Albowiem ja wielki lud mam w tym mieście

Albowiem ja wielki lud mam w tym mieścieNaszym dzisiejszym tematem są słowa apostoła Pawła z Dziejów Apostolskich rozdziału 18 wersetu 10 „Bom ja jest z tobą, a żaden się na cię nie targnie, abyć miał co złego uczynić; ALBOWIEM JA WIELKI LUD MAM W TYM MIEŚCIE”.

Żeby dobrze zrozumieć o co chodziło w tym fragmencie, spójrzmy troszeczkę na kontekst tego wersetu. Apostoł Paweł krótko przebywał w Filipii, gdzie miał trudne doświadczenia (co jest opisane w Dziejach Apostolskich rozdziale 16 wersetach 22-23 – „(22) I cały tłum wystąpił przeciw nim. A dowódcy kazali zedrzeć z nich szaty i wychłostać. (23) Po wymierzeniu wielu razów, wtrącono ich do więzienia. Strażnikowi zaś wydano rozkaz, aby ich dobrze pilnował”), następnie apostoł przebywał w Berei i Tesalonice, gdzie pozostawił współtowarzyszy, a sam udał się do Aten, gdzie odniósł tylko mały sukces (w rozdziale 17, szczególnie zaś w jego drugiej części, jest opis zdarzenia, gdy na Areopagu głosił on im o nieznajomym im Bogu), ale to nie spowodowało jakiegoś większego nawracania się, a raczej głównie szyderstwa. Od dłuższego czasu prawda nie znajdowała wiele posłuchu. Następnie udał się właśnie do Koryntu – ale będąc u nich, był zniechęcony i przygnębiony – w 1 Koryntian rozdziale 2 wersecie 3 pisze on do nich „I byłem ja u was w słabości i w bojaźni i w strachu wielkim”, a pisząc z Koryntu list do Tesaloniczan, pisał (1 Tesaloniczan rozdział 3 werset 7) „Dlatego pocieszeni jesteśmy bracia w was w każdym utrapieniu i potrzebie naszej przez wiarę waszą” – brakowało mu też społeczności i miał również problemy finansowe (już zaznaczone zresztą w powyższym tekście) – do tego stopnia, że aby się utrzymać musiał zarabiać wykonując namioty (Dzieje Apostolskie rozdział 18 werset 3 – „a ponieważ uprawiał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich [u Akwilasa i Pryscylli] i z nimi pracował. Byli oni z zawodu wytwórcami namiotów”).

Z tych jego problemów możemy również wynieść lekcje dla siebie – jeśli dla tak wielkiego apostoła były one dozwolone, aby wyrobiły w nim to co najlepsze i uczyniły jego listy bardziej pożytecznymi dla Kościoła – to również możliwe, że różne nasze doświadczenia mają i nas przygotować dla większej użyteczności Panu.

Pomimo tych trudności i zniechęcenia i potrzeby pracy – Apostoł nie zapominał, że jego głównym zadaniem w życiu jest opowiadanie Ewangelii – i mimo, iż praca uniemożliwiała mu to w normalne dni tygodnia, to w każdy Szabat wykonywał tą pracę gdy tylko mógł znaleźć zgromadzenie żydów – mówi o tym werset 4: „W każdy szabat natomiast udawał się na rozmowy do synagogi. Tam starał się przekonać zarówno Żydów, jak i Greków”.

Werset 5 („Kiedy jednak Sylas i Tymoteusz przyszli z Macedonii, Paweł w pełni poświęcił się głoszeniu Słowa. Przedstawiał Żydom świadectwa, że Jezus jest Chrystusem”) mówi, że w końcu przybyli Sylas i Tymoteusz, przynosząc ze sobą nie tylko braterską społeczność i pocieszające wieści z Berei, Tesaloniki i Filipii, lecz także jak nam mówi sam Apostoł, dary (o podobnej okazji, choć innej niż w tym przypadku, Apostoł wspomina w Filipian rozdziale 4 wersecie 16, „bo do Tesaloniki nawet raz i drugi przysłaliście na moje potrzeby”). W tym zaś przypadku dary pochodziły bardzo prawdopodobne od Lidii – sprzedawczyni purpury, o której czytamy w Dziejach Apostolskich rozdziale 16 wersecie 14, przypuszczalnie dobrze sytuowanej: „Przysłuchiwała się temu niejaka Lidia, bogobojna sprzedawczyni purpury z Tiatyry. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła”. I efekt tego pocieszenia był znamienity – Paweł otrzymał zastrzyk tak bardzo mu brakującej świeżej energii pobudzającej go do większej aktywności i przełamał kryzys, jaki przeżywał – wygłosił bardzo śmiało posłannictwo prawdy, a odrzucony przez większość synagogi – otrząsnął pył z szat, okazując, że nawet jego nie chce od nich wziąć – i zapowiedział, że „odtąd idzie do pogan” – o czym czytamy w Dziejach Apostolskich rozdziale 18 wersecie 6: „Oni jednak wciąż odrzucali jego naukę i znieważali go. Otrząsając więc swoje szaty, powiedział: ‚Sami ściągniecie na siebie zgubę. Ja nie ponoszę za to winy. A od tej chwili pójdę do pogan’”.

Był to czas, w którym kategoryczność była potrzebna, nawet jeśli miała by ona spowodować podział wśród tych, którzy wyznawali tego samego Boga – tak jak olej z wodą nie mogą się zmieszać i próba tego jest bezużytecznym trwonieniem czasu, to tak i dziś – gdy gorzkość i nienawiść się manifestują, to lepiej jest się wycofać. Ani apostoł nie uważał tego za stosowne, ani my nie powinniśmy kłócić się, ani obrażać o drobnostki nie warte rozważenia. Otrząśnięcie tego pyłu było ostrzeżeniem, że Apostoł czuł się całkowicie zwolniony od obowiązków wobec słuchaczy i złożył odpowiedzialność na ich własne barki. A to okazało się korzystne dwojako – Po pierwsze (werset 8: „Tymczasem uwierzył Panu Kryspus, przełożony synagogi — on sam i cały jego dom. Ponadto wielu Koryntian, którzy słuchali Pawła, uwierzyło i zostało ochrzczonych”) pozwoliło Kryspusowi, zarządcy synagogi, na zdecydowane zajęcie właściwego stanowiska (a w innym przypadku mógłby on stanąć w swym rozwoju), a po drugie – odrzucenie tego poselstwa przez żydów mogło przyciągnąć do Ewangelii uwagę pogan – i w rzeczy samej niektórzy już w nią uwierzyli. Nowe zebrania odbywały się u Justusa (werset 7: „Po odejściu stamtąd, udał się do domu niejakiego Tycjusza Justusa. Był to człowiek bogobojny, a jego dom sąsiadował z synagogą”), gdzie posłannictwo było wygłaszane tak dla tych, którzy uwierzyli w synagodze, jak i dla pogan.

Stąd widać, że wcale nie zawsze opozycja jest rzeczą szkodliwą dla sprawy Pańskiej – gorszym od niej jest stan ospałości.

Ale w związku z tą opozycją mogły pojawiać się niebezpieczeństwa – już przecież nie raz i nie dwa apostołowie byli atakowani za swoje nauki – i widać apostoł potrzebował wtedy specjalnej pomocy – i jak czytamy w wersetach 9 i 10 otrzymał właśnie taką pomocną wizję, w której usłyszał słowa, które są naszym dzisiejszym tematem: „Nie bój się, ale mów, a nie milcz. Bom ja z tobą, a żaden się na cię nie targnie, aby ci miał co złego uczynić: albowiem ja wielki lud mam w tym mieście”.

Mamy tu wielkie świadectwo Pańskiego nadzoru nad posłannictwem Ewangelii i jej sług, oraz tego, że Pan nie chce nas wprowadzać w doświadczenia ponad nasze możliwości – ale pilnuje, abyśmy mieli z nich wyjście i aby to obróciło się na dobro.

Co więcej – ten tekst świadczy także o tym, że Bóg zna serca wszystkich i ma staranie nie tylko o swych świętych, lecz także o tych, którzy jeszcze nie słyszeli i nie otrzymali Jego łaski, lecz których serca są we właściwej postawie uczciwości i szczerości. A także świadczy on o tym, że to Bóg jest kierującym swoją służbą – nie tylko pod względem kierunku i miejsca służby, ale także jej czasu, oraz potrzebnych doświadczeń, które są niezbędne aby wykonujący ją zrobili to jak najlepiej. I wreszcie świadczy o tym, jak ważna jest odważna postawa przy głoszeniu prawdy, szczególnie, gdy trzeba zająć stanowisko – które może być sprzeczne z poglądami społeczności, w jakiej się znajdujemy.

Miasto Korynt było wielkim miastem, a w dodatku do swej wielkości – było ono znane z rozwiązłości i rozpusty. W samej rzeczy do dziś funkcjonuje powiedzenie „córy Koryntu” o nierządnicach, czy „targowisko próżności”, które również miało swój pierwowzór w tym mieście. I co ciekawe – Pan zarządził, że podczas gdy w innych miastach Apostoł przebywał przez kilka dni, lub tygodni, to w Koryncie zatrzymał go aż przez półtora roku! (werset 11 – „I mieszkał tam rok i sześć miesięcy, nauczając u nich słowa Bożego”). Czemu? Dlatego, że zewnętrzna moralność prowadzi często do wewnętrznej obłudy, która jest wielkim wrogiem prawdziwej sprawiedliwości – a tam, gdzie grzech rozmnożył się w sposób zastraszający – tam ludzie czują, że są grzesznymi, i wierni zaczynają odczuwać wstręt do niego w swoich sercach – i ten wstręt w czystych sercach lepiej przygotował je do szczerego poświęcenia się.

Nie martwmy się więc, gdy spotykają nas szyderstwa i prześladowania – także w naszych społecznościach. Nie martwmy się, gdy nie widzimy możliwości służby, ani wielu zainteresowanych – gdyż my nie znamy serc drugich – a Pan przecież również i do nas mówi: „ja mam wielki lud w tym mieście”. I z tą radosną myślą dążmy do Królestwa, wykonując wszelką pracę Pańską, jakiej możliwości Pan nam daje, nie zważając na trudności i na ten niewielki odzew jaki jest teraz – nie martwiąc się, gdy nasze głoszenie powoduje opozycję i trudności, gdyż w tym samym wersecie Bóg mówi: „Nie bój się, ale mów, a nie milcz. Bom ja z tobą”. A w ewangelii Łukasza rozdziale 10 wersecie 19, że: „nic wam nie zaszkodzi”. Uczmy się pilnie, bo w przyszłości będziemy pomagali milionom ludzkości, których oczy zostaną otwarte! Jakże wtedy prawdziwym będą słowa – że Bóg ma wielki lud w tym mieście, i w każdym mieście!