Logo gaudio
litek na morzu waluty

Z ewangelią Królestwa na Wschodzie 1992-2001 - podróż 6

W dniu 17 września 1994 r. w godzinach popołudniowych autem osobowym, z nauczycielami muzyki ze Lwowa w Tomaszowie Lub, późną nocą zajechaliśmy do Lwowa. W tym roku to trzecia podróż na Wschód a jej celem było odwiedzenie zboru „Pięćdziesiątników" w Olszanach, Z którym łączą mnie serdeczne związki braterskie od przeszło dwudziestu lat i bywam przez nich zapraszany do usługi kiedykolwiek ich odwiedzam...

17.09. - 13.10.1994 roku

W dniu 17 września 1994 r. w godzinach popołudniowych autem osobowym, z nauczycielami muzyki ze Lwowa w Tomaszowie Lub, późną nocą zajechaliśmy do Lwowa. W tym roku to trzecia podróż na Wschód a jej celem było odwiedzenie zboru „Pięćdziesiątników" w Olszanach, Z którym łączą mnie serdeczne związki braterskie od przeszło dwudziestu lat i bywam przez nich zapraszany do usługi kiedykolwiek ich odwiedzam. Podczas poprzedniej podróży na Wschodzie, wizyta w tym zborze nie doszła do skutku, pomimo że dojechałem do granicy Białorusi, lecz z braku połączenia zmuszony zostałem zawrócić z drogi. Zamierzałem również odwiedzić inne zbory na Białorusi, lecz i te zamiary wówczas nie doszły do skutku, więc zamierzałem je zrealizować podczas swej trzeciej podróży.

Wobec tego, że do Lwowa przyjechałem nocą, na niedzielę z zmuszony zostałem pozostać w Lwowie na zebraniu miejscowego zboru. Przed rozpoczęciem zebrania br. G. Parylak zwrócił się do zboru słowami, że na ten dzień był ustalony porządek i usługa, ale jest gościem brat Janek Grzesik i w związku z tym należałoby zdecydować o jego ewentualnej usłudze. Ponadto poinformował, że ja napisałem do niego dwa listy dotyczące mego usługiwania w zborze. Nie wyjaśnił przyczyn i okolicznością napisania tych listów, którymi było pokątne zalecanie(?) aby w zborze nikt nie służył, oprócz pielgrzymów i ewangelistów ŚRME. To zalecenia dotyczyły mnie imiennie, podane argumenty i zarzuty, że nie chodzę na zebrania w tomaszowskim zborze i inne. Brat G. Parylak nie przedstawił zborowi, jak ta kwestia przedstawia się w świetle prawdy o organizacji Kościoła i suwerenności zboru w zarządzaniu wszystkimi sprawami. W listach podałem cytaty z literatury paruzyjnej i epifanicznej oraz fakty z przeszłości, Nie podnosił również żadnych zastrzeżeń względem mnie i mej usługi, ale wyraził się, że ma jakieś "sumniwy" /wątpliwości/ i zwrócił się do zboru, aby zdecydował w tej sprawie. Mnie poprosił, ażebym zajął miejsce za stołem i odpowiadał na ewentualne zapytania członków zboru. Mając na uwadze wcześniejsze stanowisko tego brata w tej kwestii, byłem zaskoczony takim publicznym postawieniem sprawy. Gdy poinformowałem go, że ignoruję klerykalne "zakazy" z poza zboru, i że dla mnie ma znaczenie jedynie życzenie zboru i jego decyzja w tej kwestii, poprosiłem ażebym w jakiś sposób poznał życzenie i stanowisko zboru. Odpowiedział, że nie może tej kwestii postawić publicznie, gdyż to mogło by zborowi zaszkodzić, a szczególnie słabszym jego członkom. Podzieliłem jego obawy i stanowisko, ale byłem zaskoczony taką jego zmianą.

Gdy kwestia ta stanęła przed zborem, w formie zadawanych mi pytań ujawniły się pokątnie rozpowszechniane wiadomości, o charakterze zarzutów przeciwko mnie: - dlaczego nie jestem pielgrzymem, czy w tym rodzaju, dlaczego nie chodzę na zebrania do zboru w Tomaszowie, jeśli nie jestem pielgrzymem lub ewangelistą czy mam prawo służyć w innych zborach itp. Zostałem postawiony w dosyć trudnej i kłopotliwej sytuacji. Chociaż byłem /i jestem/ przekonany o słuszności swojego stanowiska w tych kwestiach, nie mogłem przenosić polskie sprawy do tego zboru, a tym bardziej uzasadniać go i stawiać w niekorzystnym świetle osoby z nimi związane. Starałem się bardzo oględnie i ostrożnie odpowiedzieć na postawione pytania i uzasadnić swoje stanowisko. Pytania postawiły dwie osoby - brat i siostra, które były zadawane z chęcią wyjaśnienia i otrzymania odpowiedzi. Nikt z zabierających głos nie zgłaszał zastrzeżeń do mnie i mojej ewentualnej usługi, ale przeciwnie, jedna siostra powiedziała: Brat nam służył przez tyle lat, a teraz nie miałby służyć? ja jestem za tym, ażeby mu dać słowo. Inna powiedziała: „brat nam służył wtedy, gdy zamykaliśmy okno podczas śpiewu, ażeby nas nikt nie usłyszał, a teraz, gdy jest wolność nie miałby nam służyć? Tylko kilka osób zabrało głos i to w takim duchu, a większość okazywała zaskoczenie i milczała. Następnie brat G. Parylak poddał pod głosowanie wniosek czy mam służyć, za którym było 20, czy więcej, bez żadnego głosu przeciwnego. Zgodnie z życzeniem i decyzją zboru usłużyłem tematem p.t."Wielkie dziedzictwo Abrahama - typ i antytyp”.

Decyzję co do mojej przyszłej usługi w zborze pozostawiono na przyszłość, chociaż ja nie podawałem żadnej sugestii, ani br. Parylakowi, ani zborowi o jakiejś okresowej „ordynacji" do usługi w zborze, jak to później fałszywie głoszono przez polskich braci, co usłyszałem od „pielgrzyma" na konwencji w Sztefan-Vode.

Podczas zebrania w Lwowie dowiedziałem się, ze z tego zboru na konwencję w Sztefan-Vode na samo miejsce autobusem zamierza jechać kilkanaście osób i koszt jednego pasażera wynosi 300000 karbowańców. Chociaż pierwotnie nie zamierzałem jechać, lecz gdy się dowiedziałem, że będzie bezpośredni środek lokomocji, zgłosiłem się i ja na ten wyjazd. Gdy nastąpił dzień wyjazdu okazało się, że autobusu nie będzie, gdyż nie jest on do tego przygotowany i nie ma koncesji na taką podróż. Tym autobusem miały jechać osoby z Tarnopola i Czerniowiec i z tego wynikło fiasko. Po telefonicznym porozumieniu się z braćmi z Czerniowiec, autobus został zamówiony w Czerniowcach, a koszt przejazdu jednej osoby z Czerni owiec miał wynosić 10 dolarów. Powstał problem, jak kupić w ostatniej chwili bilety na tyle osób, aby dojechać do Czerniowiec? Po nerwowej "gonitwie", bilety zostały kupione i nocnym pociągiem następnego dnia /23.IX/ rano zajechaliśmy do Czerniowiec.

Po spotkaniu z miejscowymi braćmi i siostrami, opłaceniu kosztów podróży – 10 dolarów od osoby, wyruszyliśmy w drogę do Sztefan-Vode. Było gorąco i podróż była uciążliwa, ale byliśmy zadowoleni, że bez przesiadek dotrzemy na miejsce. Była jesienna noc, gdy dotarliśmy na miejsce. Po krótkich poszukiwaniach, skontaktowaliśmy się z braterstwem i po spożyciu posiłku zostaliśmy rozkwaterowani - część na miejscu, a pozostali, w tym i ja odjechaliśmy do odległej o kilkanaście km Semionowki - miejscowości, gdzie mieszkał i żył drogi brat Iwan Lechowicz a obecnie mieszka jego żona i córka Ania. Nocowaliśmy tam przez wszystkie noce podczas trwania konwencji, chociaż był problem z paliwem na te dojazdy, lecz, chociaż z trudem, został rozwiązany.

Biorąc pod uwagę dużą odległość, jaką jadąc na konwencje do Sztefan-Vode należało pokonać, oraz wysokie koszty podroży, miałem wątpliwości co do celowość urządzania tam konwencji i przewożenia na nią na taką dużą ilość osób z rożnych krajów, takie wątpliwości mam w celowość urządzania i w przyszłości. Biorąc jednak pod uwagę radość miejscowych braci i sióstr, jaką im swym przyjazdem sprawiliśmy, sądzę że dotrze się stało, że tam odbyły się nawet dwie konwencje. Sprawiliśmy im radość, zapewne podbudowaliśmy ich i ich autorytet u miejscowych wierzących innych wyznań i u osób światowych. Dobrze się stało, że brat S. Lechowicz - przewodniczący konwencji pozwolił na krótkie przemówienie dwu miejscowym braciom, co również było z radością przyjęte przez miejscowych braci i sióstr i stanowiło naprawienie błędu popełnionego na poprzedniej konwencji, na której przewodniczący konwencji nie dał takiej możliwości, mimo że miejscowi bracia i siostry tego oczekiwali. Moim zdaniem i na tej konwencji było za dużo usługi polskich braci i było by wystarczające po jednej usłudze w ciągu jednego dnia. Podczas rozmowy z różnymi braćmi na konwencjach mówiono, że dla nich bardziej zrozumiała i korzystniejsza duchowo jest usługa miejscowych braci, gdyż tłumaczenie polskich braci przez ich tłumaczy przerywa treść przemówienia, a samo tłumaczenie często nie jest wierne. Takie uwagi wyrażali do mnie i bracia znający polski język. Jestem przekonany, że na Wschodzie nie wiele użytecznymi w pracy ewangelicznej są i będą bracia z Polski, którzy nie znają rosyjskiego lub ukraińskiego języka i to nawet z pomocą towarzyszących im tłumacza. Ciągnienie za sobą tych pomocników jest obecnie kosztowne ze względu na wysokie ceny biletów. Ponadto to odrywa miejscowych braci od ich obowiązków rodzinnych i od pracy zawodowej i na uprawianych przez siebie działkach. Obecnie, warunki materialne na Mołdawii są bardzo trudne i ludzie często przez długi czas nie otrzymują wynagrodzenia za pracę. były trudności z wymianą dolarów na miejscową walutę w celu kupienia brakującego oleju napadowego dla autobusów.- Z tego też powodu nasz odjazd z konwencji opóźnił się do późnego wieczora. Po zakończeniu konwencji i spożyciu posiłku odjechaliśmy późnym wieczorem, żegnani serdecznie przez miejscowych braci i sióstr. Do Czerniowic przyjechaliśmy około północy. Po kupieniu biletów kolejowych i kilkugodzinnym oczekiwaniu, odjechaliśmy porannym pociągiem do Lwowa, dokąd przyjechaliśmy po południu. Dla mnie podróż ta była dosyć wyczerpująca, więc po przyjeździe do Lwowa kilka dni odpoczywałem, odwiedzając siostry chore i w podeszłym wieku.

Po odpoczynku postanowiłem udać się na Białoruś i zrealizować swój wcześniejszy pian, który dwukrotnie nie doszedł do skutku. Kupiłem bilet kolejowy do Horynia na - pociąg do Mińska i wieczorem 30 września wyjechałem nim z Lwowa. Do Horynia przyjechałem następnego dnia wczesnym rankiem. Po przyjeździe usiłowałem znaleźć punkt wymiany waluty lub osobę, która by mi mogła wymienić dolary na białoruskie ruble, lecz bezskutecznie. Bez biletu wsiadłem do autobusu kursującego z Horynia do Stolina, skąd odjeżdżają autobusy do Olszan. Miałem nadzieję, że w Stolinie – rejonowym mieście wymienię dolary na ruble i kupię bilet do Olszan, ale i te wysiłki okazały się bezskuteczne, gdyż nie ma tam kantoru wymiany a wymiany dokonują na bazarze "cinkciarze". Gdy z bagażami udałem się na bazar, okazało się, że bazar będzie dopiero następnego dnia - w niedzielę. Zmartwiony wróciłem na dworzec autobusowy, nie wiedząc co począć? Istniała tylko perspektywa powrotu, ale i na powrót nie miałem pieniędzy, W tej sytuacji podszedłem do kasy biletowej i powiedziałem, że potrzebny jest mi bilet, lecz nie mam pieniędzy na jego kupienie, gdyż nie mam gdzie wymienić walutę. Wcześniej, chociaż wiedziałem, że rosyjskie ruble nie są w obiegu na Białorusi, wziąłem je ze sobą, i to wyratowało mnie z tej sytuacji. Powiedziałem kasjerce, że posiadam rosyjskie ruble, więc powiedziała, że sprzeda mi bilet za ros. ruble i sprzedała lecz oszukała mnie na kilkaset rubli, gdyż nie znałem kursu wymiany. Uszczęśliwiony kupnem biletu o godz.12 odjechałem do Olszan i przybyłem tam około godz. 14-tej. Przed wyjazdem z Lwowa chciałem wysłać telegram o moim przyjeździe, ale ze względu na wysoki koszt zrezygnowałem. Mój przyjazd do Olszan był wielką niespodzianką. Rodzina, do której przybyłem, była bardzo uradowana i jak zawsze bardzo serdecznie mnie przyjęła. Do późnej nocy trwały rozmowy i wypytywanie się o różne znane im osoby z Polski, które były u nich. Następnego dnia rano udaliśmy się na zebranie miejscowego zboru i ku mojemu zmartwieniu dowiedziałem się, że w tym dniu w zborze odbędzie się Chleboprełamlenije – Wieczerza Pańska, którą obchodzą w pierwszą niedzielę każdego miesiąca. Byłem przekonany, że zostanę poproszony do usługi Słowem, ale w tej sytuacji nie zamierzałem z tego skorzystać, gdyż należałoby wziąć temat stosowny do tej okoliczności, a tego nie chciałem czynić. Musiałbym przedstawić prawdę na ten temat, a to mogłoby spowodować zamieszanie. Nie chciałem również usiąść na podwyższeniu dla „prepowiednikow", gdyż wtedy byłbym widziany przez wszystkich, że nie biorę udziału w "Chleboprełamleniju". Celowo nie spieszyłem się na zebranie, a po przyjściu nie pokazywałem się prepowiednikom, aby nie być zaproszonym przed zebraniem, gdzie zgromadza się starszyzna zboru oraz odbywają się modlitwy o boskie błogosławieństwo. Gdy przyszedłem na zebranie, usiadłem gdzieś w połowie sali, aby nie być zauważonym, lecz to się nie udało. Jeden z "służytieli” zauważył mnie i coś szepnął prezbiterowi, a ten posłał do mnie brata z prośbą, ażebym przyszedł za „kafedrę", gdzie siedzieli ci, którzy mieli służyć, gdyż życzą sobie bym i ja usłużył. Grzecznie odmówiłem tłumacząc, że to jest ich specjalne zebranie, więc niech oni sami służą. Wiedziałem, że wieczór będzie również liczne zebranie i że będę poproszony do usługi, więc swym zachowaniem na porannym zebraniu, nie chciałem zepsuć przyjazną atmosferę do usługi. Prezbiter i cała starszyzna zboru zna dobrze moje poglądy gdy podczas poprzedniego pobytu byłem wypytywany na temat duszy, piekła, darów Ducha Św. itp.

Podczas zebrania, jeden z zaproszonych gości z Baranowicz zabrał lwią część, około godziny z Ew. Jana 8:32, lecz nie trzymał się tematu i nie wyjaśnił myśli zawartych w zacytowanym tekście, ale poszedł w las mówił o wszystkim i o niczym i dopiero przy korcu nawiązał do chlebo pryłamlenija. Na sali uwidoczniło się duże zniecierpliwienie tym kazaniem, szczególnie ujawnił to br. Stepan siedzący obok prezbitera, szeptał do niego, a później w przerwie potoku słów, stukał ołówkiem w oparcie siedzenia, ale mówca nie zwracał na to uwagi i mówił dalej. Prezbiter nie interweniował, lecz siedział spokojnie, gdyż to jest bardzo spokojny i miły człowiek. Gdy był łamany chleb i podawany uczestnikom wino, starałem się, aby tylko podający i najbliższe mnie osoby widziały, że nie biorę udziału. Po zakończeniu zebrania osobom tym wyjaśniłem dlaczego nie brałem udziału. Później podszedł do nas br. Stepan Ł., który jest jakby prawą ręką prezbitera i bardzo serdecznie mnie powitał.

Wieczorem odbyło się następne zebranie, które mimo późnej pory było bardzo liczne. Sądzę, że obecnych było około 450—500 osób. Jak przewidywałem, zostałem poproszony do usługi w zebraniu i poprowadziłem temat o roli prawdy i jej postępującym charakterze. Nawiązałem do porannego przemówienia prepowiednika z Baranowicz mówiąc, że temat ten został rozpoczęty, ale mówca po zacytowaniu tekstu Jana 8:32, nie kontynuował go, lecz poszedł w les, nie wyjaśniając, myśli zawartych w tym tekście. Na początku wyjaśniłem, że pobieżne przeczytanie tego tekstu nasuwa myśl o niewoli, z której prawda wyzwala z niewoli grzechu, błędu, samolubstwa i światowości, która bierze początek w Edenie po upadku Adama i Ewy pod wpływem pierwszego kłamstwa szatana, które w różnych postaciach jest powtarzane, nawet mównic kościołów chrześcijańskich. Kłamstwo, że żadnym sposobem śmiercią nie pomrzecie, jest głoszone w religiach pogańskich i chrześcijańskich, według którego śmierć nie jest śmiercią i karą za grzech, ale uwolnieniem się z ciała i przejściem do wyższej, a w pogaństwie do niższej formy życia.

Rozbieżności w naukach chrześcijaństwa i jego skłócenie jest wynikiem posiewu błędu - plewie /po ros./ przez szatana, gdy ludzie zasnęli /Mat. 13:24,25,39/. Z tej niewoli błędu, między innymi, wyzwala nas prawda zawarta w Biblii, ale nastąpi to tylko wtedy, gdy będziemy ją badać i to w sposób jak ona jest podana /Iz. 28:10, 13/, tak jak to czynili Bereańczycy /Dz. Ap. 17:11/. Podkreśliłem, że prawda jest podawana przez sług w sposób stopniowy /Przyp. Sal. 4:18; Żyd 1:1-2; 2 Piotra 1:19/. Podałem przykłady biblijne poczynając od obietnicy danej po zgrzeszenia Edenie /Żyd. 3:15/ i powtórzonej Abrahamowi, Izaakowi, Jakubowi i innym w następnych wiekach aż do wypełnienia się jej pierwszych zarysów wyboru tego nasienia. Pełne wypełnienie tej obietnicy nastąpi w ustanowionym Królestwie naszego Pana, o którego przyjście modlimy się codziennie „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja na ziemi, jaka jest na niebie”. Coraz jaśniejsze światło prawdy ukazuje nam, że już rozpoczęło się burzenie królestw tego świata, którego dokonuje wzbudzone Królestwo naszego Pana, jak mówi Pan Bóg w ks. Dan. 2:3l-45, Izajasza 2, przedstawione w górze wywyższonej ponad wszystkie góry i pogórki, do którego zbiegną się /w ros. potiekut/ wszystkie narody, które będą sądzone i karane w celu podniesienia ich do pierwotnej doskonałości utraconej w Adamie - Dz. Ap. 3:19-21. obalenie wielkich monarchii w czasie I wojny światowej, a ostatnio obalenie bez jednego wystrzału, potężne imperium sowieckiego Sojuza nie było przypadkiem, ale skutkiem działalności naszego Pana, obecnego już jak istota duchowa /Ps. 110:1-2; 46:1-11/. Bóg przez proroka Amosa 3:7 mówi, że nie czyni nic, czego by nie objawił Jego świętym i prawdziwi święci chodzący w światłości prawdy, jako synowie dnia 1 Tesaloniczan 5:1-8, są świadomi czasów w jakich żyją i wypełnianie się różnych zarysów Jego planu. Wiele zacnych dzieci Bożych nie są tego świadomi, gdyż karmią się tylko „mlekiem słowa Bożego”, przez swych nauczycieli rozwodnionym różnymi ludzkimi teoriami Żyd. 5:12-6:2. Oni sami nie badają się pism Jana 5:39 i wielu nie przyjmuje Boskich „posłów” /2 Kronik 36:15-16/ przynoszących im prawdę, jak to czynili Żydzi. Nie postępujmy podobnie. Tym apelem zakończyłem przemówienie, które było wysłuchane z wielką uwagą. Ocenienie tych prawd wyrażały różne osoby, z którymi rozmawiałem po zebraniu, min. z br. Stepanem Liemizu, którego z uprzednich wizyt rozpoznałem jako pobożnego, poświęconego i aktywnego sługę zboru, otwartego na przyjęcie prawdy. Następnego dnia kupiono mi bilet na autobus do Stolina i otrzymałem 5000 rubli białoruskich na bilet kolejowy z Horynia. Z dalsze podróży po Białorusi zrezygnowałem, bo nie miałem ich rubli, a z wymianą dolarów były tam same kłopoty.

Po serdecznym pożegnaniu udałem się w drogę powrotna na Ukrainę. Gdy przyjechałem do Stolina, a potem do Horynia, zostałem poinformowany, że od tego dna zostały podwyższone bilety kolejowe i do Kostopla jest potrzebnych 10000 rubli. Wiedząc, że na Białorusi i Ukrainie na pociągi motorowe emeryci nie kupują biletów, wsiadłem do takiego pociągu i nie niepokojony przez nikogo, przyjechałem do Sarn a dalej do Kostopola. Po krótkim odpoczynku pojechałem do Berezna i następnie do Małyńska, gdzie przy słowie Bożym miałem miłą i budującą społeczność z braterstwem.

8 października udałem się do Orłówki i tam byłem do niedzieli. Na zebraniu zostałem poproszony do usługi na którym przedstawiłem trzy rodzaje niewdzięczności. Zilustrowałem je na szemraniu z powodu manny, wzgardzeniem Boskim kierownictwem - żądaniu króla, oraz braku ocenienia za otrzymany dar usprawiedliwienie z wiary – uleczenia z symbolicznego trądu (1 Kor. 10:l-6; 4 Moj. 11:4-9; 18:31-33; 1 Sam. 8:4-9; Łuk. 17:11-19).

Mówiąc o pierwszym rodzaju niewdzięczności - nie oceniania prawdy wskazałem, że jest nią w pantominie - przez czyny, odrzucaniu czystej prawdy, a zastępowanie błędami, jak to nastąpiło wkrótce po śmierci Pana i zaśnięciu Apostołów. Takie działania trwały przez cały wiek Ewangelii, następnie z przesiewaniem żniwa Wieku Ewangelii, jak również do obecnego czasu. Każde indywidualne odrzucanie prawdy podawanej przez Pana za pośrednictwem Jego sług, a szczególnie prawdy mające związek z okupem i ofiarą za grzech jest tym szemraniem.

Anytypem wzgardzenia Boskim kierownictwem i żądanie antytypowego króla, jest skażeniem organizacji Kościoła przez jego centralizację, powstanie hierarchii i jej panowanie nad kościołem, co wkrótce nastąpiło po odejścia Apostołów i ma miejsce do naszych czasów, czego przykładem może być skażenie organizacji po śmierci Wiernego Sługi i powstaniu „Małego Antychrysta”. Omawiając tego rodzaju niewdzięczność, przedstawiłem biblijną organizację Kościoła, w której każdy zbór jest niezawisły i za głowę ma tylko Chrystusa, a starsi wybrani przez zbór są tylko sługami zboru, któremu winni służyć. Inni słudzy z poza zboru nie mają nad nim żadnej władzy i mogą w nim służyć tylko na jego życzenie wyrażone indywidualnie wobec każdego przez głosowanie, albo zaproszenie do niej za pośrednictwem sługi koordynującego ich posługę.

Po omówieniu dwu rodzajów niewdzięczności okazywanej przez przeważającą większość duchowego Izraela wskazałem na trzeci rodzaj niewdzięczności, jaką również okazuje większość tych, którzy doznali wielkiego miłosierdzie i łaski okazanej im w uzdrowieniu z symbolicznego trądu - oczyszczeniu z grzechu i usprawiedliwieniu z wiary w drogocenną krew Jezusa Chrystusa, Ta łaska była im udzielona, by mogli złożyć siebie w ofierze żywej, świętej, przyjemnej Bogu, rozumnej służbie - Rzym. 12:1. Kto, po otrzymanym usprawiedliwianiu nie uczynił następnego kroku – poświecenia, przyjął tą łaskę nadaremno - 2 Kor. 6:1,2 i jak dziewięciu trędowatych, nie okazał właściwej oceny i wdzięczności za swoje cudowne oczyszczenie z trądu grzechu. Ci którzy poświeciwszy się Bogu, a następnie nie kontynuują go, są również winni grzechu niewdzięczności.

W zakończeniu podkreśliłem, że niewdzięczność, nawet w ocenie szlachetnych ludzi w świecie uważana jest za najbrzydszą wadę /cechę/ charakteru i niewdzięczność, haniebna zdrada Brutusa wobec dobroczyńcy Juliusza Cezara jest tego odrażającym przykładem. Niewdzięczność zrywa więzy przyjaźni ludzkiej, a dla chrześcijanina stanowi zaporę w rozwoju charakteru. W ciągu dwudziestu kilkoletniej pracy ewangelicznej na Wschodzie miałem możność gruntownego poznania istniejącej sytuacji pod względem duchowym, jakie są zainteresowania i duchowe potrzeby w zakresie nauczania. Z obserwacji życia duchowego Ludu Bożego w Polsce zauważyłem, że ten rodzaj niewdzięczności również jest zaporą w duchowym rozwoju dla wielu. Często z żalem myślę, dlaczego nauczyciele ludu Bożego tak mało uwagi zwracają na te problemy, ucząc co rozwija głowę do nieproporcjonalnych rozmiarów, wytwarzając wyznaniową, sekciarską pychę. Po zakończeniu zebrania i krótkiej braterskiej społeczności, odjechałem do Berezna i następnie do Kostopola. W czwartek 13 października wczesnym rankiem odjechałem do Lwowa i tego samego dnia wraz z lokatorami wyjechałem i po dwu godz. przyjechałem do domu.

Chociaż w tej trzeciej z kolei podróży w tym roku, nie zrealizowałem w pełni swoich planów i nie odwiedziłem wszystkich zaplanowanych miejsc, jednak odczułem Boską Opatrzność i błogosławieństwa. Jestem przekonany, że przez moją usługę Pan błogosławił również tych, którym dał mi przywilej służyć. W szczególności jestem gorąco i serdecznie wdzięczny Panu za miejsce, jakie mi przegotował w Lwowie w domu córki siostry Kicowej, gdzie mogę się czuć swobodnie, nie obciążając swoją obecnością innych. Pan też przez około dwa lata oszczędza moje podupadające zdrowie, dając mi środek transportu od progu swego domu pod próg domu w Lwowie, którym jest auto moich lokatorów przyjerzdzajacych każdego tygodnia do Tomaszowa do pracy. Zdawać by się mogło, że to zwykły przypadek, lecz uważam to za akt Boskiego kierownictwa i opatrzności, gdyż związane to jest z moją procą ewangeliczną ludowi Bożemu i mam pełną świadomość, że w życiu ludu Bożego nie ma żadnych przypadków bez woli Bożej i kierownictwa. Takie przekonanie nie wypływa z teorii, ale zrodziło się z doświadczenia Boskiego kierownictwa doznanego w ciągu kilkudziesięciu lat. Ta świadomość stanowi zachętę do pracy na Wschodzie i daje siłę do przeciwstawiania się wysiłkom szatana i jego narzędzi, świadomych, czy też nieświadomych, w powstrzymaniu mnie w tej pracy, dla której Pan dał i nadal daje swoją symboliczną "pieczęć".

Niech Panu będą dzięki za ten nie zasłużony przywilej służby Wielkiemu, Wszechmocnemu i miłującemu Bogu, ku jego chwale sługa z niezasłużonej łaski,

Jan Grzesik, Tomaszów Lub. 15 października 1994 r.

Powrót do działu Książki
Poprzedni rozdział - Podróż 4 i 5
Następny rozdział - Podróż 7

© 2015 gaudio
Ta strona nie używa cookies.