JA JESTEM DROGĄ, PRAWDĄ I ŻYCIEM

(Jan 14: l-14)

    PO umyciu nóg uczniów, podaniu maczanki Judaszowi i jego wyjściu, po poinformowaniu uczniów, że wszyscy Nim się zgorszą tej nocy, po odpowiedzi Piotrowi, że nim kur zapieje trzykrotnie Go się zaprze - możemy słusznie przypuszczać, że serca jedenastu były przygnębione, niespokojne, dręczone złymi przeczuciami. Czy rzeczywiście zostali zwiedzeni, czy źle zrozumieli Mistrza, gdy mówił im, iż jest Mesjaszem, dziedzicem królestwa, i że oni wraz z Nim mieli zasiąść na Jego tronie? Jak mieli rozumieć Jego słowa, zważywszy że zaledwie pięć dni wcześniej odbierał hosanny tłumów jako syn Dawida, król Izraela, jadący na ośle? Co to miało znaczyć, że Mistrz był teraz "smutny" i mówił o zdradzie, ich rozproszeniu i własnej śmierci?

    Właśnie w odpowiedzi na to, na ich niepokojące myśli, nasz Pan skierował do nich piękne słowa pocieszenia i wsparcia, zapisane w rozdziałach 14, 15, 16 i 17 Ewangelii Jana, począwszy od słów: "Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzycie w Boga, i w mię wierzycie".

    Apostołowie byli już poświęceni Bogu jako Jego słudzy, jeszcze zanim weszli w kontakt z Jezusem, już wtedy wierzyli w Boga, ufali Jemu, byli prawdziwymi Izraelitami bez zdrady. Jest to dodatkowo potwierdzone w modlitwie naszego Pana, w której On mówi: "twoi byli, i dałeś mi je" (Jan 17:6). Zatroskanie ich serc nie dotyczyło podstaw ich nadziei, gdyż w nich wszystkich byli utwierdzeni. Oni nie tylko znali Boga i Jemu ufali, lecz znali również Boskie obietnice i im ufali - obietnice odnoszące się do Królestwa i błogosławieństw, jakie otrzymają przez nie (Królestwo) wszystkie rodziny ziemi. Cała ich wątpliwość dotyczyła Jezusa: Czy On naprawdę był Mesjaszem, czy na Jego cudownych słowach i czynach budowali fałszywe oczekiwania? Jak mają to rozumieć, skoro teraz, po trzyipółletniej służbie, ma zginąć z rąk swoich wrogów zamiast ustanowić swoje Królestwo i podporządkować sobie wszystkie rzeczy, jak tego się spodziewali? Mówił, że odchodzi, że tam, gdzie On idzie, oni pójść nie mogą. Jak mieli te sprawy rozumieć i jak je pogodzić?

    Jeszcze nie poznali znaczenia słów, które na początku swej służby nasz Pan skierował do Nikodema: "Jeśli się kto nie narodzi znowu, nie może widzieć królestwa Bożego". "Jeśliby się kto nie narodził z wody i z Ducha, nie może wnijść do królestwa Bożego" (Jan 3:3,5). Lecz były to prawdy duchowe i nie mogły być docenione przed zesłaniem Ducha Świętego, które przyniosło im pomazanie tymże Duchem Świętym i pozwoliło "doścignąć (zrozumieć) ze wszystkimi świętymi, która jest szerokość i długość, i głębokość i wysokość" Boskiego planu. Lecz oni potrzebowali jakiegoś pocieszenia i Mistrz mówił dalej udzielając im najlepszego i najmocniejszego duchowego pokarmu, pouczenia, jakie byli w stanie przyjąć. Miał im do powiedzenia wiele rzeczy, lecz wtedy nie mogli ich znieść, nie mogli ich zrozumieć, zanim pomazanie Duchem Świętym nie przygotowało ich serc.

WIERZYCIE W BOGA, I W MIĘ WIERZYCIE

    Nasz Pan rozpoczął od obudzenia w nich wiary w Ojca i Jego plan: "Wierzycie w Boga, i w mię wierzycie", uznajcie fakt, że cały plan Ojca zostanie wykonany, gdyż widzieliście moją wierność Ojcu w słowie i uczynku i widzieliście moc Ojca objawioną we Mnie dla dobrych uczynków, trzymajcie kotwicę wiary, nie rezygnujcie z zaufania do mnie, nie porzucajcie ufności, a otrzymacie błogosławieństwo. Czekajcie na rozwój Boskiego planu, a on daleko więcej niż tylko zaspokoi wasze najśmielsze oczekiwania. Jesteście zmartwieni, ponieważ powiedziałem, że odchodzę - odchodzę do Ojca, lecz pozwólcie, że wam wyjaśnię, iż moje odejście jest dla waszego dobra: Ja idę przygotować dla was miejsce w domu mego Ojca, gdzie jest wiele mieszkań, jak jest pewne, że to uczynię, tak pewne jest, że przyjdę ponownie i wezmę was do siebie, abyśmy odtąd zawsze mogli być razem.

    Tak w kilku słowach Mistrz streścił dzieło Wieku Ewangelii, wskazując na swój drugi adwent i uwielbienie Kościoła przy końcu wieku. Nie zatrzymał się tutaj, by udzielić im szczegółowych informacji, związanych z próbą wiary i cierpliwości, przez jakie mieli przejść, uczynił to przy innej okazji, ostrzegając i przestrzegając ich (Mat. 24). Teraz ich serca były niespokojne, a On chciał ich jedynie pocieszyć zapewnieniem, że Jego odejście było konieczne, że Jego drugie przyjście jest pewne i że zapewnione jest zgromadzenie wszystkich Jego wiernych naśladowców do wiecznej społeczności z Nim w przygotowanych mieszkaniach.

    Domem Ojca w rzeczywistości jest wszechświat, symbolicznie mówiąc niebo jest Jego tronem, a ziemia Jego podnóżkiem (Izaj. 66:1). Boska opatrzność poczyniła liczne przygotowania dla wiecznego szczęścia wszystkich synów Boga. W Boskim planie, przed upadkiem, było zarządzenie na korzyść człowieka pozostającego w harmonii z Bogiem, lecz z powodu grzechu wszystkie prawa człowieka do miejsca wiecznego zamieszkania przez sprawiedliwych zostały utracone, a w czasie zacytowanych wyżej wypowiedzi naszego drogiego Odkupiciela On był na świecie właśnie w celu odkupienia człowieka oraz odzyskania wszystkich utraconych praw i własności (Łuk. 19:10; Efez. 1:14). Wykupienie jeszcze nie zostało zakończone - dlatego nasz Pan w ciągu kilku godzin zamierzał spełnić ustalone warunki na Kalwarii. Ceną miało być ofiarowanie Siebie - zupełne poddanie się człowieka Chrystusa Jezusa jako człowieka, i dlatego nie mógł już dłużej być z nimi jako człowiek. Nadzieją było to, że przez posłuszeństwo Boskiej woli własną ofiarą - człowieka Jezusa Chrystusa - On miał nie tylko odkupić Adama i jego rodzaj, lecz także być wzbudzony ze śmierci do nowej natury na wyższym poziomie - Boskiej natury.

    Konieczne było także, aby po złożeniu swego życia Pan wstąpił do Ojca i przedstawił swoją ofiarę na rzecz człowieka, jako okup człowieka, i to On uczynił. Pięćdziesiątnicowe błogosławieństwo było Boskim poświadczeniem, że ofiara za grzechy została przez Ojca przyjęta za człowieka, w wyniku czego wszyscy ci, którzy przyjęli Jezusa za swego Odkupiciela, otrzymali stosowne błogosławieństwo.

    Czas między śmiercią naszego Pana a Jego drugim adwentem nie jest długi z punktu widzenia wiary. (1) Nie jest długi z punktu widzenia Boga, gdyż jak oświadcza Apostoł Piotr dla Pana "tysiąc lat jest jako jeden dzień" (2 Piotra 3:8). (2) Nie jest długi z punktu widzenia prawdziwie wierzących, gdyż niewielu z nich średnia życia przekracza sto lat.

    "A dokąd ja idę, wiecie, i drogę znacie". Przez trzy lata nasz Pan dawał się poznać uczniom i także zapoznawał ich z charakterem Ojca. Gdy więc teraz poinformował ich, że odchodzi do domu do Ojca, oni odczuli, że znają Ojca lepiej niż kiedykolwiek i bardziej niż kiedykolwiek mogą docenić taki dom sprawiedliwości i prawdziwego szczęścia, jakie On zapewni i utrzyma. Co więcej, ich doświadczenie z Panem, z Jego instrukcjami i kierownictwem, zapoznało ich z drogą do Boga, chociaż nie rozumieli jej jako takiej. Stąd słowa naszego Pana: "Jamci jest ta droga, i prawda, i żywot; żaden nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie".

NASZ PAN BYŁ DROGĄ, PRAWDĄ I ŻYCIEM

    Nasz Pan był tą "Drogą" tylko przez swoją ofiarę, "okup", i przypisanie swojej zasługi grzesznikom, ażeby oni mogli się stać przyjemni dla Ojca, czyli ponownie przywróceni do społeczności z Nim. Był "Prawdą" w tym znaczeniu, że tylko przez Jego słowa, Jego instrukcje, i Jego kierownictwo, mogła powstać jakakolwiek nadzieja dojścia do harmonii z duchem Boga, duchem prawdy. Był "Życiem" w tym znaczeniu, że cały rodzaj ludzki był martwy, pod Boskim wyrokiem -utracił prawa do życia - i nikt nie mógł ponownie powrócić do życia, chyba tylko przez Niego, przez to życie, które oddał za nasze życie. W ten sposób jest On naszym Okupem lub Drogą, naszym Nauczycielem, czyli Instruktorem w sprawiedliwości, w Prawdzie, naszym Życiodawcą. "I nie ma w żadnym innym zbawienia". "Żaden nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie" - nikt w żaden inny sposób, przez żadną inną prawdę, przez żadne inne życie nie może mieć nadziei na jakiekolwiek miejsce w domu Ojca (Dz. Ap. 4:12; Jan 14:6).

    Podobnie Chrystus będzie Drogą, Prawdą i Życiem dla świata ludzkości w Wieku Tysiąclecia. A jako Pan, przez własną ofiarę otworzył Kościołowi Ewangelicznemu mieszkanie w niebiańskiej części Boskiego domu, przez tę samą ofiarę odkupuje i przywróci oraz da ludzkości (tylu z nich, ilu Jemu będzie posłusznych - Dz. Ap. 3:23) mieszkania w ziemskiej części domu Ojca, która wtedy ponownie stanie się Rajem Boga.

    Choć Apostołowie bardzo cenili Mistrza, trudno im było pojąć myśl o Jego doskonałości - że był On dokładnym obrazem Boga w ciele (1 Tym. 3:16). Słyszeli jak opowiadał, wiedzieli też o tym z Zakonu, że "Bóg jest duchem" - nie ciałem, i dlatego jest niewidzialny. Słyszeli jak wcześniej mówił, że "Boga nikt nigdy nie widział; on jednorodzony Syn ... ten nam opowiedział" (Jan 1:18). Lecz nigdy nie uchwycili tej myśli, że widząc Jezusa, widzieli w najwyższym stopniu to, co było możliwe do zobaczenia z Boskiego charakteru - jego podobieństwo, jego doskonały obraz w ciele.

    Dlatego było niezbędne, aby Mistrz zwrócił ich uwagę na ten fakt, mówiąc "kto mnie widzi, widzi Ojca mego". Nie chciał, żeby oni rozumieli, że On jest Ojcem, gdyż wcześniej wielokrotnie zaprzeczał takiej myśli, mówiąc im, iż Ojciec jest większy i że czyny, jakich dokonywał, działy się mocą Ojca (Jan 14:28,10). Nie chciał też, by rozumieli, że widząc Go, ujrzeli niewidzialną istotę, gdyż Bóg jest niewidzialny. Chciał, żeby oni zrozumieli, że widząc Jego charakter, Jego motywy, Jego miłość, widzieli prawdziwe wyrażenie najwierniej reprezentujące Ojca we wszystkich tych szczegółach.

    Chciał, by zrozumieli jedność istniejącą między Ojcem i Nim, Jego wola była pogrzebana w woli Ojca, nie chciał żadnej innej: "Nie moja wola, lecz twoja niech się stanie". Chciał, by rozumieli, że Ojciec przez swoją moc, przez swego ducha mieszkał też w Nim, tak iż Jego słowa i czyny w pełni reprezentowały słowa i czyny Ojca. Oznajmił im, że czyny, jakich byli świadkami w czasie Jego służby, w pełni poświadczyły moc Najwyższego spoczywającą na Nim i działającą przez Niego. Wydaje się, że to zadowoliło Apostołów, przynosząc pokój ich sercom.

WIĘKSZE CZYNY PANA W JEGO KRÓLESTWIE

    Wyjaśniając dalej konieczność swego odejścia do Ojca, nasz Pan oznajmia, że w wyniku tego odejścia Jego naśladowcy będą czynić większe rzeczy niż On czynił. Być może właściwą byłaby myśl, że niektóre z tych "większych spraw" nastąpią po założeniu królestwa, jak na przykład, wielkie dzieło budzenia ludzkości ze snu śmierci i przywracania chętnych i posłusznych do zupełnej doskonałości ludzkiego życia. To rzeczywiście będzie większą rzeczą niż te, jakich dokonywał nasz Pan w czasie pierwszego adwentu, gdyż wtedy Jego największym dziełem było obudzenie śpiących zmarłych bez przywrócenia ich do zupełnej doskonałości ludzkiej natury.

    Naszym zdaniem nie jest to jednak jedyne znaczenie, w jakim naśladowcy Pana mają rozumieć, że ich czyny będą większe od czynów Mistrza. Pańskie dzieła z konieczności były dokonywane na poziomie cielesnym. Duch święty jeszcze nie był dany - nie mógł nadejść, dopóki On najpierw nie złożył ceny okupu i nie przedstawił jej Ojcu, który ją przyjął. Tak więc ci, którym służył (nawet Jego uczniowie, nie byli spłodzeni z Ducha) nie mogli być informowani z tego punktu widzenia. Ich uszy pod względem rzeczy duchowych były ociężałe, gdyż "cielesny człowiek nie pojmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego; albowiem są mu głupstwem i nie może ich poznać, przeto że duchownie bywają rozsądzane". Dopiero od Pięćdziesiątnicy "nam to [duchowe rzeczy] Bóg objawił przez Ducha swojego", który "wszystkiego się bada, i głębokości Bożych" (1 Kor. 2:10,14; Jan 3:12).

    Pośród domu sług, jeszcze nie spłodzonych z Ducha, jeszcze bez przywileju synostwa (Jan 1:12), nasz Pan mógł działać i nauczać na poziomie nie wyższym od ziemskiego, z wyjątkiem, gdy mówił do ludu "w podobieństwach" i niejasnych wyrażeniach "skryte rzeczy", które w odpowiednim czasie kościół miał zrozumieć pod kierownictwem Ducha Świętego. W rezultacie wszystkie cuda naszego Pana były fizyczne, a Jego wszystkie proste, zrozumiałe nauki ocenione przez naturalnego człowieka.

    Lecz gdy po Pięćdziesiątnicy przyszedł Duch Święty, lud Pański w Jego imieniu i jako Jego przedstawiciele zaczął czynić większe, wspanialsze rzeczy od tych, których dokonywał On sam. Czy Pan otwierał oczy ślepych? Jego naśladowcy mieli przywilej otwierać oczy ludzkiego zrozumienia. Czy Pan leczył chorych fizycznie? Jego uczniowie mogli leczyć chorych duchowo. Czy Pan leczył fizyczny trąd? Jego naśladowcy dostąpili przywileju leczenia trądu duchowego - grzechu. Czy nasz Pan ożywiał umarłych? Jego naśladowcy mieli przywilej głoszenia Ewangelii, dzięki której wielu "przeszło z śmierci do żywota" w znacznie wyższym znaczeniu. A przywileje, tych jeszcze większych spraw, wciąż towarzyszą ludowi Pańskiemu. Błogosławieni są ci, którzy oceniają swe wielkie przywileje i uczestniczą w sprawach Ojca z energią, z gorliwością. Lecz ci, którzy otrzymawszy talent od Pana grzebią go w ziemi - w interesach, przyjemnościach, towarzystwie - nie mogą się spodziewać, że będą przyjęci przez Mistrza w Jego drugim przyjściu czy też usłyszą "Dobrze, sługo dobry i wierny; wejdź do radości Pana twego".

    Nasz Pan, jak to jest szczegółowo pokazane, w dalszym ciągu będzie aktywnym przedstawicielem Ojca we wszystkich sprawach, dotyczących kościoła, a On (Jezus) zapewnia nas, że wszystko, o co prosić będziemy uczyni dla nas, żeby Ojciec był uwielbiony w Synu (Jan 14:13). Ojciec wszystkie rzeczy powierzył Synowi, jednak Syn we wszystkim uznaje Ojca i oddaje chwałę Jego imieniu.

SB ’97,18-20; BS '95,41.

Wróć do Archiwum