OPRZEGLĄD GŁOSU WOLNOŚCI I PRAWDY NO. 3.

[Poniższy artykuł został napisany, jako list do polskich pielgrzymów, co jest powodem dlaczego wydawca pisze w pierwszej osobie liczby pojedynczej, później zadecydował, ażeby go ogłosić w Teraźniejszej Prawdzie]

    DOWIEDZIAŁEM się od niektórych pielgrzymów i innych osób, że tak zwane Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego, które składa się w istocie z Kostynitów, pomimo, iż tego nie uznaje, rozesłało w Polsce i Ameryce pamflet wydany przeciw mnie. W pierwszej części tegoż pamfletu znajduje się pełno fałszerstw, druga zaś część obfituje w błędy doktrynalne. Rzecz jasna, że niektórzy z drogich braci są zakłopotani tym, co tam jest podane, szczególnie w pierwszej części i wyrażono myśl, ażebym w odpowiedzi nieco napisał... Dlatego też zadecydowałem dać krótką odpowiedź.

    Odnośnie Kostynitów i rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego chcę w krótkości nadmienić, co następuje: To Sto-warzyszenie przyjaciół zostało zorganizowane na początku przez M. Kostyna, którego ustawiczny rewolucjonizm w zagarnianiu władzy ujawnił się w jego obmyślonym planie ich zorganizowania i był powodem mojego zerwania z nim kapłańskiej społeczności. Ten pamflet noszący nazwę "Głos Wolności i Prawdy", jest, jak wykazane 3-im numerem. Pamiętacie, że No. 1 i 2 były wydane pod tym samym tytułem przez M. Kostyna; a więc prawdopodobnie on jest autorem i ostatniego numeru. Powód, dla którego sądzę, iż on go pisał jest ten, że nosi ten sam tytuł co dwa poprzednie, a po części z faktu znamionującego ducha fałszywego, częściowo zaś ze stylu pisma, bo jak bracia polscy mówili mi, że styl jego jest niedbały, tak jak i sama pisownia. Jednak nie jestem pewny czy on to pisał. Nazwa Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. była od roku 1918 oficjalną nazwą zborów P. B. I., i ich polskiej grupy, wydającej "Straż"; a więc grupa jaka powstała w roku 1930, nie ma prawa przywłaszczać sobie nazwę drugiej grupy. A zatem dla odróżnienia będę ich nazy-wał Kostynitami i rzekomym Stowarzyszeniem Badaczy Pisma św., ponieważ on ten ruch zorganizował i był przez jakiś czas ich głównym działaczem.

    Podobno nie jest on już w ich zarządzie, a prawdopodobnie dlatego, że nie mogli z nim współpracować. Jeszcze jedna rzecz nasuwa myśl, że on jest autorem danego artykułu, bo jest tam podane, że ja pisałem przeciw nim w Teraźniejszej Prawdzie z listopada 1934; podczas gdy jedyną osobą, przeciw której pisałem w owym artykule pod tytułem: "Urągania jeszcze jednego członka Wielkiego niepokutującego Złodzieja", był M. Kostyn, a pisałem to w odpowiedzi, na jego artykuł pełen fałszerstw zmyślonych przeciw mnie, jaki ukazał się w angielskim pisemku: "Berean Bibie Student". Przy spotkaniu się z naszym sekretarzem nadmienił on, że się zemści na mnie za moją działalność przeciw niemu. Jednym słowem M. Kostyn jest osobą pełną złości, skrytej nienawiści i zwodniczości; i to było tym, co wprawiało go w kłopot z wielu braćmi. Ani M. Kostyn, ani zarząd tak zwanego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., dowodzący, że wydał pamflet, jaki przeglądamy, nic nie wie osobiście co się działo w Anglii w związku z moją służbą w latach 1916 i 1917. Przyjęli oni tylko błędne informacje wyciągnięte z pisma wydanego w roku 1917 przez J. F. Rutherforda pt. "Przesiewania po Żniwie" (Harvest Siftings), które jest Jednym z najfałszywszych skrawków literackich, jakie ukazało się między ludem w Prawdzie, a mianowicie: jest tam 100 fałszerstw przeciw czterem braciom z Zarządu Towarzystwa, których on w sposób nieprawny i grzeszny usunął i 223 fałszerstw przeciw mnie, co razem to pismo zawiera 323 fałszerstw. Zarząd rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. przyjął te fałszerstwa i przedrukował wiele z nich w ich pamflecie, na który teraz odpowiadam. Zanim M. Kostyn stał się przesiewaczem, wyraził się do mnie, że on zauważył, iż ja w mojej odpowiedzi zupełnie pobiłem Rutherfordowe "Przesiewania po Żniwie" i że udowodniłem mu, iż ono było pierwszorzędnym kłamstwem.

    To, co następuje, dopomoże Braciom i Siostrom zrozumieć, co było przyczyną, że Rutherford wydał to pismo przeciw mnie: Gdy w sposób nieprawny i grzeszny wyrzucił on czterech braci, stanowiących Zarząd Towarzystwa, wiedział on o tym, iż ja trzymałem ich stronę, będąc przeciw niemu, wiedział również, że miałem wpływy w zborach, postanowił zatem uczynić coś nadzwyczajnego przeciw mnie, ażeby między braćmi w Ameryce zneutralizować ten fakt, że występowałem przeciw jego przywłaszczeniom władzy. Dlatego dokonał czterech złych czynów: (1) Ogłosił znane jemu fałszerstwo, że doznałem pomieszania zmysłów, co rzekome Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. również popiera; (2) Przedstawił mnie w złem świetle, jakobym użył w oszukańczy sposób papierów, danych mi przez komitet wykonawczy naznaczony przez Zarząd, co i to rzekome Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. przyjmuje; (3) Dowodził on fałszywie, że rozbiłem zbór brytyjski; i (4) Oskarżył mię fałszywie, że w zmowie z czteroma dyrektorami z Zarządu usiłowałem rozbić Towarzystwo w Ameryce. Te fałszywe oskarżenia ogłosił w Przesiewaniu po Żniwie. Ażeby dowiedzieć się prawdy odnośnie tych czterech punktów, potrzeba podać niektóre szczegóły. W lecie w roku 1916 brat Russell postanowił wysłać mię w podróż pielgrzymską do Europy, szczególnie do Brytanii i Irlandii. W dniu 21 października 1916, tj. dziesięć dni przed jego zgonem, zadecydował w dodatku, ażebym załatwił się z konspiracją, prowadzoną szczególnie przez dwóch z trzech zarządów w londyńskim Betel, którzy chcieli mu odebrać władzę oficjalnie w londyńskim Przybytku; ponieważ wszyscy trzej od lat nie uznawali po większej części jego oficjalnych władz w londyńskim Betel; a więc Brat Russell zadecydował, ażebym dodatkowo do pracy pielgrzymskiej występował, jako jego reprezentant w uporządkowaniu kłopotów w londyńskim Przybytku i Betel. Jednak w dniu 21 października nie dał mi szczegółów, w jaki sposób on by chciał, ażebym uporządkował kłopot, ponieważ nie otrzymał jeszcze szczegółów owego kłopotu. Spodziewał się, że szczegóły nadejdą do Brooklyna, gdy on powróci z podróży przed 5-ym listopadem, ponieważ na 5-go listopada miał mieć wykład w New Yorku, lecz jak nam wiadomo w dniu 31 października umarł. A tak umarł zanim dowiedział się, jakie były te szczegóły. Zarząd Towarzystwa, dowiedziawszy się, że Brat Russell zadecydował wysłać mię do Europy, postanowił wykonać jego wolę w tej sprawie. Było to w czasie wojny, kiedy bardzo trudno było uzyskać paszport; a więc poprosiłem komitet naznaczony przez Zarząd, aby się zajął sprawą dostarczenia mi paszportu itp. dokumentów, któreby wskazywały na konieczność wyjazdu do Europy, gdyż w przeciwnym razie nie będę mógł otrzymać paszportu. Nie wspominałem ani słowem, co oni mają w tym kierunku uczynić, jak tylko nadmieniłem, że brat Russell mówił, że gdy się nie poda dobrych powodów do departamentu paszportów w Washingtonie, to paszport nie będzie mógł być wydany. Bez żadnej dalszej dorady z mej strony J. F. Rutherford w dniu 2-go listopada w mojej obecności podyktował list, który nie miał mieć istotnego znaczenia. Treść tego listu nadawała mi pełną władzę i autorytet we wszystkich sprawach i interesie Towarzystwa, w każdym kraju do któregokolwiek byłbym wysłany; list ów wyszczególniał cztery władze, jakie miałem do wykonania. Lecz, jak już powyżej było zaznaczone, że ów list nie miał mieć istotnego znaczenia, tj. iż nie było zamierzone, ażebym miał wykonywać te władze. Tylko umyślnie tak podano, ażebym mógł otrzymać paszport. List był umyślnie datowany 1-go listopada, ażeby nie wzbudzić podejrzenia w departamencie paszportów, że się zgłaszam po paszport za prędko po napisaniu listu. Bo po paszport miałem się zgłosić 3-go listopada. Gdy ten list był dany bratu Van Amburgh do podpisania, jako sekretarzowi Towarzystwa, ten odmówił podpisu, gdyż, według jego zdania, list ów nadawał mi za wielkie władze. Lecz gdy J. F. Rutherford wytłumaczył mu, że to nie znaczy, że będę miał takie władze, lecz że jedynie tak zostało napisane, w celu uzyskania dla mnie paszportu, wtedy on go podpisał. Ten list będę nazywał "listem mianującym", tak, aby go odróżnić od innych dwóch dokumentów, jakie tu są przedstawione. Prośba podana o paszport została uwzględniona i departament paszportów datował go w dniu 4-go listopada. Proszę nie zapominać o dacie 4-go listopada, jako o dniu wydania paszportu. W dniu 8go listopada nadeszła korespondencja do Betel w Brooklynie, podająca szczegóły konwencji londyńskiej; i brat Ritchie, wiceprezes Towarzystwa, po przeczytaniu korespondencji przyniósł ją do mnie, mówiąc, iż mam to zbadać, zanim udam się w podróż do Anglii, celem zrozumienia tamtejszej sytuacji. Badałem tę korespondencję w dniach 8 i 9 listopada i wieczorem w dniu 9-go listopada powiadomiłem komitet wykonawczy o kłopocie londyńskim, o którym żaden z członków tegoż komitetu nic dotąd nie wiedział oprócz brata Ritchie, który dowiedział się o tym dzień przedtem. Członkowie komitetu natychmiast zauważyli, że gdybym pojechał do Anglii tylko z władzą pielgrzyma, to jako pielgrzym musiałbym podlegać trzem tamtejszym zarządcom i nie mógłbym załatwiać sytuacji; wobec tego zadecydowano, że abym to mógł uczynić, to cztery stopnie władzy, jakie były mi dane tylko fikcyjnie w dniu 1-go listopada, muszą mi być dane aktualnie.

    A zatem dali mi drugi list i to jest również ważne do zapamiętania. W dniu 10 listopada drugi list został podyktowany, a 11-go listopada podpisany i opatrzony pieczęcią Towarzystwa, tj. przed moim udaniem się na okręt odpływający do Anglii. Ten drugi list ja nazwię listem wierzytelnym; ten list miał istotne a nie fikcyjne znaczenie i dlatego sposobem retroaktywnym znosił fikcyjne znaczenie pierwszego listu, a nadawał mu znaczenie prawdziwe. Tym więc sposobem dano mi w dobrej wierze czworakie władze, jakie były tylko w sposób fikcyjny nadane mi w liście datowanym 1-go listopada. Po trzecie otrzymałem kopię ich listu datowanego 10-go listopada do zarządców w Betel londyńskim, w którym było im przedstawione, że przybywam z władzą i upoważnieniem, jako specjalny reprezentant Towarzystwa, a nie tylko jako pielgrzym, prosząc ich ażeby uznali to, i współdziałali ze mną, jako z takim. Ten list również miał istotne znaczenie.

    Zauważcie teraz fałszywy postępek J. F. Rutherforda: W "Przesiewaniach po Żniwie" pomija on milczeniem list wierzytelny podyktowany 10-go listopada, a który w dniu 11-go listopada był podpisany i opatrzony pieczęcią Towarzystwa, a wspomina tylko o dwóch innych, nadmieniając nieco o trzecim liście pisanym do londyńskich zarządców i twierdzi, iż ja użyłem listu z 1-go listopada w prawdziwym znaczeniu (list ów był mi dany tylko w celu dostania paszportu i nie miał prawdziwego znaczenia) i tym sposobem przywłaszczyłem sobie władzę nad pracą brytyjską. A więc list mianujący nazywa on tam listem wierzytelnym. Jest prawdą, że list mianujący z 1-go listopada był mi dany jedynie w celu uzyskania paszportu i nic więcej. Lecz on ukrył fakt w całym tego słowa znaczeniu, że w dodatku do owego listu z 1-go listopada był mi dany list wierzytelny datowany 10-go listopada, a który w dniu 11-go listopada opatrzono pieczęcią i podpisem Towarzystwa, a również nic nie wspominał jakiego rodzaju był trzeci list pisany do zarządców londyńskiego Betel, w którym było wyraźnie nadmienione, że przybywam jako specjalny reprezentant Towarzystwa. To co następuje, wykaże jak najdobitniej fałsz jego przedstawienia rzeczy: List mianujący był datowany 1-go listopada i był wysłany do departamentu paszportów 3-go listopada; a paszport został wydany 4-go listopada jak wykazuje pieczęć na aplikacji, będącej obecnie w moim posiadaniu. Drugi list, który nazywam listem wierzytelnym był podyktowany 10-go, a podpisany i opatrzony pieczęcią 11-go listopada. Teraz się zapytuje, jak list wierzytelny podyktowany 10 listopada a podpisany i opatrzony 11-go listopada mógł być użyty do otrzymania paszportu w dniu 4-go listopada? Z tego może każdy zauważyć oszustwo, jakie zostało podane w piśmie "Przesiewania po Żniwie", którym J. F. Rutherford oszukał Kościół. List wierzytelny - uzupełniony w dniach 10 i 11 listopada miał znaczenie prawdziwe; i ja w tym znaczeniu działałem i wysyłałem raporty z Anglii do Komitetu Wykonawczego, już po wyborze Rutherforda, jako prezydenta, a te raporty wskazują, że w dodatku do służby pielgrzymskiej wykonywałem i pracę wykonawczą, a mianowicie: poleciłem zarządcom wykonywanie pracy Y.D.M., Bratu Hemery poleciłem pracę Pastoralną, zarządziłem, ażeby zarządcy używali programu konwencyjnego akuratnie według moich poprawek, a nie w ich sposób fuszerski, aby w dalszym ciągu były publikowane w pismach brytyjskich kazania Brata Russella itd. Jako pielgrzym nie miałbym prawa sprawowania tego rodzaju czynów wykonawczych i nie było żadnego sprzeciwu przez blisko trzy miesiące z powodu mego wykonywania takich czynów, pomimo, że Komitet Wykonawczy miał te raporty w swoim posiadaniu co najmniej dwa miesiące zanim J. F. Rutherford zaczął się sprzeciwiać. A że byłem uważany, jako specjalny reprezentant Towarzystwa, a nie tylko jako pielgrzym, dowodzi i to, że były mi wysyłane kopie listów pisanych do zarządców londyńskich.

    Wcześnie w styczniu 1917 roku J. F. Rutherford został wybrany prezydentem; a przez oszustwo, postrach i przymus wziął na się władze wykonawcze i kierownicze, a następnie zaczął przywłaszczać sobie kontrolerstwo i w Zarządzie.

    Brat Russell miał kontrolę nad Zarządem, gdyż do tego miał zupełne prawo, lecz J. F. Rutherford nie miał żadnego do tego prawa. Wnet on zmiarkował, że ja, który sprzeciwiłem się trzem londyńskim zarządcom, którzy zlekceważyli zarządzenia Brata Russella, podejmie walkę z nim z powodu jego podobnego rewolucjonizmu; i to widocznie, między innymi rzeczami, doprowadziło go do wmieszania się w moją pracę brytyjską, nad którą nie miał kontroli; ponieważ byłem wysłany przez Zarząd, jako reprezentant Zarządu, a nie jako reprezentant prezydenta, wobec tego nie byłem pod upoważnieniem prezydenta, lecz pod bezpośrednim upoważnieniem Zarządu, który był wyższym od prezydenta. Ten fakt połączony z taktem, iż on poczuł, że ja sprzeciwię się mu w jego rewolucjonizmie, tak jak sprzeciwiłem się trzem brytyjskim zarządcom, był powodem, że posłużył się jego znanym fałszerstwem, tj. iż ja oprócz władz pielgrzyma nie miałem żadnych innych władz w interesie i w sprawach Towarzystwa poza Ameryką.

    Gdy powróciłem do Ameryki brat Ritchie, który był wówczas wiceprezesem orzekł, iż władze, jakie mi nadano, miały istotne znaczenie. W. E. Amburgh powiedział, iż on nie pamięta czy one miały, czy nie miały takiego znaczenia. J. F. Rutherford zaprzeczył temuż, dowodząc, iż nie miały takiego znaczenia. Ci więc stanowili Komitet Wykonawczy. Każdy z członków Komitetu Wykonawczego, któremu polecono zająć się sprawą mego wyjazdu do Europy, na stawione moje pytanie w dniu 10-go listopada 1916 r. odpowiedział, że życzy sobie, ażeby list wierzytelny był uważany za prawomocny; i oni, wyrabiając ten list wyrobili jako prawomocny i ma się rozumieć, iż to nadało mi takież władze, które na początku w liście mianującym, były tylko fikcyjne. Bez poradzenia się Zarządu, który wysłał mię i który miał kontrolę nad Towarzystwem, J. F. Rutherford przywłaszczył sobie ich władzę, usiłując odwołać mię bez ich zawiadomienia, co pokazuje, iż starał się by mieć kontrolę nad Zarządem zamiast być sam pod kontrolą Zarządu. Powtarzam zatem, że J. F. Rutherford z powodu następujących dwóch głównych powodów zaprzeczył ważność moich papierów: (1) ponieważ chciał przywłaszczyć sobie autorytet nad Zarządem, (2) ponieważ poczuł, iż ja, który sprzeciwiłem się trzem zarządcom w Anglii, w rzeczach jakie oni czynili, a które były podobne do rzeczy, jakie on czynił w Ameryce, będę mu stał na przeszkodzie. A więc cała ta jego sprawa miała charakter nieuczciwy i uzurpatorski. Ażeby złagodzić swoją winę, że dał mi oszukańczy list mianujący przy pomocy którego miałem otrzymać paszport, fałszywie przedstawił, iżeśmy obaj ten list wyrabiali. Ani jednym słowem nie nadmieniłem, co miało być napisane w tym liście, ani nie miałem nic do czynienia z pisaniem. Ja jedynie wyczekiwałem aż Towarzystwo wystara mi się o paszport, jeśli chciało mię wysłać do Europy; i dlatego nic nie mówiłem w sprawie listu, gdyż nie było moją rzeczą dyktowania aplikacji.

    Powyższe dowodzi, że nie użyłem moich papierów w sposób oszukańczy, lecz, że miałem prawdziwe władze, gdyż udzielono mi pełnomocnictwa we wszelkich sprawach Towarzystwa w każdym kraju europejskim, do którego by mię wysłano. A więc oskarżenie zrobione przez tak zwane Stowarzyszenie Badaczy Pisma św., że nie byłem zadowolony z władzy pielgrzyma, lecz starałem się przywłaszczyć i przywłaszczyłem sobie kontrolę nad Kościołem brytyjskim jest złośliwym rozsiewaniem fałszu; oni po prostu połknęli w całości fałszerstwa Rutherfordowe, co jest jasno wykazane przy pomocy dat powyżej podanych. Proszę zauważyć jeszcze raz: List mianujący podyktowany 2-go listopada, lecz datę podano na nim 1-go listopada, zgłoszenie się z prośbą o paszport 3-go listopada, udzielenie paszportu 4-go listopada, podczas gdy list wierzytelny został podyktowany 10-go, a opatrzony pieczęcią i podpisany 11-go listopada, dowodzi, że mój list wierzytelny z 10-go i 11-go listopada nie dano mi na uzyskanie paszportu, lecz w prawdziwym znaczeniu i bez tegoż listu nie miałbym, władzy i nie mógłbym załatwić się z konspiracja, jaka była prowadzona w Londynie.Bo jakżeż list wierzytelny, wyrobiony dopiero 11-go listopada mógł być mi dany na uzyskanie paszportu, gdy paszport był wydany siedem dni przedtem na prośbę w liście dato-wanym 1-go listopada? Z tego każdy może zauważyć fałszerstwo dowodzenia, że moje papiery były wydane w celu uzyskania pasz-portu i nic więcej.

    Powtarzam jeszcze raz, iż J. F. Rutherford umyślnie zataił wzmiankę w jego "Przesiewaniach po Żniwie" o liście wierzytelnym, podyktowanym 10-go, a opatrzonym pieczęcią i podpisanym 11-go listopada; ponieważ wzmianka o tym wykazałaby fałszerstwo jego dowodzenia, że to, co mi dano tylko na uzyskanie paszportu, ja użyłem w prawdziwym znaczeniu. Zmianę w stanowisku obranym, z celu oszukańczego połączonego z listem mianującym z 1-go listopada, na znaczenie właściwe dane w liście wierzytelnym z 10-go i 11-go listopada, uczyniono z tego faktu, że gdy Komitet Wykonawczy, jako agent Zarządu dowiedział się o szczegółach konspiracji londyńskiej, natychmiast zauważył, iż ażebym mógł załatwić się z konspiracją muszę mieć władzę w prawdziwym znaczeniu; z tego zatem powodu dano mi przy pomocy listu wierzytelnego prawdziwą władzę, jaką mi pierwotnie dano sposobem oszukańczym w liście mianującym. Na szczęście mam w posiada-niu następujące oryginalne kopie: kopię listu mianującego, kopię listu rządowego z 4-go listopada, w którym rząd donosi mi, iż zgadza się na wydanie mi paszportu, kopię listu wierzytelnego z 10-go i 11-go listopada, oraz kopię listu Komitetu Wykonawczego, pisanego do zarządców brytyjskich. Powyższe przedstawienie rzeczy jest w mocy zniszczyć całe fałszywe dowodzenia zawarte w pamflecie rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., odnośnie moich władz w Anglii i co się tyczy mego przypuszczalnego szemrania z powodu rzekomego niezadowolenia z posiadania tylko władzy pielgrzyma. Wszyscy, którzy w czasie przygotowania do drugiego uderzenia Jordanu pożądali władzy w roku 1917 tym samym szemrali. Ja nie byłem grabieżcą władzy lecz starałem się zgodnie z udzieloną mi prawdziwą władzą przeszkodzić rzeczywistym grabieżcom władzy, którzy pragnęli usunąć zarządzenia "onego Sługi"; i w tej czynności Pan mię używał jako Jego mówcze narzędzie, przez które On wyrażał naganę wymierzoną przeciw pozafiguralnym szemraczom z Ew. Mat. 20:13-15. Gdyby ich pogląd o groszu był poprawny, że groszem są to zarządzenia dane w Testamencie i czarterze względem prowadzenia pracy po śmierci Brata Russella, to w takim razie byłoby niemożliwe dla mnie, ażebym miał szemrać; ponieważ ja obstawałem za tymi zarządzeniami i sprzeciwiałem się grabieżcom władzy, gwałcącym te zarządzenia. Jeśliby ich określenie było właściwe, to w takim razie ich własny pogląd o Groszu dowodziłby, iż ja nie jestem jednym z szemraczy. A zatem Słowa Pańskie stosują się raczej do nich: "z ust własnych będziesz osądzony." Dalej, oni ganią mię za to, że pracę Epifaniczną nie uregulowałem według Woli Brata Russella. Odpowiadam, że ta Wola traktuje w zupełności o tym co ma być czynione z Towarzystwem, czyli korporacją (symbolicznym wozem) i nie ma na celu regulowanie kontroli nad pracą Kapłańską; albowiem praca Kapłańska nigdy nie była zarządzana przez symboliczny wóz. Czy Mojżesz przez Itamara dał symboliczne wozy kapłanom? Ma się rozumieć, że nie dał! On nawet nie dał wozów Lewitom Kaata. A zatem nie było żadnej korporacji, towarzystwa, stowarzyszenia, Zarządu lub komitetu itd., któryby zarządzał pracą podczas Żniwa Wieku Żydowskiego ani podczas Żniwa Wieku Ewangelii; Jezus i Apostołowie zarządzali pracą podczas pierwszego Żniwa, Brat Russell podczas drugiego. Ani nic podobnego nie było uczynione dla Kościoła w czasie pomiędzy Żniwami. Wobec tego praca kapłańska w Epifanii nie ma być dokonywana przez symboliczny wóz, tak jak i pracę pozafiguralnych Kaatów nie ma symboliczny wóz kontrolować, albowiem symboliczne wozy były dane do pracy tylko pozafiguralnym Lewitom Merarego i Gersona, tak jak figura wskazuje (4 Ks. Moj. 7:2-9). Dlatego nie jest to szemraniem z mojej strony, z powodu, iż praca kapłańska nie jest kontrolowana przez czarter lub testament. To pobija cały ich pogląd o Groszu, ponieważ taki grosz jak oni rozumią nie był dany kapłanom, a również niszczy ich pogląd o naturze szemrania. Gdybym ja był grabieżcą władzy, to napewno, iż użyłbym zupełnie innych metod od tych, jakie użyłem zaraz na początku. A mianowicie zamiast sprzeciwiać się tym, którzy mieli władzę ja planowałbym by stać po ich stronie i tym sposobem dostać się do władzy. Np. gdy w dniu 5-go listopada 1916 roku starano się, ażeby mię pozostawić kandydatem na prezydenta Towarzystwa, ja stanowczo odmówiłem przyjęcia i rzuciłem cały mój wpływ i 416 głosów udziałowych na korzyść J. F. Rutherforda.

    Brat Russell w dniu 16-go października 1916 roku gdy mówił do mnie o zarządcach w londyńskim Betel, wyrażał się o nich z pewnym gniewem, iż nie chcą czynić tego co on by chciał ażeby czynili, mówiąc, iż dlatego chciałby mię wysłać do Anglii, jako jego reprezentanta do załatwienia kłopotu, który okazał się, iż był konspiracją. Gdy przyjechałem do Londynu znalazłem, iż wszystkie zarządzenia Brata Russella zostały zdeptane przez tamtejszych zarządców, którzy czynili co im się podobało, wytwarzając zło, na które brat Russell uskarżał się gdy mi mówił, ażebym wyjechał jako jego reprezentant w tej sprawie. Następnie podają krótkie streszczenie zła, jakie było dokonane w londyńskim Betel przez Wilhelma Crawforda i H. J. Shearna, tj. dwóch z trzech zarządców, którzy byli największymi konspiratorami przeciw Bratu Russellowi.

    Pierwsze streszczenie cytuję z ang. Ter. Pr. z lipca 1934. które jest przedrukiem z ang. Ter. Pr. z r. 1920.

    "Przestępstwa Brata Crawforda w Zarządzie"

    1. On sam płacił wszystkie rachunki gospodarcze w Betel, przeciwnie do regulaminów, wymagających, ażeby wszystkie czeki były podpisywane przez dwóch zarządców i oddawane w ręce Siostry Hemery do zapłacenia.

    2. Nie zważał na instrukcje regulaminów wymagających, ażeby pieniądze nie były płacone inaczej jak tylko przez system poświadczeń kwitkowych (voucher system).

    3. Bez upoważnienia z Brooklyna i bez głosowania ze strony innych zarządców, zamianował swoją żonę gospodynią w Betel.

    4. Otwierał prywatne skrzynki na listy z adresami drugich osób.

    5 Miał klucz, który nadawał się do biurka Br. Hemery, któremu zginęły stamtąd niektóre rzeczy.

    6. Wytworzył nieprzyjemną atmosferę w Betel.

    7. Nauczał zbory, przeciw Pismu św. i Bratu Russellowi, że Kościół jest kupiony w sposób aktualny a nie przypisany, tj., że nie ma teraz przypisania zasługi Jezusowej, lecz natychmiastowe kupno.

    "Przestępstwa Brata Shearna w Zarządzie"

    1. Uważał rzeczy należące do I.B.S.A., jako rzecz prywatną.

        (1) Nie poddawał korespondencję drugim zarządcom do przeglądu.

        (2) Księgi Towarzystwa trzymał w swojej kasie.

    2. Stopniowo wszystkie rzeczy należące do zborów i zebrań dostały się pod jego nadzór, a nawet trudności zborowe.

    3. Przywłaszczył sobie prawo, iż on tylko miał wyrabiać wszelkie zarządzenia konwencyjne.

    4. Ukrywał przed bratem Hemery niektóre rzeczy, jak np. puszkę do pytań.

    5. Przyjmował lub odrzucał dobrowolną pracę nie mając do tego upoważnienia, tj. (1) sprawy militarne. (2) Pracę kolporterską.

    6. Sprowadzał całą swoją rodzinę na stołowanie do Towarzystwa, przeciwnie do rozporządzenia Brata Russella.

    7. Wytworzył on ze swoją rodziną uciążliwą atmosferę w Betel.

    "Ich Wspólne Przestępstwa"

    1. Nie zważali na pragnienia Brata Russella, ażeby br. Hemery miał pierwszeństwo co do wpływu w Betel.

        A. Brat Russell wymagał tego ze względu na urzędy jakie brat Hemery zajmował, a mianowicie:

            (1) Był on sekretarzem Towarzystwa na Brytanię.

            (2) Wiceprezesem I.B.S.A.

            (3) Przewodniczącym Zarządców.

            (4) Prywatnym sekretarzem br. Russella.

            (5) Posiłkowym Pastorem.

            (6) Jego podpis był potrzebny na wszystkich czekach.

            (7) Brat Russell w swoim liście do Zgromadzenia zalecał go nad wszystkimi innymi.

        B. Ich spór o równość pozbawił go niektórych z jego praw, co było powodem skargi.

    2. Przyszli do biura, ażeby przeprowadzić swoje własne programy.

    3. Uparli się i nie chcieli dać bratu Hemery nadzoru nad korespondencją, chociaż br. Russell w liście nakazał, aby mu był dany.

    4. Postarali się, ażeby mieć kontrolę nad finansami:

        (1) Za zgodą brata Hemery a przeciw rozporządzeniu Brata Russella postarali się o władzę, ażeby czeki nie pieniądze Towarzystwa I.B.S.A. były ważne bez podpisu br. Hemery.

        (2) Zaczęli tworzyć duży rachunek bankowy zamiast mieć nominalny, przeciwnie do instrukcji Brata Russella, które ograniczały depozyta do wartości akcji wydawanych, tj. 23 funty szterlingów, a więc 1 f. szterlingów na każdą z 23 akcji wydanych.

        (3) Starali się uczynić I.B.S.A. niezależnym od W. T.B. i T.S., przy pomocy "planu", jaki wyjaśniliśmy i ogłosiliśmy w piśmie "Przegląd Przesiewań po Żniwie" (Harvest Sifting Revieved).

    5. Byli w zmowie przeciw bratu Hemery.

    6. Zlekceważyli brata Johnson w jego stanowisku urzędowym.

        (1) Odsunęli jako poprawki, jakie porobił do programu konwencyjnego w Manchester.

        (2) Zlekceważyli go prywatnie i publicznie.

        (3) Brat Crawford starał się usidlić go, z powodu posądzenia go o otwarcie jednego z listów Brata Johnson.

        (4) Zlekceważyli jego radę, ażeby się powstrzymywali od kandydatury na starszych.

        (5) Zlekceważyli jego radę, ażeby przyznali się do złych czynów popełnionych przeciw Bratu Russellowi i Zgromadzeniu w Przybytku odnośnie Rezolucji i rzeczy odnoszących się do Betel.

        (6) Usiłowali zastosować i drugi krok przeciw Br. Johnsonowi pierwszy z Ew. Mat. 18:15-18 za czynności jego oficjalne przeciw ich złym czynom, a nawet postarano się już o świadków do drugiego kroku przed zastosowaniem pierwszego.

        (7) Brat Crawford chciał zastosować dyscyplinę pewnej siostrze z Betel za to, iż dała informacje br. Johnsonowi odnośnie listu jego, o którym mówiła, iż przyszedł nieotwarty do biura, lecz br. Crawford dowodził, iż list był otwarty z powodu przetarcia krawędzi koperty sznurkiem, którym paczka listów była związana; koperta jednak wskazywała, iż nie była przetarta sznurkiem, lecz otwarta ręcznie.

        (8) Stosowali szpiegowski system przeciw br. Johnsonowi i tym, o których myśleli, że mu pomagali.

        (9) Fałszywe dawali mu zeznania i fałszywie mówili przeciw niemu.

        (10) W ogólności zupełnie byli przeciw niemu.

    Gdy ci dwaj zarządcy popełnili wiele złego którzy nawet chcieli użyć reguły z Ew. Mat. 18:15-18 za moje oficjalne czynności, a nawet postarali się o świadków przed powzięciem pierwszego kroku, ja, mając pełną władzę i upoważnienie w sprawach Towarzystwa, usunąłem ich z urzędu, jako zarządców; i co najmniej dziewięćdziesiątych braci brytyjskich myślało, iż to, co uczyniłem wyjdzie im na dobro. Co się tyczy oświadczenia rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., że ja natychmiast wygnałem tych braci i że zagroziłem im wyrzuceniem ich mebli, gdy się natychmiast nie usuną, powiedziałbym, iż jest to tylko niedołężnym kłamstwem. Ponieważ po usunięciu ich z urzędu Wm. Crawford pozostawał jeszcze na miejscu przez 10 dni, a H. J. Shearn przez 20 dni, w ciągu więc tego czasu znaleźli sobie odpowiednie miejsca do wyprowadzenia się i mieli na to dosyć czasu. W liście Wm. Crawforda znajduje się aż czternaście kłamstw podanych przeciw mnie. Nigdy nie starałem się o rozłączenie jego żony od niego. Starałem się o ile mogłem w sposób łagodny i cierpliwy przyprowadzić tych dwóch braci do pokuty i chociaż udało mi się na chwilę przyprowadzić H. J. Shearna do pokuty, który przyznał swój błąd i obiecał poprawę, lecz później W. Crawford zbuntował go, tak, iż zaniechał tego, co postanowił (pokutę). Rzekome Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. stara się usilnie wykazać, że w odwecie ja spotkałem się nieco później z takim samym traktowaniem w Betel w Brooklynie, iż moje rzeczy zostały wyrzucone, tak jak rzekomo ja wyrzuciłem meble zarządców, lecz takie dowodzenie jest fałszywym. Albowiem zarządcy zabrali swoje meble i jeden miał na to 10 dni czasu, a drugi 20 dni; ze mną zaś stało się inaczej, bo podczas mych odwiedzin u przyjaciela, moje rzeczy zostały wyniesione z mojego pokoju za drzwi i nie wpuszczono mię więcej do Betel; ponieważ, gdy powróciłem, drzwi na rozkaz J. F. Rutherforda mocno zatrzaśnięto o moje piersi. J. F. Rutherford próbował przywrócić na powrót usuniętych przeze mnie dwóch zarządców, przez ponowne zamianowanie ich, lecz nie powiodło się mu. Oni nie mogli się zgodzić z J. Hemerym, trzecim zarządcą i dlatego musieli opuścić Towarzystwo. Pan jednak przez wiele znaków wykazał, że On pochwalał to co ja uczyniłem w Anglii. Bo gdy przypomnimy sobie, że praca prowadzenia kozła Azazela rozpoczęła się z prowadzeniem tych brytyjskich zarządców i ich partyjnych zwolenników do bramy, to wiemy, że Pan pochwalił moją pracę zgodnie z władzą i listem wierzytelnym w znaczeniu właściwym.

    Gdy powróciłem do Ameryki i zdałem raport Zarządowi z moich czynności brytyjskich, pięciu z siedmiu członków Zarządu, stanęło w sporze po mojej stronie, ci drudzy dwaj, będący przeciw mnie byli to J. F. Rutherford i jego cień W. E. Van Amburgh. Czterech z tych pięciu dyrektorów uznało uzurpatorskie wmieszanie się J. P. Rutherforda w moją pracę brytyjską, którą sprawowałem, jako reprezentant Zarządu, a nie reprezentant prezydenta i widzieli w tej jego czynności jak najsilniejszy przykład z jego prób przywłaszczenia sobie kontroli nad Towarzystwem i dlatego na zebraniu Zarządu dali wniosek, ażeby mu odebrać wszystkie władze wykonawcze i zarządzające w interesie i w sprawach Zarządu Towarzystwa; ażeby przeszkodzić przeprowadzeniu tego wniosku, J. F. Rutherford wbrew Boskiemu i ludzkiemu prawu wygnał tych dyrektorów, jako takich, a na ich miejsce naznaczył czterech jego zwolenników, których pozyskał przy pomocy swoich fałszerstw. Nie tylko pięciu z siedmiu dyrektorów Zarządu aprobowało moją pracę brytyjska, lecz i Zgromadzenie w londyńskim Przybytku, składające się z przeszło 700 braci na swoim zebraniu interesowym głosowało jednogłośnie za aprobatą, dziękując mi za moją działalność przeciw konspiracji J. H. Shearna i W. Crawforda, oraz dziewięciu innych starszych, których oni przez podstęp namówili do usunięcia Brata Russella z kontroli nad Przybytkiem londyńskim. Ten drugi zbór nie usłuchał rady J. F. Rutherforda, ażeby ponownie wybrać tych dwóch jako starszych, a nawet nie wybrał ich za dyrektorów. Bez poradzenia się Zarządu, którego byłem specjalnym reprezentantem, J. F. Rutherford zamianował komitet do zbadania sytuacji w londyńskim Betel i Przybytku; i ten komitet aprobował moją pracę a zganił czynności H. J. Shearna i W. Crawforda. Ażeby wzbudzić niechęć do raportu tego komitetu on wynalazł bezpodstawne i bezwstydne fałszerstwo, że ja odwiedzałem każdego z członków tego komitetu i wpływem swoim pozyskałem każdego na moją stronę. I to bezpodstawne i bezwstydne fałszerstwo jest rozmazywane w piśmie rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. Ale jak wykazuje fakt, gdym się dowiedział, że J. F. Rutherford bez poradzenia się Zarządu zamianował komitet do zbadania moich czynności, jako specjalnego reprezentanta Zarządu i że ten czyn był przywłaszczeniem sobie władzy, należącej Zarządowi, wobec tego postanowiłem nie uznać komitetu i rzecz jasna, iż nie chciałem mieć z nim nic do czynienia, oprócz wysłania mego protestu przeciw ich zamianowaniu, gdyż uważałem, iż to było ignorowaniem Zarządu przez prezydenta. A więc wtedy pięć członków Zarządu i cale zgromadzenie londyńskiego Przybytku oraz komitet naznaczony do zbadania mojej sprawy uznali moją pracę brytyjską jako potrzebną i owocną. A że Pan uznał mój sposób postępo-wania w Brytanii, a potępił ów J. F. Rutherforda jest jasnym z tego faktu, że Pan od owego czasu daje przez mię Prawdę Epifanii i zarządza pracą Epifaniczną, podczas gdy J. F. Rutherford został objawiony jako zły sługa głupi i niepożyteczny pasterz, ze wszelkim objawem błędu i złości wypływającej z tegoż.

    Zarząd rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., który wydał: "Głos Wolności i Prawdy" No. 3, jako pochodzący od całej grupy Kostynitów, powtarza między innymi J. F. Rutherfordowymi fałszerstwami i to, że telegramy moje kosztowały Towarzystwo setki dolarów. Cały koszt moich telegramów wynosił akurat $56.22, co według ówczesnej wartości dolara wynosiło około 500 złotych. Powód wysyłki moich licznych telegramów był ten, iż J. F. Ruther-ford nie odpowiadał na nic; i gdy na trzy dostałem odpowiedzi, wysłałem dwa na brata Ritchie, któremu J. F. Rutherford nie kazał odpowiadać. Ja bardzo potrzebowałem informacji i gdyby mój pierwszy telegram był odpowiedziany, koszt byłby mały. A więc wina za to spada na J. F. Rutherforda, że musiałem wydać $56.22 na telegramy.

    Fałszerstwo, że dostałem pomieszania zmysłów, było puszczone w tym celu, ażeby w zupełności zrujnować mój wpływ między braćmi. Lecz w dniu 24 kwietnia 1917 roku, tj. na dwa tygodnie po moim powrocie z Anglii, J. F. Rutherford przeprosił mnie, przyznając się, iż się pomylił; ale pomimo tego w trzy miesiące później opublikował to jemu znane kłamstwo w 70, 000 egzemplarzy jego "Przesiewań po Żniwie". Gdy powróciłem do Ameryki, natychmiast zauważyłem, że J. F. Rutherford czyni w zasadzie to samo w Ameryce, co trzej brytyjscy zarządcy czynili w Anglii, to jest usuwa zarządzenia Brata Russella; i to było powodem kłopotu w Ameryce. Innymi słowy, zawsze miałem kłopot z żądnymi władzy wodzami Lewitów; ponieważ praca, jaką mi Pan dał do wykonania wraz z innymi członkami kapłaństwa jest do prowadzenia Kozła od drzwi Przybytku do bramy Dziedzińca, która zawsze sprawia kłopot z tym Kozłem. To jest przyczyną mojej ustawicznej walki z tymi Lewitami już od osiemnastu lat i potrzeba będzie jeszcze walczyć z nimi, aż do czasu, gdy praca w prowadzeniu Kozła do bramy skończy się.

    Ten zarząd rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., dowodzi, iż ja jestem chciwym władzy, co jednak udowodniłem, iż jest to fałszywe oskarżenie; lecz o co oni mię oskarżają sami są tego winnymi. Oni nie są wcale generalnymi nauczycielami w Kościele. Kto im dał prawo przywłaszczania sobie urzędu generalnych starszych w Kościele? A nie tylko to, ale również prawo zarządzania pracą ogólnego Kościoła? Co za prawo ma ich zbór w Detroit naznaczania i zarządzania ogólną pracą ich zborów w innych miastach? Czy nie chciwość władzy? Oni są zatem tymi szemraczami według ich własnego tłumaczenia przypowieści. A tak kopiąc dół pode mną sami weń wpadli. Ani jeden z członków tak zwanego zarządu rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. nie był przez Brata Russella naznaczony pielgrzymem, podczas gdy wszyscy bracia o tym wiedzą, że ja byłem.

    Oni ośmielają się twierdzić, iż są lojalnymi Bratu Russellowi; lecz w tak krótkim artykule, a pełno sprzeczności z jego nauką; np. Brat Russell określił Grosz, jako sposobność służby w uderzeniu Jordanu. Oni zaś mówią, że Grosz są to zarządzenia, jakie Br. Russell poczynił w Testamencie i czarterze do wykonywania dalszej pracy Kościoła; a to jest zupełnie inne określenie grosza, jakie nam dał Brat Russell. Oni nie mogą wykazać dwóch rozdawań ich rzekomego grosza; podczas gdy w tłumaczeniu, jakie dał Brat Russell były dwa rozdawania; albowiem były dwa uderzenia Jordanu i dwa przywileje do jego uderzenia: jeden w pierwszym, a drugi w drugim uderzeniu Jordanu.

    Fałszywie posądzają mię, jakobym miał twierdzić, że jestem onym sługą, lub że jestem następcą Br. Russella. Co się tyczy sprawy szafarza to według ostatniego poglądu Br. Russella odnośnie przypowieści o groszu, to on był tym szafarzem. Lecz przy swej śmierci myślał, że nie dał grosza i to było powodem mniemania niektórych braci, że chociaż był on szafarzem, to jednak nie dał grosza i że wobec tego szafarzem przypowieści o groszu miał być ktoś inny. Gdy zauważyłem, że Bóg mi powierzył przywilej służby, która okazała się iż jest służbą posłańca Epifanicznego i gdy wszyscy wodzowie z pośród braci spodziewali się powstania szafarza, ja wywnioskowałem, że Pan dał mi ten przywilej; lecz nieco później przyszedłem do wniosku, że Brat Russell dał grosz, czego on jednak nie wiedział przy zgonie, dlatego odwołałem tę myśl, iż jestem szafarzem, lecz nie odwołałem jednak tej myśli, że Pan mi powierzył specjalną służbę na okres czasu Epifanii, o której dowiedziałem się, iż urząd posłańca Epifanicznego jest odrębny od urzędu Brata Russella, jako onego sługi, oraz posłańca Parousyjnego. Powód, dla którego J. F. Rutherford tak uporczywie sprzeciwiał się mojej myśli, że Bóg powierzył mi specjalną służbę na czas Epifanii tak jak Bratu Russellowi na czas Parousji, był ten, że on pożądał tego miejsca i z zazdrości walczy ze mną.

    To co piszą odnośnie Eldada i Medada, pokazuje, iż są niezdolni nawet na nauczycieli Lewitów. Dowodzą oni, że Eldad i Medad wykonywali w Namiocie pracę niezgodną z Bogiem, lecz 4 Ks. Moj. 11:26 wyraźnie podaje, iż Bóg ich wybrał poprzednio, jako mężów z pośród siedemdziesięciu. A więc, gdyby oni nie byli godnymi tej pracy, to Bóg byłby im nie dał ducha Swego. Po wtóre, że Mojżesz nie zganił ich, jasnym jest z tego faktu, że on dał raczej naganę Jozuemu, za ganienie tego co oni czynili, dając mu naganę, że im zazdrościł. Ta figura pokazuje, jak dwaj posłańcy parousyjni i epifaniczny, zostali pomazanymi do specjalnej pracy pielgrzymskiej przez danie im pewnych Prawd, odłączając ich od ludzkich nauczycieli, zanim przyszli między poświęcony lud Pański w Prawdzie. Tak, jak i Ap. Paweł oświadcza (1 Kor. 10:6 i 11), iż wydarzenia z 4 Ks. Moj. roz. 11, oznaczały rzeczy figuralne połączone z pierwszym przesiewaniem dwóch Żniw, tak też fakty dowodzą, że te rzeczy wydarzyły się w wypadku z tymi dwoma braćmi, gdy to zastosujemy zaś do Wieku Żydowskiego, to Ap. Paweł był pozafiguralnym Eldadem a Apollos pozafiguralnym Medadem.

    W drugiej części ich pamfletu znajduje się wiele błędów i fałszywych posądzeń, lecz z czytania i studiowania Teraźniejszej Prawdy bracia i siostry wiedzą, jaki jest prawdziwy pogląd tych przedmiotów, dlatego nie będę wchodził w ich szczegóły, ale je tylko z lekka poruszę. Jak widać nie lubią zastosowania, jakie było uczynione z figury Lota i jego córek. I mają dobry powód nie lubić tegoż zastosowania. Czy był jaki kryminalista, któryby lubiał oskarżenia, jakie były mu udowodnione w sądzie? Znacie zastosowanie, jakie było dane w Rocznym Sprawozdaniu w Ter. Prawdzie ze stycznia r. 1935, dlatego nie potrzebuję je tutaj powtarzać. Ma się rozumieć, że ja nie myślę, że ten obraz obejmuje tylko zarząd rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. czyli Kostynitów, stojących przy Brzasku Nowej Ery. Lot przedstawia wszystkich członków Wielkiego Grona, którzy się upili błędem, podsuniętym im dobrowolnie przez Młodocianych świętych i dobrowolnie przez klasę usprawiedliwioną, tj., iż wysokie powołanie jest jeszcze otwarte i że jeszcze jest sposobność spłodzenia z ducha. Starsza córka Lota przedstawia wszystkich upartych Młodocianych świętych, którzy utrzymują, iż są spłodzeni z ducha i uczestnikami wysokiego powołania; zaś młodsza córka jego przedstawia wszystkich tymczasowo usprawiedliwionych, którzy uporczywie twierdzą, stojąc przy błędzie że wysokie powołanie jest jeszcze dla nich i teraz otwarte. Wobec tego zastosowanie jest o wiele szersze aniżeli to, jakie zastosowałem częściowo do pewnych członków w grupie Kostyna.

    Oprócz sprzeciwiania się rewolucjonizmowi Kostyna, najpierw przez pocztę, a później na konwencji w Detroit w r. 1930, oraz przez krótkie zawiadomienia podane w Teraź. Prawdzie, w którym było ostrzeżenie dla polskich Braci przeciw jego pracy przesiewania, ja w zupełności zaniechałem zajmować się nim, aż do czasu, gdy on opublikował list pełen kłamstw i fałszerstw we wspomnianym angielskim pisemku; dopiero wtedy dałem odpowiedź w Teraz. Prawdzie z listopada 1934 r., pod tytułem "Urągania jeszcze jednego członka wielkiego niepokutującego złodzieja." Bez Względu, jakie są obecne stosunki Kostyna do ich zarządu, więc on jest tym, który ten ruch zorganizował. Możebnie, że oni go teraz trzymają zdała od siebie, ponieważ jego charakter szkodzi ich sprawie w Polsce. Gdy w jednym miejscu odrzucają nauki o Młodocianych świętych, to zaś w drugim twierdzą, że później, po rzekomym zamknięciu drzwi do wysokiego powołania (które nastąpi według ich przypuszczenia, gdy Kościół opuści świat) niektórzy będą się kwalifikowali, ażeby mogli być zaliczeni do Starożytnych świętych. Brat Russell nauczał, że od roku 1881 były osoby poświęconej lecz nie spłodzone z ducha, a tak ci wszyscy poświęceni, lecz nie spłodzeni należą do tej klasy. My nazywamy tę klasę Młodocianymi świętymi. Br. Russell nazywał ją klasą poświęconą, lecz nie spłodzoną z ducha. Lecz obie te nazwy należą do tej samej klasy. Lecz możecie z tego widzieć, że oni nie zgadzają się nawet z Bratem Russellem w tym przedmiocie. W obrazie Przybytku widzimy zaś, iż nie cztery klasy będą zbawione, lecz pięć: Kapłani, trzy grupy Lewitów i Obóz. Brat Russell to uznawał od roku 1913 aż do śmierci. Mówią, iż słupy nie przedstawiają żadnych grup Lewickich. Brat Russell mówi nam w Cieniach Przybytku w roz. 2, że usprawiedliwieni z wiary z Wieku Ewangelii są Lewitami Wieku Ewangelii, a w rozdziale 8, w par. 2, mówi nam, iż słupy przedstawiają usprawiedliwionych z wiary. Wobec tego słupy przedstawiają grupy Lewitów. Zapewne, że bracia wiedzą dobrze o tym, iż mamy trzy klasy Lewitów: Lewitami Wieku Ewangelii - byli to usprawiedliwieni z wiary; Lewitami w Epifanii - jest Wielkie Grono i Młodociani święci; Lewitami Tysiąclecia - Wielkie Grono. Starożytni święci i Młodociani święci. Według Brata Russella słupy reprezentują grupy Lewitów. Dlaczego ich było tedy 60? Ponieważ było akurat 60 różnych czynności Lewickich w Wieku Ewangelii, jak to wykazałem w artykule "Lewici Wieku Ewangelii" i to jest również przyczyną dlaczego mamy w Epifanii 60 grup Lewickich; ponieważ gdy się oczyści 60 grup Lewitów Epifanicznych oni dokonają 60 różnych gatunków pracy w Epifanii. Biblia potwierdza to rozmaitymi obrazami: Jest tam akurat 60 głów rodzin Lewickich podanych w 2 Ks. Moj.; w 4 Ks. Moj. i w Kronikach; zaś w Pieśniach Salomona 3:7 i 6:8 te 60 grup odnoszą się do 60 mocarzów strzegących łoża Salomonowego (Prawdy) i jako 60 żon królewskich. To, ma się rozumieć, odnosi się do tych 60 grup, po oczyszczeniu się.

    Dalej starają się zrobić wrażenie, że praktycznie nie ma Braci i Sióstr w ruchu Epifanicznym po za Polską. Lecz ponad wszelką wątpliwość jest ich przeszło 3, 000 oprócz Polski.

    Gdy piszą, że Brat Russell mówi w tomie 6-ym, który był pisany przed rokiem 1904-ym, że Gersonici przedstawiają świat ludzkości, to podają prawdę: lecz zapomnieli dodać, że w roku 1913 Brat Russell zauważył, że Lewici nie mieli dziedzictwa w ziemi i że to wyobraża, że wszyscy Lewici Wieku Tysiąclecia staną się duchowymi, to zatem było powodem zmiany jego myśli; bo w przeciwnym razie musiałby nauczać, że wszyscy ze świata zbawieni, staną się duchowymi. A z pięciu klas, jakie obozowały w około Przybytku wywnioskował, iż jest pięć klas jakie będą zbawione, a nie cztery.

    Oni mię błędnie przedstawiają gdy mówią, że ja uczyłem, że Armagedon miał się rozpoczynać w r. 1931-szym. Ja mówiłem, że prawdopodobnie rozpocznie się pomiędzy listopadem 1932 r., a lipcem 1933 r.; lecz zanim ten czas przyszedł, Pan jak już wiecie, pokazał mi iż tak nie będzie. Dalej, oskarżają mię iż pogardzam braćmi, i że uważam się za wyższego od braci, lecz wszyscy bracia i siostry, którzy znają mię i którzy mają osobistą społeczność ze mną dobrze wiedzą, że to nieprawdą. A że Pan używa mię więcej pomiędzy kapłaństwem, aniżeli braci, to nie jest jeszcze dowodem, że ja o sobie za wiele rozumię, lecz jak Pan myśli o mnie i o moich kwalifikacjach odnośnie mojej pracy, to jest Jego rzeczą. Pan zapewne nie używałby mię do Swej pracy, gdybym był nadęty pychą i arogancją. A więc prawdziwy cel wydania ich pamfletu, zdaje się iż jest jak następuje: chcieliby mię zdyskredytować w oczach braci, ażeby mogli zjednać sobie zwolenników między członkami zborów Epifanji. Zapewne pamiętajcie moje czynności w rozszerzaniu agitacyjnego pamfletu M. Kostyna, którym starał się pozyskać uczniów w Polsce. Pamiętacie, że gdy ci Kostynici wysłali do Polski swego pielgrzyma br. Rycombela, który starał się usilnie pozyskać zwolenników z pośród braci Epifanii, które to wysiłki jednak spełzły na niczym, a stało się to przez nauki jakie otrzymaliście w Polsce w latach 1930 i 1931-szym, którymi zapobiegłem Teraźniejszej Prawdzie i przez obronę ze strony polskich Epifanicznych pielgrzymów i innych braci.

    Otóż ten pamflet jest już trzecim wysiłkiem podjętym ze strony Kostynitów, ażeby pozyskać zwolenników z pośród was. A więc w jaki sposób oni myślą, iż to im się uda osiągnąć? A no, przy pomocy oczernień, kłamstw i fałszu rzucanego przeciwko mnie, spodziewają się iż uda się im sztuka wydarcia uczni, takiemu jak ja, rzekomo nic nie wartemu wodzowi, a pozyskanie ich dla swego słupa. Ich usilne starania, ażeby połączyć wszystek lud Boży w jedno ciało jest niczym innym jak kombinacjonizmem, czyli trzecim przesiewaniem błędu w Epifanii, tak jak było trzecie przesiewanie błędu w Parousji. To, jak wiecie, jest symbolicznym wszeteczeństwem. (1 Kor. 10: 8). Pamflet dowodzi, iż ci co go pisali posiadają niższą znajomość jak niemowlątka w Prawdzie, i ci kwestionują moje kwalifikacje, zapy-tując się kto mię postawił za nauczyciela w Kościele. A więc na wyzwanie tych grabieżców władzy odpowiadam: Przede wszystkim, Pan przez Br. Russella naznaczył mię do służby pielgrzymskiej, a później dał mi przywilej udzielania tego poselstwa Epifanicznego. Podczas gdy większość Kostynitów była z Towarzystwem aż do roku 1930 i 1931-go, i jak ich pamflet dowodzi nie wyparowało im jeszcze z głowy pijaństwo duchowe w jakiem uczestniczyli przez cały czas pozostawania ze złym sługą. Gdy M. Kostyn dowiedział się, że są niezadowoleni z Towarzystwa, to przy pomocy listów pisywanych do ich wodzów, oderwał ich stamtąd i utworzył z nich grupę w jakiej teraz pozostają. Wkrótce zaczęli wydawać "Brzask Nowej Ery". A więc przez wiele lat w opilczym stanie ich umysłów połykali mieszane napoje Rutherfordowe, przyjmując przez cały czas takie nauki, jakie są przedstawione w przeglądanym artykule, a to objawia wielki brak ich uzdolnienia w zasobach Prawdy.

    Ich argument przeciw Młodocianym Świętym, że gdy jest taka klasa to pod jakiem przymierzem ona się rozwija, jest ten sam jaki użył J. F. Rutherford, lecz ten argument pamiętacie, iż pobiłem go w zupełności w artykule: Święci, Starożytni i Nowocześni Przegląd (zob. T. P. No. 6 lub 37). Ich nieznajomość Przymierzy wprawia w zdumienie, ażeby ludzie, dowodzący iż prowadzą ruch ludu Bożego byli tak nieświadomi tego przedmiotu. Ma się rozumieć, że oni wcale nie trzymają się poglądu Br. Russella w tym przedmiocie. Brat Russell bowiem nauczał, że Starożytni Święci rozwinęli się pod ziemskimi zarysami przymierza związanego przysięgą; i to jest właśnie przymierze, które rozwija również i Młodocianych Świętych. Słowa jakie są zastosowane do Starożytnych i Młodocianych Świętych w tym przymierzu są następujące: "Nasienie twoje będzie jako piasek na brzegu morskim; a odziedziczy nasienie twoje bramy nieprzyjaciół swoich; błogosławione będą w nasieniu twoim wszystkie narody ziemi." (1 Moj. 22:17, 18.) Chociaż drugie i trzecie zdanie z tych obietnic stosują się do wszystkich czterech wybranych klas, lecz odmiennie w każdym wypadku. Oni mówią, że Przymierze Sary rozwija Maluczkie Stadko i Wielkie Grono. Jeżeliby rozwijało wielkie Grono, to Wielkie Grono byłoby Boskiej Natury. Sara przedstawia przymierze rozwijające tylko Maluczkie Stadko. (Rzym. 9:7-9, Gal. 4:19-31.) Jest to drugorzędny zarys z zarysów duchowych przymierza związanego przysięgą, który rozwija Wielkie Grono. Przy końcu artykułu oni opisują swoją organizację i bez zdania sobie sprawy z tego co piszą, objawiają iż są symbolicznym słupem, przez przywłaszczenie; bo kto dał im prawo do prowadzenia ogólnej służby względem Kościoła? Nikt, sami sobie przywłaszczyli! A więc ci grabieżcy władzy, między którymi ci, co są spłodzeni z ducha, są członkowie Wielkiego Grona; ci zaś grabieżcy władzy z pośród Młodocianych Świętych, którzy twierdzą iż są nowymi stworzeniami są pozafiguralnymi Moabitami z jednego punktu widzenia, a częścią starszej córki Lota z drugiego punktu widzenia; podczas gdy ci z pośród nich, którzy są usprawiedliwieni z wiary, lecz twierdzą iż wysokie powołanie jest jeszcze dla nich otwarte, są z jednego punktu widzenia pozafiguralnymi Amonitami, z drugiego zaś częścią młodszej córki Lota. Uważamy iż Pan z Opatrzności Swojej dozwolił, że to przyszło, ażeby wypróbować i przesiać Swoich wyznawców Epifanicznych, a iżby wykazali, czy są czy nie są w zupełności wiernymi. Jesteśmy pewni, że wierni wytrwają próbę. Lecz nie martwmy się tym, jeżeli ktoś, co wyznawał iż wierzy w Prawdę Epifanii przyłączy się do tego słupa. Pamiętajmy, jeżeli ktoś to uczyni, to jedynie z tego powodu iż tam jest jego miejsce, a więc nie ma się o takich martwić. Ci Młodociani Święci, którzyby przyjęli błędy tej grupy napewno utracą swoje stanowisko w klasie Młodocianych Świętych, tj. gdyby dozwolili wprowadzić się w błędy i uwierzyli, że drzwi do wysokiego powołania jeszcze są otwarte. (5 Moj. 23:23.) Ponieważ wysokie powołanie skończyło się gdy symboliczna noc zaczęła się - a zaczęła się z wojną. Lecz nie dziwujcie się, drodzy Bracia i Siostry, Lewickim fałszerstwom i, błędnym przedstawieniom. Fałszerstwa dla złych Lewitów są tak naturalne, jak dla iskier wylatywanie w górę z płomienia. Ufam więc iż będziecie się radowali ze mną z przywileju cierpienia razem ze mną z rąk tego rodzaju fałszerzy; albowiem te ubodnięcia upartego Kozła będą błogosławieństwem i dla was. Pan błogosławi wszystek lud Swój według Jego dobrej woli i ich stanowiska z Nim.

    Zapewniając was o moim pragnieniu, ażeby być błogosławieństwem dla was, w tym celu niezawodnie kładę moje życie i upewniam was również o mojej Chrześcijańskiej miłości i ustawicznych modlitwach za wami,

                Pozostaje wasz brat i sługa w Panu,
                            PAWEŁ S. L. JOHNSON.

TP ’36, 29-36.

Wróć do Archiwum