JEDENASTA PODRÓŻ PIELGRZYMSKA REDAKTORA DO EUROPY
ZGODNIE z zawiadomieniem w lipcowym numerze Teraźniejszej Prawdy, redaktor opuścił Stany Zjednoczone 17 czerwca i wyjechał aeroplanem do Londynu, gdzie po 14-tu godzinach podróży wylądował na lotnisku w Heathrow, i gdzie spotkało go około dziesięciu braci. Po załatwieniu kilku spraw połączonych z podróżą do Danii, Polski, Francji i Anglii, bracia zawieźli go automobilem do mieszkania pewnego małżeństwa, będącego w Prawdzie, gdzie gościł przez wszystkie cztery dni swego pobytu w Londynie. Przy spotkaniu się z braćmi brytyjskimi uczuliśmy wielką radość. Nasza praca pielgrzymska rozpoczęła się dopiero w Reading (w Anglii), gdzie znajduje się mały zbór uszczuplony nieco z powodu śmierci kilku jego członków. Tutaj przymawialiśmy na temat Poselstwo żniwa, przepowiedziane w proroctwie Izajasza 52:1-10; drugi wykład, Obumarłość Naszego Pana dla Siebie i świata, a ożywienie dla Boga jest naszym Przykładem, z Psalmu 10:8. Te dwa wykłady pobudziły braci do gorliwości i dobrych uczynków. Z Reading (20 czerwca) powróciliśmy z piegrzymską wizytą do Londynu, gdzie w zborze londyńskim (w Ealing) daliśmy trzy wykłady, z których jeden był przeznaczony dla publiczności na temat: żydzi i Poganie w Historii i Proroctwie (Łuk. 16:19-31). Mała liczba słuchaczy pilną na wykład dała uwagę, a niektórzy nowo zainteresowani otrzymali dalszą pomoc do zapoznania ich z Prawdą. Dwa wykłady dla braci były na następujące przedmioty: pierwszy, Gdy się Ocucę, Nasycony Będę Obrazem Obliczności Twojej, Ps. 17:15; drugi: Ciało Chrystusowe w Świątnicy - z listu do Żydów 10:19-36, z którego to pisma wykazaliśmy jak Apostoł Paweł opisał tam o Ciele Chrystusowym, będącym przed Świecznikiem, którym było oświecone; przed Stołem Chlebów Pokładnych, z którego było posilane każdym dobrym słowem i uczynkiem; i przed Ołtarzem Złotym, na którym składało przyjemne ofiary wśród prób ognistych. Było również wykazane, że Ciało Chrystusowe jako Świecznik oświeca Kościół Prawdą, jako Stół wzmacnia Kościół w każdym dobrym słowie i uczynku Chlebem żywota, a jako Ołtarz pociesza, zachęca, pobudza, ostrzega i poprawia Kościół gdy składa przyjemne ofiary z siebie wśród prób ognistych. Było również wykazane w tym wykładzie, że ostrzeżenie przeciw wtórej śmierci (wiersz 26-31)) było dane po opisaniu doświadczeń z świecznikiem i Stołem, a przed doświadczeniami z Ołtarzem, ponieważ niebezpieczeństwo nie zagraża tak wiele przy świeczniku i Stole, jak przy Ołtarzu. Wierzymy, iż ten wykład był wielce pomocnym wielu braciom. Z Londynu wyjechaliśmy do Manchester, gdzie znaczna liczba naszych braci oczekiwała nas i gdzie przemawialiśmy na dwóch zebraniach. Na zebraniu popołudniowym przemawialiśmy o Zmartwychwstaniu Kościoła i Świata - z listu do Koryntów 15:20-58; a na zebraniu wieczornym, o Kielichu Chrystusowym - z Ew. Jana 18:11. Liczba członków zboru w Manchester potroiła się od czasu naszej ostatniej wizyty w tym mieście. Zdrowy wzrost tego zboru, tak wewnętrznie jak i zewnętrznie, był widoczny. Z Manchester zabrano nas samochodem do Hyde, to jest do zboru jaki nie istniał za czasów naszej ostatniej wizyty. Ten zbór z powodu energicznych wysiłków braci, wzrasta szybko, nie tylko w liczbę, ale i w łasce, znajomości i służbie. Tutaj na pierwszym zebraniu usłużyliśmy braciom, a na drugim publiczności. W wykładzie do braci wzięliśmy za przedmiot: Nasza Wspólnota z Bogiem i Chrystusem - Ew. Jana 1:1-10, co było widocznym podniesieniem słuchaczy na duchu. W wykładzie do publiczności przemawialiśmy na temat: Żydzi i Poganie w Historii i Proroctwie. Pilną uwagę skupili słuchacze na tym poselstwie; a gdy powróciliśmy z Kontynentu dowiedzieliśmy się, że jeden z obecnych słuchaczy przyjął Prawdę i od tego czasu stale uczęszcza na zebrania do zboru w Hyde. Patrzyliśmy z ożywieniem na Pańskie błogosławieństwo jakie spoczywało nad tym nowym i wzrastającym zborem. Następną miejscowością naszej pielgrzymki był Darligton, tj. miejscowość w Anglii, gdzie pierwsza w świecie kolej parowa rozpoczęła swój ruch, i która jest tam na wystawie do dnia dzisiejszego. Tutaj jest mały ale wzrastający zbór, gdzie radowaliśmy się ze społeczności z nim w Duchu i Słowie Pańskim. Dwa wykłady mieliśmy w tym zborze; pierwszy, z Psalmu 107:1-16; drugi, wiersze 17-43, co było widocznym odświeżeniem dla drogich braci i sióstr, zgromadzonych na tych dwóch zebraniach. Darlington był ostatnim miejscem naszej wizyty w Anglii, skąd wyjechaliśmy do Glasgow, które było jedynym miejscem naszej wizyty w Szkocji. Bracia w Glasgow zgromadzili się ze czterech zborów, którym daliśmy dwa wykłady, pierwszy z listu do Rzymian 8:17, określający chwalebną przyszłość Kościoła, osiągniętą przez zasługę Chrystusową, pod warunkiem cierpienia z Nim w tych samych formach, przyczynach, duchu, celach i wynikach. Drugie zebranie było zebraniem pytań. Tutaj spotkaliśmy się z wielu nowymi braćmi epifanicznymi, z których wszyscy, zdaje się, otrzymali błogosławieństwo ze słuchania Słowa Bożego.
W Glasgow (25 czerwca) zachorowaliśmy na atak nerwowego wyczerpania. Chociaż czuliśmy się zmęczeni szczególnie z powodu niedosypiania i z powodu wykonania sześciomiesięcznej pracy redaktorskiej w trzech miesiącach i cztero miesięcznej pracy korespondencyjnej w trzech miesiącach, to jednak nie przeczuwaliśmy, że nasze siły fizyczne były tak bardzo wyczerpane, jak to się okazało. W skutek ataku utraciliśmy zupełną władzę w całej lewej ręce i nodze, a w następstwie tego uczuliśmy krótkie i ostre bóle w głowie na wierzchu mózgu. Porada u osteopaty, dała po kilku godzinach nieco ulgi. Tak osteopat jak i trzech innych lekarzy radziło nam, byśmy przerwali naszą podróż i oddali się zupełnemu odpoczynkowi, lecz Pan wskazał nam dość jasno, że Jego wolą było, ażeby dokończyć podróży i dlatego nie zgodziliśmy się na zupełny odpoczynek według rady lekarskiej, ale postanowiliśmy tylko częściowo zastosować się do ich rady, tj. nie pracować tak bardzo podczas pozostałej części podróży. Pomimo rady lekarskiej aby się oddać odpoczynkowi, mieliśmy tego samego dnia po południu zebranie pytań, po którym poczuliśmy nadmierne zmęczenie mózgu. To zmęczenie odczuwaliśmy przez następne kilka tygodni, tak jak w roku 1910, kiedy nadmiar pracy, utrata snu i pewne wewnętrzne zaburzenia były powodem zmęczenia mózgu (brain fag). Bracia z sympatii starali się czynić co mogli, aby nam dopomóc i sprowadzić ulgę. Pewna siostra, która jest ziołową lekarką i zawodową masażystką usłużyła nam korzystnie według jej zawodowej zdolności. Gospodarz i gospodyni, u których gościliśmy w Glasgow, nie mogli być więcej łaskawi i pomocni niż to okazali - Jeden brat ze zboru w Glasgow towarzyszył nam do Londynu, usługując nam w czasie podróży i przez następne dwa dni w Londynie, aż do naszego wyjazdu do Danii. Gospodarz i gospodyni w Londynie, w których domu gościliśmy cztery razy w ciągu tej podróży, byli uosobieniem współczucia i pomocy. Nigdy nie zapomnimy dobroci i współczucia jakie okazali nam drodzy bracia brytyjscy w czasie naszej słabości. W Danii dwie córki brata Kruegera, który jest naszym przedstawicielem skandynawskim, są zawodowymi masażystkami, które chętnie udzielały nam pomocy, dając nam codzienny masaż, tak, iż do czasu kiedy mieliśmy wyjechać do Polski (4 lipca), czuliśmy się znacznie lepiej, chociaż daleko od normalnego stanu naszego zdrowia. Bracia w Polsce, we Francji i Belgii współczuli w naszym niedomaganiu i starali się zastosować potrzebną pomoc do naszego stanu, tak iż do czasu gdy powróciliśmy do Londynu by odjechać do Ameryki czuliśmy się o wiele lepiej, chociaż jeszcze daleko od zwykłego stanu naszego zdrowia. Przez jakiś czas będziemy musieli zredukować naszą służbę pielgrzymską do jednego zebrania dziennie i naszą korespondencję tyle tylko ile będzie można, zgodnie z duchem zdrowego rozumu i wolą Pańską.
Z powodu, że bracia w Norwegii nie postarali się na czas o tłumacza, dla tego nie mogliśmy odwiedzić zborów norweskich, co bardzo żałujemy. Z Londynu odjechaliśmy, zatem wprost do Danii i na lotnisku w Kopenhadze gromadka duńskich braci wyszła na nasze spotkanie, w której znajdował się i nasz skandynawski przedstawiciel. Stąd zawieziono was do domu siostry Danielson, wdowie po naszym pierwszym skandynawskim przedstawicielu i tam spotkaliśmy naszą duńską tłumaczkę siostrę Petersen, która jest wdową po naszym drugim skandynawskim przedstawicielu, który zeszłego roku przeszedł poza zasłonę. Myśląc, że odpowiedzi na pytania byłyby najlepszym zebraniem, które by nie obciążało naszą siłę mózgu, postanowiliśmy we wszystkich trzech zborach duńskich, które mieliśmy odwiedzić, urządzić takie zebrania, a nie wykłady. Pierwszą wizytą był zbór w Kopenhadze. Wielce uradowaliśmy się, że mogliśmy znowu oglądać wiele znanych nam braci, jak również i braci nowych. To samo można powiedzieć odnośnie zboru w Rander. Po raz pierwszy w czasie tej podróży odwiedziliśmy zbór w Aalsbergu. Niektórych członków tego zboru widzieliśmy już poprzednio, na konwencjach, podczas dawnych wizyt, lecz znaczną większość mieliśmy przyjemność powitać po raz pierwszy. W ciągu dziewięciu lat naszej nieobecności wielu z naszych duńskich braci dokończyło swego biegu, mamy nadzieję pomyślnie. Tutaj otrzymaliśmy tę samą troskę o stan naszego zdrowia i leczenie, jakie otrzymaliśmy od braci brytyjskich. Pod czułą opieką córek brata Kruegera stan naszego zdrowia, z łaski Bożej, wielce się polepszył. Bracia duńscy byli bardzo pomocni braciom norweskim podczas wojny, dostarczając im tajemnymi sposobami wiele potrzebnej żywności i odzieży pomimo czujności gestapo. Szczególnie najstarsza córka brata Kruegera brała w tym czynny udział i miała powodzenie w tej usłudze, sprytnie uchodząc przed czujnością gestapowców. Między innymi sposobami używała umówionych znaków, aby mogła dostarczyć pewnych potrzebnych artykułów braciom, np. napisała do pewnej siostry, której posyłała parę trzewików, że miała bliźnięta i że ma zamiar wysłać ich do niej - A będąc panną otrzymała po pewnym czasie odpowiedź gratulacyjną z powodu przybycia bliźniąt. Tym to sposobem tak wysyłająca jak i odbiorczyni zamydliły oczy czujnym agentom z gestapo. Pomiędzy braćmi duńskimi spędziliśmy tydzień. Tutaj również duński lekarz i chiropraktyk radzili nam przerwanie naszej podróży. Zebrania pytań wykazały, tak w Danii jak i w innych zborach europejskich, że bracia, pomimo trudności zagłębiali się w Prawdzie i odczuwali głód za dalszym jej postępem. Odjechaliśmy od nich polecając ich Panu i Słowu łaski Jego, które jest zdolne zbudować ich.
WARUNKI W POLSCE
Z Kopenhagi, jadąc przez Sztokholm przyjechaliśmy aeroplanem do Warszawy 4-go lipca. Pierwszym Polakiem, jakiego spotkaliśmy w Warszawie na lotnisku, był chłopiec około trzynastu lat, ubrany w podartą koszulę i spodnie, których nogawice podarte były na strzępy, a który - przypominał nam ilustrację na okładce książki o Przygodach Huckleberry Finna, której autorem jest Mark Twain, jaką czytaliśmy w młodym wieku. Ten chłopiec był symbolem tego, cośmy później widzieli w Polsce, która prawdopodobnie z wszystkich krajów najechanych przez Hitlera najwięcej wycierpiała, Na lotnisko przyjechał na nasze spotkanie nasz przedstawiciel Wiktor Stachowiak z kilku innymi braćmi. Po przejściu przez różne formalności polskich kontroli, zostaliśmy zawiezieni do braci w Warszawie, gdzie gospodarz i gospodyni serdecznie nas powitali, a u których gościliśmy już dwa razy przed wojną. Mieliśmy nadzieję odwiedzenia Zborów we Lwowie i Włodzimierzcu, które obecnie są załączone do Rosji, podaliśmy zatem prośbę o wizę na wpuszczenie nas do Rosji, lecz krótko przed wyjazdem otrzymaliśmy zawiadomienie od głównego konsulatu rosyjskiego, że z powodu nie uregulowanych stosunków w tych częściach Rosji nasza wizyta zostanie odłożona aż do następnego roku. Brat Stachowiak otrzymał od nas dwa różne rozkłady czasu naszej marszruty. Jeden w razie otrzymania wizy rosyjskiej, drugi zaś w razie nie otrzymania. A zatem odwiedzaliśmy zbory polskie według drugiego rozkładu czasu, dając po trzy dni w każdym zborze, o ile liche warunki podróży na to pozwalały. Odwiedziliśmy razem siedem zborów, w każdym z tych zborów trzy dniowa konwencja była zarządzona i odbyła się. W programach tych różnych konwencji brało udział czterech, a czasami pięciu pielgrzymów i kilku ewangelistów. Na jednej konwencji byliśmy trzy dni, na pięciu po dwa dni, a na jednej jeden dzień, i tylko z jednym wyjątkiem przemawialiśmy raz na dzień. To dwurazowe przemawianie jednego dnia odbiło się ujemnie na naszym zdrowiu i sprawiło zły skutek na nas, lecz ufamy, że sprawiło dobry skutek na słuchaczach konwencyjnych, którzy wyrazili się, iż tak było.
Zanim przystąpimy do opisania o polskich kon-wencjach, chcemy najpierw nadmienić cokolwiek o ogólnych warunkach w Polsce. W Warszawie spędziliśmy cztery dni; trzy dni trwała nasza pielgrzymska wizyta, a jeden dzień spędziliśmy w oczekiwaniu na aeroplan, którym wyjechaliśmy do Paryża. Spustoszenie jakie widzieliśmy we Warszawie jest nie do opisania. Przed ostatnią fazą wojny światowej Warszawa była jednym z najpiękniejszych miast europejskich. Teraz zaś najpiękniejsze jej części leżą w gruzach. Jej główne części handlowe są zupełnie zburzone. Ze wszystkich budynków warszawskich 80% jest uszkodzona do tego stopnia, że nie może być mowy o naprawie. Rumowiska i gruzy widzi się wszędzie dookoła. Większość tych 80% zniszczonych budynków jest tak zniszczona, iż może dać bardzo mało schronienia dla ludzi, oprócz schronienia w piwnicach, a we wielu razach nawet piwnice znikły, tak iż większość biedaków warszawskich mieszka w piwnicach jak szczury! Ubóstwo jest wszędzie widoczne. Wielu mężczyzn i niewiast warszawskich chodzi boso; a z pomiędzy wielu dziesiątek tysięcy kobiet Warszawy tylko cztery widziałem, że miały pończochy na nogach. Nędza przebija się na twarzach wielu. Ludzie zdają się być oszołomieni nędzą i trudnościami, jakie spowodowała wojna. Ma się rozumieć, że wiele pracy może być przy usuwaniu gruzów, ale ubóstwo kraju nie pozwala na dobre wynagrodzenie za pracę; a ceny za konieczne potrzeby do życia są wysokie. Z powodu, że nie rozumiemy języka polskiego, nie byliśmy na zebraniach w Warszawie (ani w innych miastach), na których nie mieliśmy przemawiać. Poświęciliśmy zatem jedno przedpołudnie na oglądanie spustoszeń Warszawy. Między innymi zwiedziliśmy getto (żydowską dzielnicę), gdzie Niemcy zgromadzili żydów warszawskich, ażeby ich zamorzyć, zatruć gazem, lub postrzelać. Ze wszystkich dzielnic warszawskich, Getto jest najbardziej zniszczone. Na jego miejscu znajdują się ogromne kupy gruzów, pod którymi leży wiele zagrzebanych ciał żydowskich. Tylko te budynki są nietknięte w tej części miasta, w których Niemcy torturowali, dusili gazem i palili ciała żydowskie. Budynki te stoją jako pomniki wzgardy dla Hitlera, który tak jak jego książka Mein Kampf pokazuje, miał na celu wytracić zupełnie żydów, i któremu udało się wytracić ich przeszło 5,000,000. Bardzo nas cieszy, że rząd Stanów Zjednoczonych zdecydował się udzielić Polsce pożyczki w sumie $90,000,000, z której to sumy ostatnia część $40,000,000 została udzielona przed naszym powrotem do Ameryki. Polska straciła 7,000,000 Polaków i 4,000,000 żydów z powodu brutalstwa Hitlera. W propozycji do ludności Polacy, prócz żydów, ucierpieli więcej niż którykolwiek inny naród jaki Hitler spustoszył. Ameryka dobrze uczyniła, iż udzieliła Polsce pożyczki; ale ze względu na to, że Polska stawiła silny opór pierwszemu brutalnemu atakowi Niemców na wolność świata, i ze względu na późniejsze nieludzkie traktowanie i splądrowanie jej przez Niemców, którzy zamierzali wytępić większość Polaków, a z reszty silniejszej uczynić niewolników, jak to wykazuje Mein Kampf, ale którym męstwo Rosjan nie dozwoliło dokonania tego, i ze względu na jej krytyczne położenie w jakim się teraz znajduje, czy nie powinna nasza Ameryka, która jest tak wielce błogosławioną od Boga, wprost podarować Polsce przynajmniej 250 milionów dolarów, który to fundusz pod zarządem amerykańskiej komisji, mógłby dopomóc postawić Polskę na nogi? Ameryka ma teraz dobrą sposobność okazania szlachetnego ducha, jaki ożywia ją, jako naród najwięcej uprzywilejowany i szczodry ze wszystkich nowoczesnych narodów świata. I niechaj Amerykanie osobiście wysyłają nadal żywność i odzież dla zubożałych Polaków. Szczególnie nawołujemy na naszych braci epifanicznych, ażeby w dalszym ciągu słali żywność i odzież potrzebującym. Niechaj dalej dodają do tych przeszło 700 paczek już wysłanych następne setki. Tutaj jest sposobność udowodnienia tego co Jezus powiedział: "Większa jest rzecz dawać niżeli brać" - innymi słowy: większym jest błogosławieństwo dawania niżeli brania. Pomoc amerykańska dodała otuchy Polakom; i gdziekolwiek ukaże się Amerykanin w Polsce, tam jest mu okazywany szacunek, ocenienie i wdzięczność, jak to osobiście doświadczyliśmy tego podczas naszej wizyty w Polsce.
Drugiego dnia naszej wizyty w Warszawie, udaliśmy się, według umówienia, do członka Ministerstwa Wyznań, (który zajmuje stanowisko podobne do sekretarza w Gabinecie prezydenta St. Zj.), urząd jaki nie istnieje w Gabinecie naszego prezydenta. Przedtem wysłaliśmy mu komunikat przedmiotów, jakie pragnęliśmy z nim omówić. Najpierw zostaliśmy przyjęci przez jego zastępcę, zwanego dyrektorem, który przyjął nas bardzo grzecznie, a nawet serdecznie. Rozmowa toczyła się przez urzędowego tłumacza. W oznaczonej godzinie zaprowadzono nas do urzędu ministra, gdzie przedłożyliśmy mu petycję, o zalegalizowanie naszych zborów w Polsce. Minister wytłumaczył nam, że pod obecną konstytucją Polski, zborom naszym można nadać prawa, jakie mają towarzystwa, a to da im wolność zgromadzeń religijnych o charakterze więcej prywatnym niż publicznym, załatwiania religijnych interesów, odprawiania chrztów, Wieczerzy Pańskiej, pogrzebów, Ślubów i rozszerzania naszych poglądów obcym, sposobami więcej prywatnymi. To wszystko na co obecna konstytucja zezwala. Następnie minister dodał, że nowa konstytucja ma być wkrótce przyjęta, która da pełną swobodę religijną wszystkich wyznaniom, jaką mamy w Ameryce; i gdy nowa konstytucja zostanie przyjęta, wtedy możemy podać o zarejestrowanie naszego wyznania jako religii, i przyrzekł, że dopiero wtedy nasza prośba zostanie w zupełności przyjęta. To daje nam jednak wiele korzyści i wolności jakie nie mają towarzystwa pod obecną konstytucją. Następnie wyjaśniliśmy nasze stanowisko względem rządu i urzędników i odnośnie odmawiania służby wojskowej z powodu przekonań sumienia, wszystko to, zdaje się, sprawiło na nim miłe wrażenie. Wtedy minister i jego zastępca, czyli dyrektor, Dr. Kazimierz Fromm poradzili nam, ażebyśmy przedstawili na piśmie zwięzłe oświadczenie tego w co wierzymy, ażeby przez to wykazać różnicę pomiędzy nami, a innymi Badaczami Pisma. Św. w Polsce, i co mamy nadzieję to uczynić, zanim ten opis dojdzie do rąk czytelników. Nasza audiencja z tymi dwoma urzędnikami była rzeczywiście bardzo przychylna. Dr - Fromm uczynił nam dwa względy: (1) Dał rozkaz majorowi miasta Bydgoszczy, którego rzymski poprzednik stłumił zbór epifaniczny, znajdujący się w tym mieście, ażeby zezwolił, z powodu naszej obecności w Polsce, na odbycie się trzy dniowej konwencji; i obiecał, iż zbór tamtejszy otrzyma prawo regularnego zgromadzania się; i (2) dał rozkaz dyrektorom odnośnych kolei, aby nasza partia składająca się z trzech osób, braci Stachowiaka, Wasilewskiego i nas, miała specjalne pomieszczenie na kolejach, na których podróżowaliśmy. Wynikiem tego było, że mieliśmy dla naszego wyłącznego użytku przedział, który zwykle mieści dziesięć osób, który nie tylko zapewnił nam miejsce w przepełnionych pociągach, ale dawał wygodę w podróży w porównaniu z innymi przepełnionymi przedziałami, gdzie wiele podróżnych musiało stać; bo trzeba wiedzieć, że w Polsce tak jak w Ameryce, pociągi są bardzo przepełnione.
NASZE KONWENCJE W POLSCE
W Warszawie odbyła się nasza pierwsza polska konwencja w dniach 4-6 lipca. Była to najmniejsza ze wszystkich polskich konwencji, podczas gdy przed Drugą Fazą Wojny Światowej warszawskie konwencje były największe. Śmierć i rozproszenie wojenne większej części tego zboru były powodem tej zmiany. Ale co tej trzy dniowej konwencji brakowało w liczbie, to przewyższało w głębokim zainteresowaniu i bogatym błogosławieństwie. Tutaj, tak jak i wszędzie w Polsce, prowadziliśmy zebranie błogosławienia dzieci, w czym wzięło udział około 250 dzieci na wszystkich konwencjach, największa liczba (52) błogosławionych dzieci była na konwencji w Poznaniu. Na wszystkich konwencjach trzy wykłady i dwa zebrania świadectw odbywały się każdego dnia. Na każdej z tych konwencji oprócz przemówienia o Uczcie Miłości i o rodzicielskim wychowaniu dzieci, które było częścią błogosławienia dzieci, przemawialiśmy dwa razy, jeden wykład i jedno zebranie pytań. W Warszawie przemawialiśmy na temat Kielich Jezusowy, z Ew. Jana 18:11 - Ten wykład ukaże się wkrótce w Teraźniejszej Prawdzie. Na wiele interesujących pytań odpowiedzieliśmy na tej konwencji. Tu, jak i wszędzie w Polsce, Uczta Miłości była poważna i sprawiająca miłe wrażenie. Następna konwencja odbyła się w Lublinie 7-9 lipca. Ponad 200 braci zgromadziło się na tę konwencję. Przyjechaliśmy za późno na siódme zebranie pierwszego dnia konwencji. Około 35 braci wyszło na nasze spotkanie na dworzec kolejowy. Nasz pociąg wlókł się bardzo powoli, tak iż wzięło 11 godzin na przebycie 150 mil drogi pomiędzy Warszawą a Lublinem. Bracia zgromadzili się w Lublinie z różnych okolicznych zborów na chwalebną ucztę Prawdy, którym usłużyło pięciu pielgrzymów i kilku ewangelistów. Nasz wykład wygłosiliśmy na podstawie 1Piotra 5:10, Udoskonaleni przez Cierpienia. Pan zesłał swe błogosławieństwo na ten wykład i na zebranie pytań. Druga jedenasto - godzinna podróż sprowadziła nas do Łosińca, oddalonego o 160 mil na południowy wschód od Lublina - Tu również przeszło 220 braci zgromadziło się na konwencję z sąsiednich zborów, która odbyła się w dniach 9-11 lipca, na której usłużyło pięciu pielgrzymów i kilku ewangelistów, pierwsi wykładami, drudzy zaś prowadzeniem zebrań świadectw. Pan tu również okazał Swoją łaskę i prawdę w obfitym ubłogosławieniu drogich uczestników konwencji. W Łosińcu przemawialiśmy na temat: Modlitwa jako Lekarstwo na Troskę, z listu do Filipensów 4:5, 6. Mowa ta sprowadziła błogosławieństwo pokoju na drogich braci i sióstr, co okazało się z ich świadectw. Po konwencji około 100 braci i sióstr, odbywało pieszą podróż do domów odległych od 20 do 30 mil. Jedna siostra z niemowlęciem na ręku szła pieszo 25 mil tam i z powrotem. Był to widok godny podziwu, gdy po skończonej konwencji 100 braci i sióstr odbywało pieszą podróż w jednej kompanii, idąc dwóch po dwóch, do trzech różnych miast zamieszkania swego. Następna konwencja odbyła się w Łodzi w dniach od 12-go do 14-go lipca. Ażeby przyjechać do Łodzi, musieliśmy spędzić dwie bezsenne noce na powolnych pociągach. Ale mieliśmy pożądaną przerwę w tej podróży, kiedy musieliśmy spędzić kilka godzin w Lublinie na oczekiwaniu pociągu. Do Łodzi przyjechaliśmy na czas by wziąć udział w zebraniach w drugim dniu konwencji. Na tę konwencję zgromadziło się od 275-300 braci. Trzeba zaznaczyć, że tak w tym jak i w innych wypadkach, kilku pielgrzymów przybyło na czas aby wziąć udział w zebraniach pierwszego dnia konwencji. W Łodzi przemawialiśmy na temat: Wszyscy, którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie prześladowani będą - 2 Tym. 3:12. Wykład ten był pożądany, bo bracia tego miasta wiele wycierpieli z rąk członków rzymskiego Kościoła i Nazistów. Zebranie pytań wykazało głębokie zainteresowanie i poważne badanie Słowa Prawdy. Uczta miłości była bardzo budująca i zachowała się głęboko w pamięci.
Następnie odwiedziliśmy Bydgoszcz, gdzie odbyła się trzy dniowa Konwencja od 15-go do 17-go lipca, i gdzie po raz pierwszy od wielu lat, braciom pozwolono zgromadzać się, jak to już zaznaczyliśmy powyżej. Brak zebrań jest zagładą ludu Bożego. Zbór w Bydgoszczy składa się z około 40 członków, a było ich dawniej około 75. Bracia z sąsiednich zborów powiększyli liczbę uczestników tej konwencji do 110 osób. Oczywiście, że zgłodniali bracia bydgoscy cieszyli się ucztą z rzeczy tłustych, jaką Pan przysposobił przez ręce pięciu pielgrzymów i kilku ewangelistów. Zgłodniali zostali nakarmieni i orzeźwieni Słowem i Duchem Bożym; i wielką była ich radość. Chociaż ta konwencja była drugą najmniejszą w liczbę uczestników, jednak otrzymała bogate błogosławieństwo od Pana. Bo oprócz interesującego zebrania pytań i naszej mowy o rodzicielskim wychowaniu dzieci i uczcie miłości daliśmy wykład o Napełnieniu Duchem, z listu do Efezów 5:18. Natychmiast po ostatnim zebraniu około 30 uczestników konwencji opuściło salę, udając się w drogę do Poznania, ażeby tam mogli być obecnymi na następnej konwencji, jaka odbyła się w dniach od 19-go do 21-go lipca. W Poznaniu odbyła się największa polska konwencja, na którą zgromadziło się od 375 do 400 braci. W Poznaniu jest największy zbór epifaniczny w świecie. Pomimo trudnych warunków zbór ten szybko wzrasta. Tutaj zamieszkuje nasz przedstawiciel na Polskę, brat Stachowiak, który podejmował nas w swym domu. Zebrania na ogół były prawie takie same jak na drugich konwencjach. Tu przemawialiśmy na przedmiot: Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi - z Ew. Mateusza 5:16. Bracia prawdziwie uradowani byli, a Uczta Miłości była najwyższym szczytem konwencji. Wzięło więcej jak godzinę czasu, ażeby wszyscy uczestnicy mogli przejść przed linią pielgrzymów i ewangelistów. Trzy hymny (23, 170 i 341) były odśpiewane po trzy razy zanim nastąpiła pauza podczas Uczty Miłości. Ostatnia i siódma konwencja odbyła się w Katowicach w dniach od 21-go do 23-go lipca. Te same uwagi można zastosować do tej konwencji, co i do drugich. Czterech pielgrzymów i dwóch ewangelistów usłużyło tu na zebraniach. Od 140 do 150 różnych braci i sióstr zgromadziło się tu na ucztę duchową. Wiele z naszych polskich braci, jako odrębnych od braci ukraińskich, którzy mieszkali we Lwowie lub koło Lwowa, było zmuszonych ze względów narodowościowych, opuścić swe osiedla i zamieszkać w południowo zachodniej Polsce, przybyło na tą konwencję, na którą spłynęło hojne błogosławieństwo Pańskie, ku radości wszystkich drogich Panu.
Podczas naszego pobytu w Lublinie zwiedziliśmy obóz w Majdanku, który po Oświęcimie był najbardziej zabójczym ze wszystkich obozów niemieckich. W Majdanku zginęło około 2,000,000, a w Oświęcimie około 3,000,000 Żydów i Polaków od uduszenia gazem. Gdy dowiedziano się, że jesteśmy Amerykaninem specjalne grzeczności okazywano naszej partii przy oglądaniu tego obozu. Niewiasta, pod której zarządem jest ten obóz, który obecnie zamieniono na muzeum narodowe, pokazywała nam różne zabudowania tego obozu. Są to jednopiętrowe drewniane baraki, z których każdy ma około 100 x 25 stóp. W jednym trzymano liche i stare obuwie, w drugim zaś lichą i starą odzież uśmierconych gazem ofiar, a lepsze obuwie i lepszą odzież wysyłali naziści do Niemiec. W innym baraku ofiary były kąpane pod natryskami przed samem gazowaniem ich. Następnie były tam dwa pokoje gazowe, jeden mieścił około 150, drugi około 300 ofiar zapakowanych jak sardynki. W krematorium było pięć pieców, które rozgrzane do 1200 stopni zamieniały 1200 ciał ofiar na popiół co 24 godzin. Blisko tych pieców był duży płaski kamień używany za stół operacyjny, na którym naziści przeszukiwali wnętrzności tych, których podejrzewali o połknięcie złota lub diamentów. Około 150 stóp od krematorium stała szubienica, na której zostało powieszonych pięć głównych osób, którzy zarządzali Majdankiem. W tym to obozie polska dziewczyna, która odmówiła rozebrania się przed kąpielą w obecności mężczyzn, została żywcem wrzuconą do pieca kremacyjnego. Obóz koncentracyjny w Majdanku ma około 5 mil kwadratowych; obóz w Oświęcimie jest około 5 razy tak duży, lecz budowany w tym samym planie. Było to w Oświęcimie, gdzie nasz drogi brat W. Stachowiak był więziony przez trzy lata, trzy miesiące i dziesięć dni za odmawianie nazistom zlikwidowania ruchu epifanicznego w Polsce. Raz po razu był on naznaczany na uśmiercenie gazem, ale z Opatrzności Pańskiej uniknął śmierci. Mamy zamiar wydać drukiem jego opis o przeżytych doświadczeniach w obozie. Z przyzwyczajenia podawaliśmy za przykład Nerona jako najbardziej upadłego z ludzi, lecz teraz gdy będziemy chcieli zrobić porównanie, to wymienimy Hitlera jako najbardziej upadłego, który z rozmysłem, jak jego książka Mein Kampf pokazuje, starał się wymordować wszystkich Żydów i większość Polaków, oszczędzając tylko silnych, z których chciał uczynić niewolników na usługi "mistrzowskiej rasie." Trudno jest pojąć, aby ludzie mogli popaść w tak wielką nieprawość w jaką popadł Hitler i jego główni wspólnicy, a jednak jest niezaprzeczony dowód, że popadli.
Do Warszawy powróciliśmy 24-go lipca, gdzie czekaliśmy na aeroplan do następnego dnia. W dniu 25-go lipca odjechaliśmy do Sztokholmu, a po przenocowaniu w tym mieście, opuściliśmy Sztokholm rano 26-go lipca i tego samego dnia o godzinie 1:30 po południu byliśmy już na lotnisku w Paryżu. Od tego czasu jak brat Stachowiak wyzdrowiał ze skutków więzienia, trudności i długiego niedożywiania, co było powodem wielkiego wychudnięcia jego, rozpoczęła się agresywna kampania w Polsce, prowadzona w celu rozszerzenia Prawdy epifanicznej - Około 500 naszych braci ukraińskich dostało się pod rządy rosyjskie, gdy tę część Polski, w której mieszkali, przydzielono do Rosji. Drugie 500 braci zmarło podczas wojny, a w tym 5 ewangelistów i trzech pielgrzymów; 1 z pielgrzymów wyjechał do Niemiec. Kampania agresywna jest głównie prowadzona w tym celu, by powetować stratę około tysiąca braci w Polsce, którzy dostali się pod rządy rosyjskie, albo wyginęli w czasie wojny. Będąc w Polsce naznaczyliśmy sześć nowych ewangelistów; a przed naszą wizytą naznaczyliśmy jednego pielgrzyma z pomiędzy ewangelistów. Z tej to przyczyny mamy teraz większą liczbę ewangelistów w Polsce, niż przed wojną, ale o trzech mniej pielgrzymów. Jeden z pośród pielgrzymów poświęca wszystek swój czas w pracy pielgrzymskiej, drugi połowę czasu, z tego to powodu jest teraz więcej zebrań pielgrzymskich niż było przed wojną. Mówiąc nawiasem dwóch nowych ewangelistów naznaczyliśmy w Brytanii i jednego w Belgii, tego ostatniego dla braci francuskich. Jest nadzieja wielkiego postępu, szczególnie w pracy epifanicznej w Polsce. Róbmy usilne starania o współdziałanie w tej dobrej pracy.
Naszą wizytę do zborów we Francji i w Belgii skreślimy w streszczeniu. Mamy więcej Polaków w Prawdzie epifanicznej we Francji i Belgii, niż Francuzów lub Belgijczyków. W tych dwóch krajach mamy siedem zborów polskich i siedem francuskich. Wszystkich razem jest około 350 braci polskich i około 250 braci francuskich. Podczas piętnastu dni naszego pobytu we Francji, zebrania odbywały się w większości tych zborów, które dosięgły prawie każdego z braci. Tematy na jakie przemawialiśmy były na ogół prawie te same jak w Brytanii i w Polsce. Pan obficie pobłogosławił te zebrania. Bracia we Francji jak i w Polsce zapewniali nas, że gdyby nasz stan zdrowia nie pozwalał nam wcale przemawiać, to i tak nasza obecność byłaby wystarczającą do ich wzmocnienia i radości. Wszyscy byliśmy radzi widzieć się wzajemnie po dziewięcioletniej przerwie; i rzeczywiście mieliśmy dobrą społeczność ze sobą. (Ps. 133:1). Mamy nadzieję wydać w języku francuskim Boski Plan Wieków, Cienie Przybytku, Mannę i Śpiewnik; Pan zaopatruje nas w potrzebne na to środki. W polskim języku chcemy wydać Boski Plan Wieków i Mannę, ponieważ jest wielka potrzeba wydania tych książek w tych dwóch językach. Liczba braci we Francji i Belgii podwoiła się, a w Wielkiej Brytanii potroiła, od czasu naszej ostatniej wizyty w tych krajach. W krajach skandynawskich praca nie wzrasta tak bardzo w liczbę, jak w głęboką znajomość. Wszędzie bracia prowadzą energiczną pracę w dobrym Słowie Prawdy i dlatego jest nadzieja, że praca szczególnie w Polsce postąpi naprzód w przyspieszonym tempie. Bracia w każdym zborze zasyłali przez nas chrześcijańskie pozdrowienie do dalszych braci do których jechaliśmy z wizytą, przynosimy zatem chrześcijańskie pozdrowienie i miłość braciom w Ameryce. Tym razem, nie tak jak w poprzednich wizytach, wszystkie koszta połączone z naszymi wydatkami w Europie zostały przez braci każdego kraju w całości pokryte. W dodatku wielu złożyło szczodre ofiary na pracę Pańską, które zostawiliśmy przedstawicielom każdego kraju na prowadzenie tamtejszej pracy.
Ostatnia miejscowość, w której zakończyliśmy pracę europejską, było Charleroi, Belgia, w dniu 8-go sierpnia. Następnego dnia powróciliśmy do Paryża, gdzie musieliśmy czekać za aeroplanem do drugiego dnia. Tego dnia towarzyszyło nam na lotnisko kilku braci, a po pożegnaniu się z nimi odjechaliśmy do Londynu. Na lotnisko w Londynie przyjechaliśmy o godzinie 6-ej wieczorem, 10-go sierpnia, gdzie spotkało nas 12 braci z różnych części Brytanii, wszyscy byli bardzo zainteresowani stanem naszego zdrowia, a gdy zauważyli stan poprawy, ponad ich spodziewania, wszyscy się z tego radowali. Tego samego wieczora daliśmy braciom składającym się z 25 osób sprawozdanie z podróży co wielce pokrzepiło drogich braci. Następnego dnia rano daliśmy braciom zgromadzonym w domu naszego gospodarza i gospodyni wykład z listu do Rzymian 8:28. Ta sama siostra, która usługiwała nam masażem w dniu naszego zachorowania w Glasgow, przyjechała do Londynu odległego o 250 mil, w celu udzielenia nam dalszej pomocy, co też zręcznie uczyniła. Z powodu kilku przyczyn, których nie mogliśmy zmienić, nie wyjechaliśmy z Londynu 11-go sierpnia, jak zamierzaliśmy uczynić, ale dopiero następnego dnia. Pozostaliśmy zatem jeszcze jeden dzień w Londynie w społeczności z drogimi braćmi, którzy się tam zgromadzili. W dniu 12-go sierpnia o godz. 8:45 rano opuściliśmy gościnny dom naszego brata i siostry i w towarzystwie tych samych 12 braci, którzy wyszli na nasze spotkanie na lotnisko dwa dni temu, przyjechaliśmy tamże o godz. 9:30 rano. Tutaj musieliśmy poczekać dwie godziny ze względów technicznych, poczem aeroplan ruszył wśród powiewania chusteczek drogich braci na pożegnanie. Po 2 ? godzinnej podróży zatrzymaliśmy się w Shannon Irlandii, a po drugiej zwłoce z powodu reperacji aeroplanu, rozpoczęliśmy wielki lot do Ganders, Newfloundland, gdzie przybyliśmy po 11 ? godzinach później i gdzie znowu zatrzymaliśmy się przez 2 ? godziny. Potem na ostatnią część lotu do Nowego Yorku wzięło sześć godzin. W kilka godzin później byliśmy w Domu Biblijnym we Philadelphii, gdzie otrzymaliśmy jak najserdeczniejsze powitanie i tak skończyła się nasza podróż wynosząca 16,488 mil angielskich, w ciągu której mieliśmy sposobność widzieć się z więcej niż 2000 braćmi epifanicznymi, a których upodobało się Bogu obficie pobłogosławić, za co niechaj Mu będzie cześć i chwała po nieskończone wieki!
P 1946, 132; TP ’46, 82-87.