PODRÓŻ REDAKTORA NA WYSPY KARAIBSKIE I DO AMERYKI POŁUDNIOWEJ
Zgodnie z zawiadomieniem w ostatnich dwu numerach naszych pism, z lutego i marca (w jęz. ang. - przyp. red.), redaktor złożył ponowną wizytę naszym braciom w Indiach Zachodnich, w Ameryce Południowej i w Panamie. Tym razem odbyliśmy całą podróż drogą powietrzną. Pierwszy nasz przystanek był w Miami, na Florydzie, gdzie spędziliśmy dwa dni na głoszeniu Ewangelii. Dwa lata temu usłużyliśmy również na Kubie, ale tym razem z powodu nie ustalonych tamtejszych stosunków (był to okres powstania - przyp. red.), pominęliśmy ten kraj. Po przyjeździe na Jamajkę, spotkaliśmy na lotnisku grono braci, którzy zabrali nas do Bartons, miasteczka położonego w górzystej części wyspy, gdzie odbywała się już konwencja, w której uczestniczyło ok. 80 osób. Na zebranie publiczne przybyło ok. 140 osób, na którym przemawialiśmy na temat "Złodzieje w Raju". Sala zebrań, którą bracia sami wybudowali, była tak przepełniona, że ok. 20 dzieci musiało się usadowić na estradzie, ażeby zrobić miejsce osobom starszym przybyłym na zebranie. Dzieci zachowywały się wzorowo, gdyż zaraz na wstępie przypomnieliśmy im, że tylko mówca ma być słyszany z estrady. Następna konwencja odbyła się w Falmouth w Sali Armii Zbawienia (Salvation Army). Oprócz publicznego wykładu, mało osób przybyło na nią. Przewodniczący br. W.H. Brown wybrał bardzo odpowiedni tekst na otwarcie konwencji, a mianowicie z 5 Moj. 7:7: "Nie dlatego Pan umiłował was i obrał, że was więcej było nad inne narody, gdyż was było najmniej ze wszystkich narodów" (poprawny przekład według A.V.) Po dwudniowej cennej społeczności bratniej jechaliśmy automobilem przez piękne okolice, zwiedzając różne punkty godne zainteresowania, na koniec przejechaliśmy przez piękny wąwóz paproci w drodze do Kingston. W Kingston spędziliśmy cztery dni w usłudze dla braci i publiczności. Tutaj, podobnie jak i na innych konwencjach, pewna liczba braci usłużyła wykładami i w sympozjum.
Po 10-dniowej usłudze braciom na Jamajce, wyjechaliśmy na holenderską wyspę Curacao, gdzie przenocowaliśmy. Rano podczas śniadania zobaczyliśmy małego, pięknego, niebieskiego ptaka z żółtym upierzeniem na piersiach, który szukał czegoś skacząc około stołu. W końcu znalazł otwartą cukierniczkę, po nasyceniu się cukrem wyfrunął przez otwarte okno. Na zapytanie co to za ptak, powiedziano nam, że jest to tzw. "złodziej cukru", który z powodu ciągłego poszukiwania cukru oswoił się z ludźmi.
Następnie wyjechaliśmy na wyspę Trinidad, gdzie spędziliśmy po części 6 dni w miłej społeczności bratniej i w usłudze Ewangelii w Port of Spain, oraz w innych miejscowościach. Służyliśmy wykładami i odpowiedziami na pytania, a także w zebraniu publicznym i w chrzcie. Wielce nas uradowało ponowne spotkanie dawniej poznanych, jak i nowych drogich braci. Oni wyszli na nasze spotkanie, jak również i później niektórzy z nich odprowadzili nas na lotnisko.
Po naszym ostatnim zebraniu w Trinidad, w niedzielę rano 1 marca, odlecieliśmy samolotem do Georgetown, w Guianie Brytyjskiej. Po 25-milowej podróży automobilem z lotniska, wraz z braćmi przybyliśmy tam na czas na zebranie wieczorne. Bracia w Guianie Bryt. są bardzo czynni w pokazywaniu ruchomych obrazów biblijnych, podobnie jak i w wielu innych miejscowościach. Pokazywali oni te obrazy i wyjaśniali ich poselstwo z Pisma Św. w wielu kościołach różnych denominacji, pomiędzy którymi była denominacja pod nazwą Przybytek Ewangelii Misji Chrześcijańskiej (Gospel Tabernacle of the Christian Mission). Na specjalne żądanie pastora tej denominacji, który ogłosił nasze zebranie, przemawialiśmy w jego kościele na temat "Złodzieje w Raju". Były tam także tego dnia wyświetlane obrazy z żywota naszego Pana. Zgromadzenie słuchało wykładu z wielką uwagą, a pastor od czasu do czasu potwierdzał prawdziwość naszych wywodów przez wyrażenie swojego Amen, zaś przy zakończeniu zebrania dziękował Bogu w modlitwie za poselstwo i za wiele ważnych pism danych mu pod uwagę podczas wykładu. Broszurkę "Gdzie są umarli?" z ulotką "Nowa Ziemia" wręczono najpierw pastorowi, a następnie rozdano jego zgromadzeniu. On, jak i wielu z jego zgromadzenia, podało adresy z prośbą o przysyłanie im okazowych numerów naszego pisma The Bible Standard.
U gospodarza domu, w którym gościliśmy, mieliśmy przywilej rozmawiać z prezbiteriańskim pa-storem z Kanady, który prowadzi pracę misjonarską i organizacyjną w Gujanie Brytyjskiej, a także z innymi osobami, między którymi byli rzymsko-katolicy. Ci ostatni zadawali nam różne pytania, jak np. "Czy pan wierzy w doktrynę o przeistoczeniu?" "Czy ksiądz ma władzę odpuszczania grzechów?" "Czy Maria wstąpiła z ciałem do nieba?" "Czy powinniśmy modlić się do świętych?" "Czy papież jest nieomylny?" itd. Wiele ciekawej dyskusji miało miejsce z powodu tych pytań, jak również próśb o dalszą literaturę, ulotki, nasze pismo, itd.
Po opuszczeniu Gujany Brytyjskiej, w dniu 6 marca przybyliśmy do Paramaribo w Suriname (czyli Gujanie Holenderskiej), gdzie pozostawaliśmy do wieczora 10 marca. Tam mogły się odbywać tylko zebrania wieczorne, z powodu, że podczas dnia bracia są zajęci pracą zarobkową. Na jeden z wieczorów ogłoszono zebranie publiczne, zaś w inne wieczory bracia zgromadzili się w prywatnym domu na studiowanie Biblii, wykłady, pytania biblijne, itd. Z powodu nadzwyczajnego gorąca i wilgoci oraz spożycia czegoś, co okazało się szkodliwe dla nas, zachorowaliśmy jednego wieczora, ale po wizycie doktora, i po odpowiednim podparciu nas w łóżku, przemawialiśmy do braci zgromadzonych wokoło. Potem odczuliśmy osłabienie, lecz przez następne parę dni przyszliśmy znowu do normalnego stanu. Byliśmy bardzo zadowoleni z naszego spotkania z braćmi w Paramaribo, bo chociaż podczas dawniejszych odwiedzin widzieliśmy się z innymi braćmi po kilka razy, to z braćmi w Suriname było to dopiero drugie spotkanie. Zauważyliśmy tam, że bracia wzrastają w znajomości i łasce co nas wielce zadowalało.
NASZA PIERWSZA WIZYTA W BRAZYLII I ARGENTYNIE
Po drodze do Curitiba w Ameryce Południowej, zatrzymaliśmy się na noc w Belem, a także w Rio de Janerio na wschodnim wybrzeżu. W Belem położonym blisko równika, jak i w innych krajach podzwrotnikowych, owady nie dają człowiekowi spokoju. Zauważyliśmy, że wiele ludzi w podzwrotnikowej Brazylii ma dość szczególne zwyczaje sanitarne i pod względem utrzymania czystości. Tam bowiem karaluchy nie mają prawie żadnej przeszkody w dostaniu się do domów, oprócz tego, że w niektórych domostwach trzyma się ptaka, tzw. "pożeracza karaluchów", który jest dobrym zabezpieczeniem przed tymi owadami. Ptak ten, wielkości kogutka z małego gatunku kur zwanych bantam, jest bardzo prędki, czynny i daje dobrą przysługę w oczyszczaniu domów z karaluchów. W lepszych domach kupują ptakowi gotowe "spodenki" odpowiednio przypasowane, które są podtrzymywane przy pomocy pasków na plecach i na froncie skrzydeł. Tym sposobem problem sanitarny odnośnie ptaka i karaluchów jest dobrze i automatycznie załatwiony.
Byliśmy zadowoleni z przybycia do Curitiba ponieważ klimat jest tu chłodniejszy. Na lotnisku spotkało nas około 20 braci, z których żaden nie władał językiem angielskim, lecz polskim i brazylijskim, czyli portugalskim. Z tego powodu bracia do tłumaczenia wynajęli adwokata, który chociaż nie zapoznany z Biblią, jednak bardzo dobrze wywiązał się ze swego zadania. Brat Trusz, który rozpoczął pracę Pańską w Brazylii, jest tam już od wielu lat przedstawicielem naszego Ruchu. Bracia wybudowali własny lokal, w którym mają swoje regularne zebrania, w dodatku do zebrań, na których są prowadzone badania Biblii w różnych domach.
Pierwsze zebranie mieliśmy na ich sali, gdzie obdarzono nas dużym koszem pięknie ułożonych kwiatów i słowami powitania, na które odpowiedzieliśmy. Na sali wytworzyła się atmosfera wielkiej radości, gdyż była to pierwsza w ich kraju wizyta podróżującego mówcy z zagranicy. Podczas pierwszego wykładu, który mówiliśmy na temat "Nasze próby" (Our Trials), doznaliśmy pewnego zmieszania, ponieważ wyraz twarzy zebranych wskazywał, że wcale nie pojmowali myśli wykładu. Po chwili zrobiliśmy przerwę w wykładzie i zapytaliśmy braci: "kto z was ma próby?" Nikt nie podniósł ręki. Zapytaliśmy się więc po raz drugi: "Czy nikt z was nie ma prób? Ja myślę, że wszyscy z ludu Bożego mają swoje próby". Jeszcze nie było odpowiedzi. Wtedy nasz tłumacz (adwokat) poinformował nas o wyjaśnieniu braci, że żaden z nich nie był aresztowany, a zatem nie miał sprawy sądowej. Widocznie adwokat przetłumaczył angielski wyraz "trial" na: sprawa sądowa, zamiast próba, gdyż wyraz ten ma te dwa znaczenia w języku angielskim. Po ponownym zapytaniu się braci: "Ilu spośród was ma kłopoty, doświadczenia i trudności?", wszyscy podnieśli ręce. Odtąd mówiliśmy o utrapieniach, kło-potach i trudnościach, a wykład szedł już dobrze!
W Brazylii byliśmy czynni prawie przez cały czas, z czego się radowaliśmy. Z uwagi na to, że tamtejsi bracia nie mieli dotychczas usługi pielgrzymskiej, chcieli naszą wykorzystać w maksymalnym stopniu. Toteż, oprócz dawania wykładów dla braci, usłużyliśmy w sześciu publicznych zebraniach w ciągu czterech dni. Bracia zaś dostarczyli muzyki, na organach i parze skrzypiec, oraz śpiewu chóralnego i kwartetu. Przemówiliśmy również krótko do publiczności przez radio. W niedzielę usłużyliśmy w czterech zebraniach, z których trzy daliśmy w Araucaria, mieście gdzie zamieszkuje br. Trusz. Sędzia sądu miejskiego osobiście specjalnie prosił o publiczne zebranie, które odbyło się w teatrze Cinema w niedzielę przed południem. Przybyło na nie ok. 80 osób. Wykładu słuchano z wielką uwagą i zainteresowaniem. Mieliśmy również specjalne zebranie dla dzieci rodziców poświęconych Panu, na którym wyjaśniliśmy w krótkości takie pisma jak np. Mat. 19:13-15; Marek 10:13-16; 1 Sam. 1:11, 27, 28; 1 Kor. 7:14 itd. Było to pierwsze tego rodzaju zebranie w tym kraju, na którym około 20 dzieci było przedstawionych Panu do błogosławienia, z modlitwą i prośbą o Jego kierownictwo dla rodziców w ich wychowaniu dzieci ku czci i chwale Bożej.
Po południu prowadziliśmy zebranie o chrzcie, przy rzece blisko mostu i głównej drogi. Około 100 osób zgromadziło się tam, a wiele osób z publiczności przyłączyło się do nas jeszcze słuchając wykładu, w którym był wyjaśniany z Pisma Św. przedmiot o prawdziwym i symbolicznym chrzcie. Zanurzenie zostało dokonane w rzece. Później dowiedzieliśmy się, że wiele osób z publiczności było poruszonych wykładem, a niektórzy wyrazili chęć poświęcenia swego życia Bogu i ochrzczenia się. Inni zaś oświadczyli, że pragną uczęszczać na nasze studiowanie Biblii. Wieczorem tego samego dnia mieliśmy jeszcze jedno publiczne zebranie w Curitiba. Trudno jest określić słowami radość, jaka panowała między braćmi w Brazylii.
Następnie wyjechaliśmy do Buenos Aires w Argentynie. Tutaj również spotkaliśmy się z niektórymi drogimi braćmi pierwszy raz. Częściowo przez 4 dni mieliśmy przywilej gościć u drogiego brata i jego rodziny składającej się z ośmiu dorosłych poświęconych Bogu na służbę osób. Brat ten, ażeby zdobyć dalszą pomoc w studiowaniu Biblii, uczy się języka angielskiego. Prowadziliśmy z nim dość dobrą konwersację. Podczas popołudniowych zebrań w jego domu przedstawiliśmy cztery wybrane klasy o których naucza Pismo Św., a on z naszej powolnej mowy po angielsku tłumaczył braciom na język hiszpański. W ten sposób zebranie było mniej więcej w formie rozmowy, a więc nieformalne, lecz przyniosło wiele błogosławieństwa uczestnikom. Ten brat jest Jugosłowianinem wychowanym w Rumunii. Pierwszy tom - Boski Plan Wieków, czytał w języku rumuńskim i miał w posiadaniu od dawna. Na zebraniach było również trzech poświęconych braci Czechosłowaków. Tak oni, jak i reszta braci, otrzymują bardzo ograniczoną pomoc biblijną w ich własnych językach. Mamy nadzieję, że wkrótce znajdzie się sposób dopomożenia im w tej sytuacji.
Na naszych dwu zebraniach wieczornych obecnych było od 40 do 50 osób, a na innych zebraniach od 30 i wyżej; dość znaczna liczba wśród nich nie jest jeszcze zapoznana z Prawdą podaną w Piśmie Św. Dwóch urzędników z Armii Zbawienia służyło nam za tłumaczy, jeden pierwszego, a drugi drugiego wieczora. Ich usługa w tłumaczeniu była bardzo wierną i skuteczną. Odczytywali wiele pism po hiszpańsku, które podawaliśmy w czasie wykładu. Obaj wyrazili ocenienie posłannictwa i prosili o okazowe numery naszego pisma The Biblie Standard itd. Obaj także wyrazili chęć tłumaczenia nas, kiedykolwiek zajdzie tego potrzeba. Nasza wizyta w Buenos Aires okazała się bardzo cenna, gdyż była przepełniona Pańskimi bogatymi błogosławieństwami i miłymi wspomnieniami, jakie długo pozostaną w naszej pamięci. Podobnie jak gdzie indziej, tak i tu, niechętnie rozstawaliśmy się z braćmi. Jak i z tymi, którzy odprowadzali nas na lotnisko.
Nasz samolot przelatywał ponad nawiedzonymi powodzią okolicami spowodowaną wezbraniem rzeki La Plata. Opuściliśmy stepy argentyńskie lecąc do La Paz w Boliwii, tam, gdzie znajduje się najwyższe handlowe lotnisko usytuowane przy brzegach najwyżej w świecie położonego nawigacyjnego jeziora. Stamtąd lecieliśmy ponad górami Andes, przy czym nasz pilot zniżył samolot nad dymiącym kraterem wulkanu pokrytego śniegiem, tak, iż mogliśmy przyjrzeć się czeluści krateru. Samolot przystanął w Lima (Peru), gdzie blisko lotniska było do obejrzenia kilka interesujących lam (lama, zwierzę racicowe o długiej szyi i pięknej wełnie) w ogrodzeniu. Następnie samolot zatrzymał się w Guayaquil (Ecuador), a na koniec w Panamie, gdzie przybyliśmy o godzinie 2-giej rano 21 marca.
Wieczorem mieliśmy bogate błogosławieństwo w społeczności 25 braci, a następnego dnia w niedzielę usłużyliśmy na trzech zebraniach (w dwu wykładach i w zebraniu pytań). W poniedziałek wieczorem przemawialiśmy do publiczności na temat "Kto wygra: Bóg czy Szatan?" Zaś we wtorek odjechaliśmy koleją do Cristobal i Colon, gdzie przemawialiśmy na ten sam przedmiot. W obu miastach publiczność słuchała wykładów z wielką uwagą, po nich zażądano przysłania okazyjnych numerów naszego pisma. Po południu przemawialiśmy przez radio na temat "Złodzieje w Raju". Dwa lata temu przemawialiśmy z tej samej stacji radiowej na temat "Czy jest nadzieja dla nie zbawionych zmarłych?", obecnie mieliśmy radość spotkania się z bratem, który wtedy zainteresował się wykładem i pisał do nas o przysłanie mu dalszych informacji. Mieliśmy więc miłą korespondencję z nim przez cały ten czas, również miejscowi bracia udzielili mu wiele pomocy w poznaniu Prawdy. On przyjął symbol chrztu i teraz jest czynny w pracy kolporterskiej i ochotniczym rozdawaniu ulotek itd.
Po spędzeniu 6 dni w Panamie odlecieliśmy do Miami na Florydzie, gdzie znowu usłużyliśmy braciom. Tym razem daliśmy im raport z naszej podróży, a następnie wykład, po którym odlecieliśmy samolotem do Philadelphii, gdzie przybyliśmy wcześnie rano 28 marca.
Po krótkim odpoczynku zagłębiliśmy się w nawał pracy jaki na nas tu oczekiwał ciesząc się, że mamy przywilej służenia Panu i Jego braciom w dalszym ciągu. Dziękujemy naszym czytelnikom za ich pomoc w modlitwach i w usłużnej miłości podczas tej podróży. Za co zasyłamy modlitwy o Boskie błogosławieństwo i dziękujemy za dobro, jakie spłynęło na braci podczas tej podróży, wielbiąc naszego Ojca niebieskiego. Bracia i siostry, których składki finansowe dopomogły do odbycia tej podróży mogą się również radować w swym udziale sprowadzenia tych błogosławieństw. Niechaj Bóg obficie błogosławi wszystkich nas na ile staramy się gorliwie o poznanie i czynienie Jego woli we wszystkich rzeczach!
TP ’59, 101-109.