ZASZCZYTNA SŁUŻBA
"Jeśli mnie kto służy, niechże mnie naśladuje, a gdziem ja jest, tam i sługa mój będzie; a jeśli mnie kto służyć będzie, uczci go Ojciec mój" (Jan 12:26).
POJĘCIE niesamolubnej służby jest tym pojęciem, które staje się coraz bardziej niemiłe dla umysłów wszystkich klas społeczeństwa. Zarówno narody, jak i jednostki wydają się przepojone wobec niego tak antagonistycznym duchem, że ich wzajemne służenie sobie ogranicza się zwykle do tego, czego wymaga ich własny interes, i jest zazwyczaj czynione bardzo oszczędnie i skąpo. Niedopowiedziane motto brzmi: jak najmniej służby za jak największe wynagrodzenie.
Lecz dokładnym przeciwieństwem tego jest duch Chrystusa. Źródłem Jego przyjemności było, by realizując Boski plan zbawienia i błogosławienia, oddać możliwie największą służbę (bez pieniędzy i bez ceny) - czyniąc siebie żywą ofiarą (Mat. 20:25-28). Nie usłyszał nawet podziękowania, lecz urągania tych, którym służył za tak wielką dla siebie cenę (Rzym. 15:1-3).
Jezus powiedział: "Jeśli mnie kto służy, niechże mnie naśladuje". Służyć Chrystusowi oznacza zaciągnąć się i służyć pod Jego kierownictwem w tej samej służbie, dla której On poświęcił wszystkie swe siły aż do śmierci - służbie Bogu i ludzkości, zgodnie z dokładnymi zasadami Boskiego planu. Dlatego odsyła nas do Swej własnej samoofiarniczej służby. Nie mówi On: Idźcie drogą upokorzeń i ofiarniczej służby, lecz: Chodźcie, idźcie za mną tam, gdzie ja wskazałem drogę! Nie gardziłem pokorną służbą, a sługa nie jest większy od swego pana. "Weźmijcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie, żem Ja cichy i pokornego serca" (Mat. 10:24,25; 11:29,30).
Duch pychy nie może pójść za Chrystusem. Prąd myśli i uczuć musi być najpierw zmieniony w kierunku cichości, pokory, łagodności i miłości. Ktoś posiadający pysznego, wyniosłego i próżnego ducha musi się zmienić, a wraz z tą zmianą nadejdzie odpoczynek, pokój i radość w podążaniu śladami Mistrza w wiernej służbie.
Ci, którzy gardzą służbą i tęsknią za uwolnieniem się od jej ograniczeń i rzekomej niesławy, nigdy nie popełnili większego błędu; ponieważ jedyni mężczyźni i kobiety godni pamięci po swej śmierci to ci, którzy wiernie i umiejętnie służyli Bogu i bliźnim. Tylko imiona takich osób znalazły swe miejsce w historii okryte prawdziwą chwałą, podczas gdy imiona tych, którzy żyli w samolubnych wygodach, z reguły zostały zapomniane.
Do jasnych świateł świata za swych dni należeli tacy szlachetni słudzy Boga jak Mojżesz, Eliasz i Paweł - mężowie, którzy stawiali czoła wszelkim niebezpieczeństwom i w służbie Boga narażali swe życie na rzecz bliźnich. Spójrzmy na Mojżesza obciążonego troską o te olbrzymie o sztywnym karku zastępy Izraelitów: z jaką obojętnością dla własnej wygody, czy spokoju umysłu i ciała, poświęcał on wszystkie swe siły w służbie swemu ludowi. Pomyślmy o Eliaszu i jego żywym zainteresowaniu oraz gorliwej ofiarnej służbie dla bałwochwalczego Izraela, gdy stawił czoła i zniszczył 450 proroków Baala i przywrócił cześć dla Jehowy (1 Król. 18:19-40). Później zwróćmy uwagę na Pawła troszczącego się o wszystkie zbory (2 Kor. 11:28) i wielkie dzieło głoszenia Ewangelii wśród żydów i pogan w obliczu stanowczego sprzeciwu i prześladowań, które ciągle zagrażały jego życiu i nigdy nie pozwalały mu na spokojny odpoczynek tak bardzo wskazany dla wszystkich ludzi.
W czasach nam bliższych mamy szlachetne przykłady reformatorów i męczenników, a także strażników i obrońców praw i swobód człowieka za wielką cenę dla nich samych. Wybitnymi wśród tych drugich są szanowane nazwiska George'a Washingtona i Abrahama Lincolna - dwóch ludzi, których najwyraźniej pobudziła Boska opatrzność w czasie wielkiego niebezpieczeństwa i konfliktu: pierwszego, by uczynił bezpiecznym to wielkie amerykańskie miejsce ucieczki dla uciskanych z wszystkich narodów, a drugiego, by wyzwolił je od ludzkiego niewolnictwa i zachował przed rozpadem i dezintegracją.
Znając Boski plan nie można czytać historii tego kraju, nie dostrzegając w niej kierowniczej mocy Bożej zabezpieczającej potrzeby i chroniącej tę ziemię (Iz. 18:1), przez wzgląd na wybranych, jako miejsce bezpiecznego schronienia, gdzie prawda nie zmieszana z błędem mogła być swobodnie propagowana i można było cieszyć się pewną miarą chwalebnej wolności synów Bożych. Jest to szczególnie widoczne w tym, że w kraju tym się rozpoczęło i ześrodkowało wielkie chrześcijańskie dzieło głoszenia prawdy Słowa Bożego, wolnej od błędów średniowiecza. Na samym początku swego istnienia, gdy naród ten był zagrożony przez wrogą obcą potęgę i bandy walczące w obrębie jego granic, Washington, ów szlachetny żołnierz i mąż stanu, z całym poświęceniem i energią, przyszedł z pomocą. Oczekując pomocy ze strony Boga, i zachęcając do tego samego naród, stał się ludzkim narzędziem wyzwolenia tego narodu z mocy ucisku.
SZLACHETNOŚĆ CHARAKTERU WASHINGTONA
Washington przejawiał wielką siłę charakteru i wierność odpowiednim zasadom. Ze wszystkich stron otoczony wrogami i zazdrością, walcząc z politycznymi intrygami, fałszywym przedstawianiem faktów, oszczerstwami i spiskami zmierzającymi do usunięcia go ze stanowiska głównodowodzącego, zachował taką samokontrolę, szlachetną pewność i wiarę w zwycięskie potwierdzenie swojej słusznej sprawy, że napełniało to jego bliskich współpracowników ufnością. W zimie 1777-78 w Valley Forge (które nawiasem mówiąc znajduje się w pobliżu naszej siedziby w Pensylwanii) wraz z dwukrotnie pokonaną armią, słabo zaopatrzoną w pożywienie i kwatery, z tysiącami "bosych i w inny sposób nagich" przeszedł przez szczególne doświadczenia i wiele ostrej publicznej krytyki, przy braku poparcia i podchwytliwej manipulacji Kongresu, zbyt słabego, by mu pomóc. Zademonstrował jednak wielką odwagę, głębokie współczucie dla cierpiących żołnierzy i silną wiarę w Boga, z którym spędzał wiele godzin na modlitwie, szukając kierownictwa, pomocy i pociechy.
Washington bardzo troszczył się o innych. Podaje się, że pewnego razu udał się do siedziby oficerów, by w tylnym pokoju odwiedzić cierpiącego żołnierza. Oficerowie zabawiali się dość hałaśliwie. Zamiast skarcić ich za brak troski o chorego człowieka, przeszedł przez ich pokój na palcach do tylnego pokoju. Jego dobry przykład przywrócił im rozsądek i uspokoili się.
Niektórzy z jego armii narzekając na trudności nie używali właściwego języka. Wywołało to następujący rozkaz:
ROZKAZ GENERAŁA WASHINGTONA DLA ARMII KONTYNENTALNEJ DOTYCZĄCY PRZEKLEŃSTW
Generał z przykrością dowiaduje się, że głupia i zła praktyka bluźnierczego przeklinania i używania mocnych słów, wada dotychczas mało znana w armii amerykańskiej, staje się coraz bardziej modna.
Generał ma nadzieję, że jego oficerowie przykładem oraz swym wpływem spróbują to naprawić i że zarówno oni, jak i ich ludzie zastanowią się, że nie będziemy mogli liczyć na błogosławieństwo niebios w naszych zmaganiach, jeśli będziemy je obrażać naszą bezbożnością i głupotą.
Wada ta jest poza tym tak podła i niska, że każdy rozumny człowiek posiadający charakter czuje do niej odrazę i gardzi nią.
Generał George Washington, Dowódca, Armia Kontynentalna
LINCOLN TAKŻE SZLACHETNYM CHARAKTEREM
Około 80 lat później, gdy niewolnictwo skalało ten kraj, a lamenty ucisku około 4 milionów bliźnich w USA doszły do uszu Pana zastępów, wzbudził On Lincolna, kolejnego patriotę i męża stanu, który wielkodusznie nosił w swym sercu i umyśle ciężary uciśnionych. Spoglądając na Boga i zachęcając do tego naród, poświęcił się dla dobra swoich bliźnich.
Podejmując urząd prezydenta w swym pożegnalnym przemówieniu do przyjaciół w Springfield, Illinois, Lincoln powiedział:
Wyjeżdżam nie wiedząc kiedy i czy w ogóle powrócę, mając przed sobą zadanie jeszcze większe od tego, jakie spoczywało na barkach Washingtona. Nie może mi się powieść bez pomocy tej Boskiej Istoty, która stale pomagała jemu i która kieruje moim i wszystkich innych losem. Przy tej pomocy nie może mi się nie udać. ... Polecając was Jego opiece, przyjaciele i sąsiedzi, czule żegnam się z wami, mając nadzieję, że w swych modlitwach polecicie jej i mnie.
Rok 1863 był doniosłym czasem dla młodego życia USA. Kraj przeżywał olbrzymie trudności finansowe (takie jak dzisiaj, być może jeszcze gorsze), panowała anarchia, a zdrada kroczyła przez kraj, gdy prezydent Lincoln, ufając w Boską zdolność uwolnienia narodu, tak jak Izraelitów w Egipcie, wydał następującą proklamację:
Zważywszy, że Senat Stanów Zjednoczonych, pobożnie uznając Najwyższą władzę i sprawiedliwy rząd Wszechmocnego Boga we wszystkich sprawach ludzi i narodów, przez podjęcie uchwały poprosił prezydenta o wyznaczenie i wydzielenie dnia na narodową modlitwę i upokorzenie.
Zważywszy także, że obowiązkiem narodów, jak również ludzi, jest uznać zależność od nadrzędnej władzy Boga, wyznać grzechy i przewinienia w pokornym smutku i ufną nadzieją, że prawdziwa skrucha doprowadzi do miłosierdzia i przebaczenia, a także uznać najwyższą prawdę objawioną w Piśmie Świętym i potwierdzoną całą historią, że błogosławione są tylko te narody, których Bogiem jest Pan.
I o ile wiemy Boskim prawem jest, że narody, tak jak i jednostki, podlegają karom na tym świecie: Czy nie możemy obawiać się, że straszne nieszczęście okrutnej wojny, jaka teraz pustoszy kraj, może być karą wymierzoną za nasze przypuszczalne grzechy dla koniecznego celu naszej narodowej reformacji jako całego narodu.
Jesteśmy odbiorcami największych bogactw Niebios. Przez te liczne lata zostaliśmy zachowani w pokoju i pomyślności. Wzrośliśmy w liczbę, bogactwo i siłę jak żaden inny dotąd naród.
ALE ZAPOMNIELIŚMY O BOGU!
Zapomnieliśmy o łaskawej ręce, która zachowała nas w pokoju, rozmnożyła, wzbogaciła i wzmocniła, i próżnie mniemaliśmy w zwodniczości naszych serc, że wszystkie te błogosławieństwa są wynikiem jakiejś wyższej mądrości i cnoty w nas samych. Upojeni niekończącym się powodzeniem, staliśmy się za bardzo samowystarczalni, by odczuwać potrzebę odkupienia i utrzymania łaski, za bardzo dumni, by modlić się do Boga, który nas stworzył!
Wypada nam więc upokorzyć się przed Mocą, wobec której zawiniliśmy, oraz wyznać nasze narodowe grzechy i modlić się o łaskawość i przebaczenie.
Dlatego zgodnie z prośbą, i w pełni zgadzając się z poglądem Senatu, niniejszą proklamacją wyznaczam i wydzielam czwartek, 30 dzień kwietnia 1863 roku, jako dzień narodowego upokorzenia, postu i modlitwy. Niniejszym proszę także wszystkich ludzi o powstrzymanie się w tym dniu od zwykłych świeckich zajęć i zjednoczenie się w swoich licznych miejscach publicznych nabożeństw oraz w poszczególnych mieszkaniach, w celu zachowania tego dnia świętym Panu i poświęconym wypełnianiu religijnych obowiązków, właściwych takiej uroczystej okazji.
Gdy to wszystko zostanie uczynione w szczerości i prawdzie, odpocznijmy wówczas w pokorze, z nadzieją usankcjonowaną Boskimi naukami, że połączony krzyk narodu zostanie usłyszany w niebie i uzyska odpowiedź w postaci błogosławieństw, a także przebaczenia za nasze narodowe grzechy i odrodzenia naszego obecnie podzielonego i cierpiącego kraju do poprzedniego szczęśliwego stanu jedności i pokoju.
Na świadectwo niniejszego przykładam do niniejszego (aktu) swoją rękę i przybijam swoją pieczęć Stanów Zjednoczonych.
Napisane w mieście Waszyngtonie, dnia 30 marca w roku naszego Pana 1863.
Abraham Lincoln Prezydent USA
O swoich przekonaniach religijnych Lincoln powiedział: "Nigdy nie łączyłem się z żadnym kościołem, ponieważ trudno mi było zgodzić się, bez umysłowych zastrzeżeń, z długimi, skomplikowanymi sformułowaniami chrześcijańskiej doktryny, które cechowały ich artykuły wiary i wyznania wiary. Jeśli kiedykolwiek jakiś kościół wypisze nad swym ołtarzem, jako jedyny warunek członkostwa, streszczone oświadczenie Zbawiciela na temat istoty zarówno prawa, jak i Ewangelii: 'Będziesz miłował Pana, Boga twego, ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej' a 'bliźniego twego, jako samego siebie' - do tego kościoła przyłączę się całym sercem i całą duszą".
Washington i Lincoln byli bardzo szlachetnymi charakterami i ludźmi bojącymi się Boga. Wątpliwe jest jednak, by byli oni w pełni poświęconymi chrześcijanami, nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie (2 Kor. 5:17; Gal. 6:14,15) i jako tacy kwalifikowali się do niebiańskiej części Królestwa Bożego czy to w ściśle dobranej grupie Maluczkiego Stadka (Łuk. 12:2), 144 tysiącach (Obj. 7:1-4; 14:1), Oblubienicy, ciele Chrystusowym (Obj. 19:7; 21:9-11; Efez. 1:22,23; 5:3-33; Kol. 1:18), czy to w Wielkiej Kompanii (drugiej części Kościoła pierworodnych - Żyd. 12:23), którzy jako klasa przychodzą "z ucisku wielkiego" (Obj. 7:9-17).
Nie powinniśmy jednak zapominać, że mają być dwie części zbliżającego się Królestwa - niebiańska i ziemska, "nowe niebiosa i nowa ziemia" (Iz. 65:17; 2 Piotra 3:13; Obj.21; zobacz broszurę Królestwo Boże - niebiańskie i ziemskie). Wiele ze szlachetnych charakterów ziemi, łącznie ze Starożytnymi Godnymi sprzed wieku Ewangelii (Żyd. 11:38-40), zostanie nagrodzonych w Królestwie Bożym tutaj na ziemi (Mat. 6:10), jak widać to na przykładzie Jana Chrzciciela (Mat. 11:11).
BÓG SZANUJE PRAWDZIWĄ CHRZEŚCIJAŃSKĄ SŁUŻBĘ
W okresie wieku Ewangelii było wielu ludzi, niektórzy znani bardziej lub mniej powszechnie, i stosunkowo wielu prawie nieznanych, którzy za zaszczyt uznali zaparcie się w służbie, naśladując przykład Chrystusa. "Jeśli mnie kto służy, niech naśladuje mnie, a gdziem ja jest, tam i sługa mój będzie". Nagrodą za wierne naśladowanie, czyli uczniostwo, Pana - uczestniczenie w Jego duchu i wstąpienie pełne, szczere i samoofiarnicze do Jego służby - jest udział w odpowiednim czasie w Jego chwalebnym Królestwie. "Jeśli mnie kto służyć będzie, uczci go Ojciec mój" (por. 1 Sam. 2:30; Mat. 10:32).
Bóg uczci wszystkich swoich wiernych sług: niektórych w niebiańskiej sferze Królestwa, niektórych w ziemskiej sferze. Maluczkie Stadko, którego nasz tekst dotyczy szczególnie, otrzyma oczywiście największy zaszczyt - będzie miało udział w pierwszym zmartwychwstaniu i usiądzie wraz z Jezusem na Jego tronie (Mat. 19:28; 25:31; 1 Tes.4:16,17; Obj. 5:9,10; 20:4,6). Następną w zaszczytach, w niebiańskiej części Tysiącletniego Królestwa, będzie Wielka Kompania, klasa panien (Ps. 45:15,16). Starożytni Godni pod zwierzchnictwem Chrystusa będą zaszczyceni panowaniem w ziemskiej części Tysiącletniego Królestwa (Ps. 45:17; Iz. 32:1; 24:23; Łuk. 13:28). Ich szczególnymi pomocnikami będzie czwarta wybrana klasa - Młodociani Godni ("młodzieńcy" z Joela 2:28, "gliniane naczynia" z 2 Tym. 2:20), którzy poświęcili się tutaj przy końcu wieku, po pełnym zakończeniu wyboru 144 tysięcy. Otrzymają zaszczyt podległy Starożytnym Godnym. Wszyscy, którzy poświęcają się obecnie i są wierni, zostaną wielce wynagrodzeni w ziemskiej części Królestwa.
Ci, którzy dadzą dowód swej miłości do Boga i poświęcenia się Jemu (i Chrystusowi) oraz Jego dobroczynnemu planowi zbawienia i błogosławienia ludzkości, nie stracą swej nagrody. Boskie oko spoczywa na wszystkich takich (Ps. 32:8); On dostrzega ich postępowanie we wszystkich szczególnych okolicznościach i warunkach, w jakich są umieszczeni; Jego uwadze nie umknie nikt, kto wiernie i pilnie wykonuje swą część bez względu na to, jak skromną może ona być (Łuk. 12:6-8; Żyd. 6:10). Wszyscy tacy we właściwym czasie otrzymają ogrom zaszczytów. Nie można jednak oczekiwać korony zwycięstwa, zanim zupełnie nie skończy się noszenie krzyża. Po tej stronie zasłony, która rozdziela teraźniejszość od przyszłości, biegnie ścieżka upokorzenia i samoofiary, lecz poza nią jest wieczna chwała, pokój, sława i radość. Umiłowani! Pamiętajcie o obietnicach, tak byście mogli czerpać z nich natchnienie, które będzie wam coraz bardziej potrzebne w miarę jak będzie rosła liczba i srogość prób tego czasu oraz służba (2 Tym. 2:3; 2 Kor. 4:17,18).
SB ’92,85-88; BS '87,73-79.