CHRYSTUS - JEGO CIERPIENIA

(Ciąg dalszy z T.P. '71, 64)

    Także opisane jest w Biblii ich nie kończące się mycie rąk, statków i garnków, aby uniknąć ceremonialnej nieczystości. Naprawdę "przecedzali oni komara, a wielbłąda połykali". Nic więc dziwnego, że tacy zwolennicy litery zakonu, a zaniedbujący ducha religii czuli się urażeni zasadami Jezusa, dla którego religia była przede wszystkim sprawą umysłu, serca i woli, a nie przestrzeganiem bezmyślnych tradycji wynalezionych przez ludzi, a nie przez Boga zaszczepionych przepisów. Oczywiście, systemy ich musiałyby upaść, jeśliby zasady Jezusa były ogólnie przyjęte; im więcej zaś oni to odczuwali tym więcej wzrastała ich nienawiść względem Jezusa za Jego postępowanie, które wynikało z Jego wierności wobec Prawdy. Ta zaś wrogość rozwijała się poczynając od słabych z początku sprzeczności, a dochodząc do zasadniczych sporów, od braku sympatii do nienawiści, od nieznacznej do całkiem otwartej opozycji, od szemrania do gorzkich narzekań, od podejrzewania do otwartego oskarżenia i od wrogości do morderstwa. Było to wszystko dlatego, bo wierność Jezusa względem Prawdy tak Mu nakazywała postępować w panujących wówczas okolicznościach.

    Następnie przystąpimy do rozważania form jakie miały Jego cierpienia. Można je zredukować do trzech rodzajów: cierpienia wynikające z fizycznego wyczerpania, umysłowego smutku i fizycznego gwałtu. Rozważymy je wszystkie w tym porządku. Przede wszystkim cierpienia Jego przyjęły formę fizycznego wyczerpania. Było to rezultatem wielu Jego czynów. Stałe Jego nauczanie i kazanie nieraz do wielkich tłumów czasami na otwartym powietrzu, co jest szczególnie wyczerpujące, przyczyniało się do Jego wyczerpania. Ludzie, którzy nie mają kaznodziejskiego i nauczycielskiego doświadczenia, nie zdają sobie sprawy, jak bardzo jest męczące przemawianie, szczególnie gdy się mówi z serca, tak jak Jezus to czynił. Te męczące skutki przemawiania można łatwiej zrozumieć, gdy się rozważy, w jaki sposób powstaje dźwięk głosu ludzkiego. Głos jest po prostu wybuchem siły nerwowej na powierzchni gardła w połączeniu z oddechem. Zrozumiałe jest przeto, że ktoś kto stale przemawia, tak jak to czynił Jezus, stale pozbywa się siły nerwowej, a to w końcu prowadzi do wyczerpania nerwowego. Dlatego też to było jedną z przyczyn wyczerpania fizycznego Jezusa. Stałe czuwanie Jezusa i modlitwy w połączeniu z brakiem snu były inną przyczyną Jego wyczerpania fizycznego. Również głód przyczyniał się do tego wyczerpania. Liczne Jego wędrówki pieszo poprzez góry, wzgórza, doliny i równiny wyczerpywały Go, szczególnie z powodu palącego żaru panującego w częściach Palestyny i wielkiego gorąca w całej Ziemi Świętej w czasie lata. Te wędrówki przedsiębrał On we wszystkie pory roku, w każdą pogodę i wśród niesprzyjających okoliczności. Jezus nie miał samolotów, wagonów, dalekobieżnych powozów, wagonów sypialnych, pojazdów, samochodów, autobusów, nawet motocykli czy rowerów, które by pomniejszyły zmęczenie i znużenie w podróży. Stopy Jego odziane w sandały, które nie były wygodne z powodu zawsze znajdującego się w nich piasku, prowadziły Go w Jego wędrówkach. Często doznawał On ogromnego znużenia (Jana 4:6). Te więc warunki przyczyniały się do Jego fizycznego wyczerpania.

    Dzień Jego nie był wypełniony wynalazkami skracającymi czas pracy i sprzyjającymi wygodzie. W rzeczywistości warunki mieszka-niowe w Jego czasach były bardzo prymitywne. Domy miały złą wentylację, gorące w lecie, a zimne w zimie, były źle umeblowane, zmuszały do twardego a nie do wygodnego życia, co pomniejszało siły życiowe Jezusa. Chociaż Mojżeszowe prawa dotyczące diety były korzystniejsze dla zdrowia od praw pogan, to jednak Żydzi nie wiedzieli prawie nic o chemicznych właściwościach pokarmów, tak, że w większości wypadków nie mogli zaplanować to, co było dobrze zrównoważoną dietą, a to było szkodliwe dla organizmu i niewątpliwie wpływało poniekąd na pomniejszenie sił życiowych Jezusa. Także stałe przezwyciężanie przez Niego "sprzeciwiania się grzeszników" z pewnością pomniejszało Jego żywotność. Niemniej wpływało na Jego fizyczne wyczerpanie czynienie cudów, szczególnie cudów leczenia, bo te były dokonywane kosztem Jego własnych sił życiowych. Czytamy w jednym miejscu o kobiecie chorej od wielu lat, która zbliżyła się do Niego, przeciskając się przez ciżbę i dotknęła brzegu Jego szat; przy dotknięciu tym natychmiast została uzdrowiona od upływu krwi. Jezus wiedząc, że moc [żywotność] wyszła z Niego, obracając się zapytał: "Kto się dotknął szat moich?" (Marek 5:25-34). Przyganiając zapytali Go uczniowie, jak mógł On o to pytać, gdy tłum wokół Niego tak się ciśnie. Jezus jednak miał rację i ujrzawszy uleczoną kobietę, pochwalił jej wiarę i odesłał ją w spokoju. Innym razem (Łuk. 6:19) wyleczył On tłum chorych mocą [żywotnością], która z Niego wyszła. Leczył On tych chorych wydobywając z Samego Siebie siły życiowe konieczne do przywrócenia ich utraconej żywotności, dając im je jako środek na ich chorobę. Brał On nasze ułomności i znosił nasze choroby, bo w ten sposób znosił On słabość wynikającą z leczenia przez Niego chorych własną siłą życiową (Mateusz 8:16-18). Według tych opisów Jezus oddawał Swą siłę życiową, aby leczyć innych. Czasami spędzał On całe noce na leczeniu chorych i w rezultacie odczuwał wyczerpanie Swoich sił.

    Tak więc Jego stałe kazanie, nauczanie, czuwanie, modlenie się, brak snu, głód, wędrowanie, znużenie, życie w niewygodach, niedoskonała dieta, znoszenie przeciwieństw i oddawanie sił życiowych przy cudownym leczeniu ludzi, wszystko to przyczyniało się do Jego fizycznego wyczerpania. Kiedy Jezus przyszedł do Gietsemane, to był On w 99% umarły z powodu tego wszystkiego. Ukrzyżowany żył On tylko 6 godzin, podczas gdy zdarzało się, że silni fizycznie ludzie i w pełni życia, choć ukrzyżowani żyli przez 7 dni. Jego pocenie się krwią w ogrójcu świadczy o ostatecznej fazie nerwowego wyczerpania, bo jak zapewnia nas medycyna tego rodzaju objawy ostatecznego nerwowego wyczerpania mogą być tylko doświadczone przez tych, którzy w 99% są umarłymi, gdy chodzi o utratę pierwiastka życia. Jak powiedzieliśmy powyżej ta wyjątkowo intensywna forma wyczerpania nerwowego doświadczana była zaledwie kilka razy w dziejach ludzkości. Kiedy przypomnimy sobie, że Adam umierał pod przekleństwem przez 928 lat i kiedy zauważymy, że Jezus w czasie Swej 3 1/2 - letniej służby wydał 99% sił życiowych, które Adam stracił w ciągu 928 lat, to będziemy mieli najbardziej uderzający dowód pełnej ofiary miłości, którą okazał Jezus w czasie Swej służby poprzedzającej 13 ostatnich godzin Jego życia, w czasie których jedynie cierpienie było Jego udziałem. Jak bardzo miłował On i poświęcał się! Nie było nigdy na ziemi tak wielkiej miłości jak Jego! Co za wyrzeczenie się Samego Siebie! Jaka hojność względem Kościoła i świata! Zaprawdę, to jest "Jezus umiłowanie mej duszy", jak to powiedział poeta.

MĄŻ SMUTKU ZAZNAJOMIONY Z BOLEŚCIĄ

    Drugą formą cierpienia Jezusa był umysłowy smutek. O tej formie Jego cierpienia mówi Izajasz, kiedy proroczo powiada o naszym Panu jako o "mężu boleści, a świadomym niemocy" - wyrażając w opisie tym najwyższy patos. Różne były smutki, które wypełniały kubek żałości, z którego On pił. Jego stanie się człowiekiem i w ten sposób zniżenie się w naturze musiało powodować Jego smutek, kiedy stał się tego świadomy, choć Jego miłość względem Boga i człowieka oraz nadzieja Mu przedstawiona musiały prędko ten smutek zamienić w radość. Odczuwanie braku widzialnego i fizycznego kontaktu z Bogiem i innymi istotami duchowymi musiało sprawiać, iż odczuwał - jakbyśmy to określili - tęsknotę za swym domem, która też została przez Niego przezwyciężona jak i w poprzednim wypadku. Konieczność współżycia z ludźmi żyjącymi w stanie upadku musiała też być przyczyną Jego smutku ze względu na Jego czystość i dobroć. Zaprawdę, nawet między najlepszymi ludźmi, a Jego uczniowie właśnie tacy byli, musiał On cierpieć nad ich stanem upadku, odczuwając ich egoizm i światowość, ich grzeszność i błędy. Wiele wypadków fizycznego skażenia, z którymi się spotykał i które często wyleczył, działało na Jego serce pełne sympatii tak, że krwawiło ono otwartą raną, krwią z Jego ciała i kości. Choroby umysłowe połączone z uszczupleniem władz pamięci, pojmowania, rozumowania i wyobraźni, a co szczególnie zdarza się w wypadkach opanowania przez demonów, wywoływały głęboki oddźwięk w Jego czującym sercu i sprawiały, że krwawiło ono wielokrotnie. Gdy rozmyślał On nad moralnym upadkiem człowieka i widząc wiele jego przykładów w praktyce - "nieżyczliwość człowieka do człowieka, która doprowadzała do niezliczonych łez wielu ludzi" - był On zasmucony do głębi Swego świętego serca. Największą dla Niego jednak boleścią było religijne zepsucie człowieka, którego przykłady widział na każdym kroku. Nic też dziwnego, że Biblia mówi nam, że gdy widział On ludzi upadających i rozproszonych jak owce bez pasterza, najgłębszym był wypełniony dla nich współczuciem (Mateusz 9:36). Greckie słowo przetłumaczone tu jako "użalił się go" wyraża głębokie połączenie smutku i litości. Etymologicznie oznacza ono poruszenie się we wnętrznościach przez smutek i litość. Gdy te dwa uczucia są ze sobą złączone drżenie we wnętrznościach bywa odczuwane przez tego, kto doświadcza tych uczuć.

    Inne rzeczy też powodowały smutek Jezusa. Smuciła Go słabość Jego Apostołów. Bolała Go ich nie święta ambicja zostania przednim. Ich brak zdolności do ocenienia rzeczy duchowych, ich powolność gdy chodziło o wiarę, kłótliwość, trudność zrozumienia u każdego z nich i wszystkich razem smuciły Go, kiedy myślał o nich - chociaż byli najlepsi z ludzi - jako o mniej lub więcej nędznych. Wiele dowodów przekleństwa wciąż przed Jego oczyma niepokoiło Jego kochające serce i głowę pełną jasności. Kłótliwość i spory nauczonych w Piśmie, faryzeuszów i saduceuszów musiały smucić Jego jasną głowę i dobre serce. Zmienność tłumu w jednej chwili tak entuzjastycznego, iż chciał Go uczynić królem, to znowu tak wrogiego, iż nalegał domagając się Jego ukrzyżowania, musiała Go tylko martwić. Oglądanie spustoszenia, które szerzyła śmierć, chwytając Łazarza i okrywając żałobą jego siostry sprawiało, iż łzy popłynęły z Jego oczu. Gdy zaś okiem proroka oglądał On nieszczęścia Jerozolimy, zarówno w obecnej jak i przyszłej ślepocie, jak i w przyszłym spustoszeniu, był On tak wzruszony w Swoim sympatycznym sercu, iż oczy Jego napełniły się łzami. Zasmucała Go też żałość Jego Matki i smutek Apostołów przy Jego śmierci.

    Szczytem Jego smutku, większego od smutku któregokolwiek z dzieci ludzkich, był smutek jaki przyszedł w ostatnich 14 godzinach Jego życia, budzący w nas współczucie słowami: Gietsemane, Sanhedryn, Praetorium, Via Dolorosa i Kalwaria. Agonia Jezusa w ogrójcu trwała jedną godzinę (nie mogliście przez jedną godzinę czuwać ze mną). Na podstawie ośmiu wielkich i małych cudownych dni wnioskujemy, że zaczęła się ona po pierwszej w nocy, a skończyła się po drugiej. Podczas gdy próba na krzyżu była próbą Jego człowieczeństwa, to próba w ogrójcu była próbą szczególnie Jego Nowego Stworzenia. Święty Paweł w liście do Żydów 5:7 mówi specjalnie o Jego próbie w Gietsemane: "Który za dni ciała swego modlitwy i uniżone prośby do tego, który Go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował i wysłuchany jest dla uczciwości". Tekst ten podaje nam klucz do zrozumienia agonii naszego Zbawiciela w Gietsemane. Modlił się On, by był zachowany od śmierci i modlitwa Jego została wysłuchana. Nie znaczy to, aby był On zachowany od śmierci ofiarniczej, ponieważ przeszedł On ją aż do zupełnego jej zakończenia, jak dowodzi tego Jego wołanie: "Dokonało się". Wynika z tego, iż wysłuchaniem Jego modlitwy było Jego zmartwychwstanie. Modlił się On więc, aby być zachowanym od wtórej śmierci, którą gdyby przeszedł, oznaczałoby to, że w jakiś sposób nie dokonał On czegoś w sposób doskonały przed przyjściem do Gietsemane i że nie uczynił On czegoś w sposób doskonały potem. Wyrażenie "wysłuchany jest dla uczciwości" dowodzi, że w sposób doskonały i bezbłędny wypełnił On wolę Ojca do śmierci i aż po samą śmierć. Te rozważania Jego agonii w Gietsemane dają nam klucz do zrozumienia dlaczego On "modlitwy i uniżone prośby... z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował": Lękał się On, że nie zdołał pod jakimś względem podobać się Bogu w sposób doskonały i obawiał się, że nie będzie mógł znieść bez zarzutu dręczących doświadczeń, które Go czekały od ogrójca aż po Jego śmierć. Rzecz oczywista, że to Szatan wystrzelił ostre strzały godząc w Jego czułe sumienie a mianowicie, że On poprzednio zgrzeszył. Ta myśl zadziwiała Go i zakłopotała Go. Wkrótce mógł On jednak odrzucić tę myśl, wzmocniony niewątpliwie w Swoim umyśle przez takie myśli jakie są wyrażone w Psalmie 16:8 i Iz. 53:9. Ale inna myśl trapiąca Go, że może nie zdoła znieść srogich doświadczeń w sposób doskonały, które nastąpią po Gietsemane, pozostawała z Nim dłużej. Zaprawdę, potrzebował On godziny czasu na zwalczenie tej myśli przy złączonej pomocy anioła i zapewnieniu Go o pomocy Bożej.

    Wiele było spraw, które przygniatały wielkim ciężarem Jego Nowe Stworzenie i które sprawiały, że Gietsemane było najostrzejszą z Jego prób i pokus. Wiedział On, że gdyby się załamał nawet w najmniejszym stopniu w czasie strasznych doświadczeń, które Go czekały, to obraziłby Swego Ojca i straciłby Jego łaskę. Kochając zaś Boga w sposób najwyższy i pragnąc nade wszystko Mu się podobać, w całej Swej istocie doświadczał On najgłębszej agonii do jakiej był zdolny na samą myśl o takiej klęsce. Wiedział On także, że nawet najmniejsze niedociągnięcie od doskonałości, zniszczyłoby cały plan, obrażając Boga i rujnując cztery wybrane klasy, pokutujących aniołów, świat Żydów i pogan oraz zakończyłoby się tryumfem Szatana, grzechu, błędu, śmierci i piekła, a to wszystko z Jego winy. Wiedział On też, że taki upadek z Jego strony pociągnąłby za sobą Jego wtórą śmierć. Był On więc w największej rozterce duszy, myśląc o tych trzech możliwościach. To właśnie sprawiało, iż przez modlitwy i błagania z wołaniem wielkim i łzami Jego dusza błagała Ojca, aby odsunął kielich nie śmierci w ogóle, lecz specjalnej formy śmierci, śmierci ekskomunikowanego bluźniercy i zbuntowanego, skazanego banity, z całym wstydem i niełaską łączącą się z nią. Nic więc dziwnego, iż pocił się On krwią; nic dziwnego, że ciężar Jego agonii niemal zmiażdżył w Nim życie, jak to wyraził w słowach: "Bardzo smutna jest dusza Moja aż do śmierci"; nic dziwnego, że ze łzami wołał On głośno; nic dziwnego, że rozterka Jego była tak wielka, iż trudno Mu było myśleć logicznie i trzeźwo; nic dziwnego, że trzy razy szukał On otuchy u trzech uczniów, których trzy razy znalazł śpiących, a nie czuwających i modlących się wraz z Nim. We wszystkim tym jednak Jego Nowe Stworzenie było całkowicie poddane woli Bożej: "Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie". Nigdy przedtem ani potem nie doświadczało Jego Nowe Stworzenie tak ciężkiej próby i pokusy; było ono jednak zdolne zatryumfować po 1-dno godzinnej najsroższej walce. Upewniony co do swej wierności w przeszłości i co do pomocy Ojca w cierpieniach następnych 13 godzin i co do Swego zwycięstwa, przepowiedzianego przez proroctwa, wyszedł On z agonii całkiem pełen spokoju, gotów wypić kielich wstydu i niełaski egzekucji jako wyklęty bluźnierca i napiętnowany buntownik. Z powodu znaczenia tej walki próba i pokusa w Gietsemane była najostrzejszym umysłowym strapieniem jakiego On doświadczył. Było ono próbą i pokusą Jego Nowego Stworzenia w najostrzejszym kryzysie Jego doświadczeń.

    Wielki umysłowy smutek odczuwał On w czasie następnych 13 godzin, jak tego dowodzą Iz. 53:3-11; Psalm 22:2-19; oraz 4 Ewangelie opisujące te 13 godzin. Ten smutek odczuwało głównie Jego człowieczeństwo, jak dowodzi tego wyrażenie: "mąż boleści, a świadomy niemocy". (W Biblii ang. czytamy: "mąż smutków zaznajomiony z boleścią"; Iz. 53:3). Szczytem Jego smutku jako ludzkiej istoty było to, gdy poczuł się On opuszczony przez Boga i kiedy wyraził Swoją niedolę: "Boże mój! Boże mój! czemuż mię opuścił?" (Psalm 22:2; Mateusz 27:46 itd.). Gdyby był On Bogiem, słowa te byłyby absurdem bo znaczyłyby, że Bóg opuścił Boga! Słowa te jednak można wytłumaczyć jasno w sposób następujący: Stając się zastępcą Adama jako człowiek, Jezus musiał przejść każdy zarys kary, którą Adam poniósł. Jednym z nich było opuszczenie przez Boga, którego Adam doświadczał za swój grzech jako przeciwieństwo społeczności z Bogiem, którą się cieszył nim zgrzeszył. Dlatego Człowiek Chrystus Jezus, ponosząc karę Adama za niego, musiał przejść przez doświadczenie opuszczenia Go przez Boga. Człowieczeństwo Jezusa doświadczało tego cierpienia na dnie kielicha goryczy przed samym zgonem. Do momentu przed nastaniem dziewiątej godziny Jego człowieczeństwo mając nadzieję wybawienia, jak widzimy to z Psalmu 22, odczuwało, że Bóg był z Nim jako z człowiekiem; ale o dziewiątej godzinie czując niewątpliwie, iż umiera i będąc prawie umarłym jako człowiek, ujrzał On, że nie otrzymywał On ludzkiego życia jako nagrody za przestrzeganie prawa naturalnego i Mojżeszowego i stąd wywnioskował, że jako człowiek został On widocznie opuszczony przez Boga, co było prawdą. To napełniło Jego ludzką duszę, która zawsze dotąd przebywała przed uśmiechniętym obliczem Ojca, najgłębszym bólem jaki doskonały, bezgrzeszny człowiek był zdolny odczuć. Ta myśl doprowadzała Jego ludzką naturę do najgłębszej rozterki, niemal rozpaczy, bo nie mogła ona zrozumieć, dlaczego Bóg Go opuścił, choć był bez grzechu. Stąd też pochodzi Jego bolesne wołanie "Boże mój! Boże mój! czemuż mię opuścił?" Ta niewysłowiona boleść, że był opuszczony przez Boga była największą porcją goryczy jaką była napojona Jego ludzka natura z kielicha niedoli.

    Oczywiście, że takie smutki, jakie Jego Nowe Stworzenie i ludzka natura przeżywały, w dużym stopniu podcinały w Nim pierwiastek życia. Smutek źle wpływa na życie cielesne, a także często źle wpływa na życie umysłowe, moralne i religijne. Smutek bowiem podobnie jak strach, martwienie się i pośpiech zamienia zdrowe soki organizmu w truciznę, która atakuje nerwy, krew i żywotne organy, powodując uszczerbek w ich różnorodnych działaniach a to w stopniu odpowiednim do jego natężenia i do stanu zdrowia ciała. Często powoduje on chorobę ciała, a w niektórych wypadkach nawet zabija swą ofiarę. Sam Jezus świadczy, że smutki Jego w Gietsemane przywiodły Go do progu śmierci (Mateusz 26:38). Smutki Jezusa trwały przez 3 1/2 lat, największe jednak były te, które przechodził jako główną formę cierpień w ciągu ostatnich 14 godzin. Ze względu jednak na Jego dobry charakter, chociaż szkodziły one Jego ludzkiej naturze, to jednak dopomogły Mu one w krystalizacji charakteru, specjalnie gdy chodzi o posłuszeństwo, sympatię, litość, miłosierdzie, wierność, a także wszystkie wyższe pierwszorzędne łaski (do Żydów 2:10, 17, 18; 4:15, 16; 5:7-9). Choć Biblia mówi o Nim jako o radującym się, to jednak nigdy nie wspomina, by kiedykolwiek się śmiał; ale podkreśla, iż płakał i mówi o Jego licznych smutkach. Twarz Jego czasami musiała być wykrzywiona, choć co do lat był On młody. Twarz Jego bez wątpienia pokryta była zmarszczkami smutku i sympatii. Rysowanie Jego twarzy było ulubionym wysiłkiem chrześcijańskich artystów. Munkacsy chyba najlepiej ze wszystkich wyraził w malarstwie niewysłowiony smutek i agonię Jego twarzy w obrazie Jezusa na krzyżu w chwili Jego wołania: "Boże mój Boże mój! czemuż mię opuścił?". Hoffmanna Chrystus w Gietsemane jest słusznie i szeroko podziwiany w świecie, będąc jednym z najsławniejszych obrazów Chrystusa, choć nie tak dobrze wyraża agonię Chrystusa w wyrazie Jego twarzy. Na obrazie jego widać w twarzy Chrystusa raczej więcej wiarę niż agonię pełną poddania. Choć wiara niewątpliwie działała w naszym Panu w tym czasie, to jednak musiała ona być mniej widoczna, podczas gdy uległa agonia ujawniała się na pierwszym miejscu w Jego sercu.

FIZYCZNY GWAŁT

    Jeśli chodzi o fizyczny gwałt jako trzecią formę cierpienia Chrystusa, to podaliśmy najważniejsze zarysy tego, gdyśmy omawiali znoszenie przez Chrystusa zła jako siódmy krok postępowania po Jego wąskiej ścieżce. Nie będziemy więc tu tych zarysów powtarzać, choć należą one do naszego tematu, bo były one już przedtem przedstawione. Będzie natomiast użytecznym podać tu zadany Mu fizyczny gwałt jako należący do Jego cierpień; a co pokrótce wyjaśnia Psalm 22:2-19 z wyjątkiem pierwszego zdania wiersza 2, które rozważyliśmy dostatecznie powyżej. Pamiętajmy, że wiersze te podają reakcję naszego Pana jako człowieka, a nie jako Nowego Stworzenia w stosunku do Jego ukrzyżowania i towarzyszących temu okoliczności. Jego człowieczeństwo nie mogło wtedy zrozumieć, dlaczego Bóg był tak daleko od wyzwolenia Go i dlaczego nie wysłuchał Jego najgłębszych ludzkich uczuć, wyrażonych w dobitnych słowach (zobacz wiersz 2; podajemy tylko w nawiasach wiersze bez cytowania słów, wyjaśniając je). Jego człowieczeństwo wzywało pomocy cały dzień i noc ostatniego dnia Jego życia, nie uzyskując łaskawej odpowiedzi od Boga (w. 3). Pomimo to Jego człowieczeństwo uznawało, że Bóg jest święty, że jest mądrością, mocą, sprawiedliwością i miłością (w. 4). Pamiętało ono, że Bogu ufali Jego przodkowie i że Bóg wynagrodził im to zaufanie, wyzwalając ich (w. 5). Starożytni Godni wzywali Boga o pomoc w potrzebie i otrzymali ją. Mieli ufność w Bogu, a nie byli pohańbieni (w. 6). W przeciwieństwie do tego, człowieczeństwo Jezusa zostało potraktowane w sposób tak bezwzględny jak bezwzględnie postępuje człowiek, który depcze robaka, nie było ono tak potraktowane jak przystoi człowiekowi, każdy bowiem w tym dniu robił Mu wymówki i pogardzał Nim (w. 7). Roszczenia Jego wyśmiewali oni, nazywając Go oszustem; lekceważenie Go okazywali przez wykrzywianie warg; w potępianiu Go potrząsali pogardliwie głowami (w. 8). Drwiąco mówili o Nim jako o tym, który ufał Bogu, że Go wyzwoli. Całkowicie przekonani, że był oszustem, ironicznie wołali na Pana: Niech Go Bóg wyzwoli. Swego rzekomego faworyta od śmierci na krzyżu, a wtedy Go przyjmiemy (w. 9).

    (Ciąg dalszy nastąpi).

TP ’71, 91-95.

Wróć do Archiwum