EUROPEJSKA PODRÓŻ REDAKTORA

    BRAK nam słów aby opisać ulewy błogosławieństw, zlanych przez Boga w Jego nieograniczonej miłości, na społeczność bra-terską i zebrania jakie mieliśmy podczas naszej ostatniej wizyty w Europie. Z Nowego Jorku odlecieliśmy 23 czerwca z pewnym opóźnieniem spowodowanym dokonywaną reperacją samolotu, która nawiasem mówiąc spowodowała, że uzyskaliśmy większą wygodę, ponieważ otrzymaliśmy miejsce w klasie pierwszej mając je poprzednio zarezerwowane w przedziale turystycznym. Lot był przyjemny i odbywał się nocą. Na lotnisko do Kopenhagi przybyliśmy 24 czerwca, gdzie powitała nas pewna ilość drogich braci. Krótko po tym daliśmy pierwszy wykład i cieszyliśmy się cenną społecznością z braćmi w tym kraju, tego i następnego dnia. Następnie udaliśmy się do Aalborg, gdzie wspólnie z braćmi przez dwa dni cieszyliśmy się obfitymi błogosławieństwami Pańskimi, przy czym pięć osób przyjęło chrzest. Z kolei mieliśmy cenną społeczność z braćmi Rasmussenem i Nielsenem, którzy tłumaczą nasze czasopismo na język duński, oraz z bratem Krygerem w Randers, który służył wiernie Panu, Prawdzie i braciom w Skandynawii przez wiele lat. Obecnie jest on poważnie chory; raduje się jednak, iż jego obecny bieg wkrótce się skończy.

    Po pożegnaniu się z drogimi braćmi w Danii, udaliśmy się samolotem do Polski, lądując w Warszawie wieczorem 28 czerwca. Na lotnisku powitało nas około 100 braci, a następnie niektórzy wraz z nami udali się nocnym pociągiem do Poznania. Podczas 18 dni spędzonych w Polsce, służyliśmy na ośmiu konwencjach, na których liczba uczestników wahała się od 300 do ponad 800. 45 osób przyjęło symbol chrztu jak również 125 dzieci zostało przedstawionych Panu do błogosławienia. Bracia witali nas wszędzie nader serdecznie, jak również z wielką uprzejmością byliśmy traktowani przez urzędników państwowych. Rząd Polski oficjalnie uznał Świecki Ruch Misyjny "Epifania" a polskie czasopismo "Teraźniejsza Prawda", jest tam obecnie drukowane i wydawane, z czego bracia wielce się radują. Również na ukończeniu jest wydanie książki "Codzienna Niebiańska Manna"; w następnej kolejności bracia planują wydanie różnych ulotek. Praca w Polsce szybko wzrasta z czego bracia wielce się radują. W kraju tym wraz z 15 dodatkowymi mianowaniami jest razem 47 generalnych starszych i ewangelistów, którzy służą naszym chrześcijańskim braciom, zespolonym w Ś.R.M. "Epifania".

    Podczas naszego pobytu w Polsce, wśród innych miejsc zwiedziliśmy były niemiecki obóz koncentracyjny. Poprzedni Redaktor pisał o tym obozie po zwiedzeniu go w r. 1946 co następuje:

    "Podczas postoju w Lublinie zwiedziliśmy Majdanek, który po obozie w Oświęcimiu był najbardziej śmiertelnym ze wszystkich niemieckich obozów koncentracyjnych. W pierwszym w przybliżeniu zagazowano Żydów i Polaków dwa miliony a w drugim trzy miliony. Gdy dowiedziano się, że jesteśmy Amerykaninem, okazano nam szczególną uprzejmość. Pani opiekująca się Majdankiem, który obecnie zamieniony został na Muzeum Narodowe, oprowadzała nas po różnych budynkach - drewnianych barakach, mających powierzchnię około 100 na 25 stóp, W jednym z nich znajdowało się stare i liche obuwie, w drugim licha i stara odzież, bo dobre obuwie i odzież wysyłano do Niemiec dla hitlerowców. W innym jeszcze budynku ofiary przechodziły przez prysznice tuż przed ich zagazowaniem i przez dwie komory gazowe przy czym do pierwszej wpuszczano 150 a do drugiej 300 ofiar, które były ściśnięte w nich jak sardynki. Krematorium miało pięć pieców rozgrzewanych do 1200 stopni i spalających na popiół 1200 ciał co 24 godziny. W pobliżu tych pieców był duży płaski kamień, służący jako stół operacyjny, gdy hitlerowcy przeszukiwali wnętrzności tych, których podejrzewali o połknięcie złota, diamentów itd. Około 150 stóp od krematorium stały szubienice, na których powieszono pięć; głównych osób, które zarządzały Majdankiem. Było to uczynione w tym miejscu, w którym młoda Polka odmówiła rozebrania się celem wejścia do prysznicu w obecności mężczyzn; wskutek tego chwycono ją i żywą wrzucono do pieca krematorium. Obóz koncentracyjny w Majdanku ma powierzchnię około 5 mil kwadratowych".

    Do powyższego opisu nie możemy wiele więcej dodać. Chcemy tylko powiedzieć, ze widzieliśmy stosy ludzkich włosów, okularów, sztucznych szczęk itd, które zdjęto z tych, którzy mieli być zagazowani, jak również mydło zrobione z ludzkich ciał. Byliśmy głęboko wzruszeni, oglądając te różne dowody ludz-kiego okrucieństwa i brutalnej srogości popełnianej przez ludzi wobec swych bliźnich. Ci, którzy wierzą w teorię o ewolucji, którzy uważają, że człowiek stale staje się lepszym, powinni zwiedzić takie miejsce i nauczyć się przez to, że człowiek nie tylko nie poprawił się w stosunku do ciemnych wieków, ale nawet więcej się zdegradował.

    W pewnym momencie przez naszego tłumacza zwróciliśmy uwagę pana, który nam towarzyszył, że wszyscy potrzebujemy się modlić: "Przyjdź Królestwo Twoje". On zgodził się z tym. Mieliśmy następnie dobrą sposobność dać mu świadectwo o nadchodzącym Królestwie i o jego bliskości. Zdawał się być tym głęboko wzruszony i zapewnił nas, że nieprędko zapomni wspólnie spędzony czas.

    W sobotę rano 16 lipca jeszcze większa ilość braci zebrała się na lotnisku w Warszawie aby nas pożegnać, aniżeli wtedy, gdy nas witano. Podczas konwencji powiedzieliśmy braciom, że siostra Jolly z zadowoleniem pożycza im swego męża na pewien czas pod warunkiem, że zwrócą go jej w dobrym stanie. Toteż gdy spytaliśmy się ich czy ta większa ilość nie oznacza, że są więcej zaniepokojeni naszym odjazdem niż naszym przyjazdem, odpowiedzieli: "Nie" wyjaśniając, że spełniają tylko swoje zobowiązanie gdy widzą, iż odjeżdżamy w dobrym stanie! Zarówno na lotnisku jak i podczas konwencji dokonano licznych zdjęć.

    W czasie podróży do Aten mieliśmy w Wiedniu wsiąść do samolotu belgijskich linii lotniczych, lecz tutaj napotkaliśmy przeszkodę, ponieważ wszystkie samoloty belgijskie zostały skierowane do Konga wobec powstałej tam sytuacji i w związku z tym wszystkie ich loty do Aten zostały odwołane. Po pewnej zwłoce dano nam miejsce w samolocie austriackich linii lotniczych lecącym do Rzymu. Zaznaliśmy w Rzymie wielu trudności, lecz w końcu następnego dnia uzyskaliśmy miejsce w samolocie do Aten i to dosłownie w ostatniej minucie, gdyż nie stawił się ten kto je zarezerwował. Na skutek tego przybyliśmy do Aten o dzień później, chociaż na czas aby usłużyć w wieczornym zebraniu niedzielnym, W Grecji doznaliśmy błogosławieństw jak również pewnych srogich prób, szczególnie ze strony niektórych fałszywych i sprzeciwiających się braci. Praca w Grecji napotyka liczne przeszkody i postępuje powoli. Jest tam jednak pewna liczba prawdziwych braci oceniających i wiernych ograniczonej ilości Prawdy epifanicznej, którą dotąd dla nich wydaliśmy. Jest rzeczą zachęcającą i odświeżającą widzieć u nich ducha miłości i poświęcenia dla Pana, jakiego objawiają.

    Chociaż rząd w Grecji oficjalnie uznał Świecko-Domowy Ruch Misjonarski, to jednak bracia dalej mają wiele trudności. Ubiegłej wiosny w Atenach zgromadziło się około 25 braci w domu jednego, ze starszych, na obchodzenie Wieczerzy Pańskiej. Około pół godziny później policja dokonała na nich najazdu. Wszyscy zostali aresztowani - mężczyźni, niewiasty i dzieci - i zaprowadzeni na posterunek policji pod zarzutem, że zgromadzili się w tym domu bez pozwolenia i że odwracali ludzi od greckiego kościoła prawosławnego, który jest oficjalnym kościołem państwowym. W Grecji byliśmy przez 15 dni i wiele czasu spędziliśmy w naszej nowej głównej kwaterze w Atenach na załatwianiu spraw dotyczących ogólnej pracy, oraz w służeniu braciom w Atenach i sąsiednich miejscowościach. Zwiedziliśmy także środkową i północną Grecję służąc braciom w Larissa i Tesalonice, gdzie pięć osób przyjęło symbol chrztu na ślicznym wybrzeżu morskim. Tym razem nie byliśmy molestowani przez rządowe władze w Larissa!

    Grecję opuściliśmy 1 sierpnia, udając się do Niemiec. W Hanowerze spotkaliśmy brata Coordes i następnie podróżowaliśmy z nim do Fuerstenberg, gdzie usłużyliśmy braciom, którzy zgromadzili się z różnych miejscowości, niekiedy z dość dużych odległości. Tutaj znowu spędziliśmy cenne chwile na nauce i społeczności. Piątego sierpnia udaliśmy się samolotem z Hanoweru do Kolonii a potem helikopterem do Leodium w Belgii. Tam spotkaliśmy brata Carona, który zawiózł nas samochodem do Amay, gdzie usługiwaliśmy 5 i 6 a w Charleroi 7 i 8 sierpnia. Następnie we Francji służyliśmy drogim braciom w Denain, Auchel (gdzie odbyło się specjalne zebranie z kolporterami w obecności 38 osób), Lens jak również w Bruay, gdzie mieliśmy naszą generalną konwencję, w której uczestniczyło około 225 osób. Była to druga generalna konwencja, na której usługiwaliśmy. Jak zwykle wykłady nasze były tłumaczone na języki francuski i polski. Wielce cieszyliśmy się przyjemną społecznością i obficie wspólnie z braćmi ucztowaliśmy przy stole Pańskim.

    Rano 16 sierpnia brat Caron zawiózł nas do Lilie, skąd helikopterem udaliśmy się do Brukseli a następnie samolotem do Londynu. W Londynie służyliśmy w Reading i Ealing 16 i 17 sierpnia. Po bez mała dwóch miesiącach pobytu na kontynencie, byliśmy zadowoleni mogąc przemawiać do braci i być przez nich zrozumiani bez tłumacza! 18 sierpnia udaliśmy się samolotem do Manchesteru; powitali nas tam brat Armstrong wraz z innymi drogimi braćmi i zawieźli do Hyde, gdzie mieliśmy społeczność z braćmi na konwencji służąc im przez 3 dni. Dawano świadectwa o obfitych błogosławieństwach towarzyszących tym zebraniom. 22 sierpnia wstaliśmy rano o godz. 5 czasu Greenwich i udaliśmy się z grupą braci na lotnisko do Manchesteru. Tam pożegnaliśmy ich i odlecieliśmy samolotem odrzutowym (był to nasz pierwszy lot odrzutowcem) by po siedmiu godzinach lotu wylądować w Nowym Jorku, skąd po przejściu przez Urząd Celny, udaliśmy się samolotem do Philadelphii. Siostra Jolly i inni bracia z Domu Biblijnego oczekiwali naszego przybycia na lotnisku około godziny 9 wieczorem. Przybyliśmy do domu czując się dość dobrze, chociaż cośkolwiek przemęczeni. Dwa dni później zachorowaliśmy na grypę i dostaliśmy gorączkę, jednak z zadowoleniem mówimy, że obecnie powoli powracamy do sił, chociaż jeszcze jesteśmy zupełnie słabi. Spodziewaliśmy się służyć na konwencji w Philadelphii, która odbyła się od 3 do 5 września, lecz będąc przykuci do łóżka i mając gorączkę, nie byliśmy w stanie tego uczynić. Jednak mimo uciążliwych doświadczeń dalej radujemy się w Panu będąc zadowoleni, że mamy przywilej służyć największemu ze wszystkich Mistrzów, w największej ze wszystkich spraw i najwspanialszemu ludowi na ziemi!

TP ’61, 5-7.

Wróć do Archiwum