ZBLIŻAJĄC SIĘ DO PORTU POŻĄDANEGO

"A tak przywodzi ich do portu pożądanego" (Ps. 107:30)

    NASZ werset może być zastosowany do ludu Bożego i jego burzliwej podróży od dnia Pięćdziesiątnicy aż do chwili obecnej. Ostatecznie podróż ta doprowadzi poszczególnych zwycięzców do dziedzictwa i przywilejów królestwa Bożego. Z pewnością Królestwo to jest upragnionym portem tych wszystkich, którzy otrzymali Ducha Świętego, byli nauczani przez Boga i nauczyli się przynajmniej czegoś o rzeczach, których "oko nie widziało i ucho nie słyszało i na serce ludzkie nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy go miłują" (1 Kor. 2:9).

    To właśnie o tym upragnionym porcie świadczy prorok, reprezentujący Chrystusa i Kościół wieku Ewangelii, mówiąc: "gdy się ocucę, nasycony będę obrazem obliczności twojej" (Ps. 17:15). Możemy być zadowoleni ze wszystkiego co nas spotyka, gdyż jesteśmy świadomi, iż pozostajemy pod kierownictwem i przywództwem naszego Pana, ale wiemy, że wszystkie rzeczy działają wspólnie dla dobra tych, którzy Go miłują - dla powołanych według Jego zamierzenia.

    Możemy być zadowoleni wśród wszelkich cierpień, prób i trudności życiowych, ale nie usatysfakcjonowani. My jesteśmy zadowoleni, gdyż nasz Pan zapewnia nas, iż teraźniejsze lekcje, doświadczenia i kary są niezbędne, w celu przysposobienia nas i przygotowania do Królestwa. Lecz będziemy usatysfakcjonowani dopiero wtedy, gdy nastąpi realizacja tych wiecznych rzeczy, co do których teraz mamy jedynie obietnicę, czyli nadzieję. A jaka jest nasza nadzieja? Jaka jest ta wspaniała nadzieja! Nic dziwnego, że Apostoł mówił o niej jako o "błogosławionej nadziei", którą wiązał z chwalebnym objawieniem się naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa w Jego drugim adwencie (Tyt. 2:13).

    W miarę jak badamy Słowo Ojca Niebieskiego i dochodzimy do zrozumienia głębokich rzeczy Boskiego planu, coraz bardziej przekonujemy się, jak błogosławioną jest ta nadzieja, nadzieja którą miał na myśli nasz Odkupiciel, gdy powiedział: "gdy odejdę i zgotuję wam miejsce, przyjdę zasię i wezmę was do siebie" (Jan 14:3). Apostoł znowu powołuje się na tę "błogosławioną nadzieję" mówiąc, iż jest ona kotwicą duszy naszej, pewną i silną, ponieważ wierzymy w Jezusa. Wiara jest łańcuchem kotwicy, przy pomocy którego ta wspaniała obietnica, czyli nadzieja, jaką dał nam nasz Pan, trzyma nas mocno i zabezpiecza, nieporuszonych pośród burz i prób życia.

OBIETNICA ZAWARTA W PRZYMIERZU ABRAHAMOWYM

    Przypominamy, iż nadzieja ta (jak wyjaśnia Apostoł) została pierwotnie zawarta w Boskiej obietnicy danej Abrahamowi - obietnicy, którą Bóg nie tylko powtórzył, lecz dodał przysięgę, jedynej obietnicy potwierdzonej przysięgą, zabezpieczonej i umocnionej najbardziej uroczystą deklaracją z możliwych - słowem i przysięgą Boga Jehowy. Obietnica ta, stanowiąca naszą nadzieję, naszą kotwicę w Chrystusie - zawiera się w słowach Boga do Abrahama: "Błogosławione będą w nasieniu twoim wszystkie narody ziemi".

    Jakąż nadzieję możemy w ogóle żywić wobec świata ludzkości! Jeśli wszyscy ludzie mają być błogosławieni, to znaczy, że nie znajdują się w żadnym beznadziejnym stanie. Rzeczywiście odeszli do ciszy grobu, do szeolu, do hadesu, lecz Ten, którego słowo nie może być złamane i którego przysięga jest niewzruszona, oświadcza że wszyscy oni jeszcze będą błogosławieni. Rozumiemy, iż oznacza to, że wszyscy ludzie muszą być obudzeni ze snu śmierci. Nic dziwnego, że Apostoł napomina, byśmy się nie smucili jak inni, którzy nie mają nadziei; bo jeśli wierzymy, że Jezus umarł i znowu powstał, powinniśmy także wierzyć, że Bóg przyprowadzi z umarłych tych wszystkich, którzy śpią w Jezusie (1 Tes. 4:13,14).

    Jesteśmy radzi, że śmierć w najbardziej absolutnym znaczeniu - znaczeniu, w jakim stosuje się do zwierząt - nie jest ostatecznym zamiarem Boga wobec ludzkości. Jakże cieszymy się, że w swej miłości i współczuciu Bóg zaplanował (i to przed naszym upadkiem), że będziemy .odkupieni drogocenną krwią Chrystusa! Jakże radzi jesteśmy, że ta cenna krew w odpowiednim czasie była przelana, aby dokonać pojednania za nieprawość i wprowadzić wieczną sprawiedliwość (Dan. 9:24)!

    Jakże cieszymy się, że ostateczne rezultaty tej cennej ofiary i późniejszego zmartwychwstania naszego Pana jako króla Immanuela w mocy i wielkiej chwale, oznaczają w końcu błogosławienie tych wszystkich synów i córek Adamowych, którzy zasnęli w śmierci; ich stan śmierci zmienił się w symboliczny sen, czas nieświadomości, z którego powstaną w czasie chwalebnego poranka zmartwychwstania.

JEZUS BĘDZIE KRÓLEM KRÓLÓW

    Ten kto posiada sympatię dla swoich współstworzeń, wzdychającego stworzenia, nie może powstrzymać radości na wieść o tak wielkim zbawieniu, jakie Bóg przygotował dla świata! O tak, nie musimy się smucić tak jak inni, którzy nie mają nadziei. Wierzymy, że Jezus umarł, że zmartwychwstał i że w słusznym czasie będzie Królem królów i Panem panów, że musi panować jako Immanuel - Bóg z ludźmi - dopóki nie położy kresu wszelkiemu nieposłuszeństwu i nie zniszczy ostatniego nieprzyjaciela, śmierć Adamową. Wtedy cały świat ludzkości zostanie ponownie podniesiony ze stanu śmierci, i przywrócony do tego wszystkiego, co zostało utracone w Adamie, a odkupione przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Nie dotyczy to jedynie tych, którzy świadomie, zdając sobie z tego sprawę i na własną odpowiedzialność (po otrzymaniu tych wspaniałych możliwości) odrzucą je i umrą wtóra śmiercią (Dz.Ap. 3:23).

    Jednakże nasz kielich błogosławieństw jest przepełniony myślą o wszystkich błogosławieństwach, jakie nadejdą dla wszystkich rodzin ziemi, kiedy to w Wieku Tysiąclecia Pan wyleje swego ducha na wszelkie ciało. Wówczas Immanuel będzie królował dla błogosławienia wszystkich przez uwolnienie i podniesienie ich z grzechu i śmierci, a szatan będzie związany. Nasza radość będzie ogromna, kiedy jeszcze pełniej ocenimy fakt powołania nas przez Boga przed światem - nie tylko przez udzielenie nam przywileju poznania Jego chwalebnych zamiarów wobec ludzkości, lecz także zaofiarowanie nam szczególnego udziału, szczególnego zbawienia, o wiele wyższego, większego, wspanialszego, takiego jakiego nie widziało oko i o jakim nie słyszało ucho, ani też nie wstąpiło na serce człowieka.

    Nic dziwnego, że Apostoł mówi o długościach, szerokościach, wysokościach i głębokościach miłości Boga, która przekracza wszelkie zrozumienie! Co takiego było w ludzkości, żeby skłonić Go do udzielenia człowiekowi odkupienia, szansy restytucji? Co takiego było w nas, których On obecnie już teraz powołał, abyśmy zostali nazwani ludem Bożym? Możemy jedynie podziwiać miłość Boga, która przechodzi wszelkie zrozumienie.

NADZIEJA ŚWIATA TAKŻE SKUPIA SIĘ NA NASIENIU ABRAHAMA

    Mamy więc podwójną nadzieję - nadzieję dla świata i szczególną nadzieję dla siebie - dla tylu, ilu Pan Bóg wasz powoła, dla tylu z nich, ilu swe powołanie i wybór uczyni pewnym przez wierne reagowanie na warunki powołania. Wszystkie te nadzieje opierają się na obietnicy Abrahamowej, przy czym częścią należącą do świata jest to, że będą błogosławieni przez nasienie Abrahamowe, a częścią należącą do Kościoła jest to, że zostaną połączeni z Panem jako nasienie Abrahamowe, zgodnie ze słowami Apostoła: "A jeśliście Chrystusowi, tedyście nasieniem Abrahamowym, a według obietnicy dziedzicami" (Gal. 3:29).

    Gdy mówimy o Kościele Chrystusowym, nie możemy myśleć o różnych kościołach ludzkich. Musimy pamiętać, że jest tylko jeden Kościół Chrystusa i że obejmuje on wszystkich, którzy są naprawdę Jego przez wiarę, poświęcenie i posłuszeństwo. W Boskim planie objawionym w Piśmie Świętym nie ma miejsca na sekciarstwo. Kościół, jaki uznaje Pan, jest Kościołem "pierworodnych, którzy są spisani w niebie" (Żyd. 12: 23). A zatem historia żadnego kościoła nie jest historią doświadczeń prawdziwego Kościoła. To, co o nim wiemy, musi opierać się na świadectwie Słowa Pańskiego, naszych własnych doświadczeniach i wnioskach jakie z nich wyciągamy.

    Pan powiedział, że ktokolwiek zechce żyć pobożnie, będzie cierpiał prześladowanie i że ktokolwiek zechce być Jego wiernym uczniem, znajdzie krzyże oraz próby i ze względu na Jego sprawę będzie znienawidzony przez wszystkich ludzi. Nasze własne doświadczenia niewątpliwie potwierdzą te biblijne doświadczenia. My wszyscy zgadzamy się, że droga chrześcijanina jest żmudną drogą - konflikty z wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi, walka, borykanie się, walka o umysł, serce i wolę, a ostatecznie o życie wieczne, o życie do którego przez Ducha Świętego rozpoczęliśmy przygotowywać swoje charaktery.

    Pismo Święte mówi nam coś o doświadczeniach członków pierwotnego Kościoła następująco: "znosili bój utrapienia ... byli urąganiem i utrapieniem na podziw wystawieni, lub też stali się uczestnikami tych, z którymi się tak obchodzono" (Żyd. 10:32,33). Mamy wszelkie powody, aby wierzyć, że podobne warunki dotykały poświęconych przez cały czas od dni Apostoła aż do teraz. Co więcej, mamy wszelkie powody sądzić, że podobne warunki będą trwać aż do samego końca życiowych doświadczeń prawdziwego chrześcijanina, aż ostatni z nich zakończy swój bieg i dotrze do upragnionego portu.

CAŁY RODZAJ LUDZKI PRZECHODZI PRZEZ BURZE ŻYCIA

    Widzimy więc, że takie burzliwe doświadczenia spotykają zarówno cały Kościół, jak i każdego jego poszczególnego członka. Jest prawdą, że są pewne burze, trudności i próby wspólne dla całej ludzkości, jak mówi Apostoł: "Bo wiemy, iż wszystko stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd ... oczekując objawienia synów Bożych". Lecz burze jakie przychodzą na Kościół są szczególnie osobliwe i pod pewnymi względami inne od tych, jakie przychodzą na świat. Spotykają nas, ponieważ nie jesteśmy z tego świata, ponieważ jesteśmy odłączeni od świata i jego ducha, aspiracji, gdyż mamy nowe aspiracje i kierownictwo Pana. Zauważmy słowa Mistrza: "Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, żeć mię pierwej niżeli was miał w nienawiści. Byście byli z świata, świat co jest jego miłowałby; lecz iż nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z świata, przetoż was świat nienawidzi" (Jan 15:18,19).

    Gdy opuszczamy świat, to niejako rozpoczynamy podróż do portu naszego odpoczynku, ponieważ Słowo Pana przychodzi z Nowego Jeruzalem (Izaj. 2:3). U niektórych początek podróży jest spokojny, a warunki sprzyjające, dlatego istnieje pewna pokusa, by trzymać się brzegu i czuć się na oceanie bardzo wygodnie zamiast kierować się prosto do portu odpocznienia. U innych burzliwe wiatry wieją od samego początku i sprawiają, że podróż wydaje się niemożliwa, a wszystko po to, by nas przestraszyć i zawrócić po dojściu do wniosku, że skoro cena naszej podróży ma być tak wysoka, musimy zaniechać tego przedsięwzięcia. Dla wielu te dwa wpływy są bardzo skuteczne i zawracają już po podjęciu decyzji o wyruszeniu zgodnie z zaproszeniem Pana, by pójść w Jego ślady, znosić trudności, by odłączać się od ziemskich spraw, a szukać Jego błogosławieństw i łaski.

    Zwracamy się do tych, którzy nie zostali zawróceni pokusami zyskania spokoju i ciszy, którzy nie zniechęcili się burzami i zagrożeniami, lecz z całą odwagą rozpoczęli bieg do portu Boskiego powołania. Do takich z przekonaniem mówimy, że nie upłynie zbyt wiele czasu, a burze i bałwany zaatakują ich, a przeciwnik zagrozi, że zniszczy ich opozycją, pokusami i powabami.

BURZLIWE FALE ŻYCIA

    Wiersze 26-30 obrazowo opisują niektóre z takich prób, trudności i doświadczeń, przyrównując je do burzliwych niepokojów morza i mówiąc o tych żeglarzach:

"Wstępują aż ku niebu, i zaś zstępują do przepaści, tak iż się dusza ich w niebezpieczeństwie rozpływa. Bywają miotani, a potaczają się jako pijany, a wszystka umiejętność ich niszczeje. Gdy wołają do Pana w utrapieniu swoim, z ucisków ich wybawia ich. Obraca burzę w ciszę, tak że umilkną nawałności ich. I weselą się, że ucichło; a tak przywodzi ich do portu pożądanego"

przez takie właśnie doświadczenia burzowe, próby, trudności, szukanie Pana w modlitwie, oczekiwanie na Niego i ufanie Jemu, przeżywanie ciszy i ulgę oraz radowanie się Jego obecnością i błogosławieństwem.

    Potem powstaje kolejna burza - jeszcze więcej kłopotów, przeciwnych wiatrów. Te znowu skłaniają do modlitwy, przybliżają do Pana, jeszcze bardziej ujawniają Jego wspomagającą siłę, dają nowe nadzieje, nową odwagę, nową mądrość z góry. W ten sposób dzięki tym różnym burzom życia i różnym błogosławieństwom słońca oraz łaski, a także różnym lekcjom jakich się uczymy - nasz Niebiański Ojciec i nasz Pan stopniowo doprowadzają nas do pożądanego portu, stopniowo ucząc właściwej drogi, stopniowo przystosowując i przygotowując do Jego obecności i chwały!

    Naprawdę jesteśmy przekonani, iż lekcje takie są absolutnie niezbędne dla wszystkich tych, którzy pragną uzyskać te wspaniałe rzeczy, jakie Bóg dla nich przygotował. Apostoł porównuje nas do synów ludzkich i pyta "któryż jest syn, któregoby ojciec nie karał?" (Żyd. 12:7) i sugeruje, że jeśli potrzebne jest takie karanie, a nie otrzymujemy go, oznacza to, że w rzeczywistości nie jesteśmy dziećmi, nie obejmuje nas Boska miłość i łaska. Umiejętność dostrzeżenia ręki Pańskiej we wszystkich naszych trudnościach jest częścią wielkiej lekcji wiary i ufności, by w każdej chmurze ucisku dostrzec blask światła i uświadamiać sobie, że we wszystkim wokół nas znajduje się ochronna moc naszego Boga, że On trzyma nas we wgłębieniu swej dłoni i że jeśli pozostaniemy w wierze i posłuszeństwie pod Jego opatrznościową opieką, dopatrując się lekcji, jakich On chce nam udzielić - nic złego ani niepożytecznego w żaden sposób nie będzie mogło nam zaszkodzić. I tak doprowadzi nas do portu pożądanego.

    Bóg prowadzi nas do takiego stanu serca i charakteru, jaki może uznać za godny wiecznego życia, wspaniałej nagrody naszego dziedzictwa (Kol. 1:12). Powiedzieliśmy, że świat naprawdę przechodzi obecnie przez swoje uciski, lecz nie takie, jakie spotykają nas, którzy zaciągnęliśmy się pod sztandar Pana i poświęciliśmy swoje życie, aby być żołnierzami krzyża i pod Jego chorągwią toczyć dobry bój wiary. Świat nigdy nie będzie miał doświadczeń podobnych do naszych.

    Postępowanie Pana ze światem w czasie jego dnia sądu, w wieku Tysiąclecia, będzie całkowicie odmienne od tego, jakie dotyczy Jego obecnego ludu. Od wszystkich tych, którzy chcą osiągnąć to królestwo, wymaga się, aby byli w stanie i chętnie znosili trudności jako dobrzy żołnierze Boga, by pokonali świat, ciało i przeciwnika i przez wspomagającą łaskę Pana stali się czymś więcej niż tylko zwycięzcami.

NASZA PODRÓŻ JEST KRÓTSZA NIŻ ŚWIATA

    Zauważmy jednak, że podczas gdy doświadczenia Kościoła ograniczają się do kilku lat doświadczeń, dzień sądu świata będzie trwał tysiąc lat, a warunki będą zgoła odmienne. Tym co czyni naszą podróż burzliwą jest głównie opozycja świata, przeciwnika i naszego własnego upadłego ciała stale kuszonego przez otoczenie, które nie jest nam przychylne i stale nas trapi. W następnym wieku, w Tysiącleciu, gdy szatan będzie związany i rozpocznie się panowanie sprawiedliwości, światu ludzkości (wtedy na próbie wiecznego życia lub wiecznej śmierci) pod każdym względem wszystko będzie bardziej sprzyjało na drodze sprawiedliwości niż obecnie.

    Jakże wspaniały to będzie czas dla świata! Jakże błogosławioną jest myśl, że miliardy ludzi, którzy doznali tak wiele smutku, bólu i ucisku wówczas doznają wiele błogosławieństw i łaski Pańskiej, gdyż On otrze łzy ze wszystkich twarzy i zaprowadzi wieczną sprawiedliwość. A wszyscy ci, którzy będą wiernymi do końca, ostatecznie nie tylko osiągną ludzką doskonałość utraconą w Adamie i ziemski raj jako swój dom, lecz przez drogiego Odkupiciela i działalność Jego wspaniałego Królestwa uzyskają także wieczne życie! Jakież błogosławieństwa otrzymają, gdy będą wołać do Pana, a On zamieni burzę w ciszę (w. 29) i ostatecznie wzburzone masy doprowadzi do pokoju i odpoczynku. Pan wprowadzi ich do ich upragnionego portu i będą cieszyć się z Królestwa.

    Jakże jesteśmy radzi, że czekają ich takie błogosławieństwa! Jednak jesteśmy też zadowoleni z burz i fal obecnego czasu oraz doświadczeń niezbędnych dla naszego rozwoju, abyśmy mogli być sługami w Królestwie Boga.

JEZUS Z ŁATWOŚCIĄ CHODZIŁ PO WZBURZONYM MORZU

    Przypomnijmy sobie noc, w czasie której nasz Pan wysłał uczniów łodzią przez Morze Galilejskie, podczas gdy sam pozostał w odludnym miejscu, by się modlić! Przypomnijmy sobie burzę jaka powstała, i wielki niepokój w jakim się oni znaleźli. Przypomnijmy sobie, jak później zobaczyli Jezusa idącego po wodzie! (Mat. 14:22-33). Przypomnijmy sobie, jak ich serca początkowo były przestraszone, lecz następnie uspokoiły się, gdy uświadomili sobie, że to w rzeczywistości ich Pan, który był z nimi obecny i miał wszelką moc!

    A potem przypomnijmy sobie, jak i Piotr w tym czasie stał się odważny, że nawet chciał iść po wodzie, gdyby nasz Pan się na to zgodził! Przypomnijmy sobie jego strach, gdy zobaczył wzburzone fale! Przypomnijmy sobie, że w końcu nasz Pan wszedł do łodzi, która natychmiast znalazła się przy lądzie, i zapanowała wielka cisza! Być może opis ten został nam przekazany jako obraz doświadczeń Kościoła w jego jednostkach i zbiorowo. Każdy z nas ma takie doświadczenia, czyż nie?

    Pan, choć nie zapomina o nas, kryje się na pewien czas i dozwala na ataki burz życia, fale ucisku. Potem On się objawia, a burze przestają nas straszyć i trwożyć. Jesteśmy w stanie je znieść dzięki świadomości obecności i opieki Pańskiej. Niektórzy z nas mogą być nawet bardzo odważni i lekceważyć burze, lecz to jest raczej lekkomyślnością (jak pokazuje przykład Piotra). Ale od chwili, gdy Pan jest z nami, mamy pokój, i ostatecznie On wprowadza nas do upragnionej przystani. Zastosowanie tego obrazu zbiorowo do Kościoła jest równie właściwe: burze i próby osaczają na drodze wiernych Pańskich przez całą podróż od dnia Pięćdziesiątnicy aż do teraz. On pojawia się o straży porannej. W świetle Jego Słowa dostrzegamy Jego obecność.

    Nasze serca doznają pocieszenia; burze i fale życia nie trwożą nas w obecności naszego Mistrza, któremu ufamy. Gdy On zajmuje miejsce między nami, stwierdzamy że jesteśmy u kresu naszej podróży - w upragnionym porcie. Ten cel osiągnęliśmy dotychczas przez wiarę. Wciąż zbliżamy się do portu, lecz świadomość łaski i obecności Pana jest naszą pociechą i siłą. Trwajmy tak do końca podróży, a niebawem dobijemy do lądu. Będzie to dla nas chwałą, będzie satysfakcją, będzie czymś więcej niż serce może pragnąć, a język wypowiedzieć, gdy będziemy uczestniczyć z Nim w chwale Tysiącletniego Królestwa, w celu błogosławienia ludzkości!

SB ’94,33-36; BS' 93,17.

Wróć do Archiwum