali się, że Pan przygotowywał jakąś wielką pracę. I rzeczywiście, poinformowani badacze Biblii żyjący w naszych czasach wyraźnie rozumieją, że ówczesne warunki zwiastowały początek "czasu zamierzonego", "czasu końca" (Dan. 11:40; 12:4, 9) i zapowiadały oczyszczenie świątnicy Pańskiej omówione u Daniela 8:14-27, nawiązując do wielkiego żniwa Wieku Ewangelii, które miało osiągnąć swój punkt kulminacyjny w czasie ucisku.

    Począwszy od 1799 roku nastąpił ogromny rozkwit wiedzy i rozwój udogodnień w masowym podróżowaniu jak i samego podróżowania, co opisane jest w proroctwie Dan. 12:4 i jak widzimy, wypełnia się w coraz większym wymiarze. Gdy przybliżył się ów czas mający wyraźnie prorocze znaczenie dla świata, w dalekim Llanfihangeł urodziła się Maria Jones.

    Ludzie rozrzuceni po zboczach i dolinach Walii nie mieli możliwości nauki i chociaż Maria dowiedziała się w młodości wiele o Biblii jej opowieściach itp od swych rodziców, nie umiała ani czytać, ani pisać, gdy w młodym wieku uczęszczała tia zebrania poświęcone studiowaniu Biblii. Była bystrym.) poważnym dzieckiem a jej szacunek, jej powaga, jej baczna uwaga skierowana na Wszystko, co zostało powiedziane i zrobione, przynosiły radość wszystkim, którzy zgromadzali się, aby wielbić Boga. W 1794 roku dwie mile dalej, w Abergynolwyn, otwarto szkołę i tam Maria jako bardzo chętna uczennica nauczyła się czytać i pisać. Założycielem szkoły był pan Thoraas Chyrles, słynny narodowy kaznodzieja metodystyczny, który mieszkał w niewielkim miasteczku Bala.

MARIA POSTANAWIA POSIĄŚĆ BIBLIĘ

    Na odległej dwie mile od Llanfihangeł farmie mieszkała życzliwa para małżeńska, państwo Evans, która posiadała Biblię. Ludzie ci znali Marię bardzo dobrze, ponieważ sami również regularnie uczęszczali na niedzielne spotkania kościelne. Każdej soboty do ich domu leżącego przy wyboistej, górskiej drodze zapraszana była w odwiedziny Maria, jeśli miała wolne popołudnie. Mogła wówczas studiować Biblię i uczyć się na pamięć pewnych jej części. Opowiadała później, że gdy po raz pierwszy przewracała strony Biblii zbudziło się w niej silne pragnienie, by ją posiąść. I tak w wieku dziesięciu lat postanowiła ostatecznie swój zamiar zrealizować.

    Usłyszawszy o tym dobrym postanowieniu pani Evans podarowała jej koguta i dwie kury, które Maria wykorzystała szybko do powiększenia swego stadka, dzięki czemu mogła sprzedawać jajka. Wiemy również, że hodowała pszczoły i sprzedawała wosk oraz miód i mimo iż w tej biednej i nieznacznie zaludnionej okolicy możliwość podjęcia pracy była bardzo nikła, Maria z zapałem podejmowała każde zatrudnienie, które mogło przynieść jej parę groszy. Ojciec zrobił jej prymitywne drewniane pudełko z otworem, w którym mogła przechowywać swe oszczędności. Przemijał miesiąc za miesiącem i rok za rokiem a Maria z niesłabnącą cierpliwością zbierała powoli ową znaczną sumę potrzebną na zakupienie Biblii.

    Potrzeba było sześciu lat, aby w tych nacechowanych nędzą warunkach zebrać potrzebne pieniądze - sześć długich lat, jak musiało się wydawać komuś w tak młodym wieku. Lecz pewnego dnia w szesnastym roku jej życia, otrzymawszy zapłatę za jakąś pracę wykonaną dla owej dobrej pani Evans, Maria pospieszyła do domu, przepełniona podnieceniem, aby ogłosić, że ma już nareszcie wystarczającą kwotę na zakupienie Biblii. Wyobraźcie więc sobie głębię jej rozczarowania, gdy po dokładnym zbadaniu sprawy przekonała się, że nieosiągalność Słowa Bożego w Walii była tak wielka, iż mimo że wszędzie pytała o Biblię, nie mogła otrzymać ani jednego jej egzemplarza.

    Wtedy usłyszała od lokalnego pastora, Williama Huwa, że przesyłka zawierająca Biblie została przekazana z Londynu panu Charlesowi z Bala, które znajdowało się dwadzieścia pięć mil od miejsca jej zamieszkania. Jednakże dziewczyna obawiała się, że potrzeby mogą być większe niż dostawa i bardzo szybko wszystkie książki mogą być sprzedane.

MARIA POSTANAWIA PÓJSĆ PO BIBLIĘ

    Maria była przygnębiona, lecz nie popadała w rozpacz. Myślała o wyboistych drogach prowadzących do Bala poprzez dziką okolicę, nieznaną jej z wyjątkiem kilku pobliskich wsi. Z bojaźnią myślała o spotkaniu z bardzo sławnym panem Charlesem, a jeszcze bardziej obawiała się, że wyprawa do Bala równie dobrze może okazać się daremna, Jednakże nieustraszona, chociaż nieco targana obawą, postanowiła udać się w drogę.

    Rodzice Marii sprzeciwiali się początkowo planowanej wyprawie z powodu odległości i możliwych niebezpieczeństw, lecz rozbroiło ich jej mocne postanowienie. Następnego więc rana, w pogodny i orzeźwiający wiosenny dzień 1800 roku, Maria wstała przed pierwszymi promieniami słońca, zjadła śniadanie, które składało się z chleba oraz mleka i przygotowała sobie trochę żywności na drogę. Zmówiono rodzinną modlitwę, zgodnie ze stałym zwyczajem, a ojciec i matka złożyli tym razem specjalną prośbę o błogosławieństwo Boże dla przedsięwzięcia wiary młodej dziewczyny. Następnie, uściskawszy rodziców, przepełniona silną tęsknotą za Biblią, Maria wyruszyła o wschodzie słońca w swą daleką drogę. Mając tylko jedną parę butów wędrowała boso a buty niosła w starej skórzanej torbie, aby ich nie zniszczyć na nierównej drodze w czasie podróży i aby czyste mogła założyć, gdy spotka się z panem Charlesem.

    Nie wiemy jak dokładnie przebiegała trasa jej podróży, lecz potrzeba nakazywała, aby wędrowcy trzymali się blisko dolin. Minęła prawdopodobnie Abergynolwyn i szła dalej w kierunku malowniczego jeziora Tal-y-Llyn, usytuowanego pośród łagodnych zboczy i nieregularnych skalistych szczytów. Następnie, miała do pokonania długą i trudną wspinaczkę poprzez wschodni występ wielkiej góry Cader Idris prowadzący do otwartej doliny rozciągającej się w kierunku północno-wschodnim aż prawie wprost do Bala.

    Najpierw odpoczywała przez pół godziny, zjadła niesioną żywność i umyła się w czystym strumieniu płynącym obok drogi. Później, uprzejmy wieśniak dał jej filiżankę orzeźwiającej maślanki, a gdy zbliżała się już do Bala Lake młoda córka farmera podzieliła się z nią kolacją na progu swego domu.

    Było już prawie ciemno, gdy Maria, bardzo zmęczona, dotarła do Bala i weszła do domu Dawida Edwardsa, duchownego metodysty. Przyjęto ją z wielkim zdziwieniem i zainteresowaniem. Po umyciu i nakarmieniu, zaprowadzono ją do niewielkiego pokoiku, znanego wtedy pod nazwą "pokoju proroka".

ROZCZAROWANIE OBRÓCONE W RADOŚĆ

    Następnego fanka o wschodzie Maria wstała, ubrała się, założyła buty i została zaprowadzona do domu pana Charlesa. Wprowadzono ją do gabinetu i posadzono przed sławnym duchownym, podczas gdy Dawid Edwards wyjaśnił cel ich wizyty. Pod wpływem uprzejmych i delikatnych pytań, Maria wyzbyła się początkowej nieśmiałości i bez skrępowania przedstawiła całą swą historię, mówiąc o ekonomicznym gospodarowaniu, oszczędnym sposobie życia prowadzonym przez rodzinę tkacza, o studiowaniu Biblii, o pobieraniu nauki w Abergynolwyn, o latach pracy i wyrzeczeń, o głęboko odczuwanym braku Biblii i w końcu o jej dwudziestopięciomilowej podróży z Llanfihangel.

    Głęboko poruszone takim dowodem wiary i wytrwałości tak młodej osoby serce pana Charłesa musiało doznać bolesnego skurczu, gdy poinformował pastora Edwardsa i Marię, że podróż odbyła na próżno, że właściwie wszystkie Biblie, jakie miał, zostały już sprzedane, a te kilka jakie mu zostało obiecał innym, co gorsze, wydawcy odmówili wydrukowania dalszych egzemplarzy w języku walijskim. Wówczas Maria opuściła głowę i przycisnęła ręce do oczu. Łzy trysnęły spomiędzy jej palców, broniąc jej sprawy lepiej, niż mogłyby to uczynić jej słowa.

    Pan Charles przez chwilę przyglądał się opuszczonej głowie, wstrząsanym płaczem ramionom, szorstkim spalonym słońcem rękom, prostemu, zwykłemu ubiorowi, młodemu, silnemu ciału i łzom, a potem odwrócił się do stojącej za nim szafy z książkami, zdecydowanie ją otworzył i wyjął Biblię. Podając jej jedną ręką książkę drugą położył na jej głowie i błogosławił jej. Nie wiemy dla kogo przeznaczona była ta Biblia, lecz możemy być pewni, że pan Charles wyraźnie dostrzegł w przypadku Marii przemożną i godną zaspokojenia potrzebę i zgodnie z nią podjął swą decyzję. Maria nie mogła wypowiedzieć słowa, lecz spoglądała przez łzy z taką radością w oczach, że obaj mężczyźni wzruszyli się do łez.

    Pół godziny później nasza młoda i szczęśliwa bohaterka, znów boso, wyruszyła w długą podróż do domu. Bez wątpienia, jej młodzieńcza twarz jaśniała radością, widoczną dla wszystkich, którzy ją widzieli. Z upływem mil zmęczone nogi i poranione stopy boleśnie odczuwały wyboistą nierówność ówczesnych prymitywnych dróg. Lecz o tym nie zachowały się żadne zapiski. Wiemy jedynie o radości z powodu powrotu do domu o zmierzchu, o uldze jaką odczuli wdzięczni rodzice, którym pokazała swój skarb - jej Biblię.

    Dopiero dwa lata później, w 1802 roku, pan Charles odwiedził Rełigious Tract Society (Towarzystwo Broszur Religijnych) w Londynie, mając głęboko w pamięci doniosłość potrzeby sprowadzenia do Walii większej liczby Biblii. Złożył oficjalną prośbę do Rady, przytaczając ze wzruszeniem historię Marii Jones, opowiedział też o ubóstwie w Walii, o wierze i głodzie Słowa Bożego. Słuchający go, wszyscy dobrzy chrześcijanie, byli wstrząśnięci jego słowami a odpowiedź ich była serdeczna i natychmiastowa. Jeden z sekretarzy, Józef Hughes, zawołał entuzjastycznie: "Panie Charles, z pewnością można by założyć w tym celu odpowiednie Towarzystwo, a skoro mogłoby działać na terenie Walii, to dlaczego nie miałoby rozszerzyć swej działalności na cały świat?"

    Minęły jeszcze dwa lata wypełnione przygotowaniami, lecz w marcu 1804 roku założono Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, które posiadało początkowy kapitał w wysokości Ł 700. W ciągu następnych lat napływała pomoc i pieniądze, ponieważ wiele denominacji znalazło w tym wielkim przedsięwzięciu wspólne pole do działania. Towarzystwo rozrastało się i kwitło, kwitło i rozrastało się, aż rozpowszechniło Biblię na całym świecie. Wysłano wiele milionów Biblii, które dotarły do tak odległych regionów, gdzie w kilku przypadkach, Słowo Boże było nieznane.

    Dla badaczy proroctwa był to czas godny aktywnego zainteresowania, ponieważ warunki dojrzewały do rozpoczęcia wielkiego żniwa wieku Ewangelii. Miazmat ignorancji panującej w średniowieczu zaczął się ulatniać, a gorliwość i wiara tak się odrodziły, iż oczekiwania na drugi adwent Mesjasza zaczęły przybierać realne kształty.

    Pan Charles umarł w Bala w wieku 59 lat. Jego grób można nadal oglądać na małym cmentarzu w Bala Lakę. Maria Jones przeniosła się do pobliskiej wioski Bryncrug, poślubiła Tomasza Lewisa, tkacza, i wychowywała dzieci. Tam też zmarła w 1866 roku w wieku 82 lat, przeżywszy długie i pełne błogosławieństw życie, wspomagając innych budzącym nadzieję poselstwem Biblii. Jej grób nadal wznosi się nad doliną a miejsce jej urodzenia zachowało się w postaci częściowych ruin, z obeliskiem wzniesionym w pośrodku na świadectwo jej wyprawy do Bala.

    Na świecie istnieje obecnie 76 towarzystw biblijnych, lecz wielka pionierska praca wykonana przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne w pierwszej wspaniałej fali działalności opierającej się na wydawaniu i rozpowszechnianiu Biblii stała się już częścią historii. Świat zmienił się przez opisane tu wydarzenia, przeszedł już przez następne etapy Boskiego planu wieków, dochodząc do ostatecznych dni, opisanych w 2 Tym. 3:1-4; 2 Piotra 3 i do przelania się zła, jakie miało poprzedzać ustanowienie na ziemi wiecznego królestwa Mesjasza, o które gorąco się modlimy.

    Cieszymy się, że mogliśmy przedstawić historię Marii Jones, tego szczerego, miłującego Biblię dziecka Bożego. Modlimy się, aby historia ta stała się błogosławieństwem dla wielu innych. Oceniajmy wysoce i pilnie studiujmy Słowo Boże, Biblię, i stosujmy podane w niej dobre lekcje w rozwijaniu przez nas podobieństwa Chrystusowego.

TP ’85,90-93; BS ’84,42.

Wróć do Archiwum