W drodze do Emaus

Dwugodzinna wędrówka i rozmowa z nieznajomym - a życie już nigdy nie będzie takie samo.

    KIEDY KLEOFAS I JEGO TOWARZYSZ, udręczeni wydarzeniami minionych dni, opuszczali Jerozolimę byli bezsilni i przygnębieni, ich wiara zburzona, a nadzieje zniweczone. Nie byli spokojni. W swoim zakłopotaniu przypominali sobie i ponownie analizowali to, co wydawało się niemożliwe do poddawania w wątpliwość - że Jezus z Nazaretu, potężny w słowie i czynie, powinien być tym obiecanym Odkupicielem Izraela. Lecz trzy dni wcześniej został haniebnie skazany na śmierć przez ukrzyżowanie i złożony w wypożyczonym grobie - umarły i bezsilny Odkupiciel!

    Nieznajomy, idąc tą sama drogą dotrzymał im kroku i przysłuchiwał się z uprzejmym zainteresowaniem ich zdumiewającej rozmowie. Jego łagodne pytania wydobyły z nich smutek związany ze wzbudzonymi, a następnie startymi w proch nadziejami, z radością, która się obróciła w najgłębszy żal i rozterkę. "A myśmy się spodziewali" powiedzieli - lecz teraz się wydawało, że ich nadzieja była bezpodstawna.

    W ciągu dnia zostali pobudzeni wzrastającym przekonaniem, że przez tego człowieka Jezusa spełnią się nadzieje, jakie Izrael żywił od czasów starożytnych. Rzeczywiście, Sam Mistrz nie tylko potwierdzał, że to jest Jego misją, ale Jego służba nauczania i uzdrawiania, Jego wspaniałe wpływy, Jego absolutna czystość i bezgrzeszność oraz Jego niewątpliwa więź z Niebiańskim Ojcem, to wszystko dowodziło, że On był posłany przez Boga.

Rosnąca pewność

    Jezus, prowadzony przez mądrość, która nauczyła Go, kiedy należy mówić, a kiedy milczeć, wybrał tych, którym ujawnił Swoją prawdziwą tożsamość. Kiedy Jan Chrzciciel wysłał ze swojej celi więziennej pytanie nie cierpiące zwłoki, szukając zapewnienia, że nie myli się w swoim zrozumieniu, Jezus okrężną drogą skierował ich uwagę na świadectwa - na ślepych, którzy odzyskali wzrok, głuchych, którzy usłyszeli, chromych, którzy zaczęli chodzić, uzdrowionych trędowatych i ubogich, którym była kazana Ewangelia (Mat. 11:2-5). Dobra nowina? Tak, naprawdę dobra!

    A mimo to niektórzy, przynajmniej z tych, co zostali Apostołami, byli raczej podejrzliwi - nawet spośród tych, którzy znali Go najwcześniej - co do tego czy On był tym Mesjaszem. Andrzej i Jan (który później odnotował to wydarzenie w swojej Ewangelii (1:41) z entuzjazmem zanieśli tę nowinę swoim własnym braciom - Piotrowi i Jakubowi.

    Później nastał czas, aby Jezus przedstawił to swoim uczniom w sposób bardziej zrozumiały. Najpierw, pytając ich, co ludzie w ogólności mówią o Nim i otrzymując ogólnikową odpowiedź domagał się, aby i oni wypowiedzieli się w tej sprawie. Odpowiedź Piotra była jednoznaczna: "Tyś jest Chrystus, on Syn Boga żywego" (Mat. 16:16). Piotr bez wątpienia mówił to za owych Dwunastu, a Jezus zobowiązał ich, aby nikomu o tym nie mówili - "nikomu nie powiadali" (Mat. 16:20).

    Podczas gdy ludzie w ogólności nie byli gotowi na otrzymanie takich trudnych nowin, to były sytuacje, kiedy Jezus poddawał ich próbie. W synagodze w Nazarecie, gdzie wszyscy znali pochodzenie Jego rodziny, Jezus odważnie przedstawił Siebie jako wybranego Sługę Boga, o którym daje świadectwo prorok Izajasz (Iz. 42:1; Łuk. 4:21). Najpierw, podziwiając Jego elokwencję, byli o tym przekonani tylko w połowie. Ale On wiedział, jak byli zmiennymi, i wzbudził ich mściwy gniew, przypominając im o tym, jak czasami Bóg wysyłał swoich proroków raczej do obcych niż do Izraela. W tym przypadku oni byli gotowi Go zabić, lecz dzięki Boskiej opatrzności Jezus został wybawiony.

"Jam jest"

    Spotkanie Jezusa z niewiastą z Samarii było również zapowiedzią szerszych celów przyjścia Mesjasza. Nieustępliwy upór Izraela, co do sposobu Jego przyjścia, tak różniącego się od tego, czego się spodziewali i oczekiwali, szeroko otworzył z czasem wszystkim narodom przywileje, które mogły należeć wyłącznie do Izraela. Uczniowie dziwili się, dlaczego Jezus rozmawiał z niewiastą samarytańską, i to z taką, która nie cieszyła się najlepszą reputacją. Pomimo tego, to ją wybrał, aby objawić jej Swoją misję:

    Rzekła mu niewiasta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, którego zowią Chrystusem, ten, gdy przyjdzie, oznajmi nam wszystko. Rzeki jej Jezus: Jam jest ten, który z tobą mówię. - Jana 4:25,26

    Kiedy nadszedł czas, ostrożność nie była już dłużej wskazana. Aresztowany i postawiony przed zgromadzeniem arcykapłanów, starszych i uczonych w Piśmie, Jezus zachował najpierw spokój. Najwyższy kapłan, natarczywie domagając się, aby On przyznał się do winy bluźnierstwa, zażądał: "Tyżeś jest on Chrystus, Syn onego Błogosławionego?" A Jezus odpowiedział: Jam jest" (Marka 14:53,61,62).

"My się spodziewaliśmy..."

    W świetle wszystkich zebranych przekonujących świadectw, tych wszystkich niepodważalnych słów pochodzących z mądrości, które słyszeli, siedząc u Jego stóp, tych wszystkich zwierzeń, które przekazał szczególnie tym nielicznym wybranym - ten wstrząsający cios, jakim była śmierć Mistrza, był prawie nie do wytrzymania. Przygnębienie Kleopasa i jego towarzysza - które niewątpliwie było udziałem większości naśladowców Pana -wzbudza nasze najgłębsze współczucie. My również jesteśmy doświadczani pustką po niespełnionych nadziejach. Chwilami nasza wiara jest podkopywana, a nasze umysły strapione. Lud Boży nie może być pozbawiony smutku i czasami, podobnie jak pierwszych uczniów, ogarnia nas melancholia i tendencje do wycofywania się ze sceny, aby pielęgnować nasze rany i mocować się z Panem.

    Najczęściej czujemy, że to nie Pan nas opuścił. Raczej nasze własne niepowodzenia powodują to najgłębsze cierpienie, lecz one także przynoszą nam cenną naukę i poprawę. I jeżeli kiedykolwiek obierzemy złą ścieżkę możemy spodziewać się rozczarowania, chociaż w wyniku skruchy serca oraz większej pokory mogą nastąpić błogosławieństwa. Dlatego widzimy, że nawet niektóre błędy życiowe mogą stać się motywacją do większego rozwoju w łaskach chrześcijańskiego charakteru i pobożnej mądrości.

CZY CHRYSTUS NIE POWINIEN PRZECHODZIĆ CIERPIEŃ?

    Dwaj uczniowie, znajdujący się w wielkiej potrzebie pociechy - nawet od nieznajomych - od razu wyczuli, że to był człowiek, któremu mogą się zwierzyć. Wydawało się, że ostrożność w wypowiadaniu się otwarcie na ten temat nie jest dłużej ważna i odsłaniając swój żal drugiej osobie doznają w pewnym stopniu ulgi. Jego zachowanie dodawało im otuchy, a Jego oczywista potęga zdrowego zmysłu wkrótce przykuła ich uwagę.

    Prawdą jest, że Jego pierwsze słowa wyrażały pewną naganę: "O głupi, a leniwego serca ku wierzeniu temu wszystkiemu, co powiedzieli prorocy" (Łuk. 24:25). Te słowa nie zawierały żadnego jadu; poza tym, żaden wyrzut nie mógłby teraz pogłębić ich poczucia niepowodzenia i straty. Oni musieli znieść ten okres żałoby po tym, co mogłoby być; życie toczyło się dalej, a wspaniałe nadzieje obecnego czasu przeminęły jak sen.

    To, że Zbawca musiał cierpieć i ponieść śmierć, było najbardziej odległe w ich nauczaniu podczas Jego służby. Podczas tych krótkich lat, z optymizmem naturalnym dla tych, którzy ufają absolutnie w miłość i miłosierdzie Boże, i którzy wierzą w Jego obietnice, widzieli tylko przyszłą chwałę, jaka nastanie po zmartwychwstaniu Jego ludu, kiedy wszyscy będą błogosławieni. Ich nadzieje złożone są teraz w prochu. ,A myśmy się spodziewali, iż on miał odkupić Izraela" (Łuk. 24:21).

Głos rozsądku

    Ale, zważywszy na poruszające podniesienie na duchu, oni słuchali wykładu nieznajomego, ponieważ On odkrył Pisma przed ich zmąconymi umysłami! Jakich skrzydeł dostały ich myśli, urastając do nowego szczytu zrozumienia - nie fantazji - ponieważ ten uczony nieznajomy nauczał z przekonującą logiką, wyciągając wnioski od jednego proroctwa do drugiego, aby wyjaśnić porządek wydarzeń, które aż do tej chwili tak ich załamywały i wprawiały w zakłopotanie. "Azaż nie musiał Chrystus tego cierpieć i wnijść do chwały swojej?" (w.26).

    Nigdy podróż nie minęła tak szybko! Śledząc w Słowie Bożym proroctwa dotyczące Mesjasza, nieznajomy wskazał na wszystkie te pozornie sprzeczne zarysy, które tak często ich dziwiły. Rzeczywiście, było tam miejsce na chwałę, ale również na cierpienie. Azaż nie musiał... ? Czyż śmierć Chrystusa jako ofiara za grzech nie była konieczna? I czy On rzeczywiście nie przepowiedział Swojej własnej śmierci?

    Boskim zamiarem posłania Zbawcy do świata było wyrwanie ludzkości spod śmiertelnego wyroku i aby mógł ofiarować Swoje własne życie jako zastaw za życie Adama i jego potomstwo, przyjął na Siebie ludzką naturę. Współpodróżny cierpliwie pokazywał swoim towarzyszom w drodze do Emaus proroctwa, świadczące "pierwej o utrapieniach, które miały przyjść na Chrystusa, i o wielkiej zatem chwale" (zob. 1 Piotra 1:11).

Począwszy od Mojżesza

    Było tam mnóstwo dowodów. Może Pan przypomniał im pierwotną obietnicę, że Nasienie niewiasty powinno zdeptać głowę węża. Tam było zobrazowane zmiażdżenie zła, a także było założone, że to się odbędzie kosztem pewnych cierpień naszego Pana. I znów, ofiarowanie Izaaka przez Abrahama jako ofiarę i otrzymanie go z powrotem żywego pokazało, że Mesjasz musi umrzeć i powstać ze śmierci. Mojżesz również przedtem zapisał bardzo szczegółowo cierpienia Chrystusa przedstawione w Baranku Wielkanocnym i ofierze za grzech w Dniu Pojednania.

    Izajasz również opisuje odrzucenie człowieka smutku, przyprowadzonego jak baranka na rzeź, odciętego z ziemi żyjących - cierpiącego Mesjasza. Chwała nie mogła przyjść wcześniej! Wizja królestwa przywróconego do chwały dawnych dni, jaką oni otrzymali, oczekujący naród przywrócony do rangi wybranego przez Boga, a następnie w perspektywie nowy wspaniały świat, to nie była pomyłka - lecz wizja stworzona przedwcześnie.

    I tak to zaczęło świtać w ich umysłach, że oni wierzyli i skupiali się na wszystkich chwalebnych aspektach Boskich obietnic, a nie przykładali właściwej wagi do przykrych, ofiarniczych zarysów planu Bożego, mających zasadnicze znaczenie w pojednaniu między Bogiem i człowiekiem i koniecznych do tego, aby mogły spłynąć błogosławieństwa - żeby mogła z tego wyniknąć chwała.

Zostań z nami!

    Opowiadanie nie przekazuje z jakim zdumieniem uczniowie patrzyli na swojego towarzysza i podziwiali jego znajomość Pisma Świętego, o wiele większą niż oni mieli, a także większą od tej, którą mieli inni Apostołowie. Nic dziwnego, że gdy doszli do domu, nakłonili Go, by został na noc, niechętnie rozstając się z tym, z którym społeczność przyniosła taką radość. "Zostań z nami, boć ... już się dzień nachylił. I wszedł, aby został z nimi."

    To się stało, kiedy poprosił o błogosławieństwo przy łamaniu chleba, że ich uszy - jakby nagle odetkane - poznały z zupełnym zdziwieniem znajome intonacje głosu ich Mistrza. I w tym momencie On zniknął z ich oczu.

    Ci dwaj uczniowie byli bardzo ożywieni. Ich myśli znów popłynęły w kierunku Jego wykładu na drodze, ale teraz rozumieli dlaczego ich serca doznały takiego uniesienia, dlaczego podczas ich krótkiej podróży zostali przeniesieni do nowego poziomu radości i nowej głębokości zrozumienia. On usunął błędne wyrozumienia, wskazał na wypełnienie proroctwa i odnowił ich wiarę w Boże obietnice.

"Pan wstał rzeczywiście"

    A co powiedziano kobietom? Ciało Jezusa zniknęło i aniołowie powiedzieli im, że On żyje! Jak ci dwaj żałowali, że z niedowierzaniem odrzucili tę informację. Oni nie byli w stanie teraz wypoczywać w domu wiedząc, że inne drogie serca były wciąż skonsternowane, ale pospieszyli z powrotem do Jerozolimy, aby podać tę wspaniałą wiadomość.

    Apostołowie i drudzy byli już tam zebrani. Nie trzeba ich było przekonywać do tej prawdy. Szymon Piotr również widział Pana, i każdy z nich opowiadał swoje doświadczenia. I wówczas Sam Jezus ukazał się im. Z pewnością krew odpłynęła z ich twarzy, ponieważ wpatrywali się w coś, co w ich zakłopotanych umysłach wydawało się widmem! Jezus, pomny jak zwykle na ich słabości, pospieszył, aby ich uspokoić. Powiedział: "Pokój wam" i pokazał, że ma zwykłe ciało, składające się z ziemskich składników, oraz że jest głodny. Uspokoił ich skołatane myśli i znów skierował ich uwagę na Pismo Święte:

    To są moje słowa, które mówiłem do was, będąc jeszcze z wami, że się musi spełnić wszystko, co jest napisane o mnie w zakonie Mojżeszowym i u proroków i w Psalmach. Wtedy otworzył im umysły, aby mogli zrozumieć Pisma. - Łuk. 24:44,45

    Tak, to że Mesjasz musi cierpieć, umrzeć i powstać trzeciego dnia, zostało napisane dużo wcześniej. Oni byli naocznymi świadkami tych rzeczy i muszą nieść tę dobrą nowinę na cały świat.

CZY NASZE SERCA NIE PŁONĄ?

    Wieki mijały, a naśladowcy Pana często kroczyli drogą do Emaus, drogą wątpliwości i bliskiej rozpaczy. Fałszywe doktryny Ciemnych Wieków rzuciły cień obawy i niepokoju na wiele serc chrześcijańskich, i nawet obecnie nie wszyscy są wolni od błędów narzuconych na bezbronnych przez potężnego przeciwnika (1 Piotra 5:8).

    Niektórzy z nas, w czasach minionych, rozumieli jedynie fragmentarycznie, że Jezus w pewien sposób, w pewnym czasie, wyzwoli ludzkość od grzechu i jego dziedzictwa, jakim jest smutek oraz śmierć. Być może trzymaliśmy się kurczowo tego, co było niewiele więcej niż instynktem, który kształtuje odpowiedź na niedole świata.

    Ale dzięki Bogu wielu jest ubłogosławionych towarzystwem powstałego Jezusa podczas codziennego kroczenia i dzielą to doświadczenie z innymi wiernymi. Nasze serca płonęły wewnątrz nas, ponieważ on rozniecił naszą migocącą wiarę w płomień miłości. Jak On to uczynił? Poprzez dobrotliwy związek niektórych drogich sług Pana? Poprzez słowo wyrzeczone w odpowiedni sposób w czasie potrzeby? Przez usługę lub przykład bardziej dojrzałych podróżnych na drodze do Emaus? Wszyscy możemy odnaleźć ślady opatrznościowego kierownictwa łaski Bożej, kiedy kroczymy, aby poznać Pana, a Chrystus wciąż nas uczy w naszej podróży pośród życiowych doświadczeń.

Zostań z nami!

    Na tej drodze nie ma rozstań. Ona jest taka sama dla nas jak dla Kleopasa i jego przyjaciół - nie możemy uczynić niczego oprócz błagania Go o pozostanie z nami, ofiarując Jemu skromną gościnność w naszych sercach i domach. Wszystko co mamy, czym jesteśmy i mamy nadzieję być jest Jego po wsze czasy. On nie narzuca nam Swojej osoby, gdy nie jest proszony, ale odwzajemnia z zadowoleniem usilne kołatanie tych, których przyjaźń i lojalność nie budzą wątpliwości.

    Mijające lata w towarzystwie Pana i Jego naśladowców doprowadzają do dojrzałości. Kto nie zauważył błogosławieństw, przychodzących na tych, którzy spotykają się razem, pamiętając na słowa proroka: "Tedy rozmawiali o tem ci, którzy się boją Pana, każdy z bliźnim swoim. I obaczył Pan, a usłyszał" (Mal. 3:16).

    Niektórzy nie są w tak dogodnej sytuacji, żeby móc spotykać się często z drugimi osobami o tych samych przekonaniach. Podczas gdy Jezus obiecał być z dwoma lub trzema zgromadzonymi w Jego imieniu, ci, którzy są na odosobnieniu nie powinni czuć się rozczarowani, że On nie obiecał tego samego osobom samotnym. W tym przypadku zachodzi społeczność ducha, która nie zależy od naszego cielesnego przebywania jednych z drugimi (Fil. 2:1,2). Ta więź, która łączy nasze serca w miłości chrześcijańskiej przekracza granice czasu i przestrzeni, tak że prawdziwe dziecko Boże nigdy nie jest osamotnione.

W tajemnicy Jego obecności

    W tajemnicy Jego obecności
żeby się skryć, jaką radość czerpie dusza ma;
O, jak drogie są te lekcje,
których uczę się przy Jezusowym boku.

    A mój Zbawca odpoczywa obok mnie,
ponieważ utrzymujemy duchową więź;
Gdy próbowałem, nie mogłem wyrazić tego,
co On mówi, kiedy się spotykamy.

    Chciałbyś znać słodycz
tej tajemnicy Pana?
Chodź i skryj się w Jego cieniu,
a to będzie dla ciebie nagrodą.

    I kiedy tylko opuścisz spokój
tego szczęśliwego miejsca spotkań,
Musisz pamiętać i nieść wyobrażenie
Mistrza przed obliczem swoim.

        - G.C. Stebbins

SB ’03,87-90; BS '03,86-89.

Wróć do Archiwum