PODRÓŻ REDAKTORA PO EUROPIE W 1957

    Z dobrotliwej łaski Pana spędziliśmy bardzo błogosławiony czas na społeczności z licznymi naszymi chrześcijańskimi braćmi w Europie. Po opuszczeniu Nowego Jorku wieczorem 14 czerwca i zaznaniu przyjemnego lotu oraz piękności północnych świateł, wylądowaliśmy w Szkocji następnego poranka, w mniej niż jedenaście godzin później. Naprawdę, jest to czas wielkiego biegania tam i z powrotem (Dan. 12:4)!

    Po krótkim postoju w Szkocji podjęliśmy na nowo nasz lot do Norwegii, gdzie po zmienieniu samolotu w Oslo, lecieliśmy nad pięknymi pokrytymi śniegiem górami i lodowcami norweskimi do Bergen, przyjeżdżając tam późno po południu. Bracia w Bergen bardzo serdecznie nas powitali, a w naszym pokoju, z napisem powitania, był umieszczony bukiet naszych ulubionych kwiatów, w środku których były zatkane dwie małe chorągwie, jedna norweska, a druga amerykańska - Norwegia wita Amerykę! Spędziliśmy trzy dni w błogosławionej społeczności z braćmi w Bergen, w której brały udział dwie siostry z Danii i jedna siostra z Anglii, które tam przyjechały; 18 czerwca wróciliśmy do Oslo, gdzie cieszyliśmy się na dwóch zebraniach cenną społecznością z braćmi, którzy tam zgromadzili się.

    Rychło 19 czerwca opuściliśmy Oslo udając się do Kopenhagi, gdzie zostaliśmy powitani przez braci na lotnisku i gdzie musieliśmy czekać przez jakiś czas zanim mogliśmy wziąć samolot do Polski.

    Podczas naszego czekania tam, zobaczyliśmy króla i królową Danii. Słyszeliśmy często wyrażenie: "Rozwinąć czerwony kobierzec - dywan", lecz tam byliśmy po raz pierwszy naocznym świadkiem tego, co to znaczy. W pobliżu wyjścia z poczekalni stał samolot i od tego wyjścia szeroki pas czerwonego kobierca został rozwinięty na znacznej długości aż do samolotu. Tłumy widzów zostały ogrodzone sznurem a wezwana straż strzegła przejścia. Wtedy na podany znak król z przyboczną strażą zjawił się z królową i jej pannami niosącymi kwiaty. Królowa i jej panny szły po czerwonym kobiercu do samolotu, podczas gdy król i jego straż stali na baczność żegnając ją.

Nasza pierwsza wizyta w Polsce

Nasi drodzy bracia w Polsce naprawdę doznali wiele trudności i wiele srogich doświadczeń, i jeszcze nie mają sposobności dowiedzenia się o licznych szczegółach obecnej Prawdy, jaką cieszą się drudzy, szczególnie bracia w krajach, w których mówią po angielsku. Od 1946, gdy po raz ostatni brat Johnson odwiedził ich, bracia tęsknili za jeszcze jedną wizytą z Domu Biblijnego z Philadelphii aż nareszcie ich modlitwy zostały wysłuchane. Trzy lata temu usiłowaliśmy odwiedzić ich, lecz odmówiono nam wizy. Tym razem musieliśmy czekać więcej niż trzy miesiące na wizę; modlitwy i wysiłki zostały w końcu wynagrodzone, ku naszej wielkiej radości - otrzymaliśmy wizę na kilka dni przed naszym wyjazdem ze Stanów Zjednoczonych.

    Przybyliśmy na lotnisko do Poznania po południu 19 czerwca. Tutaj wiele braci i sióstr zgromadziło się z kwiatami i aparatami fotograficznymi, aby nas serdecznie powitać. Zawieziono nas do domu brata Stachowiaka naszego przedstawiciela na Polskę, gdzie pewna liczba braci zgromadziła się na wieczorny posiłek i gdzieśmy przez naszego tłumacza brata Czesława Obajtka, który przybył z Francji aby służyć jako taki - spędzili czas na społeczności z braćmi.

    Naliczono 900 braci i sióstr, którzy oczekiwali naszego przybycia na konwencję w następnym dniu. Gdy weszliśmy na salę wraz z bratem Stachowiakiem i bratem Obajtkiem, zgromadzenia powstało i zaśpiewało pieśń 23 "Połączmy serca wraz" a gdy weszliśmy do nawy bocznej oddano nam kwiecisty hołd przez dziewczynki, które wręczyły nam kwiaty. Na estradzie został nam wręczony piękny kosz kwiatów przez chłopca i dziewczynkę, którzy wyrazili słowa serdecznego powitania; chłopczyk uczynił przemowę, która została nam przetłumaczona.

    Po tym brat Stachowiak wygłosił mowę powitalną, która również była dla nas przetłumaczona a po długo ciągnącym się powitaniu nas przez powiewanie chusteczkami, udzieliliśmy odpowiedzi podczas której było wiele łez radości. Następnie spędziliśmy dwa dni na błogosławionej społeczności i wspólnym ucztowaniu u stóp Mistrza.

    W dodatku do serdecznego powitania jakie nam zgotowano na konwencji w Poznaniu (od 19-21 czerwca), podobne serdeczne powitania były wyrażone na sześciu dalszych konwencjach, na których mieliśmy przywilej służyć w różnych częściach Polski ciesząc się podobnymi błogosławionymi chwilami społeczności i ucztowania u stóp naszego Mistrza. Po Poznaniu następna konwencja odbyła się w Łodzi (22 i 23 czerwca). Potem udaliśmy się do Janowa, gdzie bracia urządzili konwencje w stodole (24 i 25 czerwca) z powodu braku innego odpowiedniego miejsca. Około 300 braci i sióstr było obecnych, z niektórymi młodszymi braćmi i dziećmi siedzącymi na górnych częściach w stodole tj. na sianie. Następna z kolei konwencja była w Lublinie (26 i 27 czerwca) a po niej konwencja w Łosińcu (28 i 29), która również odbyła się w stodole. Potem udaliśmy się na konwencje do Katowic (30 czerwca i 1 lipca) a następnie na ostatnią konwencje do Warszawy (3 lipca).

    Bracia wszędzie bardzo radowali się. Jeden drogi brat wrócił ostatnio z Syberii, gdzie był więziony w obozie; bracia przyjęli go z wielką radością, i miał przywilej uczestniczyć w kilku konwencjach. Udając się z miejsca na miejsce podróżowaliśmy przeważnie pociągiem chociaż zaznaliśmy także z kilkoma innymi braćmi jazdy na wozie. Służyliśmy zwykle dwoma zebraniami każdego dnia. Bracia wszędzie słuchali z wielką uwagą naszych wykładów i odpowiedzi na ich pytania, które były tłumaczone po polsku przez brata Obajtka. Między zebraniami mieliśmy wiele rozmów z braćmi, dopomagając im w rozwiązaniu ich osobistych spraw, udzielając im pastoralnych rad, itd.

    Przez siedem ostatnich lat aż do zeszłego października, nasz ruch był tylko tolerowany przez rząd w Polsce. Lecz obecnie jest otwarcie uznany i cieszy się licznymi swobodami takimi jak np. przywilejem urządzania konwencji (pierwsza niedawno urządzona konwencja odbyła się w Łodzi od 20-22 kwietnia na której było ponad 900 uczestników, oraz 21 osób wzięło symbol chrztu). Podczas naszej wizyty 40 osób zostało ochrzczonych na siedmiu konwencjach a w zebraniach błogosławienia dzieci ponad 300 dzieci było przedstawione Panu publicznie, prosząc o Jego błogosławieństwo. Ogólna liczba uczestników na tych siedmiu konwencjach jest obliczana na około 4.000 braci i sióstr. Daliśmy braciom w Polsce całe wyposażenie pasów filmowych z Biblii dla ich użytku i mianowaliśmy 15 dodatkowych ewangelistów i posiłkowych pielgrzymów do prasy wykonywanej tam przez Świecki Misyjny Ruch "Epifania". Bracia są tam wielce zachęceni i pomimo ubóstwa i różnych przeszkód okazują wiele gorliwości w badaniu, praktykowaniu i służeniu Prawdzie.

Dania

    4 lipca wróciliśmy samolotem z Warszawy do Kopenhagii w Danii; i służyliśmy tam wieczorem, rozbierając z braćmi 31 rozdz. Jeremiasza. Przebywaliśmy w domu brata Rasmussena, który przez lata służył i dalej służy wiernie w tłumaczeniu artykułów, itd. dla naszych duńskich czasopism i innych publikacji.

    5 lipca udaliśmy się do Randers, gdzie przez dwa dni mieliśmy dalsze zebrania i przyjemną społeczność z 35 braćmi, w domu brata Krygera, naszego przedstawiciela na Skandynawię. Tym razem nie widzieliśmy się z bratem Johannesem Petersenem, który aż do śmierci, która niedawno go zabrała, również służył wiernie przez wiele lat jako jeden z naszych tłumaczy; radujemy się nadzieją zobaczenia go znowu ewentualnie w Królestwie. Chociaż brat Kryger jest w podeszłym wieku i nie ma już poprzednich sił, to jednak dalej jest w stanie prowadzić pracę przy zdolnej pomocy, jaką otrzymuje od swych poświęconych córek i braci, którzy wykonują pracę tłumaczenia i oddają inne usługi. Podczas pobytu w Randers przemawialiśmy z Iz. 19, Żyd. 7 i Psalmu 23 oraz przewodniczyliśmy w zebraniu pytań.

    7 i 8 lipca służyliśmy w Aalborg, gdzie brało udział w zebraniach 30 braci. Tutaj znowu Pan wylał bardzo obfite błogosławieństwo, gdyśmy siedzieli razem u stóp Mistrza. Przemawialiśmy na temat Królowej z Saby, klasy Młodociano Godnej i Psalmu 68, i mieliśmy bardzo pomocne zebranie pytań. Mianowaliśmy trzech dodatkowych ewangelistów aby pomagali w pracy w Danii. Tak jak w naszych poprzednich podróżach europejskich, siostra Petersen służyła zdolnie nam jako tłumacz w Norwegii i Danii.

    Nawiasowo możemy nadmienić, że byliśmy wielce zainteresowani zwiedzeniem ciekawego rynku w Aalborg i przyglądaniem się bocianom, ich wielkim gniazdom zbudowanym na platformach, urządzonych dla nich nad kominami. Bocian może stać całymi godzinami na jednej nodze obok gniazda, przyjmując wygląd spokojnej godności, widocznie całkiem wygodnie, podczas gdy przygląda się rynkowi i ludziom. Również mieliśmy przyjemność zwiedzić ponownie najlepszy rynek ryb na świecie, w Bergen, Norwegii, jest tam wiele zbiorników z wodą morską, w których żywe ryby są przechowywane. Tym sposobem kupujący nie ma żadnej wątpliwości co do świeżych ryb!

Urozmaicone doświadczenia w Grecji

    Opuściliśmy Aalborg rychło 9 lipca i, po postojach samolotu w Kopenhadze, Zurychu i Genewie, przybyliśmy do Aten w Grecji około północy. Tutaj wysoka temperatura całkiem różniła się od chłodnej pogody w Danii. Zostaliśmy przywitani przez trzech braci i zabrani do hotelu, gdzie przez okno naszej sypialni mieliśmy wspaniały widok na Akropol, wznoszący się ponad miasto w świetle pełni księżyca. Stojąc przy oknie, wznieśliśmy nasze serce do Boga, czyniąc specjalną modlitwy, prosząc o Jego błogosławieństwo na tę naszą pierwszą wizytę w historycznym mieście Aten, aby bracia mogli skorzystać z naszej usługi teraźniejszej Prawdy, tak jak jest ona dana w Jego Świętym Słowie.

    10 lipca złożyliśmy wizytę generalnymi dyrektorowi Narodowego Wychowania i Kultów, na korzyść naszych chrześcijańskich braci w Grecji, którzy są w Świecko Domowym Ruchu Misjonarskim, a których jeszcze rząd nie uznał i nie udzielił im zezwolenia na dowolne urządzanie zebrań. Chociaż przyjęto nas z szacunkiem, to jednak nasze wysiłki aby osiągnąć pożądane cele, nie zostały uwieńczone dotąd powodzeniem. Jednak, byliśmy zadowoleni, z otrzymania zapewnienia, że możemy zgromadzić się z naszymi braćmi podczas naszej wizyty w Grecji.

    10 i 11 lipca służyliśmy w mieszkaniach braci, mając możność z niemi się zaznajomić oraz przemawiać na takie przedmioty jak braterska miłość, jedność Ducha, Psalm 133, itd. W dniu 11 lipca byliśmy oficjalnie zaproszeni do uczestniczenia przy nadawaniu stopnia naukowego studentom w Grecko-Amerykańskim Instytucie Kultury dokąd udaliśmy się wieczorem. Po wstępnym przemówieniu wygłoszonym przez biskupa z Cypru, przedstawiono nas jako wybitny autorytet teologiczny z Ameryki, gdzie mieliśmy przywilej przemówienia do zgromadzonych, poczym przyjęto nas bardzo serdecznie. Następnego wieczoru byliśmy uprzywilejowani wygłosić wykład przed Instytutem, który trwał godzinę, nasz przedmiot był na temat, o "Nadchodzącym Panowaniu Pokoju na Ziemi". Wyrażono wiele ocenienia i okazano znaczne zainteresowanie. Przed południem 11 lipca zwiedziliśmy różne zabytki o historycznym znaczeniu. Ruiny starożytnej świątyni Zeusa, Akropol z jego muzeum i ruinami Partenonu oraz różne świątynie bóstw, które były bardzo interesujące, lecz szczególnie zainteresował nas Pagórek Marsa, gdzie św. Paweł przemawiał do Aeropagu, najwyższego sądu w Atenach (zobacz Dz.Ap. 17:16-34). Byliśmy uprzywilejowani stać na tym samym miejscu, gdzie on przypuszczalnie stał przy tej historycznej okazji, gdy powiedział Areopagitczykom, "Którego tedy nie znając chwalicie, tego ja wam opowiadam".

    13 lipca, w towarzystwie jednego brata z Aten, polecieliśmy samolotem do Tesaloniki obecnie często nazywanej Salonika). Tutaj użyliśmy zawodowego tłumacza - pana Tassos Hadjimitsos. Zwiedziliśmy miejsce, gdzie św. Paweł przypuszczalnie rozbierał Pismo Św. z Żydami w ich synagodze (Dz.Ap. 17:1-9); tego wieczoru i następnego dnia przemawialiśmy dwa razy do 25 braci. Cieszyliśmy się wspólnie błogosławioną społecznością, gdy rozbieraliśmy liczne ustępy Pisma Św. na temat klasy Młodociano Godnej. Wiele interesujących pytań na ten temat i tematy pokrewne było stawianych na zebraniu pytań i odpowiedzi, które były dawane z Pisma Św. Nalegaliśmy na naszych braci z Tesaloniki, tak jak to czynił Św. Paweł za jego czasu (1 Tes. 5:21), aby "wszystkiego doświadczali" a "co jest dobrego, tego się trzymali". "Głos mocy Bożej" (Psalm 68:37) z Jego Świętego Słowa służył do dodania im otuchy i pomocy. Rychło 15 lipca, z panem Hadjimitsos i braćmi z Aten, wyjechaliśmy pociągiem do Larissa. Tam kilku braci z sąsiednich miast również przybyło aby się z nami spotkać. W ciągu dnia cieszyliśmy się razem cenną społecznością i rozbieraniem Pisma Św.

    Ponieważ Grecja jest krajem ściśle grecko-prawosławnym, dlatego nie jest przychylna ustanowieniu kościołów innowierczych, które by nawracały lub powodowały opuszczanie kościoła grecko-katolickiego. Nasi bracia w Larissa mówili, że byli wielce prześladowani i że byłoby bezpieczniej zebrać się na otwartym miejscu w publicznym parku; rozproszyliśmy się więc a potem zeszli w parku przy stole opuszczonym przez innych ludzi. Zamówiliśmy piankę mrożoną, czyli lody, oraz napoje z cytryny i pomarańczy, i z Biblią ukrytą przed wzrokiem, spokojnie rozbieraliśmy Słowo Boże i związane z nim myśli. Bracia wstawiali wiele pytań i wyrazili wielką radość z otrzymanych Błogosławieństw.

    Po około godzinnej cennej społeczności i ucztowaniu z dobrych rzeczy Słowa Bożego, przybliżył się do nas człowiek w cywilnym ubraniu, który przechadzając się, podsłuchał z naszej rozmowy, że nauczaliśmy z Biblii. Przedstawił swoją legitymacje, że był członkiem tajnej policji, i rozkazał nam wszystkim iść za nim. Osobiście mogliśmy domagać się naszych praw aby nas uwolniono jako amerykańskiego obywatela, lecz pozostaliśmy z braćmi aby bronić ich sprawy. Wszyscy (w liczbie 12) byliśmy zegnani jak bydło, i eskortowani pieszo w koszulach bez marynarek pod upalnym słońcem przez całą milę, tj. z parku przez centrum miasta na posterunek policyjny, będąc prowadzeni pod straży przez urzędnika policyjnego, który dokonał aresztu i trzech policjantów na rowerach jadących za nami. Można powiedzieć iż było to dosyć paradne widowisko, będąc wystawieni na podziw publiczny (Żyd. 10:33), lecz radowaliśmy się w myśli, że mieliśmy sposobność cierpienia za prawdę i sprawiedliwość, i że nasze doświadczenia w Grecji były nieco podobne do doświadczeń Apostoła Pawła.

    W drodze policjant obwiniał nas wszystkich o uprawianie zebrań innowierczych i powiedział, że dosyć ma dowodów aby nas wszystkich uwięzić za uprawianie prozelityzmu. Gdy nasz tłumacz w odpowiedzi oznajmił mu, że jesteśmy amerykańskim obywatelem i zapytał czy życzy sobie aby jego uwagi były nam przetłumaczone, policjant odrzekł: "Jeżeli to uczynisz, to jego wypuszczę, a was wszystkich ukarzę". W urzędzie policyjnym dokonano badań, niektóre były uczynione oddzielnie, w celu obwinienia Braci.

    Wreszcie nas przesłuchano. Daliśmy dowody o naszym przyjęciu publicznym w Atenach i spytaliśmy się czy jest to obrazą w Grecji, gdy obywatel amerykański o dobrej reputacji spotyka kilka swych przyjaciół publicznie w parku lub na rynku. "Lecz pan rozbierał Pismo Święte - pan nie należy do kościoła prawosławnego - czy pan jest badaczem Pisma Świętego?" Zdając sobie sprawę, że oficer prawdopodobnie usiłował zaliczyć nas do sekty "Świadków Jehowy", albo grupy Brzasku, odpowiedzieliśmy że podobnie jak apostoł Paweł byliśmy badaczem Biblii, podobnie jak on rozbieraliśmy Pismo Św. publicznie w miastach Grecji i podobnie jak on zostaliśmy aresztowani i prześladowani. Przypomnieliśmy mu, że policja przeszła obok niektórych, którzy pili i grali w karty i kości, i nic im nie mówiła, a nas aresztowała i naszych przyjaciół, których jedyną winą (?) było to, że wspólnie rozmawialiśmy o dobrych rzeczach Słowa Bożego! Gdy Szef Policji został wezwany, to powiedzieliśmy mu, że w ciągu 50 lat naszego głoszenia Ewangelii, w których to latach podróżowaliśmy po wielu krajach, nie byliśmy nigdy przedtem aresztowani albo tak bezwstydnie potraktowani i tak publicznie znieważeni. Poprosiliśmy o wypuszczenie nas i naszych przyjaciół oraz o przeproszenie. Widocznie będąc zaskoczonym, po chwilowym wahaniu odpowiedział , że żałuje jeżeli doznaliśmy "kłopotu", lecz usprawiedliwił postępek policji przez oświadczenie, że musieli oni dokonać badania, i że spodziewa się iż to zrozumiemy. Wtedy nas wszystkich wypuszczono.

    Następnie mieliśmy dalszą rozmowę z kilkoma braćmi na otwartym powietrzu, na środku placu. Jeden brat opowiadał nam jak stracił pracę z powodu prześladowań, gdy przyjął Prawdę, i że jest już dwa lata bez pracy - ponieważ nikt nie chce go zatrudnić od czasu gdy opuścił kościół prawosławny. Inny brat opowiadał jak swego czasu miał stragan z jarzyną, a gdy przyjął Prawdę ksiądz stanął przy jego straganie i ostrzegał ludzi aby nie kupowali u "tego heretyka". Tym sposobem zrujnował interes tego brata, albowiem ludzie obawiali się okazać nieposłuszeństwo księdzu. Ten brat dodał, "lecz nie obawiam się umrzeć - nic nie mam do stracenia oprócz małego kawałka gruntu, dwóch kóz i kilka kur".

    Gdy zastanawiamy się jak łatwo niektórzy z więcej uprzywilejowanych braci odrzucają Prawdę, lub jej części, i porównujemy ich z braćmi, którzy pomimo wiele przeszkód i prześladowań są tak wierni temu małemu światłu, jakie posiadają, to możemy widzieć jak Pan może mieć wiele członków Wielkiego Grona i klasy Młodociano Godnej w krajach, gdzie Prawda parousyjna jest mało znana i gdzie nie doszła jeszcze Prawda epifaniczna.

    Po naszym powrocie do Aten 16 lipca, usiłowaliśmy uzyskać audiencje w Ministerstwie Wyznań. W końcu ją uzyskaliśmy i bardzo uprzejmie nas wysłuchano. Przedstawiliśmy w krótkości nasze pragnienia i naszą prośbę, aby rząd uznał Świecko Domowy Ruch Misjonarski w Grecji i pozwolił braciom aby mogli swobodnie urządzać zebrania pod jego auspicjami. Mamy nadzieje, jeśli Bóg dozwoli, że ewentualnie nasza prośba będzie wysłuchana, i że również pewna nasza literatura będzie mogła być wydaną w języku greckim - szczególnie podstawowe prawdy epifaniczne - dla której także będziemy potrzebowali zdolnego tłumacza, raczej kogoś, kto jest poświęcony, wierzący w Prawdę; na razie zdaje się, że nie ma takiej osoby. Prosimy braci aby łączyli się z nami w gorliwej modlitwie do Pana, prosząc o Jego kierownictwo w naszych wysiłkach czynionych na korzyść drogich braci w Grecji.

    W naszych pierwszych zebraniach dla braci po naszym przybyciu do Aten, ponieważ nie było łatwo zdobyć innego tłumacza, przyjęliśmy za tłumacza jednego z mówców Brzasku - brata Greka, który gdy przeczytał ogłoszenie w Sztandarze Biblijnym, że zamierzamy udać się do Grecji, przyleciał samolotem z Ameryki, i przez listy oraz osobiście ostrzegał braci w całej Grecji przed Prawdą epifaniczną i nami, wywołując tym sposobem wiele uprzedzenia. Niemniej jednak, zgodził się tłumaczyć dla nas, z czego wywiązał się bardzo dobrze, tłumacząc nasze mowy w Atenach o braterskiej miłości i o jedności Ducha, itd., chociaż odmówił tłumaczenia czegokolwiek o zamknięciu drzwi do wejścia do Wysokiego Powołania albo o klasie Młodociano Godnej.

    Jednak po naszym powrocie do Aten, przyjęliśmy za tłumacza pana Hadjimitsosa, który również tłumaczył nasze mowy w Tesalonice i Larissie; przeto, mogliśmy teraz przemawiać swobodnie. W ten sposób przez cztery wieczory i w ciągu dni przez osobiste rozmowy rozbieraliśmy przeważnie ustępy Pisma Św. i biblijne myśli o Młodociano Godnych, trzeciej wybranej klasie Wieku Ewangelii, oraz o zamknięciu drzwi wejścia do Wysokiego Powołania. Niektórzy słuchali z zadowoleniem i wiele uprzedzenia zostało usunięte, podczas gdy inni sprzeciwiali się. Ten grecki brat z Ameryki, zwolennik Brzasku, chciał nam przeszkodzić szczególnie w jednym z naszych zebrań z braćmi; a gdy mu się w tym nie powiodło, wycofał się po naszym tam przybyciu, odmawiając nawet wysłuchania naszych dowodów biblijnych, ani nauk podawanych z pism onego sługi w tym przedmiocie.

Niemcy

    W drodze powrotnej z Grecji, najbardziej odległego punktu w naszej podróży, odwiedziliśmy następnie braci w Niemczech. Opuściliśmy Ateny rano 20 lipca, niektórzy z braci przyszli do biura podróży znajdującego się w mieście aby się z nami pożegnać i życzyć nam powodzenia Bożego; nasz tłumacz, który podczas naszej społeczności zainteresował się znacznie niektórymi prostszymi prawdami, towarzyszył nam aż na lotnisko.

    Nasz samolot przybył późno do Frankfurtu, Niemiec, gdzie spotkaliśmy się z naszym przedstawicielem na Niemcy, bratem Coordesem, naszym tłumaczem, bratem Morgenstern, oraz innym bratem z południowych Niemiec, i wszyscy odjechaliśmy późno pociągiem na północ lecz byliśmy zmuszeni zatrzymać się na noc w pewnym miasteczku w drodze do Furstenbergu, gdzie przybyliśmy w niedzielę 21 lipca, na czas, aby służyć w dwóch zebraniach. Mieliśmy po trzy zebrania w każdy z następnych dwu dni, dając wykłady albo odpowiedzi na liczne pytania. Było 21 braci obecnych, niektórzy przybyli z dalekich stron, włączając strefą rosyjską. Radość tych drogich zgłodniałych braci (Mat. 5:6) jest nie do opisania. Na wszystkich zebraniach nasze mowy były tłumaczone na język niemiecki a potem na język polski. Pan niewątpliwie wylał obfite błogosławieństwa na nas przez nasze wykłady z Biblii i naszą społeczność.

Francja i Belgia

    25 lipca odlecieliśmy samolotem do Paryża, gdzie doglądaliśmy pewnych spraw interesowych i mieliśmy społeczność z drogimi braćmi przez dwa dni, na zebraniach każdego dnia było 18 obecnych. 27 i 28 lipca usłużyliśmy na dwóch ogólnych zebraniach, braciom francuskim i polskim w Bruay i Lens, gdzie było obecnych od 200 do ponad 250 osób. Tutaj znowu powitano nas przez powiewanie chusteczkami. Daliśmy dwa wykłady i przewodniczyliśmy w dwóch zebraniach pytań, wszystkie mowy były tłumaczone na język francuski i polski. Mieliśmy tak wiele pytań, że następny dzień również spędziliśmy na odpowiadaniu, mając dwa zebrania w Denain, gdzie było 55 braci obecnych.

    Brat Caron, nasz przedstawiciel we Francji i siostra Caron są nauczycielami w szkole świeckiej. Ponieważ brat Caron spodziewa się po następnym roku szkolnym pójść na emeryturę, i z tego powodu nie może potem dłużej zajmować domu szkolnego, więc kupił sobie trzypiętrowy dom w Bethune by w nim zamieszkać, a który jest dość duży iż może poświęcić wielką jego część na Pańską pracą dla Prawdy. Brat Caron pokazał nam cały ten budynek; specjalne miejsca są urządzone na skład stale wzrastającego zapasu książek, broszur i dawniejszych numerów naszych czasopism, z których wiele jest umieszczonych w przedziałach mających drzwi zasuwane.

    W dodatku do tłumaczy, wiele innych drogich braci zaofiarowało swe usługi w drukowaniu, oprawianiu, zawijaniu, itd. francuskich i polskich czasopism, z których trzy (dwa francuskie i jedno polskie) są obecnie wydawane przez braci, zamiast być drukowane w drukarni. Byliśmy bardzo zainteresowani przyglądaniem się im jak operowali automatyczną maszyną do powielania, która pracuje elektrycznie, a która z wału papieru drukuje pismo z matryc do powielania i ucina w odpowiedniej mierze różne strony, włączając frontową okładkę, która jest ślicznie odbijana z gumowej matrycy. Ta maszyna dokonuje wspaniałej pracy. Po wydrukowaniu stron, bracia i siostry składają je w odpowiednim porządku, a potem pokładają je pod maszynkę do spinania, która je spina, po czym skończone egzemplarze są gotowe do przeglądania, owijania i wysyłania. Bracia zdają się być bardzo zadowoleni z oddawania tej usługi. Wznieśliśmy się z nimi w szczególnej modlitwie, prosząc o Pańskie błogosławieństwo dla nich i dla drogich braci oraz innych, którym oni w ten sposób z zadowoleniem służą. Począwszy z następnym rokiem brat Caron spodziewa się być w stanie poświęcić cały swój czas na służbę Pańską.

    W towarzystwie brata Carona jako naszego tłumacza odwiedziliśmy następnie Belgię. Służyliśmy drogim braciom w Charleroi wieczornymi zebraniami 30 i 31 lipca, gdzie było 38 obecnych braci na każdym zebraniu. Wiele pytań było przedstawionych, tak iż oba zebrania były z natury rzeczy odpowiedziami na pytania. Tutaj, jak i gdzie indziej, bracia mieli niektóre bardzo srogie doświadczenia, lecz Pan daje im zwycięstwo, gdy spolegają na Jego mocy. Mieliśmy błogosławioną wspólną społeczność. Po drugim wieczornym zebraniu, brat Caron zawiózł nas swym samochodem do Amay; przybyliśmy tam po północy i przebywaliśmy w domu drogiego brata i siostry, gdzie odbyły się dwa zebrania (wykład z 1 Moj. 22:1-18 i zebranie pytań) podczas następnego popołudnia i wieczora, 26 braci było tam obecnych.

Wielka Brytania

    Rano 2 sierpnia brat Caron zawiózł nas do Brukseli, skąd odlecieliśmy samolotem do Londynu. Służyliśmy na obszarze Londynu przez trzy dni, szczególnie w Ealing i Reading, i przemawialiśmy na zebraniu publicznym na temat, "Czy Bóg zwycięża czy szatan?" Tu spotkaliśmy kilku nowo zainteresowanych oraz kilku nowych braci, których nigdy przedtem nie widzieliśmy. Bracia na obszarze Londynu są bardzo czynni w pracy z filmami biblijnymi oraz w pracy wobec Żydów i osiągają dobre wyniki, szczególnie w tej drugiej pracy. 5 sierpnia odlecieliśmy do Manchester, gdzie przywitało nas kilku braci i gdzie nasz przedstawiciel na Wielką Brytanię, brat Armstrong, zawiózł nas swym samochodem do brata i siostry Horn, w których domu przebywaliśmy podczas naszego pobytu w Darlington, i gdzie służyliśmy wykładami 5 i 6 sierpnia, przemawiając na tematy z Iz. 19, Mich. 5 oraz o "Nadchodzącym Panowaniu Pokoju Na Ziemi". 7 sierpnia odwiedziliśmy braci odległych i będących na odosobnieniu, z którymi mieliśmy cenną społeczność; jedna siostra z pośród nich przybyła na konwencje do Hyde, gdzie później oświadczyła, że otrzymała wielkie błogosławieństwo.

    9 sierpnia pojechaliśmy samochodem z bratem Horn do Silverdale, które znajduje się na dość znacznej odległości, skąd zabraliśmy drogiego brata i siostrę, i zawieźliśmy ich na konwencje do Hyde (która odbyła się od 9-11 sierpnia). Dwa wykłady były dane tego dnia, jeden przez brata Armstronga, naszego przedstawiciela jako zagajenie. Po rannym sympozjonie 10 sierpnia, konwencje przeniesiono z głównej kwatery brytyjskiej gałęzi do większej "Sali Filantropijnej" - całkiem stosowna nazwa na miejsce zebrań dla poświęconego ludu Pańskiego (Dz.Ap. 20:35). Tam trzy dalsze wykłady były dane, oraz odbyło się zebranie pytań i interesowe posiedzenie, w dodatku do innych zebrań. Ponad 50 braci wzięło udział w tej konwencji oraz liczne i obfite były błogosławieństwa Pańskie, którymi wspólnie cieszyliśmy się. Jedna siostra, która wzięła udział w publicznym zebraniu w Londynie i wielce skorzystała z poselstwa, postanowiła pojechać na konwencje do Hyde. Siostra Armstrong i inna siostra były napełnione niewymowną radością gdy rozpoznały w niej jedną ze swych koleżanek panieństwa; było to naprawdę szczęśliwe spotkanie dla tych trzech sióstr. Dowiedzieliśmy się również, że ta siostra z Londynu znała brata Johnsona osobiście przez wiele lat - w rzeczywistości, ona służyła mu jako sekretarka, gdy on był w Wielkiej Brytanii w 1917 roku!

    Po skończonej konwencji, kompania z około 20 braci towarzyszyła nam na lotnisko do Ringway, w pobliżu Manchester, skąd odlecieliśmy krótko po północy do Stanów Zjednoczonych Ameryki. W drodze zatrzymaliśmy się krótko w Irlandii, po czym mieliśmy spokojny lot aż do Ameryki, gdzie następny odlot był znacznie opóźniony z powodu burzy, ale w końcu przyjechaliśmy do Philadelphii krótko po południu 12 sierpnia. Na lotnisku zastaliśmy siostrę Jolly i innych, którzy czekali na nas. Po naszym powrocie do Domu Biblijnego zastaliśmy liczne sprawy, oczekujące naszej uwagi. Niewątpliwie dziękujemy i wychwalamy naszego niebieskiego Ojca za wszystkie otrzymane błogosławieństwa, włączając szczęśliwą podróż.

    Podajemy poniżej reprodukcję wiadomości, którą ogłosiliśmy w miejscowej gazecie po naszym powrocie z Europy:

Pastor wraca z Europy

    "Raymond G. Jolly, Pastor epifanicznego Przybytku i Generalny Dyrektor Świecko Domowego Ruchu Misjonarskiego, wszechświatowego ruchu o charakterze niesekciarskim dla zachęcenia badania Biblii w domu (z główną kwatery w Philadelphii, 2101-2113 South, 11 th Street), wrócił właśnie z kilku miesięcznej kampanii ewangelistycznej po Europie. Podczas tej misjonarskiej podróży, która jest jego trzecią podróżą po Europie, odwiedził on Polskę i Grecję po raz pierwszy."

    "Po zwiedzeniu Norwegii i Danii, pan Jolly odleciał samolotem do Poznania gdzie był oficjalnie powitany przez komitet składający się z około piętnastu pracowników, chrześcijan. W czasie swego objazdu po Polsce przemawiał w jej głównych miastach do wielkich zgromadzeń oraz chrzcząc wiele osób. Międzynarodowe targi w Poznaniu, na których Stany Zjednoczone Ameryki uczyniły najefektowniejszy eksponat, jaki kiedykolwiek był wystawiony zagranicą, roiły się od ludzi podczas wizyty pana Jolly-ego. Około 50.000 ludzi dziennie zwiedzało zabudowania wystawy".

    "Pan Jolly donosi, że Polska obecnie cieszy się wielką swobodą, i że warunki tam są o wiele lepsze niż niektórzy przypuszczają. Miał styczność z pewną liczbą polskich urzędników rządowych, włączając urzędników Ministerstwa Wyznań, i był nader serdecznie i uprzejmie przyjmowany. Zapewniono go, że jest pragnieniem rządu polskiego udzielić równego uznania i praw wszystkim religijnym wyznaniom. Pan Jolly wierzy, że świetna przyszłość jest przeznaczona dla Polski, która jest wielce ubłogosławiona żyznymi ziemiami, naturalnymi zasobami i wyrastającym przemysłem."

    "W Grecji pan Jolly był gościem i mówcą przy nadawaniu stopnia naukowego studentom w grecko-amerykańskim Instytucie Kultury w Atenach, gdzie około 1.500 osób było obecnych, a następnego wieczora na zaproszenie wygłosił wykład przed Instytutem. Również złożył wizytę w Ministerstwie Wyznań w celu uzyskania wolności zgromadzenia się i odprawiania nabożeństw dla wszystkich. Pan Jolly donosi o ogólnym budzeniu się w całej Europie i o objawiającym się pragnieniu by dowiedzieć się ze Słowa Bożego jakie znaczenie mają bieżące wypadki i widoki co do nadchodzącego panowania pokoju na ziemi, które jak wierzy pan Jolly, jest bardzo bliskie."

    "W dodatku do jego ewangelistycznej i wykładowej pracy, pan Jolly kieruje ogólnoświatową korespondencją oraz pisze na tematy biblijne do różnych religijnych czasopism, z których redaguje i wydaje dwa, a które są tłumaczone na kilka języków. Pan Jolly da publiczne sprawozdanie ze swej podróży o godz. 7 wieczorem, w sobotę 31 sierpnia, w Przybytku Epifanicznym, 11 th Street and Snyder Avenue. Wszyscy są mile widziani".

TP ’58, 16-29.

Wróć do Archiwum