Święty Piotr wołał: „Panie, ratuj mię!”

Święty Piotr wołał: "Panie, ratuj mię!"Ewangelia Mateusza rozdział 14 wersety od 22 do 36

„A ci, którzy byli w łodzi, przystąpiwszy pokłonili Mu (Jezusowi) się, mówiąc: prawdziwie jesteś Synem Bożym” – ewangelia Mateusza rozdział 14 werset 33

Biblia, w odróżnieniu od wszystkich innych ksiąg religijnych, opowiadając o swoich bohaterach, przekazuje nagą prawdę. Obecne rozważanie podkreśla zarówno siłę, jak i słabość naturalnych predyspozycji świętego Piotra. Rozpoznajemy tutaj charakter, który znamy już z innych historii – szlachetny i odważny, ale zbyt skłonny do wysuwania się naprzód i chełpliwy. Wydaje się, że żadna ze słabości biblijnych postaci nie jest wygładzana czy usuwana z opisu. Był to ten sam święty Piotr, który po usłyszeniu wypowiedzi Jezusa na temat Jego nieodległej śmierci, obrał sobie za cel pouczanie Mistrza, by Ten nie wypowiadał się w taki sposób. Zapewniał Go, że z pewnością nie mówi prawdy i że uczniowie wiedzą to lepiej niż sam Mistrz, który albo nie jest świadomy swojej przyszłości, albo też świadomie błędnie ją przedstawia. Nic dziwnego, że Mistrz zganił go w tej sytuacji jak przeciwnika.

Później ten sam odważny człowiek dobył miecza i w obronie Mistrza uderzył nim sługę arcykapłana. Przy tym wszystkim zaledwie kilka godzin później wyparł się Go całkowicie i to pod przysięgą i z zaklęciem. Mimo to Mistrz go miłował wraz z jego osobliwym połączeniem słabości i siły, mając na uwadze jego szlachetne i wierne serca, nawet wtedy, gdy chełpliwie oświadczał: „Choćby wszyscy opuścili Ciebie, ja nigdy Cię nie opuszczę” [ewangelia Mateusza rozdział 26 werset 33]. Rozważany przez nas fragment ukazuje świętego Piotra wraz z innymi uczniami w łodzi rybackiej na wzburzonym morzu. Jezus odmówił udania się z nimi łodzią, oddalając się na pewien czas na modlitwę. Łódź jeszcze się nie oddaliła, gdy uczniowie ujrzeli Mistrza chodzącego po wodzie i zbliżającego się do nich. Najpierw wszyscy się wystraszyli, następnie na Jego słowo ponownie nabrali otuchy, a wreszcie święty Piotr poprosił Pana o zezwolenie na to, by mógł do Niego przyjść po wodzie. Możemy być pewni, że otrzymawszy takie przyzwolenie, Apostoł nie wątpił, iż będzie mógł bezpiecznie dotrzeć do Pana. Ta sama moc, która wykonywała się w nim i w innych uczniach przy uzdrawianiu chorych czy wypędzaniu demonów, musiała być przecież całkowicie zdolna do utrzymania go na powierzchni wody tak, by nie zatonął.

Choć wiara świętego Piotra była silniejsza od wiary innych, a także silniejsza od wiary kogokolwiek z nas obecnie, skoro spróbował chodzenia po wodzie – i początkowo z powodzeniem po niej szedł, to jednak mimo to wciąż nie była ona jeszcze wystarczająco silna. Gdy kątem oka zauważył, jak bardzo wzburzone jest morze, zaczął słabnąć i tonąć. Mistrz jednak uchwycił go, mówiąc: „O małowierny, czemu zwątpiłeś?” [ewangelia Mateusza Rozdział 14 werset 31]. Następnie wsiedli do łodzi, a wtedy wiatr ustał a wszyscy uczniowie złożyli Panu hołd, na nowo zdając sobie sprawę z tego, że był Synem Bożym posiadającym moc, i któremu posłuszne są nawet wiatry i fale (jak mówi werset 33).

Wszyscy są grzesznikami. „Nie ma sprawiedliwego, nie ma ani jednego” [Rzymian rozdział 3 werset 10]. Niektórzy nie uświadamiają sobie zakresu swych niedoskonałości. Tym niemniej bezpiecznie można twierdzić, iż każdy człowiek będący przy zdrowych zmysłach przyzna, że jest niedoskonały i dlatego też niegodny uznania przez wielkiego Stwórcę. Nikt nie może Mu przedstawiać samego siebie jako godnego Jego łask i żywota wiecznego. To wtedy właśnie, gdy poczucie własnej niegodności staje się głęboko zakorzenionym, gdy przenikliwa staje się świadomość, że „zapłatą za grzech jest śmierć”, serce najchętniej uświadamia sobie wartość życia wiecznego i woła do Pana o wybawienie z ciemności, z więzów grzechu i od kary śmierci. Do takich osób Zbawca chętnie wyciąga pomocną rękę, tak jak uczynił to w przypadku świętego Piotra. Nie będzie On ich strofował za ich grzechy, jeśli sami będą pokutować i zwracać się ku sprawiedliwości. Powie im raczej: Czemu nie przyszedłeś do mnie wcześniej? Byłem chętny i gotowy pomóc ci natychmiast jak tylko byś zawołał.

Zagrożenie mękami nie przyczyniło się do nawrócenia świata. Nasi ojcowie zwykli byli myśleć, że trzeba malować przed umysłami grzeszników obrazy wiecznych męczarni zadawanych przez diabły. Wydawało im się, że takie nauczanie skuteczniej odwróci ludzi od grzechu i zwróci ich ku sprawiedliwości niż biblijny wyrok, który głosi, że zapłatą za grzech jest śmierć – wieczne zniszczenie (jak mówi 2 Tesalonicensów rozdział 1 werset 9). Przesadzili jednak. Ich poselstwo i tak nie nawróciło świata. Dręczyło jedynie świętobliwych, miłujących i pobożnych ludzi. Niektórzy twierdzili, że musi w tym tkwić jakiś błąd, jako że jest to sprzeczne z całym ludzkim doświadczeniem, które podpowiada, że życie nie mogłoby trwać w tak niewypowiedzianych męczarniach. Obecnie jednak z pomocą współczesnych Biblii, znacznie lepszych tłumaczeń, komentarzy na marginesach, itp., lud Boży przekonuje się coraz bardziej, że Słowo Boże jest prawdziwe i że nie powinno się go przekręcać – że gdy mówi śmierć, to nie ma na myśli życia w torturach.

Niektórzy nawet mówią nam, że w ich zrozumieniu całkowite unicestwienie, które wedle zarządzenia Bożego spotka tych, którzy odmówią skorzystania ze wszystkich danych im przez Niego sposobności, a także z propozycji zbawienia, byłoby dla nich bardziej przerażające niż perspektywa życia w jakimkolwiek stanie. Rzeczywiście racjonalnym jest, że taka wieczna śmierć, wieczne unicestwienie, jest straszniejsza od nawet najmarniejszego życia, i myślący człowiek może ją traktować i traktuje bardziej serio, przywiązując do niej większą wagę. I to właśnie z owego wiecznego unicestwienia Zbawiciel zamierza wyzwolić każdego członka rasy Adamowej, z owej kary śmierci – z grobu, i ze wszelkich niedoskonałości umysłu i ciała, które są częścią zapowiedzianego Adamowi umierania. Śmierć Jezusa na Kalwarii posiadała wystarczającą wartość, by anulować grzechy pierwszego człowieka i wszystkich innych, którzy wraz z nim dzielą ową karę śmierci. Bez śmierci Chrystusa nie byłoby zmartwychwstania, nie byłoby żadnego przyszłego życia.

Już niedługo nadejdzie zmartwychwstanie, w którym Chrystus z Jego Kościołem i ich pomocnikami obudzą ze snu śmierci całą ludzkość i pomogą jej w podniesieniu się z powrotem do stanu jaki miał Adam przed upadkiem. Pomoc naszego Pana okazana Piotrowi z jednej strony odpowiada owej wspanialszej pomocy dla całego świata, a z drugiej ilustruje ona także, w jaki sposób ci, którzy już stali się dziećmi Bożymi, mogliby znów znaleźć się w niebezpieczeństwie popadnięcia w grzech, gdyby nie wyciągnięta do nich pomocna ręka Pana.

Starszy artykułSpis artykułówNowszy artykuł