NIEWDZIĘCZNI, NIEPOBOŻNI
Łuk. 17:11-19
"Bądźcie wdzięcznymi" (Kol. 3:15)
TRĄD jest chorobą szeroko rozpowszechnioną w krajach wschodu, a wśród Żydów szczególnie trędowaci byli wyjęci spod prawa - odłączeni od pozostałych. Nie pozwalano im na kontaktowanie się z własnymi rodzinami ani zbliżanie się do kogokolwiek. Trędowaci byli zobowiązani trzymać się w pewnej odległości od ludzi i na zbliżanie się nieznajomego wołać "nieczysty! Nieczysty". Oczywiste jest w świetle Zakonu, że trąd miał przedstawiać grzech oraz, jego obrzydliwy, zakaźny i trawiący charakter.
Pewien podróżnik o Bliskim Wschodzie napisał: "Gdy nasza wyprawa mijała zachodnią bramę Nablusu, okolice starożytnego Sychemu, grupa budzących odrazę trędowatych przywitała nas domagając się pomocy. Pokazywali oni różne postacie tej okropnej choroby: zniekształcony nos, wargi, rękę lub nogę, wykrzywione kończyny i co najmniej jeden przypadek trędowatego, który był "biały jak śnieg". Kiedy już całkowicie rozbiliśmy nasze namioty na zachód od miasta, trędowaci, w liczbie piętnastu, przyszli do nas i usiedli z dala w półkolu, zwróciwszy twarze w kierunku naszych namiotów. Jeden z nich wysunął się bardziej do przodu od pozostałych trzymając w wyciągniętej ręce naczynie na jałmużnę i wszyscy oni, jakby jednym głosem, donośnie zawołali do nas, abyśmy mieli dla nich litość i udzieli pomocy".
Inny pisarz przedstawił następująco stan zarażanego trądem: "Włosy wypadają z głowy i z brwi, paznokcie rozluźniają się, gniją i odpadają; kolejno poszczególne stawy u rąk i nóg kurczą się i powoli odpadają: dziąsła zanikają i wypadają zęby; nos, oczy, język i podniebienie ulegają powoli wyniszczeniu".
TRĄD ILUSTRUJE CHOROBĘ GRZECHU
Okropność i obrzydliwość trądu oraz jego zakażające cechy przenoszone zarówno dziedzicznie, jak i przez infekcję stanowią dobrą ilustrację choroby grzechu, która opanowała całą ludzką rodzinę i która oddziela i odstręcza ją od Boga i od tych wszystkich, którzy są czyści i pozostają w harmonii z Nim. Izolowanie trędowatych wyraźnie było nakazane w Zakonie, ale nie podano w nim żadnego lekarstwa ani recepty na jego leczenie. Chorobę tę traktowano z punktu widzenia religii i w każdym przypadku podlegała osądowi kapłanów. Oni decydowali czy trąd się rozwijał, czy nie, oni skazywali trędowatego na banicję, a w przypadku znalezienia czegokolwiek, co nadawało się do leczenia, kapłani musieli orzekać o jego oczyszczeniu zanim ponownie mógł być przyjęty do społeczności.
Tak więc, wielką chorobę grzechu Bóg pozostawia w rękach antytypicznego kapłaństwa - Chrystusa i wiernych podkapłanów - i do niego należy określenie oraz ujawnienie tego, co jest grzechem, jako różnym i odrębnym od tego, co jest sprawiedliwością, i tym samym rozdzielenie czystego od nieczystego, tych którzy są w harmonii z Bogiem od tych, którzy z Nim nie są w zgodzie.
A w wieku Królestwa Bożego, kiedy królewskie kapłaństwo będzie miało oficjalną władzę błogosławienia świata wiedzą o Bogu i o tym jak uwolnić się od grzechu i, przez zasługę drogocennej krwi, osiągnąć pełną restytucję - czystość i doskonałość umysłu, serca i ciała, to właśnie wtedy królewskie kapłaństwo będzie decydowało o tym czy proces oczyszczenia został dokonany, kiedy grzech przestał istnieć w potępionych i kiedy zostali oni ponownie doprowadzeni do pełnej harmonii z Bogiem i sprawiedliwością.
Z pozostawionych przez podróżników opisów dowiadujemy się, że na terenie wzmiankowanym w naszym tekście - w granicach Samarii i Galilei - trąd występował częściej niż gdziekolwiek indziej i często można było oglądać grupy trędowatych do pewnego stopnia przypominające tę opisaną w przytoczonym tekście. Grupa, o której mówią zacytowane wersety, stała w oddali, ponieważ chorych zmuszało do tego prawo. Ludzie ci uznali jednak Jezusa za wielkiego Nauczyciela, o którego cudach już coś słyszeli i zrodziła się w nich nadzieja, że On mógłby mieć dla nich współczucie i uleczyć ich z tej obrzydliwej choroby. Dlatego podnieśli głos i wspólnie zawołali: "Jezusie, Nauczycielu! zmiłuj się nad nami". Nie ma wątpliwości co do znaczenia ich wołania, chociaż zazwyczaj trędowaci żebrali o pieniądze, teraz z pewnością szukali uzdrowienia u tego wielkiego Lekarza.
WSPÓŁCZUCIE JEZUSA DLA TRĘDOWATYCH
Słysząc ich głosy Jezus zwrócił się do nich z litością. Możemy sobie lepiej wyobrazić niż opisać to współczucie jakie Jezus miał dla nich, patrząc na ich godny pożałowania stan. I niewątpliwie w tej samej chwili pomyślał o wielkiej chorobie grzechu, z powodu którego cierpiał cały świat a którego On przyszedł uwolnić od tych cierpień i którego okowy przyszedł zerwać przez danie swego własnego życia, jako ceny okupowej za ich życie. Nasz Pan rzekł im po prostu: "Szedłszy okażcie się kapłanom". Słowa te dały do zrozumienia, że trąd został uleczony i mogli oni spodziewać się, że orzeczenie kapłanów uwolni ich od choroby i pozwoli powrócić im do domów i rodzin, nawet jeśli okaleczenia i zeszpecenia spowodowane chorobą nadal pozostaną widoczne. Wdzięczni za takie uwolnienie od nękających ich cierpień, cała dziesiątka posłusznie pośpieszyła wypełnić Jego zalecenie, ale w drodze zauważyli, że błogosławieństwo jakie otrzymali od Pana nie polegało jedynie na powstrzymaniu choroby, ale na przywróceniu im normalnego stanu. Ich wiara przyniosła im o wiele więcej niż się spodziewali.
Jeden z nich zawrócił i upadłszy przed Panem złożył swemu wybawicielowi hołd i podziękowania. Dziewięciu pozostałych zastosowało się do słów naszego Pana, by pokazać" się kapłanom, ale nie mieli oni wystarczającej miłości, oceny i wdzięczności, aby w stanie oczyszczonym przede wszystkim powrócić i okazać uznanie dawcy tego błogosławieństwa,, które oni otrzymali. Nasz Pan zauważył to, ale również zwrócił uwagę na fakt, że ten, który przyszedł z powrotem był Samarytaninem, a nie jednym z żydowskich domowników wiary. I wówczas Jezus powiedział: "Nie znaleźli się, aby się wrócili, i dali chwałę Bogu, jedno ten: cudzoziemiec? I rzekł mu: Wstań, idź wiara twoja ciebie uzdrowiła".
SAMARYTANIN PODZIĘKOWAŁ JEZUSOWI ZA FIZYCZNE UZDROWIENIE
W zapisie tym nic nie powiedziano o otrzymaniu przez Samarytanina, którego wdzięczność serca przywiodła do stóp Jezusa, jakiegokolwiek błogosławieństwa lub łaski. Nie dowiadujemy się, że Jezus zachęcił go, aby stał się jednym z Jego naśladowców, ani że otrzymał jakiekolwiek duchowe błogosławieństwo. W rzeczywistości wiemy, że otrzymanie przez niego jakiegokolwiek duchowego błogosławieństwa nie było możliwe, ponieważ będąc "cudzoziemcem", podobnie jak wszyscy poganie, nie miał dostępu do udziału w Boskiej łasce przed udzieleniem zupełnej miary łaski Izraelitom. Trzy i pół roku po ukrzyżowaniu naszego Pana Korneliusz był pierwszym poganinem, który dostąpił łaski, ponieważ w tym czasie najwcześniej łaska mogła objąć pogan - wtedy bowiem nastąpił koniec "siedemdziesięciu tygodni" łaski obiecanej Izraelowi (patrz Nadszedł czas, str. 72-74).
Nie dowiadujemy się też, by dziewięciu, którzy otrzymali łaskę Bożą, wzruszyło się i wróciło złożyć podziękowanie oraz z powodu swojej niewdzięczności było w jakimkolwiek stopniu pozbawionych błogosławieństw już otrzymanych. Jednakże z łatwością możemy sobie wyobrazić, że stan ich serc nie był dobry po serdecznym przyjęciu ich przez Pana i zaoferowaniu im przez Niego przywilejów Królestwa, Możemy również słusznie przypuszczać, że jeśli byli. nieporuszeni okazaniem im tak wielkiej Boskiej miłości, doznanej na własnych osobach, to pozostali równie nieczuli na jakiekolwiek opowiadanie im Ewangelii, którą mogli w przyszłości usłyszeć zarówno z ust Jezusa, jak i Apostołów. Możemy nawet przypuszczać, że tych dziewięciu nigdy nie weszło do Kościoła Chrystusowego.
W przypadku Samarytanina, na odwrót mamy wszelkie powody do przypuszczenia, że ze względu na okazaną wdzięczność znalazł się w Kościele. Ten stan serca bliższy był wymogom Królestwa i kiedy później Ewangelia Chrystusowa była głoszona poganom i Samarytanom, człowiek ten był przygotowanym słuchaczem i miał serce przygotowane na przyjęcie dobrej nowiny, na uleczenie z moralnego trądu grzechu i wejście w harmonię z Bogiem przez stawienie się przed owym wielkim Najwyższym Kapłanem wyznania naszego, który umarł za nasze grzechy i który przyjmuje za czystych wszystkich, którzy przez Niego przychodzą do Ojca. Chociaż nie mamy żadnych zapisów na ten temat, to jak wierzymy, ów Samarytanin należał do tego rodzaju Łudzi, jakich obecnie nasz Pan przyciąga i powołuje do ofiarowania się. Tacy usłyszawszy nowinę Królestwa gotowi będą kłaść swoje życie i być martwymi dla grzechu, przedstawiając Bogu swoje ciała jako żywe ofiary (1 Jana 3:16; Rzym. 5:1, 2).
STOSUNKOWO NIEWIELU JEST WDZIĘCZNYCH
Widziana z tego punktu patrzenia wdzięczność serca, z pewnością jest oznaką charakteru jakiego Bóg poszukuje - szczególnie w sprawach związanych z naszym wielkim zbawieniem. Wszędzie wokół siebie dostrzegamy porównania stanowiące odpowiedniki naszej ilustracji. Spotykamy tych, którzy cierpieli z powodu trądu grzechu, którzy odwoływali się do Jezusa prosząc o litość oraz pomoc i którzy zostali, usprawiedliwieni przez wiarę - zostali oczyszczeni od swoich nieprawości i przykryci sprawiedliwością Chrystusową. Jednak spośród tych wszystkich, którzy z ręki naszego Pana doznali takich błogosławieństw i łask, stosunkowo niewielu wróciło do Niego i padłszy przed Nim złożyło Jemu podziękowania za uwolnienie z niewoli grzechu i potępienia, składając u Jego stóp samych siebie jako żywe ofiary przez całkowite poświęcenie się Panu w rozumnej służbie (Rzym. 12:1). Jedynie prawdziwie wdzięczni, prawdziwie doceniający, skłonni są to uczynić. Apostoł oświadcza o sobie i o wszystkich takich jak on, że prawdą jest, iż "miłość Chrystusowa przyciska [przyciąga, przymusza] nas, jako tych, którzyśmy to osądzili, iż ponieważ jeden za wszystkich umarł, tedy wszyscy byli umarłymi [tak, gorzej niż umarłymi ze względu na przewinienia, grzechy i potępienie]; A że za wszystkich umarł, aby ci, którzy żyją [są usprawiedliwieni, aby mogli żyć dzięki wierze w Jego krew], już więcej sobie nie żyli, ale temu który, za nich umarł" (2 Kar. 5:14, 15).
Niewdzięczność jest niepobożnością, brakiem tej właściwej oceny, która mogłaby doprowadzić do całkowitego poświęcenia życia, każdej korzyści i każdej sprawy dla Pana - bez względu na to, jaką nagrodą może On nas obdarować. Owe "bardzo wielkie i kosztowne obietnice" Słowa Bożego nie zostały dane po to, by inspirować wdzięczność i poświęcenie, ale zostały dane jedynie wdzięcznym i poświęconym, którzy przedstawili się Bogu, jako żywe ofiary. "Warn dano wiedzieć tajemnice królestwa", "Ale mam to Bóg objawił przez Ducha swojego", który udzielany jest jedynie poświęconym. Obietnice te mają nas wzmocnić, uwrażliwić i umożliwić nam "zwycięstwo" przez wypełnienie naszego przymierza poświęcenia (Mat. 13:11; 1 Kor. 2:9, 10).
Każdy z nas z osobna i wszyscy razem starajmy się i doskonalmy coraz bardziej ducha wdzięczności, ducha - usposobienie - "rozumnego". Wdzięczność sprawi, że każda próba i ofiara wyda się nam niewielka i stosunkowo łatwa do złożenia, powodując, że wszystkie Boże litości i łaski wobec nas wydadzą się odpowiednio wielkie, wspaniałe i inspirujące.
TP ’89,117-119; BS '88,84.