DARY PIĘĆDZIESIĄTNICY

1 Kor. 12:1-11

    PIĘĆDZIESIĄTNICA (czasem nazywana Zielonymi Świątkami) wyznacza bardzo szczególny okres w wielkim Boskim programie dotyczącym ludzkości. W znaczeniu jest następną po wielkich wydarzeniach związanych z naszym Panem Jezusem, tj. Jego chrztem w Jordanie, pomazaniem Go Duchem Świętym, dokończeniem ślubu poświęcenia na Kalwarii, zmartwychwstaniem od umarłych trzeciego dnia, wspaniałym narodzeniem z ducha jako uczestnika Boskiej natury oraz Jego wniebowstąpieniem.

    Wszystko to z konieczności musiało poprzedzić przyjęcie jakichkolwiek członków ludzkiej rodziny do współdziedziczenia z Nim czy jakiegokolwiek uznania ich przez Boga za Jego spłodzone z ducha dzieci. Bóg uznawał Adama za swojego syna (Łuk. 3:38) na ludzkim poziomie, "mało mniejszego ód aniołów", tak długo, jak długo pozostawał on posłuszny i wierny, gdy jednak stał się nieposłuszny dostał się pod Boski wyrok śmierci i zerwał przymierze istniejące między Bogiem i nim samym (Oz. 6:7). Od tego czasu Bóg nie miał synów wśród ludzi aż do czasów Jezusa, ponieważ wszyscy byli niedoskonali, dziedzicznie uczestnicząc w niedoskonałości ojca Adama.

    Wtedy Bóg zesłał swojego Syna zrodzonego z niewiasty, o nieskalanym życiu, życiu nie pochodzącym od ojca Adama i wobec tego nie objętym jego wyrokiem. Tego "świętego, niewinnego, niepokalanego, odłączonego od grzeszników" Bóg uznał za swojego Syna. Gdy w Jordanie poświęcił On swoje życie i pokazał to w sposób symboliczny przez chrzest w wodzie, Bóg przyjął tę ofiarę i udzielił Jemu Ducha Świętego z mocą spłodzenia.

    Od tego czasu był Synem Bożym w dwóch znaczeniach: po pierwsze, według ciała i po drugie, według ducha. Lecz zgodnie z Boskim porządkiem ów spłodzony z Ducha miał zwyciężyć przez całkowite ofiarowanie tego cielesnego. To dzieło Jezusa dokonało się na Kalwarii, gdzie dokończył składania swojego ludzkiego życia za grzechy całego świata.

    Lecz Bóg w dalszym ciągu nie mógł uznać świata. Wszyscy byli grzesznikami i pozostawali takimi, dopóki Jezus nie wstąpił do nieba, nie ukazał się przed obliczem Boga i nie uczynił zadość za grzechy. Zauważmy jednak, że zadośćuczynienie Jezusa nie objęło wówczas wszystkich grzechów, lecz tylko grzechy Kościoła - tych, którzy mieli być powołani przez Ojca, mieli przyjąć to powołanie i pójść śladami Jezusa, który się ukazał "przed oblicznością Bożą za nami" - Kościołem (Żyd. 9:24). Co do świata, to jego grzechy wciąż pozostają na nim.

    Zatem jedynym sposobem uzyskania przebaczenia grzechów w obecnym wieku jest zostanie uczniem Jezusa. W ten sposób, jak stwierdza Apostoł (Rzym. 8:1), my - naśladowcy Jezusa - unikamy potępienia, jakie wciąż pozostaje nad światem. Biblia pokazuje nam, że Bóg ma inny sposób zajęcia się światem i inny czas. Światem zajmie się w Tysiącletnim Królestwie Chrystusa (Dz.Ap. 17: 31), aby rozproszyć jego ciemność, odpuścić mu, zbawić go od grzechów i podnieść do ludzkiej doskonałości. W międzyczasie tylko z Kościołem Bóg postępuje jak z synami. I właśnie tę klasę Kościoła Apostoł omawia w 1 Kor. 12:1-11.

    Ta klasa Kościoła rozpoczęła swe istnienie od Pięćdziesiątnicy. Dlatego mówi, że wyznacza ona początek najważniejszej epoki w sprawach Kościoła. To prawda, że Jezus powołał swoich uczniów i mówił im o różnych rzeczach w czasie swojej służby, lecz gdy ich zostawiał, pouczył ich, aby czekali i nie rozpoczynali pracy dawania świadectwa, dopóki nie zostaną odpowiednio upoważnieni przez Ojca, odpowiednio wyposażeni przez Ducha Świętego (Dz.Ap. 1:3-8). To miało być ich upoważnieniem i miało im dać niezbędne kwalifikacje, aby mogli być rzecznikami w Wieku Ewangelii oraz ambasadorami Ojca i Syna.

    Przed Pięćdziesiątnicą Ojciec nie mógł ich uznać za synów z klasy Kościoła, ponieważ przed przedstawieniem przez Chrystusa swojej zasługi za nich byli takimi jak reszta świata - jeszcze grzesznikami, jeszcze potępionymi. Gdy nadeszło pięćdziesiątnicowe błogosławieństwo, ujawniło fakt, iż Jezus udał się przed oblicze Ojca, a Ojciec przyjął Go łaskawie, ocenił Jego wielkie dzieło ofiary i przyjął je jako zadowalające za grzechy Kościoła - za domowników wiary. Spłodzenie z Ducha uczniów w dniu Pięćdziesiątnicy nastąpiło właśnie na podstawie tego odpuszczenia grzechów, a także na podstawie ich poświęcenia się Bogu i Jego służbie.

DARY DUCHA

    Powinniśmy odróżniać dary Ducha od owoców Ducha. Owoce Ducha Świętego są rozwojem serca i charakteru, jaki następuje szybciej lub wolniej, zależnie od osobowości i okoliczności każdego spłodzonego z Ducha człowieka. Apostoł powiada nam,- że te owoce Ducha mogą być widoczne, są jawne - cichość, łagodność, cierpliwość, nieskwapliwość, braterska uprzejmość, miłość, radość, pokój itp. (Gal. 5:22,23).

    Te owoce muszą być rozwijane w naszych sercach, a to będzie oznaczało pewną ich manifestację w naszych słowach i czynach oraz w naszych myślach. Im dojrzalszy chrześcijanin, tym dojrzalsze te owoce, a jeśli nie ma owoców, nie ma chrześcijanina, ponieważ jak stwierdza Apostoł "kto Ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego" (Rzym. 8:9). Lecz ten Duch Chrystusa, te owoce Ducha, mogą być bardziej lub mniej przyćmione słabościami ciała i nie wszyscy będą w stanie dostrzec do jakiego stopnia brat, który jest słaby w ciele, naprawdę toczy ów dobry bój z duchem tego świata, duchem przeciwnika oraz umysłem własnego ciała.

    Tylko Bóg zna serce i dlatego nie powinniśmy osądzać niczyjego stopnia wierności. Możemy jednak, a nawet powinniśmy, osądzać czy w sobie i innych, którzy wyznają, iż są naśladowcami Jezusa, dostrzegamy dobre lub złe owoce. Mistrz powiedział (Mat. 7:16): "Z owoców ich poznacie je; izali zbierają z ciernia grona winne albo z ostu figi?" Z pewnością nie! Ciernie i osty są złymi owocami, należącymi do złej natury, nie są owocami Ducha, owocami Pana, należącymi do nowej natury.

    Gdy nadeszła Pięćdziesiątnica, ci uczniowie, którzy już przyjęli Jezusa, nie byli przygotowani do natychmiastowego zamanifestowania obfitych, dojrzałych owoców Ducha Świętego. Taki rozwój wymaga dni, tygodni, miesięcy i lat. Dotąd byli zwykłymi ludźmi. Zaledwie kilka dni wcześniej Jezus powiedział do nich: "Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dzieci, żadnym sposobem nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego" (Mat. 18:3). Pan dostrzegł, że między nimi toczy się walka o to, kto będzie największy, i że było to zupełnie przeciwne właściwemu duchowi, jakiego musieli posiąść, jeśli ostatecznie mieli być uznani za godnych udziału w Jego Królestwie. Rozumiemy więc, dlaczego bracia oczekujący w dniu Pięćdziesiątnicy w górnym pokoju nie mogli wówczas zamanifestować owoców Ducha. Lecz dla nich, jak i dla nas, było bardzo potrzebne, aby mieli jakiś dowód Boskiej łaski, aby był jakiś sposób, w jaki Bóg mógłby pokazać, że Jezus wypełnił tę część dzieła swojego Ojca i że Jego ofiara za nas podobała się Ojcu. Bóg zamanifestował to przyjęcie przez udzielenie poświęconym wierzącym pewnych darów, które w żadnym razie nie były owocami Ducha.

WYLANIE DUCHA W DNIU PIĘĆDZIESIĄTNICY

    Dary te, powszechnie udzielane w Kościele pierwotnym, były nadprzyrodzone. Niektórym odbiorcom darów Ducha była dana zdolność mówienia jednym językiem, drugim zaś innym, których wcześniej nie znali. Jedni mieli dar tłumaczenia obcych języków, którymi mówili inni, drudzy otrzymali dar uzdrawiania, a jeszcze inni mieli moc czynienia różnych cudów.

    Dary te służyły potrójnemu celowi: (1) Były dowodem Boskiej łaski i tego, że przyszła ona przez Chrystusa, co potwierdzało fakt, że On wstąpił do nieba, a Jego całe dzieło odkupienia zadowalało Ojca. (2) Te dary były dowodami dla ludu, że Bóg był z tymi ludźmi. Skłaniało to miłujących Boga do zbadania niesionego przez nich posłannictwa. (3) A dla samych uczniów były zapewnieniem, że podążają we właściwym kierunku, że Bóg prowadzi i im błogosławi.

    Wszystkie te doświadczenia, nieodzowne dla ustanowienia pierwotnego Kościoła, nadeszły w czasie, gdy taka manifestacja była najbardziej potrzebna. Kościół pierwotny nie mógł postępować według wiary, jak my to czynimy. On potrzebował pomocy "widzenia" w stopniu, w jakim ta pomoc została mu udzielona, gdyż członkowie Kościoła nie mieli Biblii. Nie mieli innych nauk od Boga prócz tych, które otrzymywali przez wspomniane przewody.

    Święty Paweł wyjaśnia tę sprawę w 1 Kor. 12:1-11. Gdy schodzili się razem, jeden z nich mówił obcym językiem, drugi wstawał w innej części sali i z mocą, choć nie własną, dawał tłumaczenia z obcego języka, jakim posługiwał się mówiący "językami". To każdego dnia przyciągało braci do siebie, szczególnie pierwszego dnia tygodnia. Oni potrzebowali społeczności i nauki, co otrzymywali w ten właśnie sposób, przy czym to Bóg kierował wiadomościami przekazywanymi w obcym języku oraz ich tłumaczeniem.

    W ten sposób Bóg uczył ich jak gdyby jedynym sposobem, w jaki w owym czasie mogli przyjąć naukę, lecz bardzo odmiennym od tego, w jaki obecnie uczy swój lud i w jaki czynił to od czasów apostolskich. Taka nauka nie jest już dłużej potrzebna i dlatego nie jest dłużej dawana (1 Kor. 13:8). Zamiast niej mamy coś znacznie lepszego. Mamy Ewangelie i Objawienie, zapisy słów naszego Pana, przypowieści, niejasne wypowiedzi itp., mamy listy Nowego Testamentu, łącznie z komentarzami natchnionych Apostołów na temat pism Starego Testamentu i mamy proroctwa Starego Testamentu, o których św. Piotr oświadcza, aby je pilnować, jako świecy w ciemnym miejscu świecącej, dobrze czyniąc, ażby dzień oświtnął" (2 Piotra 1:19).

NASZE DOŚWIADCZENIE LEPSZE

    Przy takiej, zapewnionej przez Boga pomocy mąż Boży, jak oświadcza św. Paweł, może być "doskonały, ku wszelkiej sprawie dobrej dostatecznie wyćwiczony" (2 Tym. 3:17). Przez te przewody Duch święty Boży naucza Kościół. Lecz w dniu Pięćdziesiątnicy te dary Ducha były niezbędne. Zamiast tych darów my mamy obecnie owoce Ducha, świadczące o Boskiej łasce i naszym własnym postępie na tej dobrej drodze. Wraz z naszym dalszym oświeceniem Pan wymaga od nas więcej niż wymagał od Kościoła pierwotnego - wymaga, abyśmy postępowali wiarą a mniej widzeniem.

    Święty Paweł podkreśla, że te wszystkie różnice w okazywaniu Ducha nie oznaczały różnych duchów, lecz tego samego Ducha, działającego w całym Kościele w jednym celu rozwinięcia ich jako różnych członków w jednym Ciele Chrystusowym. Apostoł powiada: "Różne są sprawy, ale tenże Bóg, który sprawuje wszystko we wszystkich ... jednemu przez Ducha bywa dana mowa mądrości, a drugiemu mowa umiejętności przez tegoż Ducha. A drugiemu wiara w tymże Duchu, a drugiemu dar uzdrawiania w tymże Duchu, a drugiemu czynienie cudów, a drugiemu proroctwo, a drugiemu rozeznanie duchów. A drugiemu rozmaite języki, a drugiemu wykładanie języków".

    Święty Paweł wielokrotnie przedstawia wzajemną jedność członków Kościoła oraz z ich Panem i Głową. Dowodzi też, że różne dary udzielane różnym członkom Ciała umożliwiały współdziałanie dla wzajemnego dobra, zbudowania i wzmacniania się jako przygotowanie do chwalebnej służby w nadchodzącym Królestwie. Apostoł mówi, że tak jak ludzkie ciało jest jedno, lecz ma wiele członków, a wszystkie są pod kierownictwem głowy, tak też jest z Ciałem Chrystusowym. Kościół został zorganizowany jako jedno Ciało składające się z wielu członków, wszystkich poddanych zwierzchnictwu Głowy, Jezusa, działającej przez Ducha Prawdy, Słowo Prawdy oraz Boską opatrzność.

    Celem zorganizowania Kościoła nie było nawrócenie świata, lecz budowanie siebie i przygotowanie się do przyszłej służby. Tą przyszłą służbą ma być błogosławienie świata. Lecz zanim służba na rzecz świata mogłaby się rozpocząć niezbędne było rozwinięcie samego Kościoła, wypróbowanie, uznanie go przez Boga i uwielbienie przez udział w pierwszym zmartwychwstaniu.

JESZCZE ZACNIEJSZA DROGA

    Następnie w 1 Kor. 12 św. Paweł opisuje, jak różni członkowie Ciała powinni współdziałać ze sobą, wzajemnie wyrównując niedoskonałości, wzajemnie wynagradzając wady i słabości oraz szukając wyłącznie dobra Ciała jako całości. W Ciele Chrystusowym, w Kościele, nie powinno być żadnych rozłamów, żadnych podziałów, żadnego sekciarstwa, a wszyscy członkowie powinni przejawiać wobec siebie tę samą miłość. Sekciarska miłość i sekciarska pycha powinny być nieznane. Także, gdyby jakikolwiek członek cierpiał, wszyscy powinni mu współczuć. Apostoł wskazuje, że Bóg umieścił różnych członków w tym Ciele: po pierwsze Apostołów, po drugie proroków (nieapostolskich nauczycieli Kościoła powszechnego), po trzecie, nauczycieli (w zborach lokalnych), a potem cuda, dary, pomoce, różnorodność języków. Wszystkim nie dano tego samego urzędu, lecz każdy miał dążyć do wiernego używania talentów, jakie posiadał, a używając tych darów, mieli szukać tych, jakimi najlepiej byliby zdolni się posługiwać.

    Następnie Apostoł dodaje: "A ja wam jeszcze zacniejszą drogę ukażę", jeszcze lepszą od jakiegokolwiek z tych darów. Potem (w rozdziale 13) oświadcza, że ktoś może mieć te dary i ponieść całkowitą klęskę, choć mimo ich posiadania nieodzowne było rozwijanie owoców Ducha. Bo choćbyśmy mieli dar prorokowania, i znali wszystkie tajemnice, gdybyśmy też posiedli wszelką wiedzę i wiarę, lecz nie mieli miłości - wspaniałego owocu Ducha - bylibyśmy niczym. Ponadto Apostoł ujawnia (w. 8), że dary języków, itp., miały przeminąć, lecz owoce miały trwać na wieki. (Dalsze informacje w naszej broszurze "Dar języków").

    Podczas rozważania Pięćdziesiątnicowych błogosławieństw ważne jest pamiętanie o tym, że bez owoców Ducha bylibyśmy niczym i nie mielibyśmy udziału we wspaniałym mesjańskim Królestwie, na które czekamy i o które się modlimy: "Przyjdź królestwo twoje; bądź wola twoja, jako w niebie, tak i na ziemi".

SB ’96,38-40; BS '94,38.

Wróć do Archiwum