URĄGANIA JESZCZE JEDNEGO CZŁONKA WIELKIEGO NIEPOKUTUJĄCEGO ZŁODZIEJA

(Present Truth, 1933, 175)

    G.K. Bolger, wydawca pewnego angielskiego pisemka "Berean Bibie Student", w marcowym wydaniu 1933 roku, udziela miejsca M. Kostynowi, członkowi z wielkiego pozaobrazowego niepokutującego złodzieja, na ogłoszenie urągających fałszerstw rzucanych przeciwko nam. Ten ostatni uchwycił się głupstwa L. Borgesa, dowodzącego, że J.F. Rutherford jest rzekomo wodzem pozafigury Jannesa, a my rzekomo wodzem pozaf. Jambresa, którego poglądy pobiliśmy w Present Truth, 1932, str. 182, par. 4 do 183, par. 1 i 1933, str. 11 do 14, i z tegoż punktu zapatrywania stara się, by nas przedstawić w fałszywym świetle, dowodzi więc, że stoimy na równi z J.F. Rutherfordem, co do ducha i praktyk, a nawet podsuwa myśl, że jako jednostka jesteśmy pozafiguralnym Jambresem! Całe jego to opowiadanie jest podane w tym celu, by wprowadzić ludzi w błąd. Mówi on, "Niedawno temu polscy bracia opuścili... Johnsona". Odpowiadamy, że nie więcej jak 25 polskich braci w Ameryce, a nie więcej jak 40 w całym świecie opuściło ruch Epifaniczny, udało się za nim, podczas gdy więcej jak 6, 000 polskich braci, których liczba ustawicznie wzrasta, zgodnie pracują w ruchu Epifanicznym. On tym samym robi wrażenie, że większość dochodów z Teraźniejszej Prawdy była pokrywana przez braci polskich i że oni zarządzali i wydawali ją. Faktem jednak jest, że Teraźniejsza Prawda od samego jej początku była zarządzana i wydawana przez nas (brata Johnsona) i od samego początku przeszło połowa jej wydatków była pokrywana przez datki braci angielskich. On czyni wrażenie w swoim opowiadaniu, że głównie on pracował nad Teraźniejszą Prawdą, podczas gdy większość tejże pracy była wykonywana przez brata C.J. Schmidta, gdy zaś M. Kostyn stosunkowo bardzo mały brał udział w tej pracy, a szczególnie ze względu na bojaźń przed opozycją swojej żony, z powodu tego kilkakrotnie nie stawił się na polskie konwencje, będąc zmuszony zaniechać udzielenia wykładów i pozostania w domu.

    Gdy był jeszcze z nami, to ani razu nie wspomniał nam, aby się miał nie zgadzać z ruchem Epifanicznym. Pewnego razu pan Panin zachwiał jego zaufanie do chronologii brata Russella, lecz nasza listowna korespondencja z nim o tym przedmiocie, gdy nam tylko wspomniał w liście o przyjęciu błędnego poglądu, wyprowadziła go z tego błędu. Jeżeli to jest prawdą, co on mówi, że chociaż był z nami, to jednak już od wielu lat porzucił nauki Epifaniczne. W takim więc razie przez cały ten czas odgrywał on rolę hipokryty czyli obłudnika, ponieważ nie dał nikomu do zrozumienia o swoim porzuceniu tychże nauk, to jednak przez te wszystkie lata odwiedzał od czasu do czasu zbory jako pielgrzym Epifaniczny, zanim zaczął być prowadzony do bramy pozafiguralnego dziedzińca.

    Fakty z historii rozłamu pomiędzy nami są zupełnie odmienne od tych, jakie on podaje w pisemku B.B.S. W streszczeniu podajemy główne form} rewolucjonizmu, jakiego on się dopuścił, a od którego staraliśmy się od wielu miesięcy w miłujący sposób przez listy odciągnąć go i z powodu którego zerwaliśmy z nim ostatecznie kapłańską społeczność: (1) Bez radzenia się Epifanicznych zborów w trzech miastach urządził on samowolnie i po kryjomu publiczne zebrania Epifaniczne, które miały się odbyć w owych miastach, i gdy wszystkie przygotowania były ukończone, on na kilka dni przed tymi zebraniami zażądał od tych Epifanicznych zborów, aby rozniosły od domu do domu zaproszenia na takowe zebrania. Pomimo naszej przestrogi wysłanej mu przedtem aby tego nie czynił, on jednak tak postąpił w trzech wypadkach i przynajmniej w jednym wypadku dopuścił się fałszerstwa, oznajmiając braciom, iż my popieraliśmy tę jego metodę postępowania. Gdy bracia w Chicago odkryli to kłamstwo przez odczytanie naszego ostrzegawczego listu, pisanego do niego w tej sprawie, to było pobudką, że niektórzy dali mu chłodne poparcie, co bardzo go rozgniewało. Ten jego postępek był buntem przeciw zarządzeniom parousyjnym i epifanicznym. (2) Przygotował rezolucję, przez którą wpłynął na wielu braci i sióstr, będących w Prawdzie Epifanji, że ja podpisali, w której było ślubowanie uczynione przed Bogiem przez podpisujących, iż się poświęcają świadczeniu poselstwa o Królestwie do publiczności, która to praca jest od roku 1917 przeznaczona wyłącznie dla Wielkiego Grona, pod nadzorem poza figuralnego Elizeusza - a to było zbuntowaniem się przeciw warunkom Epifanicznym. (3) Wysłał rezolucję tę podpisaną przez wielu oszukanych braci w Epifanji do Zarządu Towarzystwa, przyrzekając ich współpracę, z warunkiem, gdy Zarząd usunie J.F. Rutherforda i jego publikacje, a powróci do pism Brata Russella. (4) Planował, by wydać pewne części tomów II i IV, jako literaturę epifaniczną, w której byłyby artykuły nasze i niektóre jego własne, (które zamierzał pisać), a które nie byłyby pod nadzorem Domu Biblijnego, którego on był pielgrzymem, lecz na własną rękę. (5) Planował pracę między polskimi, braćmi, którzy opuścili Towarzystwo, od których wszelka wzmianka o naukach Epifanicznego Domu Biblijnego i przynależność miała być wykluczona; a więc ta jego praca miała na celu wydawanie jego własnych pism, sześć tomów Brata Russella i inne jego pisma, odnoszące się do warunków parousyjnych, aby tym sposobem pozyskać niezadowolonych członków Towarzystwa do jego własnego ruchu, który miał być odosobniony i odrębny od ruchu epifanicznego. (6) Planował dalej, odwiedzać zbory epifaniczne w Buffalo i w Niagara Falls w celu oczernienia złych poczynań usuniętego polskiego pielgrzyma epifanicznego, którego staraliśmy się nakłonić do pokuty, przeciw któremu on czuł skrytą nienawiść, wierząc, iż on musi o tych złych czynach wypowiedzieć się ustnie, gdyż nie miał śmiałości wysyłać tych oszczerstw przez pocztę, będąc w obawie, by nie popadł za to pod karę rządową (federalną), gdyby to uczynił. (7) W dalszym ciągu jego niecnego planu, by stać na czele swego nowego ruchu, obmyślił sposób na rozdzielanie zborów w Buffalo i Niagara Falls, co też faktycznie dokonał tego w zborze Detroickim, gdzie przy pomocy Młodocianych Świętych zmusił pielgrzyma Brata C.J. Schmidt'a do rezygnacji ze starszeństwa, dowodząc fałszywie, że opozycja Brata Schmidt'a odnośnie jego rewolucji "sprzeciwiała się pracy Pańskiej". W tym rozdzieleniu ani jeden członek z Nowych Stworzeń nie poszedł za błędem M. Kostyna. (8) Przez cały okres czteromiesięcznej korespondencji, prowadzonej z nami, ustawicznie trwał w swoim oporze rewolucyjnym, pomimo naszych usiłowań, gdzie w miłujący sposób staraliśmy się go powstrzymać od tego, ca tak jego, jak i nasze listy obficie tego dają dowody.

    Te formy rewolucjonizmu trwającego uporczywie w nim, pomimo naszych sympatycznych usiłowań, by go nawrócić, były powodem, że około dwóch tygodni przed detroicką konwencją zerwaliśmy kapłańską społeczność z nim i napisaliśmy o tym do zboru w Detroit, tak, aby ten Zbór mógł z nami współdziałać w oddaniu go do rąk człowieka na to przeznaczonego. To jest ta właśnie korespondencja pisana do trzech wymienionych Zborów, którą on fałszywie przedstawia, jako obelżywe listy pisane do Zborów przeciw niemu. Gdyśmy się dowiedzieli, że po jego stronie jest większość polskich braci Epifanicznych w Detroit, rzecz jasna, że nie chcieliśmy, aby jego sympatycy byli gospodarzami Polskiej Konwencji, a więc w porozumieniu z wiernymi braćmi poleciliśmy, by wynajęto inną salę, mianowicie taką, która nie byłaby pod kontrolą jego sympatyków. Z tej więc przyczyny żali się on na ten rzekomy nieporządek i postępowanie wbrew decyzji zboru (co jednak w rzeczywistości było decyzją jego zwolenników Młodocianych Świętych). Gdy rozdzielenie nastąpiło w trzech powyżej nadmienionych miejscowościach, on nie pozyskał wszystkiego ani nawet 25 członków z ruchu Epifanicznego, którzy przyłączyli się do jego "Słupa", chociaż pozyskał na swoją stronę większość niezadowolonych zwolenników Towarzystwa z Buffalo i z Detroit. Jego właśni zwolennicy domagali się, ażeby ten cały kłopot był przedyskutowany na detroickiej konwencji, przeto naznaczyliśmy jeden wieczór na ten cel. Wcale nas to nie dziwi, że on nie lubił długiego zebrania, podczas którego mieliśmy sposobność wykazać całą jego winę, zawartą w ośmiu wyżej wymienionych punktach i to w większości z jego własnych listów. Z powodu niecierpliwości stróża budynku, zebranie zakończyło się nagle i z tego też powodu nie można było odśpiewać pieśni ani modlitwy na zakończenie zebrania. Tego więc wieczora, był on jedyną osobą, który odmówił nam podania ręki, gdyśmy przy rozchodnem do niego przyjazną rękę podawali.

    Co do jego fałszywego oświadczenia się, że z powodu naszego postępku tego wieczora, żaden z braci nie przyjąłby nas więcej w swym domu (tak jak gdyby oni zawsze przedtem tak czynili) z tego więc powodu byliśmy zmuszeni tym razem udać się do hotelu, odpowiadamy co następuje: Nigdy podczas naszego pobytu na konwencjach Epifanicznych w Detroit, tj. od około roku 1921 i dalej nie byliśmy podejmowani w domu przez braci, ale tylko jeden raz po konwencji (w r. 1930), do którego to razu odnosi się to, o czym on mówi. Więc podejmowanie nas przez braci na konwencji w owym roku nie różniło się niczym od tamtejszych naszych wizyt konwencyjnych. Bracia w Detroit, gdy dowiedzieli się o tym jego oświadczeniu, nie mogił się mu nadziwić, pomyśleli jednak o nim właściwie, określając go tylko "krótszym a brzydszym słowem". A ich opinia wcale niepochlebna o jego półtora stronicowym liście marcowego wydania B.B.S., który wprowadza tak bardzo w błąd swoimi zdaniami i wywodami, może być zauważona przez ten fakt, że kilku z nich z własnej inicjatywy chciało podjąć się napisania listów do opublikowania w Present Truth, ażeby tym sposobem wyjawić fałsz owego listu i fałszywe przedstawienie całej sytuacji. Jego urągający list, jako wodza lewickiego ukazuje się w czasie dziewiątej godziny pozafiguralnego Piątku, dowodzi zatem, że on jest tym członkiem wielkiego pozafiguralnego niepokutującego złodzieja; a to, co on mówi o ośmiu cudownych Dniach, okaże się w swej prawdziwej naturze z naszego angielskiego artykułu w następnym wydaniu o szóstym Wielkim Cudownym Dniu. Jego list udziela nam tylko dalszego potwierdzenia co do uwagi, jaką już dawniej często robiliśmy - że jeszcze nigdy nie mieliśmy i wodzem lewickim do czynienia, któryby dla usprawiedliwienia swojego rewolucjonizmu i oczernienia naszego oporu nie użył swej broni podłego przekręcania i ukrywania faktów i jawnych fałszów. Jego oszczerstwa i fałsze rzucane przeciw nam okazują jego charakter w prawdziwym świetle. Gdy on pracował jako jeden z redaktorów polskiej Strażnicy, bez zapytania się brata Kasprzykowskiego, który był wtedy kierownikiem polskiej filii Towarzystwa w Detroit, czy pewne plotki, które on usłyszał o nim były prawdziwymi faktami, ale na-tychmiast opublikował je w Strażnicy, jako prawdziwe fakta. Po zbadaniu tej sprawy, dopiero okazało się, że cały ten raport był fałszywym i potwarzą. Jest to ten sam duch oszczerczy, co pobudził go do pisania do zborów w Buffalo i Niagara Falls, prosząc ich o danie mu sposobności, by mógł im opowiedzieć o błędach dawnego epifanicznego polskiego pielgrzyma, a to takie oszczerstwa, których obawiał się pisać listownie, by się nie dostać za kraty, gdyby je wysłał pocztą. To dowodzi, że między innymi rzeczami, on posiada zdolność do oszczerstwa, co jest charakterystyką klasy, do której należy, klasy pozafiguralnego Jambresa, który w swojej "głupocie" dowodzi, że my do tej klasy należymy. "O dusza moja, nie wchodź w radę ich, ani do ich zgromadzenia."

TP ’34, 91-92.

Wróć do Archiwum