"DLACZEGO ARABOWIE NIE CHCĄ DAĆ PALESTYŃCZYKOM JAKIEJKOLWIEK OJCZYZNY?"
(Mike Royko, dziennikarz w syndykacie prasowym - 15 sierpnia 1989 r.)
SPOGLĄDAJĄC na mapę świata zastanawiam się czasami, co jest przyczyną całego tego ogromnego zamieszania na Bliskim Wschodzie.
No oczywiście, przysłuchuję się ekspertom, uczonym mędrcom czy nawet temu, co mówi Henry Kissinger. Ale kiedy znowu spoglądam na mapę, wszystko to nadal pozbawione jest sensu.
Kiedy dokładniej się wpatruje mrużąc oczy, znajduje pewne państwo, które rozciąga się na około 8000 mil kwadratowych - i to jest Izrael.
Aby wam uświadomić jak maleńkie jest to państwo, musielibyście połączyć 40 takich Izraelów, aby otrzymać powierzchnie wciąż jeszcze mniejszą od Teksasu. W Teksasie mogą być powiaty lub nawet rancza, które są większe od jego terytorium.
Małe New Hampshire, gdzie prawie każdy może wymienić uścisk dłoni z politykiem występującym podczas prezydenckich zebrań wyborczych, jest większe od Izraela. Podobnie jest z Vermont. W rzeczywistości mamy jedynie cztery stany, które są od niego mniejsze.
Zastanówmy się teraz nad kwestią zaludnienia: około 4,4 miliony. Istnieje wiele miast, w których mieszka więcej ludzi. Nowy Jork jest znacznie większy - podobnie Londyn, Istambuł, Bombaj i Tokio. W Mexico City można by umieścić trzykrotną liczbę mieszkańców całego Izraela. A Chicago, jeśli włączycie w to przedmieścia, jest prawie dwa razy tak ludne.
Mówimy wiec o niewielkim tylko punkciku na mapie.
Co się tyczy powierzchni uprawnej, Izrael nie jest tak wielki jak Belize, Burundi, Dżibuti i jest jedynie odrobinę większy od Fidżi, lecz trochę mniejszy od Haiti.
Czasami ludzie mówią o Japonii, że jest mała, ale jest ona dwudziestokrotnie większa od Izraela, mając trzydziestokrotnie większe zaludnienie.
Tak więc gdy chodzi o obszar kraju i zaludnienie, to rzeczywiście mówimy o małym kraju. No cóż, podczas naprawdę chłodnej zimy można spotkać więcej Żydów na południu Florydy (siedmiokrotnie większej od Izraela).
WIĘKSZE PAŃSTWA POŁOŻONE W POBLIŻU IZRAELA
Jeśli chcecie porozmawiać o dużych krajach, to po prostu otwórzcie oczy i przypatrzcie się niektórym krajom położonym w pobliżu Izraela - tym, które w ciągu minionych 41 lat starały się zgnieść swojego maleńkiego sąsiada.
Syria, dziewięciokrotnie większa i posiadająca trzykrotnie większe zaludnienie; Irak, dwudziestokrotnie większy i zamieszkały przez 17 milionów ludzi; Iran, osiem-dziesięciokrotnie większy z prawie pięćdziesięciomiliono-wym zaludnieniem.
Połączcie w całość tę część świata, otrzymacie miliony mil kwadratowych o zaludnieniu większym niż w Stanach Zjednoczonych.
Większość z nich w tym czy innym czasie, w taki czy inny sposób - za pomocą broni, czołgów, terrorystów lub zdobytych dzięki ropie pieniędzy - próbuje zdusić państewko, które nie jest nawet tak duże jak stan Vermont.
Można by się spodziewać, że z ponad trzema milionami mil kwadratowych powierzchni kraju - być może większej, ale nie jestem zbyt dobry w arytmetyce - i ponad dwustu milionami mieszkańców, państwa te nie powinny robić tyle zamieszania wokół czegoś, co jedynie może być uważane za maleńką drzazgę w porównaniu z posiadanym przez nie majątkiem nieruchomym i mniejszą liczbą ludności od zamieszkującej w licznych, należących do nich miast.
Lecz zamiast tego, przez ostatnie 40 lat państwa te wystawiają się na pośmiewisko próbując bez jakichkolwiek sukcesów narzucić temu maleńkiemu państewku stan wojny.
Arabowie dokonali inwazji zaraz następnego dnia po utworzeniu państwa żydowskiego
Nie czekano długo. Dzień po ustanowieniu Izraela po raz pierwszy jako państwa, Arabowie dokonali inwazji. Nie spodziewali się wielkich kłopotów z podporządkowaniem sobie tak niewielkiej liczby ofiar, tylko 800 000 w tym czasie.
Zamiast tego, Izrael odparł ich, sprawiając, że Arabowie wypadli jako najbardziej niekompetentni wojownicy w historii. Jednak uporczywie ponawiali próby w latach 1956, 1967 i 1973.
Patrząc wstecz, gdyby Arabowie byli o tyle mądrzy, by pozostawić Izrael w spokoju - to pozwoliliby mu nawadniać i zamieniać wyjałowioną ziemię w coś zielonego, dostarczać tłustych kurczaków na rosół i zakładać niewielkie przedsiębiorstwa. Kto wie, czy gdyby Arabowie nie byli tak wojowniczym narodem, Izrael nie zamieniłby swojej energii w przedsięwzięcia pokojowe. A dziś, zamiast oglądać Sony, być może moglibyśmy patrzeć na 36-calowego Goldberga.
Obecnie Arabowie są rozgniewani, ponieważ Izrael poszerzył swe granice. Oczywiście poszerzył. Również zmądrzał, gdy Arabowie nieustannie atakowali, a Izrael ciągle ich przepędzał, Izraelczycy zdecydowali, że jeśli przyjdzie im ciągle pokonywać tego samego rodzaju kłopoty, to równie dobrze mogliby zatrzymać kilka akrów. Poza tym, jeśli ktoś wykorzystuje pobliskie wzgórza po to, by rzucać w was pociskami, to bylibyście niemądrzy nie usuwając go z tych wzgórz.
Patrząc na sposób w jaki postępują Arabowie, można by pomyśleć, że Izrael traktuje ich tak samo jak nasi przodkowie traktowali Indian. (Właściwie moi przodkowie nie mogą przypisywać sobie wielu zasług nie zaliczając się do WASPs - biały, wykształcony Amerykanin wyznania protestanckiego). Przybyliśmy tutaj, zadeptując każdą ścieżkę, oszukując, kłamiąc i mordując aż w końcu cały kontynent należał do nas - od jednego morza do drugiego morza pokrytego plamami ropy.
Dla porównania, ziemia, jaką zatrzymał Izrael nie jest wiele większa od Coney Island.
ARABOWIE POWINNI DAĆ PALESTYŃCZYKOM OJCZYZNĘ
Nadal słyszymy, że Palestyńczycy muszą mieć swoją ojczyznę. Można by pomyśleć, że mając miliony kwadratowych mil niezamieszkałego terytorium, Arabowie powinni znaleźć dla nich miejsce na ojczyznę - a z nich takie sknery. Jordania jest tuż obok Izraela. Mogłaby stać się dla nich świetną ojczyzną. Taka myśl przyświecała pierwotnie idei utworzenia Jordanii. Mnóstwo nie zasiedlonej ziemi. Ten sam klimat. Gdyby Arabowie zaprzestali wydawania zarobionych na ropie pieniędzy na wojny, prawdopodobnie mogliby zamienić Jordanię w coś, co byłoby podobne do Palm Springs.
Zamiast tego, mamy rozległe, i w niektórych przypadkach bogate, kraje, które wchodzą obecnie w piątą dekadę nieustannych prób przejęcia skrawka ziemi, którego prawie że nie można znaleźć na mapie.
SB ’92,15-16; BS '89,77.