ZANOTOWANE PRZYPADKI DOSTRZEŻENIA ARKI NOEGO
"I rzekł Pan. Wygładzę człowieka, któregom stworzył, z oblicza ziemi, od człowieka aż do bydlęcia, aż do gadziny, i aż do ptactwa niebieskiego: bo mi żal, żem je uczynił. Ale Noe znalazł łaskę w oczach Pańskich." - 1 Moj. 6:7,8
W 1883 roku ogłoszenie przez pewną gazetę w Konstantynopolu, iż została odkryta Arka Noego, wzbudziło ogólnoświatowe zainteresowanie. Według doniesień, członkowie tureckiej komisji, wyznaczonej do zbadania kwestii lawin na Górze Ararat, nagle natknęli się na ogromną konstrukcje z bardzo ciemnego drewna, wystającą z lodowca, którą, jak zeznali mieszkańcy tego regionu, czasami widywano już wcześniej, lecz nikt nie zbliżał się do niej, ponieważ wszyscy byli przerażeni czymś, co uważali za groźnego ducha, którego niektórzy widzieli wyglądającego z wnętrza lodowca. Nie będąc zrażeni takimi relacjami, członkowie komisji po wielu trudach zdołali ostatecznie dotrzeć do formacji uwięzionej w niemal niedostępnej wyrwie. Według opisów, Arka była dobrze zachowana pomimo miejscowych uszkodzeń, a jej kadłub był ze starożytnego drzewa gofer, które rośnie tylko na równinach Eufratu. Grupie tej udało się wejść do trzech znajdujących się wewnątrz pomieszczeń wysokich na około 15 stóp (4,6 metra), pozostałe zaś były tak wypełnione lodem, że uniemożliwiało to wejście do nich. Nie można było ustalić, jak daleko w głąb lodowca sięgała Arka.
Kilka lat później (w 1894 roku) wielebny dr John Joseph Nouri, DD., LL.D., chaldejski archidiakon Babilonu i Jerozolimy, Prawosławnego Kościoła Grecji, zorganizował ekspedycję w górę Eufratu i na Ararat, wspinając się na jego dwa szczyty - jeden o wysokości 16 000 stóp (4877 m), drugi prawie 18 000 stóp (5486 m). Twierdził on, iż wraz z członkami wyprawy wspiął się na miejsce, skąd widoczny był wąski płaskowyż niemal na samym szczycie, gdzie zobaczyli coś, co według nich było Arką Noego. Mówiono, że jej wystający koniec odpadł i zgnił, a drewno było opisywane jako ciemnoczerwone, prawie koloru żelaza oraz wyglądało na bardzo grube.
W mniej odległej przeszłości donoszono, iż Arka Noego była widziana także przez innych. Ostami taki przypadek, który nas doszedł, to przypadek Fernanda Navarry, francuskiego biznesmena i odkrywcy amatora, który po przeczytaniu relacji mówiących o tym, iż pozostałości Arki były wielokrotnie widziane w przeciągu ostatnich dwustu lat przez badaczy góry Ararat, w tym, raz z powietrza dostrzegł ją rosyjski pilot w czasie Drugiej Wojny Światowej, został pobudzony do tego, by samemu ją odkryć. Fragmenty jego książki pt: "Odnalazłem Arkę Noego" zostały opublikowane w "Tygodniku Amerykańskim" z 6 kwietnia 1958 roku i są tutaj przedrukowywane w skróconej formie za zgodą wydawnictwa "Tygodnika Amerykańskiego", prawo autorskie z 1958 roku, Hearst Publishing Co., Inc. Navarra stwierdza:
Po raz pierwszy ujrzałem szkielet Arki w roku 1952. Wraz z czterema przyjaciółmi - wspinaczami wysokogórskimi wszedłem na biblijną górę Ararat w Turcji o wysokości 17 000 stóp (5182 m), do strefy wiecznych śniegów, i spojrzałem w dół na zagłębienie mające po jednej stronie popękany lodowiec, a po drugiej wystający klif skalny. Serce zabiło mi mocniej. Tam spoczywały szczątki Arki.
Jej poczerniałe belki rozciągały się w kształcie okrężnicy (górnej części burty - przypis tłumacza) długości około 375 stóp (114 m), wyłaniającej się niewyraźnie spod przykrywającego ją lodu. Nagle uświadomiłem sobie, że opowieści o jej istnieniu nie były wyolbrzymionymi bajkami wymyślonymi przez podróżników, lecz naprawdę pewnym faktem.
Doświadczyłem wtedy rozczarowania. Nie wziąłem ze sobą sprzętu niezbędnego do zejścia w owo zagłębienie. Byłem zmuszony wrócić do Francji z pustymi rękoma.
Następnego roku wróciłem z jednym tylko towarzyszem, lepiej przygotowany. Jednak kiedy byliśmy w odległości niecałych stu jardów (91 m) od starożytnego wraku, obaj zapadliśmy na dziwną chorobę, która objawiała się rozdzierającymi bólami głowy i sprawiła, że wróciliśmy zataczając się do obozu i leżeliśmy zamroczeni przez trzy godziny zanim zeszliśmy w dół góry.
Przy trzeciej wspinaczce na górę Ararat paliło się we mnie mocne postanowienie dotknięcia i podtrzymania mojego odkrycia. Tym razem jednak było to wydarzenie rodzinne. Wziąłem ze sobą swojego jedenastoletniego syna Rafaela, krzepkiego małego alpinistę... Szliśmy w górę zachodniej ściany wspinając się coraz wyżej... Była dziesiąta wieczorem, gdy zatrzymaliśmy się na wysokości ponad 11 000 stóp (3355 metrów)...
Wyruszyliśmy ponownie o czwartej rano poprzez zwały skał. Zbocze stawało się coraz bardziej strome i stawialiśmy kroki delikatnie, by uniknąć wywołania lawiny. O ósmej rano trasa stała się niebezpieczna. Wielkie bloki lawy łamały się pod naszymi stopami. Rafael miał spore trudności w nadążaniu za mną. Wspinałem się około 60 stóp (18 metrów) i spuszczałem drabinę linową, po której wdrapywał się na gorę. Przed trzecią po południu osiągnęliśmy granicę śniegu na wysokości 13 700 stóp (4176 metra)...
O siódmej trzydzieści rano [następnego ranka] zmagaliśmy się z lodem mając założone raki i będąc związani ze sobą linami... W pewnym momencie Rafael upadł zmierzając w kierunku wielkiej rozpadliny ciągnąc i naprężając linę, którą trzymałem na samym brzegu. Potem przyszła burza śniegowa z deszczem. Schroniliśmy się za ścianą lodu. Przejście ostatnich 100 stóp (30 metrów) zajęło nam dwie godziny. Kiedy dotarliśmy na szczyt było południe. Podszedłem do krawędzi, by spojrzeć w dół, potem zatrzymałem się w obawie, że lód może się załamać.
"Trzymaj mnie za linę" - powiedział Rafael. "Zobaczę co jest na dnie."
Podczołgał się do brzegu i wychylił się. I całkiem zwyczajnie powiedział: "Teraz ją widzę..., tak, arka tam jest, tato. Widzę ją bardzo dobrze."
Moje serce waliło, rozglądaliśmy się w poszukiwaniu drogi prowadzącej w dół. Wkrótce Rafael krzyknął do mnie: "Tu jest głęboka szczelina. Widzę światło na dnie". Rozwinąłem i spuściłem drabinę. Kilka minut później byłem na dnie rozpadliny.
Światło, które widział Rafael pochodziło z korytarza prowadzącego do łagodnie obniżającego się tarasu. Na nim, pod lodem, dostrzegłem czarne smugi. To mogły być tylko belki Arki!
Wróciłem do Rafaela śmiejąc się... Zszedłem ponownie w rozpadlinę i usunąłem śnieg z lodu. Moje serce zamarło. To nie było drewno, lecz pył lodowcowy, z daleka stanowiący złudzenie drewna. Czy cały mój wysiłek był dla tego tragicznego złudzenia?
"Tato, odciąłeś kawałek drewna?" - krzyknął Rafael.
"To nie drewno." - powiedziałem z goryczą. - "To tylko pył."
"Ale czy kopałeś?" - zapytał.
Czy
kopałem? W swoim zmieszaniu nawet o tym nie marzyłem! Zabrałem się do skorupy
siekierą do lodu. Wykopałem otwór o powierzchni mniej więcej 1,5 stopy kwadratowej
(0,14 m2) i głębokości około 7 cali (18 cm), gdy pod rozłupanym lodem ukazała
się woda. A w wodzie - koniec belki...!
Zanurzyłem w niej paznokcie. To nie był pył lodowcowy - to był kawałek drewna,
w dobrym stanie, i ucięty przez człowieka. Wstrzymałem łzy i krzyknąłem do
Rafaela: "Znalazłem drewno!"
Było jasne, iż nie mogę wyciągnąć całej belki, ani wielu innych do niej podobnych. Odrąbałem kawałek o długości około półtora jarda (1,35 m). Jego ciężar zdumiał mnie. Został obrobiony, to było pewne. Poszedłem z powrotem do drabiny, przywiązałem drewno do liny i pozwoliłem Rafaelowi je wciągnąć.
Czy to, co znalazłem było Arką? Przez trzy lata, gdy kawałek drewna, który znalazłem znajdował się na wystawie w Paryżu, szalały kontrowersje. Jednak eksperci twierdzą, iż drewno ma 5 000 lub więcej lat i zostało zakonserwowane przez pył lawowy z góry Ararat. Jaka inna struktura o kształcie okrężnicy statku byłaby zbudowana na szczycie Araratu? Wierzę, że to, co znajduje się pod lodem to pozostałości Arki.
KOMENTARZ ODNOŚNIE POWYŻSZEGO
Jak należy traktować takie sprawozdania? Czy są one prawdziwe, czy nieprawdziwe? Czas pokaże. Jednakże nie mamy sądzić, iż byłoby dziwne, gdyby Bóg sprawił, by Arka Noego została zachowana. Pył lawowy oraz wieczny śnieg i lód (który rozciąga się na ponad 3 000 stóp (914 m) poniżej szczytu Araratu) mógłby stanowić doskonałe warunki konserwujące trwałe drewno, z którego była zbudowana Arka.
Niektórzy, jak Apostoł Tomasz, muszą mieć dostrzegalne i namacalne dowody, zanim uwierzą. W miarę, jak zbliżamy się do "czasu naprawienia wszystkich rzeczy, co był przepowiedział Bóg przez usta wszystkich świętych swoich proroków od wieków" (Dz.Ap. 3:21), pozwala On, jeśli nie sprawia, że objawianych jest wiele rzeczy, które będą szczególną pomocą dla tych, którzy nie chodzą wiarą, lecz którzy chcą chodzić widzeniem - rzeczy takich, jak wiele starożytnych manuskryptów, cenne i bardzo przekonujące odkrycia archeologiczne i geologiczne, rozwój naukowy, cudowne wynalazki, oczywiste wypełnianie się starożytnych proroctw biblijnych, itd.
Ten sam mądry Bóg, który w miłującej trosce o ludzkość zaplanował i sprawił, że wybudowano Wielką Piramidę "w pośród ziemi egipskiej, a [nawet] słup wystawiony będzie Panu przy granicy jego." (po wytłumaczenie zobacz Przyjdź Królestwo Twoje s.43), "na znak i na świadectwo Panu zastępów" (Iz. 19:19,20), która teraz ("dnia onego") właśnie zaczyna przemawiać do ludzi nauki, mógł dodatkowo ukryć Arkę Noego, zakopując ją i konserwując w pyle lawowym, śniegu i lodzie, tak, by była gotowa stać się kolejnym świadkiem "dnia onego" nawet dla najbardziej sceptycznych. Możemy jedynie powiedzieć, że byłoby zgodne z Boskim sposobem działania oraz w zupełnej harmonii ze świadectwem Biblii, gdyby teraz, w "czasie naznaczonym" (Dan. 12:4), "w dzień potykania jego" (Nah. 2:3,4), zaczęło pojawiać się coraz więcej zewnętrznych dowodów na prawdy Biblii, dla pouczenia i przygotowania cielesnych ludzi, nawet tych najbardziej sceptycznych; my oczekujemy, iż dowody te i rozwój będą się wzmagać i mnożyć w szybkim tempie w miarę upływu czasu.
ODPOWIEDŹ NA ZARZUTY SCEPTYKÓW
Niektórzy sceptycy czerpią rozrywkę z biblijnych zapisów wymiarów Arki (1 Moj. 6:15), to jest, z tego, czy była ona wystarczająco duża, by pomieścić dwie sztuki z każdego gatunku zwierząt, itd. Inni kwestionują stwierdzenie biblijne, iż do czasu potopu nie było na ziemi deszczu - że wegetacja roślin była podtrzymywana przez mgłę, jaka wydobywała się z ziemi (1 Moj. 2:6). Obszerna odpowiedź na ten ostami zarzut jest zawarta w tomie paruzyjnym pt. Nowe Stworzenie, rozdz. I oraz w tomie epifanicznym 2 pt. Stworzenie, gdzie zostało wykazane, że aż do tamtego czasu wody potopu tworzyły grubą powłokę, czy też warstwę, która otaczała ziemię, i która z Boskiego zrządzenia przerwała się i zstąpiła na ziemię, częściowo jako ulewny deszcz, a częściowo jako wielka powódź z biegunów.
Co do zarzutów dotyczących wielkości Arki: miała ona trzy piętra, zrobiona była z drewna gofer, wodoszczelna dzięki pokryciu smołą (asfaltem), która obficie występowała w tamtym regionie, jak również wokół Morza Martwego. Pod dachem z czterech stron, dla bezpieczeństwa, przebiegał otwór na światło i wentylację, przerywany belkami czyli słupami podtrzymującymi dach. Pomieszczenia, dosłownie gniazda, czy też cele zostały zrobione na trzech piętrach, aby w nich ulokować zwierzęta (1 Moj. 6:14-16). Przegrody pomieszczeń wzmacniały całą konstrukcję. Było tylko jedno wejście.
Tonaż Arki oszacowano na około 11 000, było więc wiele miejsca dla pary z każdego odrębnego gatunku zwierząt. Mogłaby ona pomieścić tysiąc osób, a i wtedy byłoby dużo miejsca na przechowywanie zapasów. Przy łokciu mierzącym 18 cali (46 cm) długości, wymiary Arki wynosiły: 450 stóp (137 m) długości, 75 stóp (23 m) szerokości i 45 stóp (14 m) wysokości. Jeśli odejmiemy 50 stóp (15 m) na pochylenie dziobu, rufy i boków, otrzymamy 400 stóp (122 m) na 75 stóp (23 m), to jest 30 000 stóp kwadratowych (2787 m2) na każdym pokładzie, czyli 90 000 stóp kwadratowych (8361 m2) powierzchni podłogi na trzech pokładach. Parowce przewożące żywy inwentarz z Nowego Jorku przeznaczają 20 stóp kwadratowych (2 m2) na każdego wołu. Przy takim wskaźniku na każdym pokładzie byłoby miejsce dla 1500 wołów, czyli 4500 na trzech pokładach, i jeszcze pozostałoby dużo miejsca na wentylację, gdyż pokłady liczyły około 13 stóp (4 m) w wolnej przestrzeni.
Według Geike'a liczba gatunków ssaków wynosiła pomiędzy 1660 a 1700. Jeśli tak było naprawdę, Arka mogła pomieścić na dwóch pokładach i części trzeciego po dwoje z każdego gatunku wielkości wołu. Jednakże według szczegółowej klasyfikacji gatunków Wallace'a, średnia wielkość była wielkością szarego lisa. Przyjmując rozmiary szarego lisa jako wielkość wszystkich gatunków, przyznając każdemu nawet jedną czwartą rozmiaru wołu i dając mu jedną czwartą miejsca wymaganego dla wołu, nawet dla wszystkich gatunków nie byłoby potrzeba przestrzeni 30 000 stóp kwadratowych (2787 m2), jednego pokładu Arki! Wallace szacuje liczbę ptaków na 10 087, gadów na 975, a jaszczurek na 1252. Wziąwszy przeciętny rozmiar tych gatunków, włączając w to dodatkową liczbę czystych zwierząt, które zostały zabrane po siedem (1 Moj. 7:2,3), wydaje się, iż było wystarczająco miejsca dla wszystkich.
Niektórzy zastanawiali się, czy okręt rozmiarów Arki był żeglowny. Istnieją doniesienia, że przed laty w cieśninie pomiędzy Danią i Szwecją przeprowadzono eksperymenty w celu przetestowania żeglowności okrętu zbudowanego według tych wymiarów. Wykonano model o długości 30 stóp (9 m), szerokości 5 stóp (1,5 m) i wysokości 3 stóp (0,9 m), rzeczywiste rozmiary Arki wynosiły 300 x 50 x 30 łokci. Model został zbudowany w formie staroświeckiego okrętu o dachu siodłowym, tak że przekrój przedstawiał trójkąt równoramienny. Pozostawiony, by samodzielnie stawić czoło pogodzie, wykazał niezwykłe cechy żeglowne. Dryfował bokiem wraz z przypływem, tworząc pas spokojnej wody na zawietrznej. Test ten w rozstrzygający sposób dowiódł, iż okręt o takiej prymitywnej budowie mógł być całkowicie żeglowny podczas długiej podróży. Mówi się, iż ogólne proporcje rozmiarów Arki są zachowywane przez budowniczych statków przewożących towary. Utrzymuje się, iż Fenicjanom, Grekom, Rzymianom i innym budowniczym statków wraz z ich statkami daleko jest do doskonałości Arki jako przestronnego, bezpiecznego i ekonomicznego statku do przewożenia ładunków. Bez wątpienia proporcje podane przez Boską mądrość są najlepsze.
SB ’99,58-61; BS '98,58.