CHRYSTUS - JEGO WĄSKA ŚCIEŻKA

(Ciąg dalszy z T.P. 1964, 46)

    POTRZEBY Jego Nowego Stworzenia odnoszące się do znajomości i siły, niezbędne do powzięcia kroków na wąskiej ścieżce, skłaniały Go do modlitwy. Był On zachęcany do niej przez Ojcowskie poparcie względem Siebie. Boskie zapraszanie Go, by się zbliżył do tronu łaski bardzo wpływało na Niego powodując, że przybliżał się prosząc o pomoc w potrzebie. Następnie Boskie obietnice wyrażone w Psalmach i Proroctwach, a szczególnie u Izajasza ośmielały Go, by prosić o te obietnice dla Siebie w modlitwie pełnej wiary. Boża chęć wysłuchiwania Go była potężną zachętą dla Niego, by przedstawiać potrzeby i pragnienia serca Swemu Ojcu Niebiańskiemu. Tym większą zachętą było to, iż w miarę jak postępował po wąskiej ścieżce coraz więcej wysłuchiwane były Jego modlitwy i to skłaniało Go tym bardziej do składania próśb Swych przed Bogiem; Jego poczucie jedności z Bogiem w duchu wpływało na Niego, iż modlił się do Boga wszelkiej łaski i dobroci. Wynika stąd, że Jezus miał zachętę, by zbliżać się do Boga w modlitwie. Prośby Jego zawarte w modlitwach były bez wątpienia tymi prośbami, które są w "Modlitwie Pańskiej" z wyjątkiem piątej prośby "odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", a przyczyną pominięcia tej prośby było to, że nie miał On grzechu, by prosił o przebaczenie. W pierwszej prośbie "święć się Imię Twoje" - modlił się o to, aby On i wierni mogli mieć zapewnione swoje powołanie i wybór Boży; bo czyniąc to oni święcili, rozmyślali o chwale imienia Bożego we wszystkich siedmiu znaczeniach słowa "imię". W drugiej prośbie Jezus modlił się o ustanowienie Królestwa w jego dwóch fazach; ponieważ każda z dwóch grup w dwóch klasach, należących do każdej fazy, wytworzy restytucję dla posłusznych. W trzeciej prośbie Jezus modlił się, aby ostatecznie wieczna sprawiedliwość mogła być ustanowiona w Wiekach chwały następujących po Tysiącleciu. Tak więc w tych trzech prośbach modlił się o to, aby plan Boży mógł być przeprowadzony skutecznie we wszystkich jego częściach. W czwartej prośbie prosił Boga, aby dał Mu Prawdę jako pokarm duchowy, jak również i o zaspokojenie potrzeb ciała. W szóstej prośbie modlił się do Boga, by Bóg był z Nim w Jego pokusach z pomocą Swego Ducha, Słowa i opatrzności; w siódmej zaś prośbie modlił się o łaskę zwyciężenia Szatana zarówno w jego bezpośrednich złych atakach, jak i pośrednich przez świat i ciało oraz w osiągnięciu zupełnego zwycięstwa w całym Jego postępowaniu. Gdy rozważamy te prośby zauważymy, iż pokrywały one wszystkie Jego osobiste potrzeby, a przy dodaniu prośby o przebaczenie grzechów były załączone potrzeby Kościoła i świata w ich stosunku do Boskiego Planu Wieków.

    Wysłuchanie Jego modlitw zależało od posłuszeństwa Jego ludzkiej natury względem naturalnego prawa zapisanego w Jego sercu oraz prawa Mojżeszowego i od posłuszeństwa Jego jako Nowego Stworzenia wobec Jego przymierza ofiary, które obejmowało wierność we wszystkich siedmiu rodzajach kroków na wąskiej ścieżce. Jako ludzka istota wykonywał On doskonałe posłuszeństwo względem naturalnego prawa zapisanego w Jego sercu oraz względem prawa Mojżeszowego, co sprawiało, że Jego ludzka natura jako człowieka i jako Żyda była do przyjęcia przez Boga, jako ofiara z tym rezultatem, że wszystko czego Jego ludzka natura pragnęła, a co było zgodne z tym, że miał być ofiarą, było Mu dane, a więc pokarm, schronienie, ubiór, w miarę Jego potrzeb.

    Wypełnianie zaś przez Niego Jego przymierza ofiary w miarę postępu w każdym z siedmiu kroków na Jego wąskiej ścieżce było nagradzane przez Boga w tym, iż miał On dostęp do Tronu Łaski dla zaspokojenia wszystkich Jego potrzeb jako Nowego Stworzenia. Zawsze Jego prośby o zaspokojenie tych potrzeb były wysłuchiwane (Jana 11:41). Specjalnie do Niego jako do Głowy i do Kościoła jako do Ciała stosowała się obietnica: "Wzywaj mnie w dzień utrapienia; tedy cię wyrwę, a ty mię uwielbisz" (Ps. 50:15). Modlitwy Jego przychodziły więc przed Boga jako kadzidło - tym przyjemniejsze do przyjęcia, że były wypełnione łaskami, szczególnie tymi łaskami, które były czynne w czasie Jego próśb, pokus i utrapień. Jakąż słodycz musiał On odczuwać, gdy obcował z Bogiem! Jakież zapewnienie, iż Bóg przyjmie Jego prośby musiał doznawać w Swych modlitwach! Jakąż musiała być Jego radość i miłość, gdy mógł zwracać się i mówić ze Swym Ojcem; bo On zawsze wiedział w Swym sercu, że był radością Ojca, a to Mu dawało największą satysfakcję. Nauczmy się od Jezusa używania w Jego Duchu naszych przywilejów dostępu do Tronu Łaski, a wtedy zawsze znajdziemy najbardziej Ojcowskie przyjęcie, ułatwiające prawdziwe obcowanie!

    Będzie użytecznym dla naszych studiów rozważyć pokrótce niektóre z modlitw Jezusa. Zwróciliśmy już w pewnym stopniu uwagę na te prośby Modlitwy Pańskiej, które stosowały się do Niego; obecnie rozważymy inne Jego modlitwy. Modlił się On przy Swym chrzcie (Łuk. 3:21), modlił się prywatnie, gdy chodząc głosił kazania (Marek 1:35; Łuk. 5:16), kiedy przygotowywał się do wyboru Dwunastu (Łuk. 6:12), gdy przechodzić miał przemienienie (Łuk. 9:28, 29), za Piotra (Łuk. 22:32), modlił się publicznie przed nakarmieniem ludu raz 5000 drugim razem 4000 "mężów oprócz niewiast i dziatek" (Mat. 14:19, 23; Marek 8:6), modlił się nad chlebem i winem w czasie Ostatniej Wieczerzy (Mat. 26:26, 27; Marek 14:22, 23; Łuk. 22:17, 19, 32; 1 Kor. 11:23-25), w czasie otrzymywania raportu od Siedemdziesięciu (Łuk. 10:21), przy błogosławieniu dzieci w Jerozolimie (Mat. 19:13-15) i w Gietsemanie (Mat. 26:36-44; Marek 14:32-39; Łuk. 22:41-44), jak było powyżej wyjaśnione. W żadnym z tych wypadków, z wyjątkiem modlitwy, gdy przyjmował raport od Siedemdziesięciu (Łuk. 10:21) i w Gietsemanie, nie są podane słowa Jego modlitw. Do tych tekstów, które podają słowa Jego modlitw chcemy dodać pewne komentarze. Kiedy Siedemdziesięciu powróciło i pokazało różne dobrodziejstwa jako rezultaty swej służby, dowiadujemy się z modlitwy Jezusa (Łuk. 10:21), że opowiadali oni, iż byli wysłuchiwani z radością przez pokornych i cichych, lecz nie byli chętnie przyjęci przez faryzeuszów i nauczonych w Piśmie. Ta zaś część ich sprawozdania sprawiła, iż radował się On w duchu, modląc się: "Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi! żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je niemowlątkom; zaprawdę, Ojcze! że się tak upodobało tobie". W tej modlitwie nie było prośby, lecz Jezus cieszył się i dziękował Bogu za ten szczegół planu Bożego, w którym mądrość Boża, Jego moc, sprawiedliwość i miłość dozwoliły na ukrycie zarysów wyboru przed dumnymi, zuchwałymi i zadowolonymi z siebie, a uczyniły je jasnymi dla ludzi pokornych i cichych. To zaś było dobre dla obu klas: dla pokornych i cichych zwanych niemowlątkami z powodu iż byli odpowiednimi do próby w zarysach wyborczych planu i dla innych z powodu iż byli nieodpowiednimi, a dla których szczegóły wolnej łaski będą zastosowane. Dlatego też Jezus radował się z powodu zamiarów Bożych odnoszących się do obu tych klas. Godną uwagi jest modlitwa dziękczynna bez prośby, jaką nasz Pan ofiarował przy grobie Łazarza; jednak ta modlitwa wskazuje, że wpierw była uczyniona prośba: "Jezus... rzekł, "Ojcze, dziękuję tobie, żeś mię wysłuchał. A jam ci wiedział, że mię zawsze wysłuchiwasz, alem to rzekł dla ludu wokoło stojącego, aby wierzyli, żeś ty mnie posłał" (Jana 11:41, 42). Jak mówi tu Jezus, ofiarował On tę modlitwę dziękczynną ze względu na obecnych ludzi, aby cud, który uczynił mógł ich przekonać, że jest On Bożym Wysłannikiem. Jakże prosta jest ta modlitwa! Jakie zapewnienie ona wyraża; i bliskość jedności Ojca i Syna! To dziękczynienie łączy prostotę i wzniosłość w uderzający sposób! Ponieważ już skomentowaliśmy Jego modlitwy z Ew. Jana 12:27, 28 i w Gietsemanie, więc więcej nie będziemy o nich mówić.

    Najdłuższa i najbardziej wyjaśniająca modlitwa Pana naszego, zapisana jako modlitwa Najwyższego Kapłana, jest podana w Ew. Jana w 17 rozdziale. Jest w niej tylko pięć próśb. Jedna z nich za Sobą Samym, aby Ojciec uwielbił Go (w. l,5). Trzy prośby za Apostołami: aby byli jedno jako Ojciec i Syn są jedno (w. 11); żeby mogli być zachowani ode złego (w. 15); i żeby mogli być uświęceni przez Prawdę (w. 17). I jedna prośba za resztą Kościoła: "aby wszyscy byli jedno, jako Ty Ojcze we mnie, a ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli" (w. 21). Reszta rozdziału obejmuje obcowanie Chrystusa z Ojcem.

    Pokrótce omówimy to obcowanie. Jezus mówi do Ojca, że godzina Jego przyszła (w. 1), wspomina o Swej misji jako Zbawcy (w. 2), aby zbawieni mogli mieć żywot wieczny (w. 3), o swym wiernym dokonaniu służby (w. 4), o objawieniu przez Niego Boga w siedmiorakim znaczeniu Imienia Bożego wybranym Apostołom, danym mu od Boga i ich strzeżeniu Słowa Bożego (w. 6), którzy poznali Go w mocy Jego urzędu (w. 7), którym On dał Słowo Boże, które mu Bóg powierzył na służbę i że przyjął ich dając im pełne zapewnienie, iż On opuścił niebiosa i przyszedł na ziemię jako Boży ambasador (w. 8), że prosi za nimi, nie za światem, ale za nimi jako darem, który Bóg mu dał (w. 9). Uznaje Swoje wspólnictwo z Bogiem i Swoje uwielbienie w Jego Apostołach (w. 10), uznaje bliskość zakończenia Swego pobytu na ziemi i że wkrótce odejdzie do Boga, co jest powodem że prosi Ojca by zachował ich w Imieniu Swoim, tj. wyrobił w nich charakter Boży, a przez to aby byli jedno - w jedności - tak jako Ojciec i On są w jedności (w. 11). Następnie mówi Ojcu, że będąc z nimi zachowywał ich w charakterze Bożym i żaden z nich nie zginął oprócz Judasza, członka Wtórej Śmierci, którego zatracenie było w Piśmie Św. przepowiedziane (w. 12). I teraz gdy ma iść do Ojca oświadcza, iż On wyjaśnił im Słowo Boże, aby mogli mieć udział z Nim w Jego radości (w. 13). Oświadcza, iż dlatego, że przyjęli Słowo Boże od Niego, świat ich nienawidzi, tak jak dla tej samej przyczyny znienawidził Jego (w. 14). Nie prosi by Jego uczniowie byli zabrani ze świata, lecz by Bóg utrzymał ich z dala od złego (w. 15), ponieważ oni miłują Go i dlatego nie są z świata (w. 16). Dalej prosi by byli oni uświęceni przez Boską Prawdę w swojej woli, ciele i duchu (w. 17), ponieważ tak jak Bóg wysłał Jego w świat, tak i On wysłał ich w świat na misję Wieku Ewangelii (w. 18), i żeby ich uświęcić w Prawdzie On uświęcił Siebie Samego w woli, ciele i duchu (w. 19). Zauważmy jak On jako zręczny adwokat polecił Apostołów łasce Boga, mówiąc wszystko dobre, a nic złego o nich.

    Przedstawiwszy Swoje trzy prośby na korzyść Apostołów z uwagami polecającymi ich, zaczyna modlić się za resztę Kościoła, którzy przez słowa apostolskie uwierzą w Niego (w. 20) prosząc, by oni wszyscy mogli być w jedności na podobieństwo Jego jedności z Bogiem, aby świat w Tysiącleciu mógł uwierzyć (w. 21), skoro zaszczyt Wysokiego Powołania, który Ojciec Mu ofiarował, został przez Niego im ofiarowany, aby stali się jednym jak On i Ojciec są jednym (w. 22). Jedność, o jakiej Jezus mówi, ma być jednością tego samego Ducha jaka jest w Ojcu i w Nim dla ich doskonałości w tym celu, by w czasie Tysiąclecia świat mógł poznać Go jako Bożego Wysłannika i że Bóg miłuje Kościół tą samą miłością jaką umiłował Jezusa (w. 23). Następnie wypowiada się w całkowitej zgodzie z Bożym planem, aby uczynić ich współuczestnikami Jego chwały, zaszczytu i nieśmiertelności oraz świadkami Jego wysokiego miejsca w Boskim uposażeniu z powodu miłości jaką miał Bóg do Niego przed stworzeniem (w. 24). Uznaje Bożą sprawiedliwość i pomimo, że świat nie ocenia Boga, On jednak zawsze oceniał Go i był przez Niego uznany jako Boży Ambasador (w. 25). Tak, On im objawił nie tylko Imię Boga, ale także Bożą naturę, charakter, poważanie, urząd, zaszczyt i słowo, i będzie tak czynić, aby mogli otrzymać od Boga ten sam rodzaj, choć nie ten sam stopień miłości jaką On Sam otrzymał od Boga, i aby Duch Jego mógł być w nich (w. 26).

    Jakże wielkim objawieniem wiernego i mądrego orędownictwa Pana naszego jest ta modlitwa! Jeśli chodzi o prostotę, wzniosłość, łączność, umiejętność wstawiennictwa, miłość i szczerość przewyższa ona wszelkie inne modlitwy, gdziekolwiek zapisane. Modlitwa ta wznosiła się przed Bogiem jak niebiańskie kadzidło; Kościół zaś jako owoc całego Wieku Ewangelii jest Bożą odpowiedzią na tę modlitwę. Modlitwa ta ofiarowana przez Jezusa na chwilę przed opuszczeniem przez Niego wieczernika na krótko przed udaniem się do Gietsemanu jest tym więcej godna uwagi, że zawiera w sobie elementy łączące się z tym faktem. Jest to błogosławione ćwiczenie duchowe dla ludu Bożego - pogrążenie się w tej arcykapłańskiej modlitwie Jezusa, Obrońcy ludu Bożego, dające pociechę duchową.

    Powyżej skomentowaliśmy w stopniu dostatecznym modlitwy Jezusa a teraz przejdziemy do krótkiej medytacji na temat Jego modlitw na krzyżu. Pierwszą z nich jest modlitwa za tych, którzy brali udział w Jego ukrzyżowaniu z wyjątkiem Judasza, który wiedział, co czynił "Ojcze, odpuść im, boć nie wiedzą co czynią" (Łuk. 23:34). Niektóre starożytne manuskrypty pomijają te słowa, lecz biblijne liczbowania dowodzą ich prawdziwości. Jezus istotnie modlił się za swych nieprzyjaciół, co dowodzi iż był pełen ducha miłości i przebaczenia. Rozważając tę modlitwę nie powinniśmy posuwać się za daleko i wierzyć, że Jezus modlił się o przebaczenie samowoli w grzechu tych, którzy przyczynili się do Jego ukrzyżowania. Ponieważ Jezus nie uczynił pojednania za dobrowolne grzechy ludzkie, co jest przywilejem Wielkiego Grona, lecz za grzechy ludzkie pochodzące z upadku Adamowego popełnione z nieświadomości lub słabości albo ich obu; Jezus nie mógł modlić się o przebaczenie za samowolne grzechy Jego dręczycieli dla tej prostej przyczyny, iż wiedział że Bóg tego nie przebaczy, bo byłoby to przeciwne Jego woli lecz zażąda aby odpokutowali za to cierpieniem. Historia dowodzi, że Bóg nie przebaczył tej samowoli, lecz kazał im cierpieć za to przez 1845 lat. Słowa naszego Pana wskazują, że modlił się o przebaczenie ich grzechów popełnionych z nieświadomości - "bo nie wiedzą co czynią", bo gdyby byli wiedzieli tak jak Judasz wiedział, to "nigdyby byli Pana chwały nie ukrzyżowali" (1 Kor. 2:8). Dowodem, że Bóg wysłuchał tę modlitwę naszego Pana, jest fakt, że zachował Izraela w czasie Wieku Ewangelii jako wciąż "miłego" ze względu na ojców (Rzym. 11:28), choć cierpiącego kary za swą samowolę w grzechu. Ta modlitwa jest uderzającym dowodem, że Jezus praktykował Swą naukę, że powinniśmy się modlić za tych którzy nas prześladują.

    Drugą modlitwą Jezusa na krzyżu było "Boże mój! Boże mój! czemuś mię opuścił?" (Mat. 27:46; Mar. 15:34). Gdyby On był Bogiem - człowiekiem nie mógłby modlić się w ten sposób; bo zgodnie z tą teorią będąc Bogiem nie mógłby opuścić Samego Siebie. Ponieważ jednak był istotą ludzką, w której zamieszkiwało Nowe Stworzenie jako kapłan i które poświęcało Swoje człowieczeństwo jako ofiarę za grzech, dlatego łatwo nam jest zrozumieć Jego wołanie. Było to wołanie Jego ludzkiej natury, a nie Nowego Stworzenia, jak tego dowodzi Psalm 22:2-19. Jezus jako zastępca Adama musiał w Swej ludzkiej naturze cierpieć to wszystko, co cierpiał Adam za swój grzech. Jedną z tych rzeczy, którą Adam musiał cierpieć za swój grzech było opuszczenie go przez Boga. Dlatego Jezus jako zastępca Adama musiał cierpieć tę część klątwy. Dlatego też Jego ludzka natura cierpiała przez chwilę, co musiało być największym złem dla doskonałej, bezgrzesznej ludzkiej istoty - opuszczenie jej przez Boga; bo gdy uświadomił Sobie z całą siłą tę straszliwą myśl, iż był opuszczony od Boga, wtenczas zawołał jako bezgrzeszny, doskonały człowiek w największym nieszczęściu ze wszystkich nieszczęść ludzkich: "Boże mój! Boże mój! czemuś mię opuścił?" Będąc już bardzo bliskim śmierci, prawie nie mając pierwiastka życia, by operować w sposób normalny procesami myślowymi, nie mógł zrozumieć dlaczego On, który wypełnił doskonale wymagania prawa naturalnego i Prawa Mojżeszowego miał być opuszczony od Boga. Lecz jak często się zdarza umierającym, wkrótce Jego pozostała siła życiowa powróciła do mózgu i przyszedł do świadomości z tej głębokiej agonii. Albowiem najgłębszej agonii doświadczało Jezusowe Nowe Stworzenie w Gietsemanie, zaś najgłębszej agonii doświadczyło Jego człowieczeństwo w jednym z Jego ostatnich momentów na krzyżu, kiedy zdał sobie sprawę, że jako człowiek był On opuszczony przez Boga! Jego ostatnia modlitwa "Ojcze, w ręce twoje polecam [greckie słowo oznacza "składam"] ducha mojego" (Łuk. 23:46), zawierała dwie myśli: (1) że składał On u Ojca Swe prawo do życia należące do Jego Nowego Stworzenia zabezpieczone aż do czasu Jego zmartwychwstania, kiedy to prawo Bóg Mu zwróci i (2), że składał On Swe ludzkie prawo do życia, aby mógł je użyć po zmartwychwstaniu w Boskiej Naturze, na przypisanie go Kościołowi w czasie Wieku Ewangelii i na zastosowanie go światu w czasie Tysiąclecia; uczynił On ten depozyt w pełnym zaufaniu wiary, że Bóg zatrzyma oba depozyty dla ich zamierzonego użytku. Nasze zastanawianie się nad modlitwami naszego Pana na pewno dowodzi, że On przedsięwziął szósty rodzaj kroków na wąskiej ścieżce w sposób doskonały.

    Teraz dochodzimy do siódmego a zarazem ostatniego rodzaju kroków, którymi postępował Jezus po wąskiej ścieżce: doskonałego znoszenia zła w posłuszeństwie Słowu Bożemu w czasie sześciu poprzedzających kroków. Należy zauważyć, że ten krok nie był brany osobno ani oddzielnie od innych kroków, ale razem z innymi sześcioma krokami. Na początku przedsiębrania każdego z tych sześciu gatunków kroków, oszczędzone Mu było znoszenie zła aż do czasu gdy postąpił trochę w rozwijaniu danej fazy; ale gdy ta faza została nieco rozwinięta znoszenie zła zaczęło zaraz następować w dalszej jej części. Bo trzeba pamiętać, że każdy z siedmiu gatunków tych kroków miał różne fazy rozwoju, i że każda początkowa faza rozwoju była względnie wolna od dręczących doświadczeń, aż do czasu gdy dana faza była dostatecznie rozwinięta by przejść próbę wśród przeciwnych doświadczeń, które wymagały znoszenia zła. Przeciwne doświadczenia ściągał On również na Siebie dzięki Swej wierności w przechodzeniu każdej fazy rozwoju w każdym z sześciu rodzajów kroków. Wszystkie cierpienia jakie przychodziły na naszego Pana były z powodu Jego lojalności Słowu Bożemu i wypływały z takiej lojalności. Tak jak wierność charakteryzowała każdą fazę tych sześciu rodzajów kroków i każdą część postępu w każdej fazie tych kroków oraz w całości każdej fazy, a w ten sposób była wiecznie obecną łaską w Jego charakterze, tak samo wierność charakteryzowała każdy szczegół siódmego rodzaju kroków, które Jezus przedsięwziął w podróży po wąskiej ścieżce. Wierność była nie tylko Jego uniwersalną łaską, tzn. taką, która działała przez każdy zarys i wyraz Jego dyspozycji, myśli, motywów, słów i czynów w Jego otoczeniu oraz wśród wpływów działających na Niego we wszystkich sześciu rodzajach kroków jakie czynił po wąskiej ścieżce; lecz wierność była także w ogólności Jego ostatnią łaską przenikającą każdą fazę siódmego rodzaju kroków w Jego postępowaniu po wąskiej ścieżce. Niepodobna pomyśleć o jakimkolwiek doświadczeniu, które by nie było całkowicie przeniknięte przez tę Jego wierność. To zaś jej przenikanie było doskonałe w tym sensie, iż było całkowite i bez uszczerbku. Jest to zupełnie co innego przedsięwziąć sześć rodzajów kroków wśród sprzyjających, łatwych, przyjemnych, zachęcających, przyjaznych i ułatwiających doświadczeń, a zupełnie co innego przedsięwziąć je wśród niesprzyjających, ciężkich, nieprzyjemnych, zniechęcających, nieprzyjaznych i przeciwnych doświadczeń. Jezus przedsięwziął te kroki wśród obu rodzajów takich doświadczeń; w związku zaś z drugimi rodzajami doświadczeń musiał praktykować znoszenie zła. Niektóre szczegóły odnośnie tych drugich rodzajów doświadczeń posłużą do wyjaśnienia siódmego rodzaju kroków na Jego wąskiej ścieżce - doskonałego znoszenia zła z powodu lojalności Słowu Bożemu w czasie przedsiębrania poprzednich sześciu kroków.

    Wiele było rodzajów doświadczeń, wymagających znoszenia zła, które Mu przypadły w udziale. Jednym z nich były straty. Stracił On Swą reputację, wygodę, bezpieczeństwo, własność, siłę, wpływ na wielu, prawo samoobrony, zdrowie i życie i każdy ze Swych społecznych przywilejów, jeśli chodzi o ludzki szacunek. Jego ludzkie zalety łączące się z większym przywiązaniem do szacunku znacznie silniejszego niżby odczuwał ktoś mający złe cechy charakteru, sprawiały, że ciężko Mu było znosić te straty, a jednak zniósł On je w wierności. Liczne też były Jego rozczarowania. Odczuwał ciężkie rozczarowanie, gdy zauważył małą wiarę niektórych, niewiarę wielu, opozycję Swej rodziny pełną dobrych intencji, wrogość kapłanów, nauczonych w Piśmie, faryzeuszów, zmienność tłumów, przesiewania, które oddaliły wielu od Niego, materializm w publicznym wyczekiwaniu Mesjasza, zdradę Judasza, opuszczenie Go przez wszystkich, wyparcie się Go przez Piotra, odrzucenie Go przez duchowieństwo, władców i lud, a ponad wszystko, chwilowe opuszczenie Go przez Boga. Zniósł On jednak to wszystko i nie dał się zachwiać w Swej lojalności. Ograniczenia z powodu ziemskiego myślenia ludu, opozycji kleru żydowskiego i prześladowań były dla Niego ciężkie do zniesienia. Pierwsze ograniczyły Go w tym czego mógł ich nauczyć sprawiając, iż musiał powstrzymywać wolny bieg Swych myśli i słów. Opozycja ze strony kleru żydowskiego i prześladowanie hamowało Go w Jego przemówieniach, ograniczyło Jego sferę działalności, każąc Mu unikać niektórych miejsc i strzec się w mowie ich chytrości, jak np. gdy chodziło o płacenie podatków cesarzowi, lub gdy w Nazarecie chcieli Go zrzucić w przepaść, albo w Jerozolimie ukamienować; a zatem w tych miejscowościach służba Jego była ograniczona. Chciwość właścicieli trzód świń zapędzonych do morza utrudniała Jego pracę w tych rejonach. Uwięzienie Jana i złe intencje Heroda względem Niego hamowały Jego działalność. Nawet usiłowania zrobienia Go królem były powodem hamowania Jego działalności. Ponieważ był gorliwy, hamulce te stanowiły tym większą próbę Jego cierpliwości. Wady ludzkie nawet w najlepszych ludziach, jak np. w Jego Apostołach doświadczały Jego wytrzymałości. Posiadając doskonałe uczucie estetyczne pod względem umysłowym, artystycznym, moralnym i religijnym jako doskonała istota ludzka, musiał On ciężko odczuwać ludzką ignorancję, błędy i przesądy. Zły smak ludzi, gdy chodziło o wzniosłe rzeczy, takie jak piękno, harmonia i wzniosłość w stosunkach ludzkich musiał także drażnić Jego subtelną ludzką wrażliwość. Gwałcenie przez ludzi prawa obowiązkowej miłości względem bliźnich w sprawach domu, społeczeństwa, państwa i interesów musiało być bardzo męczące dla Jego poczucia moralnego. Przede wszystkim skażenie obyczajów pod względem religijnym, gdzie zamiast miłowania Boga jest miłowane stworzenie i jest mu oddawana cześć boska, następnie bluźnierstwa, hipokryzje, przesądy, błędy, sekciarstwo, klerykalizm, formalizm i brak poświęcenia, jak i reszta ich wiary obrażały Jego najwyższą miłość, wiarę, posłuszeństwo i cześć, jaką miał dla Boga. Wszystkie te wady sprawiały, iż jako doskonały człowiek i Nowe Stworzenie musiał On wiele znosić.

    Jezus musiał także znosić wiele trudów w czasie Swej służby. Nauczanie i kazania nieraz tak Go męczyły, iż czasami musiał się wycofać z tłumu by mieć czas na spożycie posiłku, którego nie mógł spożyć z powodu tłoczących się ludzi (Mar. 6:31, 32). Brak snu, liczne podróże odbywane pieszo bez względu na pogodę, odbieranie własnemu ciału siły żywotnej dla wzmocnienia osłabionej żywotności chorych, inwalidów, chromych i ślepych; osłabianie Samego Siebie by dokonać uleczenia, a także Jego czuwania, modlitwy i skupianie sił Swoich by dać odpór opozycji grzeszników - wszystko to sprawiało, że musiał znosić bardzo ciężkie trudy. Braki wszelkiego rodzaju wciąż Go osaczały, czy to dotyczące pożywienia, czy odpoczynku, czy też choćby minimalnych wygód w czasie podróży pieszych w deszcz, czy w spiekocie słonecznej, w dzień czy w nocy, bez żadnych udogodnień jakie dzisiejsza cywilizacja przynosi - wszystko to było trudne do zniesienia. Pokusy Jego by w niewłaściwy sposób użyć Swych ludzkich praw, które były poświęcone aż do śmierci jako ofiara w posłudze Bożej, wymagały tak czujnego baczenia i tak gorącej modlitwy, że musiał On mieć wielką wytrzymałość, chcąc im się przeciwstawić. Szczególnie co się tyczy Jego ostatnich 13 godzin; wielkiej bowiem trzeba było koncentracji, by mógł w nich wytrwać; wielka siła woli była potrzebna by pokonać pokusy, które wypróbowywały Jego wytrzymałość. Pocenie się krwią w czasie pokusy w Getsemanie i wstrząsające wołania na krzyżu "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" są dowodami jak wielkiej wytrwałości i wytrzymałości wymagały Jego pokuszenia. Opozycja względem Jego służby, wyrażająca się w sporach i zaprzeczeniach, którym często towarzyszyła nienawiść, podstęp lub brutalne zamachy na Niego, często wymagała wielkiej z Jego strony wytrzymałości; rzeczy te bowiem wymagały, by okazał będące pod kontrolą wojowniczość i agresywność, które, pochłaniając Jego siły życiowe, wypróbowywały Jego wytrzymałość, jak świadczy o tym np. Jego dwukrotne oczyszczanie Świątyni, raz wkrótce po rozpoczęciu się Jego służby, drugi raz na krótko przed jej zakończeniem. Ta gorliwość tak Go wyczerpała, że jak świadczy o tym Pismo Św., gdy mówi o pierwszym oczyszczaniu Świątyni "Gorliwość domu twego zżarła mię" (Jana 2:14-17; Ps. 69:10). Musiał więc wykazywać wielką wytrzymałość we wszystkich tych doświadczeniach. Każdy kto musiał przechodzić taką walkę z opozycją i zaprzeczeniami i zbijać argumenty przeciwników, jak to Jezus musiał czynić z lojalności względem Swej misji, wie dobrze jak bardzo to osłabia siłę życiową i nerwową. Rzeczy te wymagają wielkiej wytrzymałości i wytrwałości.

    Przesiewania między uczniami, których musiał być świadkiem, były jeszcze innym doświadczeniem wymagającym wytrzymałości. Dla Jego serca pełnego łagodności i sympatii były to ciężkie próby, które musiał w związku z tym znosić, jak np. przesiewanie, jakie nastąpiło w związku z Jego przemówieniem w synagodze w Kapernaum o mannie figuralnej i pozafiguralnej. To przemówienie było zbyt silnym pokarmem dla wielu Jego słuchaczy, z których w rezultacie niektórzy przestali być Jego uczniami. To zaś postępowanie bardzo Go poruszyło i spowodowało, iż z głębokim uczuciem zapytał Dwunastu: "Izali i wy chcecie odejść?" Jakże Jego smutne serce musiało być pocieszone odpowiedzią Piotra: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego". Przesiewanie, które zamieniło entuzjastyczne tłumy przy Jego wejściu do Jerozolimy w tłuszczę, która cztery dni potem domagała się Jego ukrzyżowania, było częścią tego doświadczenia, które bardzo Go zasmucało. Oczywiście tego rodzaju doświadczenia wymagały doskonałego znoszenia zła, aby mógł wyjść z nich zwycięsko. Odmiany uczuciowe, które musiał przechodzić z pewnością wymagały od Niego cierpliwego znoszenia, jeśli miał pomimo nich pozostać wierny. Było nieznaczne niezrozumienie pomiędzy Nim a Jego matką, braćmi i siostrami, gdy ci lękali się, że stracił kontrolę nad Sobą. Bolało Go, gdy widział odmianę uczucia w Judaszu. Początek odmiany zaczął się na małą skalę z kapłanami, faryzeuszami i nauczonymi w Piśmie, a następnie wzrastał, aż na parę miesięcy przed Jego śmiercią doszedł do wielkiej intensywności. Było to zło ciężkie do zniesienia, ale On w Swej wierności znosił je w sposób doskonały. Ta odmiana w kilku ostatnich miesiącach Jego życia przemieniła się z ich strony w nienawidzenie Go dochodzące do tego stopnia, iż wyrazem tej nienawiści było niesprawiedliwe pojmanie Go, sądzenie przez sąd żydowski i przed sądem rzymskim, a kulminacyjnym punktem tej nienawiści było skazanie Go na tortury i krzyż. Znosił On tę nienawiść bez odwzajemniania jej, mając miłość doskonałą względem Swych nieprzyjaciół. Znoszenie zaś takiej nienawiści w duchu miłości, przebaczenia i pobłażliwości, jaką okazywał dowodziło, iż znosił zło w sposób doskonały. Zmienność tłumów i zmienność własnych Jego uczniów ciężką była dla Niego do zniesienia. Na początku był On bardzo popularny. Popularnym czyniły Go: Jego wielka wymowa, zachowanie pełne łagodności i wielkie cuda; a był On tak popularny, że nawet opozycja kleru nie mogła zniszczyć tej popularności. Był On do tego stopnia popularny, iż tłum chciał Go porwać siłą, aby uczynić Go królem. Potem nastąpiły przesiewania, bo przemówienia Jego w formie symbolicznej zadziwiły jednych, a oddaliły innych. Szczytem tej zmienności tłumu było to, iż w krótkim czasie, bo w okresie czterech dni zaszła wielka zmiana; gdy pierwszego dnia tłum uczcił Go jako Mesjasza, to w ostatnim dniu zażądał i doprowadził do Jego ukrzyżowania. Zmienność Jego uczniów przejawiła się w nich wszystkich, którzy tak jak Piotr o godz. 11 wieczorem przyrzekają iść z Nim na śmierć, a o 2-ej rano w momencie niebezpieczeństwa, lecz nie tak wielkiego jak śmierć, opuszczają Go. Jakże przejmująco wyraził się Jezus Sam na temat tego opuszczenia: "Przyjdzie godzina... że mię samego zostawicie" (Jana 16:32). Postępek Judasza był także bolesnym doświadczeniem zmienności ludzkiej dla naszego Pana. To także wypróbowywało Jego wytrzymałość znoszenia zła, lecz On w sposób doskonały zniósł tę próbę jako wierny Zwycięzca.

    Smutek był także częścią zawartości kielicha, z którego musiał pić nasz Pan. W jednym z określeń u Izajasza 53:3 jest powiedziane o Nim - "Mąż boleści [smutków, wg ang. Biblii], a świadomy [wg literalnego przekładu wykształcony w] niemocy". Nie powinniśmy mniemać, że tylko w związku z 13 ostatnimi godzinami to określenie pasuje do Niego, choć niewątpliwie w tych ostatnich godzinach pasuje ono do Niego w jeszcze większym stopniu. W czasie całej służby smutek dręczył Jego wrażliwe i uczuciowe serce. Wiele przejawów klątwy, z którymi zetknął się podczas Swej służby, zasmucało Go. Fizyczne niedomagania, z których wiele uleczył sprawiały, iż w Jego sercu był ból na myśl o spustoszeniach poczynionych przez klątwę w ciele ciała Jego - w ludzkości. To zaś osiągnęło kulminacyjny punkt, gdy odczuł boleść nieszczęśliwej rodziny swych przyjaciół i gdy zapłakał w Betanii nad śmiercią Swego przyjaciela - Łazarza. Błędy i ignorancja straconej owcy domu Izraela raniły Jego czułe serce, pękające prawie z żalu nad ich słabością i upadłym stanem. Opozycja ze strony kleru żydowskiego oraz jego zwolenników przydawała tym więcej goryczy do tego kielicha. Będąc prawdziwym miłośnikiem Swego narodu, miał serce wypełnione bólem i oczy pełne łez, kiedy bolał nad ślepotą Jerozolimy i jej nadchodzącym upadkiem a to do tego stopnia, że w drodze na Kalwarię niepomny własnej sytuacji, pełen współczucia dla niewiast opłakujących Go, rzekł do nich: "Córki Jeruzalemskie! nie płaczcie nade mną, ale raczej same nad sobą płaczcie i nad dziatkami waszemi". Nie starczy nam słów na opisanie Jego smutku w Getsemanie, przed żydowskim i rzymskim sądem, w czasie szyderstw i biczowania, w czasie drogi na Kalwarię i ukrzyżowania, któremu towarzyszyły wstyd i niełaska, ból i powolne zamieranie zakończone śmiercią. Był On zaprawdę mężem smutku i boleści, świadomym niemocy. Tak wielkiej boleści nigdy nie doświadczał żaden inny człowiek. On zaś znosił ją z całą wiernością i w doskonały sposób. Z pewnością zniósł On cierpienia krzyżowe gardząc wstydem i uzyskując miejsce po prawicy Boga.

    Jezus zniósł pozbawienie Go praw współobywatelskich domu Izraelskiego oraz potraktowanie Go jak wyrzutka społecznego przez sędziowskiego przedstawiciela Rzymu. Izraelici byli narodem wybranym przez Boga; być Izraelitą, to według nich najwyższy ziemski zaszczyt. Wierzyli oni bowiem, że czyniło ich to wybrańcami Boga. Wyłączenie kogoś z Izraela oznaczało w ich mniemaniu nie tylko utratę tego wielkiego zaszczytu, lecz nadto wierzyli oni, że jeśli Izraelita umrze wyłączony ze społeczności, nie pogodzony i nie przyjęty z powrotem do Izraela, to nie będzie miał udziału w zmartwychwstaniu, pozostając martwym na wieki. W ten to więc sposób kler wraz ze zwolennikami patrzyli na tego, który umarł nie pogodzony z Izraelem. Taki ich pogląd przydawał jeszcze więcej bólu do Jego cierpień, a gdy zdał sobie sprawę, że i Bóg opuścił Go jako człowieka, być może, miał ten sam lęk o Samego Siebie - że nie powróci z grobu. Jak wielka musiała być Jego rozpacz! Był On najposłuszniejszym z obywateli i nigdy nie podnosił najmniejszego sprzeciwu przeciw władzom; a pomimo tego musiał znosić niesprawiedliwy wyrok na śmierć krzyżową jako buntownik wyjęty spod prawa, w rezultacie czego musiał znosić zniewagi i wyrzuty ludu, który uważał Go za buntownika. Wszystko to stało się z powodu, iż był lojalny Słowu Bożemu! Poza nerwowym wyczerpaniem, jakiego doświadczał w Ogrójcu a którego dowodem był krwawy pot, Jezus nie cierpiał na żadną chorobę organiczną. Lecz biorąc z własnego ciała pierwiastek życia i dając go cierpiącym na różne choroby i dolegliwości, aby zastąpić brakującą im siłę życiową i uleczyć ich, doświadczał On słabości, będącej rezultatem oddawania przez Niego sił życiowych. O Nim napisano: "On niemocy nasze na się wziął, a choroby nasze nosił" (Mat. 8:17). To na pewno było dla Niego bardzo męczące, wyczerpujące i trudne do zniesienia, lecz znosił z wiernością w sposób doskonały.

    Prześladowanie jest to złe traktowanie kogoś za jego opinie, a szczególnie za opinie i działalności religijne. Jezus musiał znosić takie prześladowanie. Otwierając nową dyspensację, musiał On z konieczności rozprzestrzeniać nowe poglądy, które wydawały się dziwnymi dla tych, co siedzieli na stolicy Mojżeszowej. Ich nagromadzone błędy, złe praktyki i nałożone na lud tradycyjne ciężary, były obalone przez Jego prawdy nowej dyspensacji, toteż mniemali oni, że ich wpływ nad ludem został zagrożony i że wkrótce go utracą; dlatego stali się Jego prześladowcami, uważając w swoim fanatyzmie iż z Bożego rozporządzenia powinni się Mu sprzeciwiać i usunąć Go. Czynili to więc, sprzeciwiając się Mu w twarz, stawiając różne niesłuszne zarzuty, oskarżając Go nawet o bluźnierstwo. Oczerniali Go także poza plecami, znieważając Go i podburzając przeciw Niemu lud, dowodząc że zwodzi i wprowadza błędy pomiędzy lud Boży. Kilkakrotnie chcieli Go zabić zanim nadeszła naznaczona godzina. Wreszcie ich duch prześladowczy doszedł do takiego stopnia przesady, iż stali się winnymi Jego męczeńskiej śmierci, gwałcąc w haniebny sposób prawa Boskie i ludzkie. Znosił On jednak wszystkie te prześladowania w Swym Duchu Świętym w zupełnej doskonałości, nigdy na zarzuty nie odpowiadając zarzutami, na oczernianie oczernianiem, na groźby groźbami, na oszczerstwo oszczerstwem, na złośliwość złośliwością, na nienawiść nienawiścią, lub na gwałt gwałtem. W tym wszystkim zachował Swą wierność w sposób doskonały i to w warunkach najsurowszych prób i pokus. Tę wytrwałość okazywał nawet w czasie najstraszliwszych cierpień i aż do śmierci. Bolesne było dlań szorstkie pojmanie i związanie Go. Ból ten był jeszcze zwiększony, gdy Go bito po twarzy i targano za włosy (Iz. 50:6). Związanie i zaprowadzenie Go przed Piłata, biczowanie i wtłoczenie Mu cierniowej korony na głowę, niesienie ciężkiego krzyża na pokaleczonych plecach, przybicie gwoździami rąk i nóg do krzyża, szarpnięcie krzyżem, który wpadał do dołu wykopanego dla podtrzymywania go, straszliwy żar i pragnienie oraz ból głowy spowodowany ukrzyżowaniem, porażenie Jego serca dowiedzione tym, iż wypłynęły z Niego woda i krew - wszystko to sprawiało Mu straszliwy ból, lecz w zupełnej wierności znosił go w sposób doskonały.

    Postarajmy się zsumować zło, które Jezus znosił, abyśmy mogli niejako spojrzeć na nie z lotu ptaka, by tym lepiej zrozumieć co On musiał znosić. Były to straty, rozczarowania, zahamowania, wady innych ludzi, trudy, braki, pokusy, opozycja, przesiewania, oddalenia, zmienność ludzka, a nawet zmienność uczniów, smutek, wyłączenie ze społeczności, wyjęcie spod prawa, prześladowanie, ból i śmierć. Kiedy weźmiemy pod rozwagę różnorodność, surowość, stopień, ciągłość, koncentrację, napięcie i próby opuszczenia Go przez wszystkich, wtedy łatwo pojmiemy, że był On wypróbowany pod każdym względem Swego charakteru aż do ostatniej granicy wytrzymałości doskonałego i bez wad Nowego Stworzenia; podobnie Jego doskonała istota ludzka była wypróbowywana aż poza zdolność wytrzymałości zachowania życia, lecz nie poza jej zdolność pozostania bez grzechu. A więc Pan nasz w Swej ludzkiej naturze zniósł to wszystko aż do śmierci i pozostał bez grzechu, choć Jego ludzka natura nie mogła wytrzymać tych prób i pozostać przy życiu. Była to ofiara, pozostająca w stanie bezgrzesznym, ofiarowana na śmierć przez Kapłana - Chrystusowe Nowe Stworzenie. Jakże ponadludzką była wytrzymałość Jego Nowego Stworzenia i jak wytrzymałe było na grzech Jego człowieczeństwo! Stajemy zadziwieni mocą Jego charakteru jako człowieka i jako Nowego Stworzenia. Ponieważ Jego człowieczeństwo przeszło te wszystkie cierpienia i zachowało się bez grzechu w doskonałej miłości obowiązkowej i bezinteresownej, jest szczytem chwały i wzniosłości ludzkiej. A dla Jego Nowego Stworzenia, które pomimo tych wszystkich cierpień, zachowało nie tylko bezgrzeszność, lecz doskonałą Boską obowiązkową i bezinteresowną miłość, jest szczytem chwały i wzniosłości Nowego Stworzenia Boskiej natury. Godny był zaprawdę Baranek, który został zabity! Spójrzmy na Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata! Drodzy bracia, patrzmy na Niego, abyśmy nie osłabli i nie ustali w umysłach naszych! Zapatrujmy się na Chrystusa kroczącego po wąskiej ścieżce, abyśmy mogli iść za Nim po naszej wąskiej ścieżce, w naszym podejmowaniu siedmiu rodzajów kroków, stanowiących nasze posuwanie się po wąskiej ścieżce w ślad za Nim - naszym Poprzednikiem. Gdybyśmy mieli kiedy osłabnąć w naszych krokach lub nawet chcieli ich zaniechać, przypatrzmy się wtedy na Niego, dla naszej zachęty i wzmocnienia, jak On podejmował w wierności i doskonałości wszystkie te siedem rodzajów kroków na Jego wąskiej ścieżce: praktykując zaparcie się siebie i świata, badanie i rozszerzanie Słowa Bożego, czuwanie i modlenie się zgodnie ze Słowem Bożym oraz znoszenie zła z powodu wierności Słowu Bożemu i w harmonii z Nim. A jeśli tak czynić będziemy naśladując Jego w tych siedmiu krokach na wąskiej ścieżce, wtedy zwyciężymy tak jak On zwyciężył.

TP ’64, 82-89.

Wróć do Archiwum