PAMIĘTNIKI BRATA JOHNSONA

    Codzienne życie brata Johnsona wskazywało, iż praktykował to co głosił i że był wiernym mężem Boga. Miłował on Boga nade wszystko i starał się rozgłaszać Jego plan oraz czcić i chwalić Jego imię. Okazał on w ostatnich latach, że chciałby pracować aż do śmierci, co też aktualnie uczynił. Często mawiał "Pan był dla mnie taki dobry, gdzie ja bym teraz był, gdyby nie Jego łaska i błogosławieństwa? Byłbym niewdzięczny, gdybym Jemu nie służył". Okazał swoją wielką miłość do Pana, broniąc dzielnie Jego Osoby, Charakteru, Słowa i Dzieł. Jego książki, szczególnie ta pt. "Bóg", wszystkie o tym świadczą. Miłował swego Pana i Mistrza, jako następnego po Ojcu z wielką pobożnością i wiernością. Po przyjęciu Jezusa za swego osobistego Zbawiciela, wzrastała jego miłość do Niego. Jego pisma, szczególnie książka pt. "Chrystus - Duch - Przymierza", wydana na krótko przed jego śmiercią, ukazują jego głęboką miłość dla Jezusa oraz jego wnikliwość a także poznanie Go i Jego charakteru. Często, gdy jego zmęczone ciało domagało się spoczynku, zmuszał samego siebie do kontynuowania pracy Pańskiej, mówiąc, że nie chce być niepożytecznym sługą Pana. Niejednokrotnie spoglądając na wielki portret brata Russella wiszący w gabinecie mówił, że brat Russell wiedział, iż mógł na nim polegać, że nie było leniwej kości w jego ciele. Miłował brata Russella, jako następnego po Bogu i Chrystusie, bardziej niż jakąkolwiek inną jednostkę we wszechświecie o czym zapewniał go, gdy niejednokrotnie zaofiarowywał mu swoją pomoc. Był głęboko przekonany, że brat Russell był "onym sługą" z Mat. 24:45 - 47. Jednym z najpewniejszych dowodów tego była zdolność brata Russella do poprawnego tłumaczenia Pisma Św. i podawania właściwej myśli. Brat Johnson zauważył, że w przeszło 400 przypadkach brat Russell, który nie miał regularnego wykształcenia w zakresie języków hebrajskiego i greckiego, a tym samym, nie znał składni tych języków, przetłumaczył te wiersze właściwie i podał właściwą myśl w swoim tłumaczeniu, czego nie znający konstrukcji języków hebrajskiego i greckiego nie mógłby uczynić, chyba, że posiadałby specjalne oświecenie na ten temat. Brat Johnson był pewien, że brat Russell otrzymał takie oświecenie w rozwiązywaniu poszczególnych przypadków. Brat Johnson był szczęśliwy, że mógł asystować bratu Russellowi w pracy żniwa. Z kolei brat Russell wiedząc, że brat Johnson posiada doskonałą znajomość języków greckiego i hebrajskiego, często prosił go o pomoc, gdy napotykał na trudności w tych językach. Cenił każde wspomnienie swoich licznych kontaktów z umiłowanym Eldadem, Posłannikiem Parousyjnym. Gdy go powiadomiono o śmierci brata Russella, nie uwierzył i oświadczył: " to nieprawda - kler sfabrykował to kłamstwo, ażeby zwieść publiczność!". Opłakiwał bardzo śmierć brata Russella.

    Brat Johnson bardzo kochał braci, o czym świadczyło jego postępowanie z nimi w życiu oraz wiele jego typowych imion, np. Medad (miłujący). Kiedy udawał się w podróż pielgrzymską, szczególnie w czasie Parousji, przed przybyciem do naznaczonego miejsca modlił się do Pana: "Zbliżam się do następnych braci, tych z klasy: Chrystus w was, nadzieja ona chwały. Czy dasz mi potrzebną łaskę do udzielenia pomocy tym drogim braciom?" Miłował braci tak gorąco, że nigdy o nich źle nie myślał, lecz zawsze jak najlepiej tłumaczył sobie ich postępowanie kiedy nie byli w harmonii z Pańskim Słowem, ponieważ zawsze myślał o nich jako o członkach klasy Chrystusowej. Z powodu jego wielkiej miłości do braci każde rozdzielenie go smuciło. Cierpiał bardzo na myśl, że musi sprzeciwiać się braciom, których bardzo miłował. Miłował też i służył swoim braciom z klas Wielkiej Kompanii i Młodocianych Godnych, bo rozumiał że Pan ich bardzo miłuje i że oni należeli do wybranych Wieku Ewangelii. Zachęcał ich w ich odnośnych powołaniach i okazywał głębokie do nich uczucie. Wielu z nich znał osobiście i miłował przez całe lata. Jednak nie znał wszystkich osobiście. Często się modlił, prosząc Boga o błogosławienie tych braci i zapewniał, że on jako pozafiguralny Itamar będzie wierny w stosunku do tych, których Pan oddał jemu pod opiekę, tj. Wielką Kompanię i Młodocianych Godnych. W czasie bezsennych nocy, szczególnie w późniejszych latach, często modlił się za nimi znając wielu z imienia i wspominał radosne chwile spędzone z nimi. Powtarzał także około 40 ulubionych hymnów (nr 23, 91, 137, 273, 299 itd). Starał się pomagać braciom w sprawach duchowych jak tylko mógł najlepiej, a czyniąc to kładł w ofierze swoje ciało. Naprawdę można o nim powiedzieć, że położył swoje życie dla braci. Tak jak brat Russell, brat Johnson był prawdziwym przyjacielem żydów, starał się ich oświecić i pomóc im. Wiele razy przemawiając do cielesnego Izraela, mówił po hebrajsku lub yiddish, z czego byli bardzo zadowoleni. Następnie mówił o nadziejach cielesnych Izraelitów, zachęcał ich do trzymania się obietnic danych Abrahamowi, Izaakowi, Jakubowi, Mojżeszowi itd. i unikania niewiernych żydów, ażeby mogli pozostać w łasce Bożej. Z tych i innych powodów naturalni Izraelici miłowali go i żywili dla niego szacunek. Jako mąż był bardzo kochający i oddany. Starał się zawsze zachęcać swoją żonę i współczuł jej bardzo w jej cierpieniach. Często jej przypominał o szczęśliwych przeżyciach, jakie mieli podróżując wspólnie w pracy pielgrzymskiej, gdy nieraz wędrowali pieszo z jednej miejscowości do drugiej.

    Brat Johnson rozwinął w sobie dużo miłości do świata a także do swoich wrogów. Starał się im pomagać gdzie tylko było to możliwe. Przez całe swoje życie okazywał ludziom serdeczne zainteresowanie, a jego uśmiechnięta twarz potwierdzała to. W późniejszych latach, gdy wychodził na spacer uchylając kapelusza pozdrawiał wesoło każdego z kim się spotkał. Kiedy spotykał matki z dziećmi zawsze miał dla nich słowo zachęty i często podkreślał, że Bóg udzielił im bogatego błogosławieństwa, pozwalając im mieć dzieci (mówił to do niepoświęconych). Zawsze się starał zachęcać ludzi - starszych, młodych, małżeństwa - niezależnie od ich stanowiska w życiu. Był zawsze bardzo uprzejmy i serdeczny w stosunku do dzieci, ponieważ kochał dzieci a dzieci kochały jego. Błogosławił je i opowiadał im historie biblijne oraz inne rzeczy, które jego zdaniem mogły im pomóc w życiu. W związku z tym, jednym z jego ulubionych przykładów było wykazywanie śmiejącym się dzieciom, że używają tylko 16 mięśni, aby się śmiać, ale aż 64 kiedy marszczą czoło. W ten sposób zachęcał ich do uśmiechania się. Podczas różnych okazji dawał dzieciom z sąsiedztwa jabłka, orzechy, cukierki i inne łakocie. W jego wcześniejszych latach niektórzy chłopcy często szli za nim, kiedy wychodził na spacer. Pewnego dnia przystanął, ażeby z nimi porozmawiać a oni mu powiedzieli: "Pan pewno jest generałem czy coś takiego". Aż do śmierci był bardzo prosty i miał bardzo dostojny, dobrotliwy i uderzający wygląd. Pozostawił głębokie wrażenie na dzieciach z sąsiedztwa. Dzieci światowe straciły prawdziwego przyjaciela.

    We wcześniejszych latach swego życia był tak zdrowy i silny, że nie mógł zrozumieć i ocenić fizyczne dolegliwości i choroby innych ludzi. Po rozpoczęciu się jego choroby w 1946 r. rozwinął w sobie współczucie i litość, zarysy miłości. Pan z pewnością dopuścił tę chorobę, ażeby mógł skrystalizować współczucie i litość, jako części struktury jego charakteru. Jego własne cierpienia, znużenie i słabość pozwoliły mu ocenić co biedne, cierpiące stworzenie musi przeżyć. Według przykładu naszego Pana Jezusa rozwinął to w sobie jako wierny i litościwy podkapłan. Często wyrażał swoją litość dla świata z powodu jego bólu, smutku, cierpienia i umierania, kiedy widział kogoś cierpiącego fizycznie, umysłowo, moralnie i religijnie. Mawiał wtedy "Biedny, biedny wzdychający świat; wszyscy znajdują się pod przekleństwem. Jak to będzie dobrze gdy przyjdzie Wielki Lekarz i uzdrowi ich". Okazywał wszystkim, z którymi bywał w kontakcie dobry przykład. Dla pozostających z nim w zażyłych stosunkach był zawsze bardzo uprzejmy, miłujący i towarzyski. Nawet podczas ostatnich dni zawsze ich zapewniał o swojej miłości i ocenianiu ich usługi. Niezmiennie powtarzał "dziękuję" za najmniejszą usługę. Jego codzienne życie było bardzo przykładne. Okazywał np. w jego rannym nabożeństwie, że kochał wszystkich i starał się im pomóc. Swoje nabożeństwo rozpoczynał zawsze wcześnie rano prywatną modlitwą w łóżku. Po zejściu na dół grywał na pianinie przypadający w danym dniu hymn, także w późniejszych latach pomimo sztywności palców, następnie wchodził do jadalni i razem z rodziną odśpiewywał go przy łóżku siostry Johnson. Potem się modlił za ogólnymi interesami pracy epifanicznej i współpracownikami na tym polu, prosząc Boga za tymi, których znał z nazwiska. Modlił się za chorymi, odizolowanymi i za tymi drogimi, znanymi mu i nieznanymi, którzy w tym czasie przechodzili szczególne doświadczenia. Modlił się także za światem i cielesnym Izraelem, a także za policjantami, strażakami i cywilnymi władzami, aby mogli wiernie spełniać swoje obowiązki. Cała rodzina wówczas odmawiała modlitwę Pańską. Po tym odczytywał ślub, jako następną część nabożeństwa (Postanowienie Poranne odczytywał prywatnie podczas wstawania) a po tym następowało odczytanie tekstu manny i komentarzy. Nigdy nie zapominał prosić Pana o błogosławieństwo dla pokarmu doczesnego i duchowego.

    Brat Johnson był zdolnym nauczycielem; zawsze zmuszał swoich uczniów do myślenia. Jego pytania, np. na temat tekstu manny, były analityczne i wskazywały jak dużo wiedzy można zaczerpnąć z tekstu. Wymagał zawsze od braci krótkiej odpowiedzi i na temat, a gdy tego nie spełniali powtarzał w języku niemieckim słowa jednego ze swych profesorów uniwersyteckich do zbyt gadatliwego studenta. W tłumaczeniu to brzmiałoby: "On zawsze ma coś do powiedzenia, ale czy to dotyczy tematu lub nie, to go wcale nie obchodzi". Nigdy nie pozwalał nikomu użyć tego samego słowa, które było określone przez samą definicję, np. kiedy określano słowo zasługa nie można było użyć słowa zasługa w definicji, ponieważ zaraz się sprzeciwił mówiąc: "To tak jakby się mówiło, że pies jest psem, co niczego nie wyjaśnia". Nigdy nie pozwalał, ażeby na pytanie odpowiedzieć "tak" lub "nie", ponieważ jego zdaniem taka odpowiedź może być zgadywaniem nie wymagającym inteligencji. Jego pytania często zawierały: "Jeżeli tak, to dlaczego tak? Jeżeli nie, to dlaczego nie". W ten sposób uczył innych i pomagał im zgodnie z przysłowiem: "Ten kto jasno rozróżnia, jasno naucza". Miał też zawsze jakieś zachęcające słowa dla swoich współpracowników. Po skończonym posiłku brat Johnson zawsze dziękował Panu za doczesny i duchowy pokarm, w którym uczestniczyliśmy, uznając w ten sposób, iż pochodził od Pana i że go było pod dostatkiem. Podczas posiłków, z wyjątkiem śniadań, podejmował pytania biblijne starając się w ten i inny sposób uczyć i budować swoich współpracowników. Naśladował i głosił Chrystusa, naszą jedyną nadzieję zbawienia. My, rodzina Domu Biblijnego bolejemy nad naszą stratą, lecz cieszymy się z jego wielkiej nagrody. Wiemy, że jego przykład będzie dla nas natchnieniem i że zawsze będziemy czcić pamięć o nim. Tak więc żarliwie mówimy: "Boże błogosław pamięć o nim!".

TP ’71, 83-85.

Wróć do Archiwum